Każdy czas jest dobry na przeczytanie książki, ale w przypadku tej o której chce dziś opowiedzieć, czerwiec stanowi wręcz idealny moment - w końcu mamy pride month. "She Drives Me Crazy" pióra Kelly Quindlen to zdecydowanie powiew świeżości na rynku queerowej literatury w naszym kraju. O tym dlaczego, w kilku słowach poniżej.
Jeden
incydent z przeszłości zdecydował o tym, że Scottie Zajac oraz Irene
Abraham delikatnie mówiąc - nie pałają do siebie sympatią.
Ostatnie czego potrzebują to samochodowa stłuczka na szkolnym
parkingu, w efekcie której samochód jednej trafia do warsztatu, a
druga zostaje zmuszona, by podwozić tamtą do szkoły, dopóki jej
auto nie wróci od mechanika.
Nasze
bohaterki nie były zachwycone sytuacją w jakiej się znalazły. Tym
bardziej szokujące było to dla ich najbliższych przyjaciół i
całego szkolnego korytarza. Scottie dość szybko zaczyna jednak dostrzegać, że
chwilowe towarzystwo rozpoznawalnej w szkole dziewczyny, nie tylko
świetnie wpływa na popularność żeńskiej drużyny koszykarskiej w której
gra, ale i wywołuje zazdrość u byłej dziewczyny, a zerwanie z którą dość mocno się na niej odbiło.
Nasza
bohaterka zamierzając upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, składa
Irene propozycję nie do odrzucenia. Bo co może być trudnego w...
udawaniu związku ze swoją szkolną nemezis? Wszystko.
"She Drives Me Crazy" to osadzona w szkolnych realiach amerykańskiego liceum, młodzieżówka
YA. Trzeba przyznać, że polski rynek wydawniczy dość długo kazał nam czekać na historię, w której pierwsze skrzypce będą grały dwie protagonistki. Historia Scottie i Irene krąży wokół motywu 'enemies to lovers', aczkolwiek bardziej skłaniałabym się w kierunku 'enemies to friends', bo właściwy wątek 'lovers' zaczął rozwijać się dopiero wraz z końcem fabuły. Autorka w bardzo trafny sposób, akcentuje w książce problem, jakim jest niedocenianie kobiet w sporcie. Znikoma liczba kibiców na meczach drużyny koszykarskiej Scottie czy mocno zachowawcze podejście innych, do faktu kandydowania przez cheerleaderkę, ktorą jest Irene do miana sportowca roku, są tego najlepszym przykładem.
Przyczepię się do kwestii technicznej, a mianowicie tłumaczenia. W książce spolszczono słowo 'cheerleaderka', zastępując go 'czirliderką'. Bardzo raziło mnie to w trakcie lektury, bo uważam, że są pewne wyrazy, które zwyczajnie lepiej pozostawić w oryginale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz