Na
dobry początek weekendu przybywam do Was z recenzją pierwszej książki jaką
otrzymałam od Wydawnictwa Kobiecego w ramach współpracy recenzenckiej a która wczoraj miała swoją premierę. Tym razem skusiłam się na pozycję, która wyszła spod
pióra amerykańskiej autorki Katy Evans, a mianowicie „Ladies Man”. Nie było to
moje pierwsze spotkanie z jej twórczością, ale czy było udane? Przekonacie się
sami po lekturze mojej recenzji do której już teraz zapraszam.
Tytuł – „Ladies Man”
(oryg.Ladies Man)
Autor – Katy Evans
Tłumaczenie – Monika Wiśniewska
Wydawnictwo – Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron – 376
Wydanie pierwsze – 2017
ISBN – 978-83-6574-017-5
Ci z Was,
którzy czytali serię „Manwhore” autorstwa Katy, przy okazji lektury „Ladies
Man” mają okazję powrotu do swoich ulubionych bohaterów m.in. Malcolma i
Rachel, ale główna fabuła w tym przypadku skupia się wokół Giny Wylde, czyli
najlepszej przyjaciółki Rachel oraz Tahoe Rotha będącego z kolei najlepszym
kumplem Malcolma. Niech się jednak nie martwią Ci, którzy nie czytali serii
„Manwhore” ponieważ „Ladies Man” można spokojnie czytać jako samodzielną książkę.
Gina to dziewczyna, która zdradzona i oszukana przez
chłopaka, przysięgła sobie, że nigdy więcej nie dopuści do tego, aby
jakikolwiek mężczyzna znów z niej zadrwił. Na co dzień zawodowo zajmuję się
sprzedażą kosmetyków oraz dorabianiem jako makijażystka, która sama nie pozwala,
aby ktoś inny zobaczył ją bez makijażu, który stanowi dla niej swego rodzaju
tarczę ochronną za którą może się ukryć.
Nasza bohaterka wraz ze swoją koleżanką udają się do klubu
gdzie odbywa się impreza z okazji dwudziestych szóstych urodzin jej najlepszego
przyjaciela, którym jest . . . uwaga, uwaga sam Tahoe. Plan Giny jest prosty:
znaleźć solenizanta, złożyć mu życzenia i dać prezent. Jaki? Jedną
niezobowiązującą noc z nią samą, aby wreszcie mogła wyrzucić go raz na zawsze
ze swoich nieprzyzwoitych myśli.
Ale co się stanie kiedy największy playboy w mieście, który
na co dzień otacza się mnóstwem kobiet, odmawia? No cóż, Gina zaskoczona
odrzuceniem swojej propozycji postanawia, że nie da łatwo za wygraną w kwestii
przygody na jedną noc i wraca do domu z nową poznanym w klubie Trentem, który
okazuję się być naprawdę miły, a po niedługim czasie ku zaskoczeniu dziewczyny zostaje
jej chłopakiem.
Odmowa Tahoe była spowodowana tym, iż według niego nie miałby
on Ginie nic dobrego do zaoferowania, a ona sama zasługuję na kogoś lepszego.
Ale jak sami się pewnie domyślacie to tylko fasada, bo nawet ślepy zauważyłby
chemię między tą dwójką, nawet oni sami.
Wiecie co najbardziej mnie zaskoczyło w tej książce? To, że
praktycznie cała fabuła zbudowana jest na swego rodzaju grze między Giną a
Tahoe. Tu pocałunek w policzek, tam przytulenie albo szept. I wiecie co? Na 376
stron jakie liczy cały „Ladies Man” pierwsza scena miłosna między naszymi
głównymi bohaterami pojawia się dopiero w okolicy 328 strony! Byłam w szoku,
ale przyznam, że ich wcześniejszy brak wcale nie wpłynął negatywnie na całą
lekturę. Samą książkę czyta się naprawdę szybko, a to zapewne przez akcję, która
dzieję się dość prędko i to chyba będzie mój jedyny zarzut w stronę autorki.
Gdyby Evans przy pisaniu odrobinę zwolniła tempo byłoby idealnie.
Na koniec wspomnę jeszcze o jednym ważnym według mnie temacie poruszonym w tej książce.
Mianowicie jak często staramy się zmieniać samych siebie na siłę dla tych,
którzy powinni nas kochać takimi jakimi jesteśmy – zarówno pod względem wyglądu
jaki i zachowania. Cieszę się, że Katy poruszyła ten problem w „Ladies Man”.
„Nie jesteś z nim szczęśliwa. Zmuszasz się do bycia taką, jaką on chcę. Skoro jest z
tobą, powinien chcieć ciebie, tylko ciebie, i kropka.”
Wiesz, jakoś ostatnio niezbyt podobają mi się książki z tej kategorii. Jednak nie przekreślam gatunku i kto wie, może kiedyś coś z niej przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To nie książka dla mnie, natomiast jestem ciekawa, czemu wydawnictwo zdecydowało się nie przetłumaczyć tytułu na język polski ;)
OdpowiedzUsuńTo jedna z tych książek, które teoretycznie mam w planach, ale w praktyce pewnie po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńCiekawiła mnie ta książka odkąd dowiedziałam się o wydaniu w Polsce, przepadam za Katy Evans, więc w sumie czemu nie :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja :)
Pozdrawiam ciepło,
Sara z Niesamowity Świat Książek
Bardzo mnie ciekawi a książka, mam nadzieję,że kiedyś będę miała okazję przeczytać ją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :D
https://okularnicaczyta.blogspot.com/2017/10/lba-2-przeprosiny.html
Jestem ciekawa tej książki a po przeczytaniu twojej recenzji to nie doczekam się teraz listonosza z paczką :)
OdpowiedzUsuńO książce nie słyszałam, ale wydaje się interesująca.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji wydaje mi się, że spodobałaby mi się ta książka.
OdpowiedzUsuńRzadko sięgam po ten gatunek, ale ta pozycja wydaje się bardzo ciekawa, dzięki za świetną recenzję, pozdrawiam, Asia z ucztadladuszy.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo nie jest totalnie książka dla mnie, ogólnie takich nie czytuje, ale dobrze, że tobie się podobała! Tylko gdyby akcja wolniej płynęła, może byłoby lepiej!
OdpowiedzUsuń#SadisticWriter
Ja jakoś nie potrafię się przekonać do tego rodzaju książek, nie wiem dlaczego :(
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie wiem, co myśleć. Niby już dawno odeszłam od tematów romansowych, ale z drugiej strony interesuje mnie ta gra między bohaterami :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że w tej książce, mimo że jest ona romansem związek głównych bohaterów rozwija się powoli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :P
czytaniejestmagiczne.blogspot.com
Jest tyle nieprzeczytanych książek na mojej półce, że nie wiem czy skuszę się na tę :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie,
oliviaczyta.blogspot.com
Kompletnie nie mój gust, ale lubię czytać Twoje recenzje :) Świetnie Tobie poszło :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam jeszcze książek Katy Evans, ale brzmi intrygująco :-) Gdy będę miała ochotę na literaturę kobiecą, chętnie ją przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńOstatnio rzadko sięgam po tego typu książki i chyba prędko się to nie zmieni ;)
OdpowiedzUsuńKolejny raz rodzaj literatury, którego z reguły nie czytuję. Nie mój klimat, choć treść może wydawać się dla wielu dość ciekawa. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Niech książki będą z Tobą!
O Katy Evans czytałam już sporo właśnie w kontekście Manwhore, i już przewija się na moich listach TBR, z pewnością w niedługim czasie się z nią zapoznam, mam ochotę na jakiś romans tej jesieni :)
OdpowiedzUsuńBook Beast Blog
Ja chyba jednak jestem jakimś kompletnym indywiduum... Zupełnie przekreślam książki z przystojnymi facetami na okładce :D a jestem stuprocentowo heteroseksualną kobietą :D
OdpowiedzUsuńOkładka tej książki jest fenomenalna, ale zastanawiam się czy to książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńJak na razie czeka mnie jeszcze 3ci tom z serii Manwhore ;) zapewne i po Ladies Man później sięgnę :d
OdpowiedzUsuńPrzyjemna recenzja ;) Jednak książka taka niekoniecznie w moim typie. Mam nadzieję, że innym się spodoba :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie dla mnie. Jakoś nie mogę się wciągnąć w takie książki ;) Pozdrawiam Książkowa Dusza
OdpowiedzUsuńMuszę wreszcie przeczytać coś z pod pióra tej autorki!
OdpowiedzUsuńSłyszałam sporo o tej autorce i w końcu wypadałoby przeczytać coś co wyszło spod jej pióra. Niby klimaty nie do końca moje ale lubię się testować ;D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja!
Pozdrawiam
Niestety kompletnie nie ciągnie mnie do takich książek:(
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tego typem książek, ale po tę chyba sięgnę. Przekonałaś mnie do niej i prawdopodobnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Dominika z Zaczytana D