Nie lubię się żegnać - zwłaszcza z bohaterami, którzy skradli spory kawałek mojego serca. Dlatego właśnie mojej recenzji „Don't leave me” - ostatniego tomu serii pióra Leny Kiefer, towarzyszyć będzie zapewne spora nuta refleksji. Jesteście ciekawi jak zakończy się historia Kenzie i Lyalla? Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać.
Kenzie i Lyall nie mieli pojęcia, że ich powrót z Korfu zamieni się w koszmar, a wspólne plany na dalszą przyszłość staną pod wielkim znakiem zapytania. Aresztowanie chłopaka na lotnisku i zarzuty jakie mu postawiono, wywołały nie tylko medialną burzę, ale i rodzinną katastrofę – a jak mogliśmy się już przekonać, Hendersonowie nie akceptują skandali – zwłaszcza takich, które mogą zaszkodzić ich cennej reputacji.
Nikt nie chciałby żyć z łatką mordercy, niestety to właśnie o odebranie życia innej osobie, zostaje oskarżony Lyall. Kiedy kilka lat temu Kilmore, wstrząsnęła śmierć Adaline Warner – jego byłej dziewczyny, wszystko wskazywało na samobójstwo. Więc kiedy teraz, przypadkowy spacerowicz natrafia w miejscu tamtej tragedii na nóż ze śladami krwi dziewczyny i odciskami palców Lyalla Hendersona - świat, pani prokurator, media oraz część rodziny Hendersonów sprawcę dostrzegają tylko w jednej osobie - naszym bohaterze.
Głównym tłem fabularnym dla „Don't leave me” staje się proces sądowy oraz żmudna próba udowodnienia niewinności Lyalla. Mimo wsparcia ze strony ukochanej, kuzyna, siostry i rodziców, nasz bohater z każdym mijającym dniem (spędzonym najpierw w areszcie śledczym, a potem domowym z elektroniczną bransoletką na nodze) uświadamia sobie, że walka o coś, co brał do tej pory za pewnik czyli swoją wolność, nie będzie taka łatwa jak początkowo zakładał. Kiedy kolejne zeznania świadków i poszlaki przedstawiane przez prokuraturę coraz bardziej pogrążają Lyalla, on sam zaczyna godzić się z faktem, że ława przysięgłych i sędzia wydadzą wyrok, który odbierze mu wszystko.
„Don't
leave me” stanowi naprawdę znakomite zakończenie całej serii.
Lena Kiefer nadając fabule swego rodzaju "sherlockowskiego"
sznytu, sprawiła że czułam się niczym wspomniany detektyw,
próbujący rozwikłać zagadkę. Sama relacja głównych bohaterów
w tym tomie została wystawiona na największą próbę. Z podziwem
patrzyłam w trakcie lektury na niesamowitą siłę i wiarę Kenzie,
która nawet przez chwilę nie przestała być podporą dla Lyalla -
nawet wtedy, gdy on sam tracił już resztki nadziei.
Pozwolę
sobie także zwrócić uwagę na bohatera drugiego planu, czyli
Finlaya Hendersona. Kuzyn Lyalla swoim niezaprzeczalnym urokiem
skradł moje serce już w poprzednich częściach cyklu, ale tutaj
dokładając niesamowitą zawziętość i bezłomną wiarę sprawił,
że pokochałam go jeszcze mocniej.