W najśmielszych snach nie
przypuszczałam, że jakakolwiek książka jeszcze mnie w tym roku zaskoczy. W zasadzie byłam pewna, że tak się nie stanie. I nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że
w tym konkretnym przypadku nie miałam racji.
Kocham te momenty, kiedy biorę do ręki książkę, czytam ją, a potem wraz z
ostatnim przeczytanym zdaniem przez długi czas zbieram przysłowiową szczękę z
podłogi. Bo to, co zaserwowała swoim czytelnikom
T.M. Frazier w książce „King” to po prostu coś fenomenalnego.
Tytuł – „King"
(oryg.King)
Autor – T.M.Frazier
Tłumaczenie – Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo – Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron – 336
Wydanie pierwsze – 2017
ISBN – 978-83-6574-072-4
„King” to nie jest bajka. Nie oczekujcie też typowego romansu
jakich wiele. Nie liczcie na przewidywalnych bohaterów.
Ta książka to jazda kolejką górską bez zabezpieczenia,
dlatego trzymajcie się mocno czytając recenzję, a sami zobaczycie jaką historią
zachwyciła mnie T.M. Frazier.
Nasz
tytułowy bohater to ktoś z kim nie chcielibyście zadrzeć albo spotkać w ciemnej
uliczce, zwłaszcza jeśli przez ostatnie trzy
lata jego domem była ciemna cela z niewielkim oknem. Brantley King właśnie
wyszedł z więzienia gdzie odsiadywał wyrok za zabójstwo. Czyje? Własnej matki.
„Pieprzyłem się z kobietami. Biłem się. Imprezowałem. Chlałem. Kradłem. Pieprzyłem się z kobietami. Tatuowałem. Sprzedawałem dragi. Sprzedawałem broń. Kradłem. Pieprzyłem się z kobietami. I zarabiałem pieniądze. I znowu się z kimś pieprzyłem. Nie było imprezy, która by mi się nie podobała, i na każdej byłem mile widziany. Nie było dziewczyny, która nie rozłożyłaby dla mnie nóg. Miałem każdą, zawsze gdy tego chciałem. Życie nie było dobre. Było zajebiste. Stałem na szczycie świata i nikt nie mógł zadzierać ze mną lub z tym, co moje. Nikt. A potem wszystko się zmieniło. . .”
Zszokowani? Na pewno. Czyżbyście już ocenili naszego
bohatera? Nie radzę. Nie macie prawa. Nie, kiedy nie znacie całej historii.
Chciałabym opowiedzieć wam o głównej bohaterce, ale w
zasadzie nie mogę. Nie dlatego, że nie chcę ale zwyczajnie nic o niej nie
wiem bo . . . Doe sama nic o sobie nie wie, ani tego jak się
nazywa, ani ile ma lat, ani nawet tego czy ma jakąś rodzinę. Dziewczyna cierpi
na amnezję. Nie pamięta kompletnie
niczego. Któregoś dnia została znaleziona pobita i nieprzytomna, a
policja nie była w stanie ustalić kim jest dziewczyna, której zaginięcia nikt
nie zgłosił.
Doe stała się bezdomna, a jedyną bliską jej osobą została poznana
na ulicy Nikki.
Dziewczyny trafiają do domu Kinga w którym jego przyjaciele
urządzili mu przyjęcie powitalne z okazji odzyskania przez niego
wolności. One nie są tam przypadkowo, mają pewien cel.
Spotkanie Kinga i Doe oraz wszystko co wydarzy się później
będzie jednym wielkim nieprzewidywalnym scenariuszem.
„Na tacy leżały dwa talerze. Na jednym zobaczyłam kanapkę zawiniętą w biały papier z logo jakiegoś sklepu. Drugi tak naprawdę nie był talerzem. Okazało się, że to lustro. Rozsypano na nim biały proszek ułożony w trzy kreski i dodano zwinięty w rulon banknot. Obok zauważyłam paczkę z igłą, łyżkę, zapalniczkę i jeszcze jedną paczuszkę z jakimś ciemniejszym proszkiem. – Co to ma być? – zapytałam. – Śniadanie – powiedział z poważną miną. – Wybierz mądrze. Możesz wziąć z tacy tylko jedną rzecz. – Usiadł na łóżku naprzeciwko mnie. – Czy to jakiś żart? – Kto wybrałby na śniadanie narkotyki?”
Wraz z kolejnymi stronami autorka ujawnia przed nami brutalny
świat w jakim obraca się główny bohater „Kinga”. Bo kiedy handluję się narkotykami
liczba wrogów rośnie wprost proporcjonalnie do ilości sprzedawanego białego
proszku.
Nieczęsto się zdarza, abym w równym stopniu jak głównych
bohaterów, pokochała jakąś postać drugoplanową, a tak właśnie stało się w
przypadku najbliższego przyjaciela Kinga czyli Preppy’ego. Sami się
przekonacie, że ten przeklinający jak szewc i noszący na szyi kolorowe muchy handlarz
narkotyków skradnie wasze serca.
I uprzedzam lojalnie – końcówka wgniecie was w fotele, zrobi
z waszych mózgów sieczkę i poczujecie się jakby ktoś właśnie walnął was
młotkiem w głowę! Śmiem twierdzić, że to najlepszy cliffhanger jaki czytałam w
tym roku w książce!
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Kobiecemu!