środa, 29 czerwca 2022

#231 "Pachan" - Paulina Jurga

        Na palcach jednej ręki, jestem w stanie policzyć polskie autorki piszące romanse, których książki czytam. Przyznaję, że jestem cholernie wymagająca w tej kwestii. Mogę jednak bez żadnych wątpliwości napisać, że jeden z pięciu palców wspomnianej ręki należy do Pauliny Jurgi. Po fenomenalnym "Ławruszniku" - pierwszym tomie serii GRUZIŃSKA MAFIA, z niecierpliwością wyczekiwałam jego kontynuacji. Czy lektura "Pachana" zaspokoiła moje wymagające recenzenckie podniebienie i głód spragnionego czytelnika?




            Tytuł – „Pachan"
         Autor – Paulina Jurga
          Wydawnictwo – Otwarte
           Liczba stron – 424
        Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-8135-157-7


Od wydarzeń, które na zawsze zmieniły życie Igora "Rzeźnika" Wasina minęło osiemnaście lat. On sam każdego dnia odczuwa mentalne skutki związane z faktem, że pozbawił życia kobietę, która niepostrzeżenie zawładnęła jego gruzińskim sercem.

O przeszłości trudno jednak będzie Igorowi zapomnieć, zwłaszcza kiedy los postawi na jego drodze kogoś niezwykle podobnego do zmarłej Sofii. Mężczyzna nie był zachwycony, kiedy jego siostrzeniec podrzucił mu młodą dziewczynę. Cicha, zamknięta w sobie i wycofana Aisza stanowiła dla naszego bohatera zagadkę, którą mimo początkowej niechęci, z czasem chciał rozwiązać.

Oboje z przeszłością, która odcisnęła na nich niewyobrażalne piętno. Każde z bliznami - zarówno tymi fizycznymi, jak i skrywanymi wewnątrz. Dwoje ludzi, dla których los zaplanował coś, czego żadne nie było w stanie przewidzieć.

Igor nie przypuszczał jeszcze, że Aisza będzie dopiero pierwszym z wyzwań, jakie postawi przed nim życie. Zwłaszcza po tym, jak mężczyzna pozna ostatnią wolę swojego zmarłego brata.


"Pachan" to uczta, którą czytelnik delektuje się wraz z każdym przeczytanym słowem, pochłoniętym akapitem i skończonym rozdziałem. Poprzeczka, jaką autorka zawiesiła sobie poprzednim tomem, nie została przez nią absolutnie strącona, a trzyma się naprawdę mocno i stabilnie. Paulina postawiła w tej historii na jeden z moich ulubionych książkowych motywów, czyli "age gap" między głównymi bohaterami, co już samo w sobie dodało książce pewnej zakazanej nuty. Sama relacja Igora i Aiszy została świetnie poprowadzona, a cała fabuła miała moim zdaniem idelane wręcz tempo. Główni bohaterowie mieli czas, by poczuć się dobrze w swoim towarzystwie, poznać bliżej i zaufać sobie nawzajem - co biorąc pod uwagę przeszłość obojga, nie było łatwe. Mocnym akcentem "Pachana" są postaci drugiego planu, a moim ulubieńcem (i założę się, że nie tylko moim) stał się Kalina - prawa ręka Igora.



                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Otwartemu!

poniedziałek, 20 czerwca 2022

#230 "She Drives Me Crazy" - Kelly Quindlen

      Każdy czas jest dobry na przeczytanie książki, ale w przypadku tej o której chce dziś opowiedzieć, czerwiec stanowi wręcz idealny moment - w końcu mamy pride month. "She Drives Me Crazy" pióra Kelly Quindlen to zdecydowanie powiew świeżości na rynku queerowej literatury w naszym kraju. O tym dlaczego, w kilku słowach poniżej.




      Tytuł - "She drives me crazy"   
       (oryg. She drives me crazy)
         Autor – Kelly Quindlen
     Tłumaczenie - Iwona Wasilewska
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 320
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-8266-117-0


Jeden incydent z przeszłości zdecydował o tym, że Scottie Zajac oraz Irene Abraham delikatnie mówiąc - nie pałają do siebie sympatią. Ostatnie czego potrzebują to samochodowa stłuczka na szkolnym parkingu, w efekcie której samochód jednej trafia do warsztatu, a druga zostaje zmuszona, by podwozić tamtą do szkoły, dopóki jej auto nie wróci od mechanika.

Nasze bohaterki nie były zachwycone sytuacją w jakiej się znalazły. Tym bardziej szokujące było to dla ich najbliższych przyjaciół i całego szkolnego korytarza. Scottie dość szybko zaczyna jednak dostrzegać, że chwilowe towarzystwo rozpoznawalnej w szkole dziewczyny, nie tylko świetnie wpływa na popularność żeńskiej drużyny koszykarskiej w której gra, ale i wywołuje zazdrość u byłej dziewczyny, a zerwanie z którą dość mocno się na niej odbiło.

Nasza bohaterka zamierzając upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, składa Irene propozycję nie do odrzucenia. Bo co może być trudnego w... udawaniu związku ze swoją szkolną nemezis? Wszystko.


"She Drives Me Crazy" to osadzona w szkolnych realiach amerykańskiego liceum, młodzieżówka YA. Trzeba przyznać, że polski rynek wydawniczy dość długo kazał nam czekać na historię, w której pierwsze skrzypce będą grały dwie protagonistki. Historia Scottie i Irene krąży wokół motywu 'enemies to lovers', aczkolwiek bardziej skłaniałabym się w kierunku 'enemies to friends', bo właściwy wątek 'lovers' zaczął rozwijać się dopiero wraz z końcem fabuły. Autorka w bardzo trafny sposób, akcentuje w książce problem, jakim jest niedocenianie kobiet w sporcie. Znikoma liczba kibiców na meczach drużyny koszykarskiej Scottie czy mocno zachowawcze podejście innych, do faktu kandydowania przez cheerleaderkę, ktorą jest Irene do miana sportowca roku, są tego najlepszym przykładem.

Przyczepię się do kwestii technicznej, a mianowicie tłumaczenia. W książce spolszczono słowo 'cheerleaderka', zastępując go 'czirliderką'. Bardzo raziło mnie to w trakcie lektury, bo uważam, że są pewne wyrazy, które zwyczajnie lepiej pozostawić w oryginale.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

niedziela, 19 czerwca 2022

#229 "Heartstopper. Tom 4" - Alice Oseman

       Nigdy bym nie przypuszczała, że powieść graficzna skradnie moje serce. W życiu bym nie pomyślała, że jej bohaterowie staną mi się tak bliscy. A wszystko dzięki brytyjskiej autorce i ilustratorce Alice Oseman, która dokonała niemożliwego. Po tym jak jednorazowo połknęłam trzy pierwsze części serii "Heartstopper", wyczekiwanie na kolejną było słodką, ale nadal torturą. Czy czwarty tom cyklu dorównał swoim poprzednikom? Sprawdźmy.



      Tytuł - "Heartstopper. Tom 4"   
      (oryg. Heartstopper. Volume 4)
          Autor – Alice Oseman
    Tłumaczenie - Natalia Mętrak-Ruda
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 384
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-8266-115-6


 

Charlie i Nick zostali oficjalnie parą, ujawnili się przed innymi i z paczką przyjaciół spędzili cudowny czas w Paryżu. Powrót z Europy oznaczał jednak powrót do rzeczywistości oraz problemów codzienności. Początkową euforię Charliego zaczyna jednak przyćmiewać niepewność, bo ani on ani Nick nie wypowiedzieli jeszcze tych dwóch słów, które dopełniają każdy związek.

KOCHAM CIĘ.

Charlie z obawy przed reakcją Nicka, odkłada wyznanie w czasie, aż wreszcie kierowany spontanicznością, wypowiada je w dość mało romantycznych okolicznościach. Miejsce ani sposób okazały się nie mieć żadnego znaczenia, bo jedno kocham cię zostało odwzajemnione drugim.

Czy jednak miłość jest wystarczająca? 

Wystarczająca, by pomóc.

Wystarczająca, by dać siłę.

Wystarczająca, by zapewnić, że wszystko będzie dobrze.



Alice Oseman po raz kolejny podkręciła temperaturę w moim sercu. Ciężko nie odczuwać ciepła, kiedy czytasz o relacji takiej jak ta, która połączyła Charliego i Nicka. O pięknie czwartego tomu stanowi nie tylko cudowny obraz czy słowa, ale przede wszystkim przesłanie jakie ze sobą niesie. Autorka w tej części rozwinęła to, co w poprzednich lekko naruszyła - zaburzenia odżywiania Charliego.

To niesamowite, że ta sama książka potrafi swoim wnętrzem rozczulić czytelnika oraz wywołać uśmiech na jego twarzy, ale jednocześnie poruszyć też niezwykle ważny temat zdrowia psychicznego młodego człowieka oraz jego wpływ na najbliższe mu osoby.



    Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

niedziela, 12 czerwca 2022

#228 "Reminders of Him" - Colleen Hoover

      Są takie autorki, których książki biorę w przysłowiowe „ciemno”, a ich premiery wyczekuję niczym dziecko doglądające pierwszej gwiazdki na niebie, by móc otworzyć świąteczne prezenty. W moim przypadku, tak właśnie jest z każdą kolejną wydawaną historią pióra Colleen Hoover. Zawsze zastanawia mnie tylko jedno. Czy wystarczy mi łez? Czy będę na tyle silna, by nie pokonały mnie emocje? Czy dam radę przeczytać książkę, bez konieczności robienia przerw na zaczerpnięcie powietrza? Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania dostarczy wam poniższa recenzja "Reminders of Him. Cząstka ciebie, którą znam."



       Tytuł - "Reminders of Him. 
       Cząstka ciebie, którą znam" 
        (oryg. Reminders of Him)
         Autor – Colleen Hoover
     Tłumaczenie - Zbigniew Kościuk
         Wydawnictwo – Otwarte
           Liczba stron – 352
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-8135-197-3


Główną bohaterką historii jest dwudziestosześcioletnia Kenna Rowan, która ostatnie pięć lat swojego życia spędziła w miejscu, gdzie czas płynie zupełnie inaczej, a rzeczywistość odmierzana jest wyrzutami sumienia. Więzienna cela stanowiła dla niej „dom” z dala od domu. Wyjście poza mury zakładu karnego, oznaczało nie tylko powrót do świata, który wcale nie stanął w miejscu wraz z zapadnięciem wyroku, lecz przede wszystkim spotkanie ludzi – osób, które wolałyby wymazać istnienie Kenny ze swojej pamięci.

Pomyślicie zapewne, że kilkuletnia odsiadka to najgorsze, co człowiek może sobie wyobrazić. Tylko wy, cztery ściany, posiłki o wyznaczonych godzinach, kąpiel w określone dni, pobyt na świeżym powietrzu we wskazanych porach – wszystko pod nadzorem. Czy ten obraz jest dla was wystarczającym koszmarem? Więc teraz wyobraźcie sobie, że pobyt w więzieniu to konsekwencja nieszczęśliwego wypadku do którego doprowadziliście - zdarzenia w efekcie którego życie stracił człowiek - miłość waszego życia. Mało? To teraz pomyślcie, że chwilę po skazaniu dowiadujecie się o ciąży, a prawa do dziecka, które nosicie potem przez dziewięć miesięcy pod sercem, zostają wam odebrane.


Kenna nigdy nie przytuliła córki.

Kenna nigdy nie poznała jej zapachu.

Kenna nigdy nie wykrzyczała jej imienia.


Wychodząc na wolność, nasza bohaterka pragnęła tylko jednego – móc poznać własne dziecko. Małego człowieka za którym tęskniła przez ostatnie pięć lat. Córkę, której jedyne co mogła ofiarować to imię. Diem.

Kenna miała pełną świadomość, że powrót do miejsca w którym to wszystko się zaczęło, a jednocześnie skończyło, nie będzie łatwy. Mimo zdobycia nisko płatnej pracy i dość skromnego mieszkania, dziewczyna zdawała sobie sprawę, że największa walka dopiero przed nią. Walka o szansę. Bo tylko tego pragnęła – szansy. By ktoś dał jej szansę. Ktokolwiek.

Nasza bohaterka nie sądziła jednak, że droga do tego będzie tak wyboista i pełna podkładanych jej pod nogi kłód, które przygniatały ją za każdym razem. Ostatnie o czym Kenna myślała to własne uczucia, jednak i tych człowiek nie jest w stanie wyłączyć. Nie szukając sprzymierzeńców w największej walce swojego życia, dziewczyna znalazła go w osobie człowieka, który mógł być zarówno jej nadzieją jak i zgubą.


Rzadko, ale czasem wzrusza mnie recenzja książki, którą w danej chwili piszę. Taki właśnie moment nadszedł wraz z "Reminders of Him. Cząstka ciebie, którą znam". Mimo, iż przez całą książkę przeszłam zaskakująco spokojnie, to skłamałabym gdybym napisała, że nie pojawiło się wzruszenie. Nie wylałam morza łez, którego się spodziewałam, ale Hoover i tak uderzyła w najczulsze struny mojej czytelniczej duszy romantyczki.

"Reminders of Him. Cząstka ciebie, którą znam" to krzyk człowieka, krzyk kobiety, krzyk matki – głośny krzyk, który usłyszałam. Nie mam dzieci, więc nie napiszę – Kenno, wiem dokładnie co czułaś. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że ten ból rozrywał ci serce, kawałek po kawałku. Colleen Hoover ponownie ujęła mnie swoim piórem, które w wielu momentach niosło ze sobą poetycki wydźwięk. Słowa i zdania, które budują fabułę całej książki, tworzą bez wątpienia niezwykle poruszający obraz. Poza głównym wątkiem związanym z Kenną jako matką, nie brakuję tu także tego, związanego z Kenną jako kobietą. Element romantyczny, który pojawia się tu za sprawą relacji bohaterki z Ledgerem sprawia, że książka nabrała typowo Hooverowskiego kształtu.


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Otwartemu!



czwartek, 9 czerwca 2022

#227 "Uwolnienie" - Aly Martinez

        Litery, słowa, zdania, akapity, rozdziały – to one budują książkę od strony technicznej. Dla mnie jednak najważniejsze są emocje, jakie wspomniane wyżej elementy zebrane razem, potrafią wywołać. Raz na jakiś trafia się na książkę, której już sam opis sprawia, że człowiek nie potrafi przejść obok niej obojętnie. Tak właśnie było z „Uwolnieniem” pióra Aly Martinez, którą po raz pierwszy przeczytałam nieco ponad dwa lata temu w języku angielskim. Miałam wtedy nieodparte wrażenie, że jej wnętrze wyrwie, przeżuje i wypluje moje serce, by się zwyczajnie wykrwawiło z bólu i niesprawiedliwości, jaka dotknęła bohaterów. Czy tak się stało? Owszem. Bo Aly Martinez zaserwowała jedną z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających historii, jakie dane mi było w swoim życiu przeczytać, a o której dziś opowiem nieco więcej.




          Tytuł - "Uwolnienie" 
            (oryg. Release)
          Autor – Aly Martinez
      Tłumaczenie - Iga Wiśniewska
        Wydawnictwo – Papierówka
           Liczba stron – 296
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-6730-305-7



Ramsey Stewart i Thea Hull poznali się w mało sprzyjających okolicznościach. Oboje tego samego dnia stracili swoje mamy - jej zmarła z powodu choroby nowotworowej, a jego po prostu wyszła z domu i nie obejrzała się wstecz. Thea została z ukochanym ojcem, ale żałoba i ból po stracie żony przytłoczyły go tak bardzo, że nie był on w stanie zapewnić emocjonalnego wsparcia córce, która w zasadzie była pozostawiona sama sobie. Sytuacja Ramseya była dużo trudniejsza, bo on i jego młodsza siostra pozostali pod opieką człowieka, który stosował przemoc - zarówno fizyczną, jak i tą psychiczną.

Jakby tego było mało, tamtego tragicznego dnia Thea złamała też nogę, za co w dużej mierze obwiniała chłopaka. Jednak dzięki upartej postawie Ramseya, był on w stanie okiełznać niechęć dziewczyny, jaką względem niego przejawiała po tym niefortunnym incydencie. Z biegiem tygodni i miesięcy - dzięki rozmowom, wspólnie spędzanym chwilom i wzajemnemu wsparciu, ich znajomość zaczęła budować fundamenty solidnej przyjaźni.

Naszym bohaterom dość naturalnie przyszło przejście z relacji stricte przyjacielskiej, do tej w której stali się parą. W ich przypadku było to niczym powietrze, bez którego nie da się oddychać. Czas pokazał, że uczucia jakimi zaczęli się darzyć, nie były tylko typowym dla nastolatków zauroczeniem.

A skoro już o tym mowa. Czas - jedno proste słowo, którego nigdy głębiej nie analizujemy. Często chcielibyśmy go zatrzymać, by móc dłużej delektować się danym momentem, a czasem pragniemy by przyspieszył, bo nie możemy się czegoś doczekać. Jednak nasze życie to nie koncert życzeń, by móc coś zatrzymać, przyspieszyć czy cofnąć. Bywa, że chwila zmienia wszystko, nie bacząc na zniszczenia i ofiary, jakie niesie ze sobą.

Dziewiętnaście minut, trzydzieści dziewięć sekund oraz jeden potwór w ludzkiej skórze - tyle wystarczyło, by wspólna przyszłość, jaką zaplanowali Thea i Ramsey rozsypała się niczym domek z kart. Największy cios miał jednak dopiero nadejść. Bo życie zamiast bajki, zgotowało naszym bohaterom prawdziwy koszmar.

Zastanówcie się, jak długo bylibyście w stanie czekać na to, aby być z ukochaną osobą? Mając świadomość, że kiedy ponownie się spotkacie, ona może być już kimś zupełnie innym - zmienionym zarówno pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Jak długo? Thea czekała dwanaście lat, osiem miesięcy, trzy tygodnie, cztery dni, trzynaście godzin i trzynaście minut. 


"Uwolnienie" to książka o niesamowitej, wręcz niewyobrażalnej sile miłości. Chciałbym myśleć, że na miejscu głównej bohaterki postąpiłabym tak samo. Chcę wierzyć, że na ukochanego czekałabym nawet i kilka dekad. Każda strona tej historii to dowód niesłabnącej nadziei, mimo bólu i niesprawiedliwości jaka spotkała głównych bohaterów. Aly Martinez zdążyła już przyzwyczaić swoich czytelników do faktu bycia królową plot-twistów i również tu takowego nie zabrakło. Mimo, iż ta książka nie należy do cegiełek, to na tych niecałych trzystu stronach, czytelnik doświadcza niezwykle emocjonalnego rollercoasteru, który potrafi w jednej chwili złamać serce, by ostatecznie móc je posklejać - kawałek po kawałku.

"Uwolnienie" to obraz ludzkiej miłości w jej najczystszej formie, która nawet wystawiona na najcięższą próbę, nigdy nie złożyła broni.


                               Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Papierówka!

wtorek, 24 maja 2022

#226 "Tysiąc powodów, by zostać" - Ewelina Nawara

       Jak często, okładka książki jest głównym czynnikiem decydującym o tym, że po nią sięgacie? W przypadku nowej historii pióra Eweliny Nawary, to właśnie piękna i nieco akwarelowa grafika stała się głównym powodem dla którego skusiłam się na jej lekturę. Czy wnętrze „Tysiąca powodów, by zostać” skradło moje serce równie mocno, co okładka?  




    Tytuł - "Tysiąc powodów, by zostać"
          Autor – Ewelina Nawara
           Wydawnictwo – Inanna
            Liczba stron – 226
         Wydanie pierwsze – 2022
         ISBN – 978-83-7995-610-4

Miles Jones miał wszystko, o czym każdy mężczyzna mógł tylko marzyć. Kobiety na kiwnięcie palcem, miliony na koncie bankowym, sławę i popularność będące efektem ubocznym jego pracy. Jako wokalista niezwykle popularnej rockowej kapeli Midnight Beats swoją pasją do muzyki dzielił się z całym światem i jeszcze mu za to płacili. Miles nie przypuszczał, że jeden telefon wywróci jego poukładany świat do góry nogami.

Powrót do rodzinnej Alabamy, której z powodu pracy nie miał okazji odwiedzać zbyt często, tym razem miał mieć słodko-gorzki smak. Miles wiedział, że przyjazd do tętniącego spokojem i małomiasteczkowym klimatem Willow Creek, to jedyna szansa na spędzenie czasu z bratem – czasu, którego Archerowi nie pozostało zbyt wiele.

Miles nie przypuszczał, że powrót w rodzinne strony będzie jednocześnie najtrudniejszym, ale i najpiękniejszym czasem w jego życiu. Bo o ile wiedział, że jego i najbliższe mu osoby czekają teraz trudne chwile, to kompletnie nie spodziewał się, że w tym trudnym momencie pozna kogoś, kto okażę mu nie tylko wsparcie, ale i wyzwoli w nim niespodziewane uczucia.

Kiedy kilka lat temu Olivia Davis zamieszała w Willow Creek, od razu poczuła, że odnalazła swoje miejsce na ziemi. Mimo braku kulinarnego wykształcenia, dzięki swojej pasji oraz cukierniczym umiejętnościom, dziewczynie udało się zdobyć posadę w Sweet Tooth – miejscowej cukierni, która zaspokaja najbardziej wybredne podniebienia tutejszych mieszkańców. Czego więcej można chcieć, mając cudowną pracę, urokliwy domek i grono oddanych przyjaciół? Olivia gdzieś w podświadomości znała odpowiedź na to pytanie, ale nie wiedziała jeszcze, że pojawi się ona w drzwiach do Sweet Tooth tak szybko.


„Tysiąc powodów, by zostać” nie jest perfekcyjną książką, ale jest idealna na swój własny sposób. Cieszę się, że autorce udało się uzyskać typowo małomiasteczkowy klimat, będący nieodzownym elementem historii osadzonych w takich miejscach, jak Willow Creek. „Tysiąc powodów, by zostać” nie wymaga od czytelnika większego skupienia, a swoją prostotą i brakiem skomplikowanej fabuły, stanowi idealną lekturę na niezobowiązujący wieczór przy kieliszku wina czy filiżance gorącej herbaty. Okładka tej książki powinna stanowić przykład dla innych wydawców i autorów, którzy chcieliby postawić na coś bardziej oryginalnego oraz zapadającego w pamięć. Uważam, że grafika stworzona na potrzeby historii Milesa i Olivii jest bardzo klimatyczna, pięknie wykonana i przede wszystkim rzadko spotykana wśród wydawanych na polskim rynku romansów.

Jestem mocno niepocieszona objętością książki, która zamyka się w nieco ponad 200 stronach. Zabrakło mi większego rozwinięcia fabularnego oraz głębszego sportretowania poszczególnych postaci. W związkuztym, że „Tysiąc powodów, by zostać” jest tak krótką historią, jej akcja toczy się bardzo szybko, przez co czytelnikowi trudno może być nawiązać głębszą więź i lepszą relację z bohaterami.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Inanna!

sobota, 21 maja 2022

#225 "Loveless" - Alice Oseman

      Bywają różne książki – zabawne, wzruszające, refleksyjne. Od czasu do czasu trafiam też na takie, które w swoim wnętrzu kryją coś więcej. Do „Loveless” Alice Oseman podeszłam z wielkimi nadziejami – nadziejami, które urosły nie tylko po cudownym „Heartstoperze”, ale i po zapowiedziach z fragmentami samej książki, które niesamowicie do mnie trafiały. Czy jesteście zatem ciekawi, co myślę na świeżo po lekturze tej historii?




           Tytuł - "Loveless"   
            (oryg. Loveless)
          Autor – Alice Oseman
     Tłumaczenie - Anna Halbersztat
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 448
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-8266-113-2


Główną bohaterką książki jest osiemnastoletnia Georgia Warr, którą czeka kolejny etap edukacji - tym razem ten uniwersytecki, czyli rozpoczęcie studiów na kierunku filologii angielskiej w Durham. Z dala od rodzinnego domu, ale uzbrojona w dwójkę wspaniałych przyjaciół dziewczyna jest pełna nadziei, ale i obaw. Nadziei na to, co może się wydarzyć, ale także obaw o to, że to nigdy nie nastąpi.

Georgia nigdy nie była zakochana, co ma również związek z tym, że przed nią był jeszcze pierwszy pocałunek czy seks. Nasza bohaterka liczyła, że studia i nowe środowisko pomogą jej ''odhaczyć'' wszystko z powyższej listy. No bo skoro wszyscy wokół (zarówno w tym realnym otaczającym ją świecie, jak i tym fikcyjnym jej ukochanych romansów) tego doświadczają, to ją też to spotka. Prędzej czy później. Prawda? PRAWDA?

Czasami jednak dostrzeżenie, a potem zaakceptowanie pewnego stanu rzeczy jest trudniejsze niż nam się wydaję. Pogodzenie się z niektórymi faktami napawa często strachem i niepewnością. Georgię otaczało przeświadczenie, że coś musi być z nią nie tak. Bo dlaczego nigdy się nie zakochała? Dlaczego myśl o pocałowaniu kogokolwiek wywoływała w niej niedające się w żaden sposób wytłumaczyć obawę i strach? To nie jest normalne - mówiła. Dlaczego nie mogę mieć tego co inni - pytała. Co jest ze mną nie tak – krzyczała.

Słyszycie Georgię? Jej głośny, wyraźny i pełen niepewności krzyk. 

CO JEST ZE MNĄ NIE TAK?!


„Loveless” jest nieidealnie idealną książką. Oceniając ją obiektywnie – pod względem językowym i fabularnym jest poprawna. Chyba forma komiksowo-graficzna jaką zaprezentowała w „Heartstoperze” Oseman dużo bardziej przypadła mi do serca. Tutaj dość długo wchodziłam w rytm fabuły, który momentami (zwłaszcza na początku) był nużący.

Prawda jest jednak taka, że żadne moje powyższe mniej pozytywne uwagi nie odbiorą tej książce najważniejszego – przekazu, który niesie dumnie niczym żołnierz swój miecz po wygranej bitwie. Nie da się w żaden sposób zaprzeczyć, że „Loveless” to opowieść, która jest ważna i była potrzebna – dla świata, dla społeczeństwa, dla osób jak Georgia. Poszukiwanie własnej tożsamości i zgłębianie orientacji seksualnej powinno być czymś normalnym, ale przez presję czy swego rodzaju kanony i normy społeczne stało się dla wielu przerażającym, dezorientującym, a nawet wewnętrznie przygniatającym niczym imadło doświadczeniem. A nie powinno takie być. Nigdy. 

Historia Georgii oraz jej droga do akceptacji siebie, jako osoby aseksualnej i aromantycznej, czyli takiej, która nie odczuwa do nikogo ani pociągu romantycznego ani seksualnego, to niezwykle ważna pozycja w literaturze YA. Uważam, że wielu młodym osobom (targanym wątpliwościami, niepewnością, strachem) może dać ona siłę, której nie są w stanie odnaleźć nigdzie indziej.

WSZYSTKO JEST OK. Z WAMI. GEORGIAMI NA CAŁYM ŚWIECIE.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

poniedziałek, 9 maja 2022

#224 "Władca Londynu" - Tillie Cole

        Tillie Cole to bez wątpienia człowiek-orkiestra, a ta muzyczna analogia wcale nie pojawia się tu przypadkowo. Są osoby potrafiące grać na wielu instrumentach, a jej instrumentem jest klawiatura komputera spod którego wychodzą tak różnorodne historie, że czasem jestem w naprawdę dużym szoku, że piszę je jedna i ta sama osoba. Książkowe portfolio autorki to zarówno książki, które wzruszają jak i takie, po lekturze których czytelnik potrzebuje chwili, by zebrać myśli i... szczękę z podłogi. A jak wypadł „Władca Londynu”? O tym, w kilku słowach poniżej.





        Tytuł - "Władca Londynu" 
       (oryg. Lord of London Town)
          Autor – Tillie Cole
     Tłumaczenie - Lucyna Wawrzyniak
        Wydawnictwo – Papierówka
           Liczba stron – 400
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-6642-971-0

Wyobraźcie sobie, że macie wszystko i jednocześnie nie posiadacie nic. Cheska Harlow-Wright doskonale wie, jakie to uczucie. Pochodząca z bardzo zamożnej rodziny dziewczyna, chętnie korzystała z przywilejów i luksusów jakie dawało jej nazwisko oraz majątek. Jednak ze względu na swoją płeć, nigdy nie mogła liczyć na poważne traktowanie ze strony ojca, którego jednym celem było wydać ją dobrze za mąż, by to jego zięć we właściwym czasie objął stery w rodzinnej firmie.

Przyszłość Arthura była zapisana w gwiazdach już od dnia jego narodzin. Jako syn Alfiego Adleya – szarej eminencji londyńskiego półświatka – działanie poza granicami prawa miał we krwi. Duma z noszonego nazwiska, umiejętności jakie posiadał i strach wrogów, którymi się karmił stanowiły mieszankę wybuchową.

Cheska i Arthur pochodzili z dwóch kompletnie różnych światów. Podczas gdy ona brylowała na kolejnych przyjęciach towarzyskich, on umacniał pozycję rodziny Adleyów w przestępczej machinie.

Niewiele osób wiedziało, że drogi tych dwojga na przestrzeni lat wielokrotnie się krzyżowały, by ostatecznie ich znajomość zakończyła się wraz z tragedią, która dotknęła rodzinę Adleyów. Po tym jak w trakcie jednego ze spotkań postrzelony zostaje ojciec Arthura, ten otacza się mrokiem wyłączając wszystkie emocje, jakie obudziła w nim Cheska, zwłaszcza po tym jak na jej palcu dostrzegł pierścionek zaręczynowy.

Cały Londyn wiedział czym trudni się rodzina Adleyów, wiedziała o tym także Cheska. Właśnie dlatego, kiedy w dniu swojego wieczoru panieńskiego dostała nagranie z egzekucją własnego ojca i narzeczonego, by chwilę potem zamaskowani mężczyźni zabili na jej oczach obie przyjaciółki, a samej dziewczynie udaje się cudem uciec – nasza bohaterka ma świadomość, że tylko jedna osoba w całym mieście może zapewnić jej bezpieczeństwo. Ten, którego nie widziała od ponad roku. Ten, przed którym drży cały Londyn. Mężczyzna, który dawno temu zawładnął jej umysłem, mimo dzielących ich różnic.


Czy ponowne spotkanie Arthura i Cheski zakończy się inaczej, niż to ostatnie? Zwłaszcza, że ktoś ewidentnie obrał sobie za cel zarówno pochodzącą z elit dziewczynę, jak i nietykalny do tej pory świat Arthura.


„Władca Londynu” to naprawdę wciągająca propozycja dla fanek mocniejszych akcentów. Na pewno nie zakwalifikowałabym tej historii do kategorii darków, ale i nie umieściłabym jej w grupie romansów obyczajowych. Ta książka stanowi pewien balans pomiędzy dwoma powyższymi grupami. To co podobało mi się najbardziej, to relacja łącząca Arthura z jego najbardziej zaufanymi ludźmi do których zaliczali się kuzyni i przyjaciele mężczyzny. Zresztą autorka w umiejętny sposób pozwoliła każdej z tych postaci drugoplanowych zgarnąć trochę fabuły dla siebie, a tym samym zainteresować sobą czytelnika.

Przez całego „Władcę Londynu” Tillie sprawnie operuje słowem, dając nam opis surowego i brutalnie nakreślonego świata, w którym lojalność stanowi wartość najwyższą. Za jej brak wobec Adleyów płaci się wysoką ceną, o czym w kilku bardzo mocnych scenach sama miałam okazję się przekonać. Pokazana w nich bezwzględność głównego bohatera sprawiła, że książka jednocześnie przyciągała i szokowała.



                                  Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Papierówka!


wtorek, 3 maja 2022

#223 "Zagubiony" - Josie Williams

      Jaki aspekt decyduje o tym, że sięgacie po daną książkę? Jej okładka? Opinie znalezione w sieci? A może opis? W przypadku historii z recenzją której dziś do was przychodzę, był to bez wątpienia ten ostatni czynnik. Te kilka zdań z okładki „Zagubionego” wystarczyły, bym bez wahania sięgnęła po książkę pióra Josie Williams.





           Tytuł - "Zagubiony"   
          (oryg. The Wanderer)
         Autor – Josie Williams
      Tłumaczenie - Alina Patkowska
   Wydawnictwo – HarperCollins Polska
           Liczba stron – 304
         Wydanie pierwsze – 2022
        ISBN – 978-83-2767-952-9


Zastanawialiście się kiedyś co się dzieje, kiedy człowiek umiera? Czy w ogóle istnieje inne życie po tym, jak zakończy się to fizyczne tu – na ziemi? A może umiera tylko nasze ciało, podczas gdy dusza dalej funkcjonuje?

Głównym bohaterem „Zagubionego” jest nastoletni Ryder Edmonds, który... zmarł pięć lat temu. Wypadek w trakcie rodzinnego spływu po górskiej rzece, zakończył się dla niego tragicznie. Ale Ryder popełnił jeden błąd – błąd, którego konsekwencje odczuwa każdego dnia. Kiedy umierał, zamiast podążyć w stronę światła, został tu – na ziemi. Niewidzialny dla nikogo, bez fizycznego ciała, pozbawiony możliwości odczuwania bodźców jak smak czy dotyk – jest duszą albo jak on woli to określać 'zagubionym'.

Jedynym momentem w którym ktoś taki jak on, może zostać dostrzeżony przez inną osobę, jest chwila jej śmierci. To właśnie główny powód dlaczego, że Ryder często błąka się po szpitalnych korytarzach - by wykorzystać (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) tą tragiczną chwilę i znów poczuć się żywym - bo te kilka sekund, kiedy jest widziany przez umierającą osobę, pomaga mu poczuć się mniej samotnie.

To właśnie podczas pobytu w szpitalu, Ryder dostrzega młodą dziewczynę, która towarzyszy swojej chorej babci. Zauroczenie wrażliwą i nieco zamkniętą w sobie Maggie było ostatnią rzeczą, jakiej spodziewał się doświadczyć nasz 'zagubiony' w tym życiu po życiu. Od tamtego momentu minęły trzy miesiące, a fascynacja dziewczyną, której stara się towarzyszyć każdego dnia, wcale nie maleje.

Ta jednostronna relacja, zmienia się w dniu w którym Maggie omal nie zostaje potrącona przez samochód. Nie zastanawiając się ani przez sekundę, Ryder robi coś, czego nigdy nie próbował – wchodzi w ciało przypadkowego chłopaka przechodzącego w pobliżu, aby móc zareagować i odepchnąć dziewczynę, nim uderzy w nią furgonetka.

Jednak to dopiero początek komplikacji, bo jak się okazuję ciało, które przejął na czas interwencji Ryder, nie należało do kompletnie obcego człowieka, a Charliego – popularnego chłopaka, który uczęszcza do szkoły Maggie. Kiedy więc następnego dnia, dziewczyna kierowana chęcią ponownego podziękowania swojemu szkolnemu koledze, próbuje nawiązać z nim rozmowę, ku swojemu zaskoczeniu odkrywa, że on nie ma pojęcia o czym ta mówi – bo zwyczajnie nie pamięta tamtego momentu.

Ryderowi jeszcze nigdy nie było tak trudno pogodzić się ze swoją sytuacją, jak teraz kiedy poznał Maggie. Dlatego mimo wyrzutów sumienia i świadomości, że nie postępuję fair, chłopak coraz częściej przejmuje ciało Charliego, by móc spędzać czas z dziewczyną, porozmawiać z nią i choć przez chwilę poczuć się żywym.


Ostatnio bardzo rzadko czytam literaturę Young Adult, ale „Zagubiony” uświadomił mi, że po prostu trzeba trafić na odpowiednią książkę – taką jak ta. Historia Rydera i Maggie dała mi dokładnie to, czego po niej oczekiwałam, kiedy przeczytałam jej opis: smutek przeplatający się ze szczęściem, radość mieszającą się ze współczuciem, a przede wszystkim tępy ból w sercu z niesprawiedliwości losu, czego dowodem były łzy spływające po moich policzkach w trakcie lektury.

„Zagubiony” to niebanalna, piękna i niesztampowa książka, która od pierwszych stron skradła ogromny kawałek mojego serca. Autorka udowodniła, że diabeł tkwi w prostocie i nie potrzeba górnolotnych dialogów, rozbudowanych scen czy mocno zarysowanych portretów bohaterów, by stworzyć niesamowitą, poruszającą, a przede wszystkim niezapomnianą miłosną historię. 

Tworząc fabułę, autorka od początku miała niewielkie pole manewru w kwestii tego, jakie zakończenie może zaserwować Maggie i Ryderowi. Nie wdając się w szczegóły, by zbyt wiele wam nie ujawnić powiem tylko, że nadal nie wiem jak określić te ostatnie strony. Słodko-gorzkie?


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu HarperCollins Polska!