Dawno nie uraczyłam was postem z cyklu "Czytając zagranicę", dlatego dziś szybko nadrabiam zaległości. Miałam dylemat dotyczący wyboru książki, o której wam opowiem, ale ostatecznie zdecydowałam, że skoro mamy Boże Narodzenie to podzielę się z wami historią, która wywołała u mnie łzy śmiechu, a nie łzy
smutku.
Nie tak dawno temu odkryłam nieznaną mi dotąd autorkę Natashę Madison. Okładka książki mnie nie zachwyciła, ale jak to mówią, nie należy oceniać książki po okładce. Zachwycił mnie za to blurb i zdecydowałam, że dam jej szansę. Miałam rację, bo "Tempt the Boss" była jedną z najlepszych książek, jeśli chodzi o genialne poczucie humoru jaką czytałam w tym roku.
"Tempt the Boss" należy do grupy historii z tzw. wątkiem enemies to lovers. Jest on jednym z moich ulubionych, dlatego czułam, że ta książka to coś dla mnie.
Nasza główna bohaterka to Lauren - mama dwójki dzieci, która niedawno rozstała się ze zdradzającym ją mężem. Właśnie ma zacząć nową pracę jako asystentka w dużej firmie. Jednak już jej pierwszy dzień zapowiada zbliżającą się katastrofę. Jaką? Kiedy Lauren jedzie do pracy jej samochód ma stłuczkę z innym kierowcą. Z innym aroganckim kierowcą. Takim, którego pierwsze pytanie do niej nie brzmi: Czy wszystko w porządku? ale...Czy jesteś pijana?
Lauren jeszcze wtedy nie przeczuwała, że kiedy dotrze do firmy i zostanie skierowana do gabinetu swojego nowego szefa, za biurkiem dostrzeże...Kogo? Tak zgadliście. Aroganckiego kierowcę.
Lauren liczyła na spokojną pracę.
Austin na kompetentną asystentkę.
To by było za proste. O wiele za proste. Oto rozpoczęły się igrzyska śmierci...między naszymi bohaterami. Tak je nazwałam. Nikt nie zginął, ale ja płakałam się śmiechu.
Notatki Lauren, które miała ułożone alfabetycznie zostały poprzestawiane.
Austin dostał ostrego rozwolnienia w trakcie spotkania biznesowego po wypiciu napoju.
Komputer Lauren został zawirusowany stronami porno.
Austin dostał wysypki na kroczu, po założeniu garnituru odebranego przez Lauren z pralni.
Dawka humoru jaką zaserwowała Natasha w "Tempt the Boss" była wybuchowa. Uwielbiam takie książki w których dosłownie śmieje się na głos, a ta właśnie do takich należała.
Interesująca książeczka. Dzięki, że przybliżasz takowe dzieła dla osób które nie czytają w językach obcych. Jak ja ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://ksiazki-czytamy.blogspot.com/
Podoba mi się okładka jak przy większości tego typów książek ale to tyle co mi się w nich podoba.
OdpowiedzUsuńChce tą książkę przeczytać! Niech ją jakieś wydawnictwo przetłumaczy! <3
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Luna Fisher
Brzmi bardzo ciekawie i chętnie bym poznała ten humor, ale nie czytam książek po angielsku ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapowiada się bardzo ciekawa książka, lubię śmiać się w głos podczas czytania.
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. Nie mój gatunek :D Nie kupuję tego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Niech książki będą z Tobą!
Przyznam szczerze, że nawet mnie zachęciłaś. :D
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa pozycja, którą znajduję na Twoim blogu :-)
OdpowiedzUsuńA mnie nie zainteresowałaś ;) ten facet na okładce to najlepszy odstraszacz :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ten cykl, dzięki niemu odkrywam nowe pozycje, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety, w ogóle do mnie nie trafia taki humor. Książka zupełnie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję - zaciekawiłas mnie. I to bardzo! Może to będzie pierwsza, obcojęzyczna książka po którą sięgnę? 😉
OdpowiedzUsuńMyślałam o niej! Nadal myślę, ale jednak muszę najpierw ogarnąć wszystkie te książki jakie mi zalegają wszędzie :D
OdpowiedzUsuńJakoś nie przekonuje mnie ta książka. Wpis bardzo ciekawy :)
OdpowiedzUsuńKurcze, niestety nie dla mnie :/
OdpowiedzUsuńDominika z Zaczytana D
Ooo zapamiętam, kiedy będę potrzebowała zastrzyku humoru! :)
OdpowiedzUsuńBook Beast Blog
Oj kusisz, zaciekawiłaś mnie, ale muszę poczekać aż pojawi się w Polsce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Sara z Pełna kulturka
Może kiedyś? :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń