środa, 24 listopada 2021

#202 "Hunter" - L.J. Shen

        Nowa seria, nowe miasto, nowi bohaterowie. L.J. Shen powraca na polski rynek wydawniczy z cyklem Boston Belles, w którym nie zabraknie ciekawych i nietuzinkowych żeńskich postaci oraz równie aroganckich, co pewnych siebie mężczyzn z których słynie autorka. Przygodę z tą tetralogią rozpoczyna HUNTER, o którym opowiem wam poniżej.





            
            Tytuł - "Hunter"
           (oryg. The Hunter)
            Autor – L.J. Shen
    Tłumaczenie - Edyta Świerczyńska
Wydawnictwo–Kobiece/Niegrzeczne książki
           Liczba stron – 424
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6701-442-7


Hunter Fitzpatrick był oszałamiająco przystojny, bezsprzecznie czarujący i niepodważalnie pewny siebie. Kiedy w dodatku rodzisz się w jednej z najzamożniejszych amerykańskich rodzin, musisz mieć się na baczności, bo stoisz na publicznym świeczniku z którego upadek może być bardzo, ale to bardzo bolesny. Hunter nigdy nie był potulny niczym baranek, jak jego młodsza siostra Aisling, ani tym bardziej pozbawiony emocji i sztywny niczym starszy brat Cillian. Jako środkowe dziecko Jane i Geralda Fitzpatricków, naszego bohatera zawsze traktowano odrobinę po macoszemu, a jego zblazowany charakter i reputacja kobieciarza, wcale nie ułatwiały mu kontaktów z już i tak oschłymi rodzicami. Kiedy na światło dzienne wypływa kolejny skandal, w postaci sekstaśmy z udziałem Huntera, jego ojciec stawia mu ultimatum – albo przez kolejne sześć miesięcy jego najlepszymi przyjaciółmi zostaną celibat, abstynencja, szkoła i praca w Royal Pipelines albo... zostanie wykreślony z rodzinnego testamentu.

Na domiar złego Hunter będzie miał nadzór osoby, która ma w nosie jego czarujący uśmiech, wygląd greckiego boga i pochodzenie. Najważniejszym warunkiem, jaki postawił przed nim ojciec, było namówienie do wspólnego zamieszkania dziewczyny, która w mniemaniu Geralda Fitzpatricka stanowiła idealną kandydatkę do utrzymania w ryzach jego zblazowanego syna.

Sailor Brennan była wzorem wszelkich cnót - świetna uczennica bez skandali wiszących nad głową, która ponad wszystko kochała łucznictwo, a jej największym marzeniem był udział w zbliżającej się Olimpiadzie. Małe odstępstwo od perfekcji stanowiła rodzina dziewczyny, a konkretnie ojciec. Troy Brennan oficjalnie był szanowanym biznesmenem, ale w pewnych kręgach znano go, jako speca od brudnej roboty na usługach bostońskich elit. Mimo tej drobnej rysy, nasza bohaterka kochała i była kochana przez swoją rodzinę.

Propozycja złożona jej przez Huntera była prosta: ona miała pilnować go przed wszelkimi pokusami tego świata, a w zamian jego ojciec pomoże jej PR-owo. Jednak nosząca dresy i sprane T-shirty chłopczyca oraz naczelny bostoński skandalista nie przypuszczali, że bycie współlokatorami okaże większym wyzwaniem niż początkowo zakładali.


- Masz tylko pilnować, żebym był trzeźwy i cnotliwy. To wszystko.

Gapiłam się na niego w osłupieniu.

- Mam być twoją niańką?

Wzruszył ramionami.

- Umiem już korzystać z nocniczka i przesypiam całą noc – czasami nawet ranek i popołudnie.


Z „Hunterem” po raz pierwszy zetknęłam się wiosną zeszłego roku, kiedy przeczytałam go w oryginale. I z tego co pamiętam, był to naprawdę przyjemnie spędzony czas. Muszę przyznać, że z polskim wydaniem odrobinę się... męczyłam. Nie wiem z czego to wynika, ale to częste zjawisko przy okazji książek L.J. Shen. O ile jej pióro po angielsku czyta mi się świetnie, tak z naszymi rodzimymi tłumaczeniami mam już nieco pod górkę. Zdecydowanie jestem fanką głównej bohaterki, która nie została sportretowana jako klasyczna piękność, a raczej dziewczyna z wewnętrznym urokiem. Hunter natomiast skradł moje serce poczuciem humoru oraz zmianą, jaka w nim zaszła w kierunku bardziej odpowiedzialnego, aczkolwiek nadal błyskotliwego człowieka.

Boston Belles to ten typ książkowej serii, która z każdym kolejnym tomem jest coraz lepsza, a pisze to osoba, która czytała ją już całą w oryginale. Nie mogę się doczekać, aż poznacie lepiej Cilliana Fitzpatricka - brata Huntera, który będzie protagonistą kolejnej części.



                               Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                               Wydawnictwu Kobiecemu/Niegrzeczne książki!

sobota, 13 listopada 2021

#201 "Pisane z żalem" - Aly Martinez

      Z twórczością Aly Martinez miałam już do czynienia przy okazji lektury, genialnego skądinąd „Release” jej pióra (po cichu liczę, że kiedyś ta historia pojawi się i u nas). Za to z końcem października w Polsce swoją premierę miał pierwszy tom dylogii PODWÓJNY ŻAL czyli „Pisane z żalem”. O tym co sprawiło, że ta książka totalnie mnie... zaskoczyła w kilku(nastu) zdaniach poniżej.

         


 
        Tytuł - "Pisane z żalem"
       (oryg. Written with Regret)
          Autor – Aly Martinez
      Tłumaczenie - Iga Wiśniewska
        Wydawnictwo – Papierówka
           Liczba stron – 388
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6642-940-6

Caven Hunt to dwudziestodziewięcioletni mężczyzna, który właśnie świętuje wraz ze znajomymi ogromny sukces zawodowy. Sprzedaż założonego przez niego jeszcze w college'u oprogramowania do rozpoznawania twarzy, pewnemu gigantowi technologicznemu, zapewniło jemu i jego wspólnikowi sumę bagatela sześciuset osiemdziesięciu sześciu milionów dolarów. Czy cokolwiek może popsuć taki wieczór? Owszem i wcale nie są to sąsiedzi narzekający na zbyt głośną muzykę, a... dzwonek do drzwi mieszkania Cavena po otwarciu których zastaję tam... noworodka i krótki list.


Caven,

przepraszam. Nie chciałam, żeby do tego doszło. To nasza córka Keira. Zawsze będę ją kochać. Dbaj o nią najlepiej jak potrafisz.

Pisze to z żalem.

Hadley


Nasz bohater nie przypuszczał, że jedna przygoda sprzed kilku miesięcy powróci do niego pod postacią nowego życia. Caven nigdy nie planował mieć dzieci, a teraz stanął oko w oko ze swoim największym koszmarem. Kiedy test DNA potwierdził jego pokrewieństwo z małą dziewczynką, a poszukiwania jej biologicznej matki nie przyniosły rezultatu, do naszego bohatera zaczęło docierać, że od teraz jest odpowiedzialny za tego małego człowieka. Mimo ogromnego strachu i niepewności przed nieznanym, Caven postanowił wziąć się w garść i pogodzić z faktem, że jest ojcem.

Od tych wydarzeń minęło kilka lat w trakcie których nasz bohater, nie tylko dojrzał emocjonalnie, ale i nauczył się jak być najlepszym tatą dla swojej rezolutnej i uroczej córki Rosalee, której nadał imię po swojej zmarłej mamie. Caven nie przypuszczał, że jedno przyjęcie z okazji czwartych urodzin dziewczynki wywróci jego ustabilizowane życie do góry nogami. Pojawienie się Hadley wywołało ogromny szok i zamieszanie, a Caven musiał zdecydować, czy pozwolić kobiecie na jakikolwiek kontakt z Rosalee.


Aly Martinez napisała historię pełną trudnej przeszłości, bolesnych wyborów i uczuć z którymi walczą bohaterowie. Mimo, iż "Pisane z żalem" zawiera się w niecałych trzystu stronach, to autorce w zupełności wystarczyło miejsca, aby przedstawić w nich pełną paletę emocji. Jeśli miałabym opisać tą historię jednym słowem, to użyłabym określenia - NIEPOZORNA. Aly Martinez nie tylko potrafi skraść fabułą serce czytelnika, ale umie także mocno go zaszokować. W moim przypadku miało to miejsce na dokładnie 108 stronie, kiedy to autorka zaserwowała bardzo mocny plot-twist, który totalnie mnie zaskoczył. Ale to i tak nic w porównaniu z tym, co przynosi ostatni rozdział tego tomu. Byłam świadoma, że skoro PODWÓJNY ŻAL to dylogia, kwestią bezsporną był fakt, że "Pisane z żalem" zakończy się cliffhangerem. Ale nawet ja (samozwańcza królowa przewidywania wielu rzeczy) nie sądziłam, że Aly Martinez zrzuci taką BOMBĘ. Lubię książki, które potrafią zaskoczyć, ale kocham te, których lekturę kończę zbierając szczękę z podłogi. "Pisane z żalem" bezapelacyjnie należy do tej drugiej kategorii.



                            Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Papierówka!


piątek, 5 listopada 2021

#200 "Don't hate me"- Lena Kiefer

       Mimo, iż do końca roku pozostały niecałe dwa miesiące, to nadal mam kilka książkowych pozycji na premierę których mocno czekam. Do powyższego grona śmiało mogę zaliczyć drugi tom serii pióra niemieckiej autorki Leny Kiefer czyli „Don't hate me”, który kilka dni temu oficjalnie zawitał do polskich księgarni. Pierwsza część tego cyklu wydana w maju, zrobiła na mnie niezwykle pozytywne wrażenie, jak zresztą większość książek z gatunku New Adult wydawanych przez Jaguara. Czy historia Kenzie i Lyalla rozpoczęta w „Don't love me” ma swoją równie dobrą kontynuację w „Don't hate me”?



         Tytuł - "Don't hate me"   
          (oryg. Don't hate me)
           Autor – Lena Kiefer
     Tłumaczenie - Katarzyna Łakomik
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 448
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-8266-020-3

Od wydarzeń kończących pierwszy tom minęło pięć miesięcy. Prawda o przeszłości Lyalla ostatecznie pogrążyła jego dopiero co raczkujący związek z Kenzie. Letni pobyt w Szkocji zakończył się zatem dla obojga złamanymi sercami, a powrót do przyziemnych obowiązków okazał się trudniejszy niż mogli przypuszczać. Ona skupiła się na rodzinie, a on na ostatnich egzaminach, które czekały go przed ukończeniem studiów architektonicznych.

Jedno niewinne zaproszenie na inauguracyjne otwarcie nowej części hotelu Grand Kilmore mogło pogrążyć plany obojga, co do posklejania sobie życia po zerwaniu. Jednak ani Kenzie ani Lyall nie zamierzali wracać do miejsca, w którym jednocześnie tak cudownie rozpoczęła się, ale i dramatycznie zakończyła ich relacja. Zwłaszcza kiedy istniało ryzyko, że wpadną na siebie na przyjęciu. Mimo to, chęć zobaczenia efektów swojej pracy przez naszą bohaterkę oraz niechęć ponownego podpadnięcia nestorce rodu Hendersonów w osobie własnej babki przez głównego bohatera ostatecznie wygrały. Ponowne spotkanie Kenzie i Lyalla przebiegło jednak w atmosferze głębokiego żalu, trawiącego serca smutku, niewypowiedzianych słów oraz spojrzeń znaczących więcej niż tysiąc pocałunków. Oboje, choć każde z osoba, dobitnie uświadomili sobie, że droga do poskładania swojego życia na nowo będzie trudna, zwłaszcza kiedy uczucia nie wygasły ot tak z chwilą zerwania.

Nasi bohaterowie sądzili, że spotkanie na inauguracji w Kilmore było ich ostatnim. Życie jednak lubi pisać zaskakujące scenariusze, zwłaszcza kiedy ktoś postanowi zabawić się w swatkę.

Kiedy Kenzie otrzymuję propozycję od samej Theodory Henderson ma wiele wątpliwości, ale tylko jedna odpowiedź może być prawidłowa. Praca przy odnawianiu nowo zakupionego przez matkę Lyalla kompleksu hotelowego w greckim Korfu, wydaje się dla naszej bohaterki nie tylko doskonałą szansą na zdobycie doświadczenia, ale i możliwością uciszenia nadal kłębiących się w niej uczuć. Plan Kenzie zostaje jednak mocno zachwiany przez niespodziewane pojawienie się tego, o którym w trakcie tego wyjazdu miała starać się zapomnieć. Kiedy w Kefi Palace pojawia się Lyall, poproszony przez matkę o kilkutygodniowe zastępstwo, kiedy ta pilnie musi wyjechać do Dubaju, wszystko odżywa na nowo. Uczucia, strach, a przede wszystkim niepochamowane emocje przed którymi nie sposób uciec.


"Na taras weszła Clea ubrana w normalne, nierobocze ciuchy. Zerkaliśmy z zaciekawieniem, kto pojawi się za nią. Theodora wspominała tylko, że to ktoś, kogo zna już od dawna i komu może absolutnie zaufać, a to zostawiało naprawdę sporą przestrzeń do domysłów. Wszyscy mieli nadzieję, że może udało jej się nakłonić do współpracy któregoś z jej sławnych znajomych, więc czekaliśmy jak na szpilkach. Ale to zachłysnęłam się na jego widok.

- Lyall - wymsknęło mi się.

Byłam w szoku. W tym momencie tak bardzo chciałam, żeby to było tylko jakieś przewidzenie, żeby to nie on tam właśnie stał, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i odgarniając włosy niedbałym gestem. On ma być zastępcą Theodory? Właśnie on?

Musiał mnie usłyszeć, bo nie trwało dłużej niż ułamek sekundy, zanim zwrócił swój wzrok na mnie... i zastygł w bezruchu.

- Kenzie - powiedział takim samym tonem.

Było absolutnie jasne, że był równie zaskoczony moją obecnością, jak ja jego."


"Don't hate me" to historia, która nie jest perfekcyjna, ale uważam że czas z nią spędzony absolutnie nie był stracony. Książka, podobne jak pierwszy tom,  napisana jest bardzo przystępnym językiem, typowym dla powieści New Adult. Dość sporo tu opisów czy wewnętrznych monologów postaci, a mniej stricte dialogów między bohaterami, co w pewnym stopniu może nużyć czytelnika. Mocną stroną historii jest postać drugoplanowa w osobie Finlaya - kuzyna głównego bohatera, którego humor ale i niespełniona miłość totalnie mnie ujęły. Moje serce nadal z nieskrywaną miłością biję w kierunku Lyalla, będącego cudownym wiodącym protagonistą książki. Podobnie jak w "Don't love me" i tu Lena Kiefer dała czytelnikom takie zakończenie, że oczekiwanie na trzeci tom będzie istną torturą i wymagać będzie ode mnie dużej dozy cierpliwości, a z tym u mnie zawsze jest problem.




Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!