Niektórzy mają słabość do
konkretnego rodzaju literatury np. czytają wszystko z kategorii romans, inni
kochają książki tego, a nie innego
wydawnictwa, są też tacy, którzy sięgają po wszystko co napiszę dany autor. I właśnie w nawiązaniu do tej ostatniej kategorii, moją słabością jest
jedno nazwisko – Hoover, Colleen Hoover. Czytam wszystko co napiszę, śmiem
twierdzić jest to pisarka do której twórczości wracam chyba najczęściej, a na
każdą kolejną premierę wyczekuję bardziej niż na wypłatę. Serio – nie śmiejcie
się. „Without Merit” światło dzienne na polskim rynku wydawniczym ujrzy już
niedługo, bo 20 czerwca. Tych niecierpliwych, i tych ciekawych zapraszam na przedpremierową
recenzję najnowszego „dziecka” Colleen.
Tytuł – „Without Merit"
(oryg.Without Merit)
Autor – Colleen Hoover
Tłumaczenie - Matylda Biernacka
Wydawnictwo – Otwarte/Moondrive
Liczba stron – 320
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7515-511-2
„Without Merit” to swoisty powrót do korzeni, jeśli chodzi o
twórczość Colleen Hoover. Mam tu na myśli fakt, że autorka zaczynała swoją
przygodę z pisaniem tworząc książki zaliczane do nurtu Young Adult i New
Adult, które nie były typowymi romansami, a do których można zaliczyć serię Slammed
czy Hopeless.
Główna bohaterka najnowszej książki Collenn Hoover ma
siedemnaście lat, więc wiekowo autorka powróciła do tego, od czego zaczynała
swoją przygodę z pisaniem.
Merit nie jest typową nastolatką,
nie ma typowej rodziny, nie ma nawet typowego hobby, nie mieszka także w
typowym domu, i chyba właśnie za tą całą nietypowość pokochałam tą książkę.
Dziewczyna mieszka w kościele. Powtarzam Merit mieszka w KOŚCIELE! Nie, nie przesłyszeliście
się. Jej dom stanowi przerobiony kościół, który rodzina Voss kupiła po
okazyjnej cenie. Jakbyście się czuli gdyby na jednej ze ścian waszego salonu
wisiała ogromnych rozmiarów postać Jezusa, bo próba jej usunięcia mogłaby zakończyć
się naruszeniem jednej ze ścian? Albo co byście powiedzieli, gdybyście zamiast
okien, mieli witraże? No cóż, jak mówiłam to nietypowy dom. Merit ma też oryginalne hobby – zbiera trofea. Zapytacie co w tym nietypowego? Hmm. Nie są to
jej trofea. Merit kupuję tylko te wygrane przez innych i ma ich już całkiem
sporą kolekcję. Wspominałam też coś o nietypowej rodzinie prawda? Poza Merit, w
kościelo-domu (moja słowna inwencja twórcza nie zna granic) mieszka jeszcze sześć
różnych osobowości:
Barnaby Voss, czyli ojciec dziewczyny;
Victoria Voss - macocha Merit i nowa żona Barnaby’ego;
Moby, czyli kilkuletni przyrodni brat Merit, będący owocem związku
Barnaby’ego i Victorii;
Victoria Voss – mama Merit. TAK, nie pomyliłam się. Mama naszej
głównej bohaterki nosi dokładnie takie samo imię jak nowa żona jej byłego męża.
TAK, wszyscy mieszkają w tym samym domu (nie w tym samym łóżku – spokojnie);
Utah – starszy brat naszej bohaterki;
Honor – siostra bliźniaczka Merit;
Sami przyznacie, że tyle osób pod jednym dachem tworzy mieszankę wybuchową. Każdy
jest inny i każdy skrywa tajemnicę (każdy oprócz Moby’ego – no bo jaką
tajemnice mógłby skrywać uroczy czterolatek).
Pewnego dnia Merit, kupując kolejne trofeum do swojej
kolekcji wpada w sklepie na intrygującego Sagana. Niewinna, krótka wymiana zdań, kończy się równie
niewinnym, ale wywierającym na obojgu ogromne wrażenie pocałunku. Wszystko
byłoby cudownie, gdyby nie jeden szczegół, a właściwie jeden telefon w trakcie
tego pocałunku, który odebrał Sagan.
„-Słucham? – Uśmiech znika z jego twarzy i pojawia się dezorientacja. - Kto mówi? (…)
- Serio. To jakiś dowcip? (…) - Kto mówi? – powtarza. Śmieję się nerwowo i łapię za kark. - Ale… właśnie przede mną stoisz. Czuję jak na dźwięk tego zdania cała krew odpływa mi z twarzy. Ogarnia mnie uczucie, że jestem podrzędną kopią Honor Voss. Mojej siostry bliźniaczki. Dziewczyny, która najwyraźniej znajduję się po drugiej stronie słuchawki. (…) Mam nadzieję, że zdążę odejść jak najdalej, zanim się zorientuję, że dziewczyna, którą właśnie pocałował, nie jest Honor. Nie wierzę, że to się dzieję. Właśnie pocałowałam chłopaka mojej siostry.”
Tak. Sagan okazał się chłopakiem Honor – siostry bliźniaczki
Merit, siostry bliźniaczki o istnieniu której nie miał pojęcia. Tak właśnie piękny pocałunek zamienił się w
piękny koszmar. Czy może być gorzej? Tak, kiedy wkrótce okaże się, że chłopak
twojej siostry przebywa w twoim domu praktycznie non stop, a ty nie jesteś w
stanie wyłączyć swoich uczuć.
Miałam z tą książką pewien problem. Nie potrafię nawet
napisać jaki. Była po prostu inna niż to, do czego przyzwyczaiła nas Colleen. A
może to ja zbyt mocno przyzwyczaiłam się do wzruszeń, które wywoływały we mnie
praktycznie wszystkie jej książki? Przy lekturze „Without Merit” wzruszyłam się
tylko przez jeden momencik i to pod koniec książki. Przez praktycznie całą
lekturę uśmiechałam się pod nosem, bo naprawdę dużo tu momentów ze świetnymi
dialogami i poczuciem humoru.
Książka porusza naprawdę dużo tematów: homoseksualizm,
depresja, próba samobójcza (którą ja określiłabym raczej jako manifest, a nie
prawdziwą chęć odebrania sobie życia). Colleen Hoover nie pominęła nawet
problemu uchodźctwa. Wszystko to znajdziecie na tych 320 stronach.
Jak oceniam "Without Merit"? Hmm. Ciężko powiedzieć i zostawię to wam, kiedy sami będziecie ją czytać. Być może oczekiwałam czegoś więcej, ale tak jak pisałam, chyba zbyt mocno przywiązałam się do tej wzruszającej mnie wersji Hoover i teraz trudno było mi się przestawić na tą drugą.
Myślę jednak, że ta książka miała nieść ze sobą pewne przesłanie - rodzina powinna ze sobą rozmawiać, bo tajemnice przez nią skrywane nie prowadzą nigdy do niczego dobrego. To chyba właśnie rodzina, a nie sama Merit stanowi głównego bohatera tej historii. I to bohatera którego naprawdę polubiłam.
Na koniec chciałam tylko powiedzieć, że moim skromnym zdaniem okładka "Without Merit" to najlepsza ze wszystkich hooverowych książek. Pomięty, rozerwany papier i próba jego naprawienia nicią i agrafkami? Czyż to nie idealne odniesienie, do próby poskładania na nowo w całość rodziny?
Myślę jednak, że ta książka miała nieść ze sobą pewne przesłanie - rodzina powinna ze sobą rozmawiać, bo tajemnice przez nią skrywane nie prowadzą nigdy do niczego dobrego. To chyba właśnie rodzina, a nie sama Merit stanowi głównego bohatera tej historii. I to bohatera którego naprawdę polubiłam.
Na koniec chciałam tylko powiedzieć, że moim skromnym zdaniem okładka "Without Merit" to najlepsza ze wszystkich hooverowych książek. Pomięty, rozerwany papier i próba jego naprawienia nicią i agrafkami? Czyż to nie idealne odniesienie, do próby poskładania na nowo w całość rodziny?
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Mam w planach przeczytać. Czytałam dwie inne książki tej autorki i mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńKocham wszystkie książki Colleen i tą też muszę mieć! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Grovebooks :)
Bardzo chcę przeczytać tę książkę. Mam nadzieję, że uda mi się ją upolować. 😊
OdpowiedzUsuńHoover jest również moja słabością 💕 uwielbiam jej książki. Okładka faktycznie jest świetna! Muszę przeczytać tę książkę i cieszę się, że porusza ona tak wiele ważnych tematów 😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Na pwno przeczytam, uwielbiam pióro Hoover, choć Confess mnie rozczarowało.
OdpowiedzUsuńCzekam na tę książkę z utęsknieniem. Jej książki to również moja słabość :) Ostatnio przeczytałam "It ends with us" - na końcu się poryczałam i kilka dni leczyłam książkowego kaca :D.
OdpowiedzUsuńhttps://biblioteczka-moniki.blogspot.com/