środa, 23 czerwca 2021

#176 "Złamana duma" - Cora Reilly

        O tym, że jestem fanką twórczości Cory Reilly pisałam wielokrotnie. Jeśli chodzi o moje re-ready książek z motywami mafijnymi, to jej należą do grupy tych do których wracam najczęściej. Nadszedł ten dzień, kiedy swoją oficjalną premierę ma „Złamana duma” - trzeci tom cyklu Camorra Chronicles będący nie tylko moją ulubioną częścią tej serii, ale i najlepszą według mnie książką napisaną przez autorkę. Zazwyczaj nie ujawniam na wstępie recenzji tego, czy książka skradła moje serce czy nie, ale jeśli powiem, że czytałam ją w oryginale kilka razy w przeciągu niewielkiego odstępu czasu, to chyba sami możecie wysnuć wnioski co do mojej końcowej oceny.



         Tytuł  - "Złamana duma"   
          (oryg. Twisted Pride)
           Autor – Cora Reilly
     Tłumaczenie - Anna Kuksinowicz
         Wydawnictwo – NieZwykłe
           Liczba stron – 468
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-8178-579-2


Serafina Mione od najmłodszych lat zdawała sobie sprawę, że jej przyszłość jest z góry przesądzona. Jako córka wysokiego rangą podszefa i siostrzenica chicagowskiego Capo traktowana była z szacunkiem i należytą czcią, będąc wychowywaną do roli idealnej kandydatki na przyszłą żonę. Ułożona, dostojna i wyrafinowana dziewiętnastolatka nosiła się z dumą i właściwym taktem jak na dziewczynę z mafijnej rodziny przystało. Kiedy jej ręka została obiecana Danilo Manciniemu – mającemu objąć stanowisko podszefa Indianapolis, nasza bohaterka nie była zła - w zasadzie była pogodzona z przyszłością jaka miała ją czekać. Wybrany dla niej mężczyzna nie był najgorszym co mogło ją spotkać – szarmancki, przystojny i zdecydowanie właściwy pod względem rangi w mafijnych strukturach kandydat na męża dla dziewczyny tak blisko spokrewnionej z Capo. Nikt jednak nie mógł przypuszczać – a na pewno nie nasza bohaterka, że dzień jej ślubu z Danilo, który miał być początkiem jej nowego życia, stanie się właściwie jego końcem. Dobrze zaplanowanym i perfekcyjnie zrealizowanym przez tego, który siał postrach w Las Vegas. Jego Capo. Remo Falcone.


Obserwowałam, jak Remo wychodzi z pokoju, po czym z trudem usiadłam na łóżku.

– Fabiano – wyszeptałam.

Podszedł bliżej i uklęknął przede mną.

– Fina – powiedział po prostu.

Fabiano zawsze bawił się ze mną i moim bratem, gdy byliśmy mali, więc był przyzwyczajony do zwracania się do mnie w ten sposób.

Nie zostałam wychowana na kogoś, kto błaga, lecz w tej chwili byłam zdesperowana. Dotknęłam jego dłoni.

– Proszę, pomóż mi. Kiedyś należałeś do oddziału z Chicago, nie możesz na to pozwolić.

Cofnął rękę i popatrzył surowo w moim kierunku.

– Teraz należę do Camorry.

Wstał i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

– Co się ze mną stanie? Czego twój capo ode mnie chce? – zapytałam zachrypniętym głosem.

(...)

– Oddział z Chicago zaatakował nas na naszym własnym terytorium. Remo chce zemsty.

(...)

– Ale ja nie mam nic wspólnego z waszymi porachunkami.

– Nie masz, jednak Dante jest twoim wujem, a twój ojciec i narzeczony są wysoko postawionymi członkami oddziału z Chicago.

Zerknęłam na swoje dłonie. Tak mocno chwytałam się sukienki, że aż zbielały mi knykcie. Wtedy zauważyłam na materiale czerwone plamy i puściłam tiul.

– Więc oni zapłacą za to w ten sposób, że Remo skrzywdzi mnie? – Mój głos się załamał. Odchrząknęłam, z całych sił starając się zachować zimną krew, ale kompletnie mi to nie wyszło.

– Remo nie zdradził mi swojego planu – odparł Fabiano, lecz mu nie uwierzyłam. – Możliwe, że wykorzysta cię, by przekonać twojego wuja do przekazania części terytorium… albo swojego consigliere.

Wuj Dante nigdy nie przekazałby części terytorium, nawet w zamian za swoją rodzinę, nawet jeśli matka bardzo by go o to błagała, i nie oddałby też żadnego z ludzi, a tym bardziej swojego consigliere. Nie mógłby, nie dla jednej kobiety. Byłam stracona.

 

Porwanie panny młodej w dniu jej ślubu to jedno. Ale uprowadzenie siostrzenicy chicagowskiego Capo dosłownie sprzed nosa ochrony, to zadanie na które mógł porwać się tylko ktoś szalony i nieprzewidywalny. Remo rządził twardą ręką, a mając przy sobie rodzonych braci stanowił siłę, dzięki której prawo w Las Vegas nosiło nazwisko Falcone. Mężczyzna doskonale wiedział gdzie uderzyć, by zabolało najbardziej. Bo to nie bezpośredni atak na samego wroga odczuje on najmocniej, a na jego najbliższą rodzinę, zwłaszcza w tak perfidny sposób w jaki uczynił to Remo. Porwanie Serafiny miało nie tylko sprowokować Capo chicagowskiego oddziału, ale i stanowić środek do celu, który Remo miał już skrzętnie zaplanowany w swojej głowie.

Łamanie psychiki Serafiny miało być proste. No właśnie. Miało to słowo klucz.

Remo oczekiwał potulnej dziewczyny, która w swojej kobiecej słabości podporządkuję się i zrobi wszystko o co ten ją poprosi, by uratować własną godność. Nasz bohater nie przewidział, że stanie oko w oko z kobietą dla której duma, honor i własne dziewictwo są największymi wartościami o których ocalenie będzie walczyć jak lwica. Pytanie brzmi - kto wyjdzie z tej psychologicznej gry jako zwycięzca? Bo Remo Falcone nie przegrywa. Nigdy. Złamanie Serafiny miało być ciosem wymierzonym prosto w jej rodzinę i częścią większego planu, jednak nawet wielki Capo nie mógł przewidzieć konsekwencji swoich czynów.


„Złamana duma” to historia, której się nie czyta – ją się pochłania. Słowo za słowem, rozdział za rozdziałem czytelnik staję się mimowolnym świadkiem gry jaka ma miejsce między głównymi bohaterami. Serafina skrywa siłę, istnienia której Remo nie był świadomy, a która zaczyna go w pewien sposób pociągać. Ponadto autorka w znakomity sposób sportretowała walkę głównej bohaterki jaka się rozgrywa między jej własnym rozumem mówiącym NIE, a ciałem krzyczącym TAK. Remo Falcone stał się bezapelacyjnie moim ulubionym męskim protagonistą spośród wszystkich stworzonych przez Corę. Bezwzględny, w pewien sposób egocentryczny, potrafiący w umiejętny sposób bawić się ludzką psychiką mężczyzna, swoim czarnym i przepełnionym brutalnością sercem skradł... moje własne. Prawie pięćset stron "Złamanej dumy" zapewnia czytelnikom prawdziwą mafijną ucztę, której zwyczajnie nie chcemy kończyć. 

CHAPEAU BAS CORA!


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                Wydawnictwu NieZwykłemu!

poniedziałek, 21 czerwca 2021

#175 "Skorpion" - Anna Falatyn

      Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że ten rok będzie chyba rekordowy pod względem przeczytanych przeze mnie książek napisanych przez debiutantów. „Skorpion” Anny Falatyn to pierwszy tom serii Prawniczka Camorry, który swoją oficjalną premierę miał zaledwie kilka dni temu. Pewnie nie zabrałabym się za jego lekturę tak szybko, gdyby nie to, że od pewnej koleżanki po fachu z bookstagrama dowiedziałam się, że wyróżnia się on mocno na tle innych książek mafijnych. Nie pozostało mi więc nic innego, jak przekonać się o tym na własnej skórze.



           Tytuł – „Skorpion"
            (oryg. Skorpion)
          Autor – Anna Falatyn
         Wydawnictwo – NieZwykłe
           Liczba stron – 432
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-8178-577-8


Główną bohaterką historii jest Elizabeth 'Lisa' Davis – młoda, piekielnie ambitna i inteligentna prawniczka, która właśnie przegrała pewną sprawę. I być może nie byłoby to aż tak istotne, gdyby nie fakt, że nie wybroniła syna Luigiego Villa - potentata w branży nieruchomości, któremu od dwóch lat zapewniała obsługę prawną. Po tej sprawie Lisa chciała zrezygnować ze świadczenia usług rodzinie Villa, jednak kiedy w grę wchodzą ludzie, którzy jak plotki głoszą, mają układy z neapolitańska mafią, sprawa nie może być tak prosta. Na domiar złego Lisa zaczyna dostrzegać fakty, które mogą świadczyć o tym, że śmierć jej ojca (również prawnika) przed kilku laty wcale nie była przypadkowa. Gdy podobny los co Clarka Davisa, spotyka dziennikarkę i najlepszą przyjaciółkę naszej bohaterki, Lisa tylko utwierdza się w przekonaniu, że wkroczyła w świat, który tak łatwo jej nie wypuści. Odkrycie prawdy stanie się dla niej ważniejsze niż wszystko - nawet własne bezpieczeństwo.

Prawniczka nie cofnie się przed niczym, żeby rozwikłać tajemnicę śmierci ojca i przyjaciółki, nawet jeśli koniecznym stanie się zawarcie układu z głową jednego z najpotężniejszych klanów mafijnych w całych Włoszech. Dla świata był Midasem. Wszystko czego dotykał zamieniał w złoto. Młody, ekscentryczny, przystojny, ze smykałką do interesów i bystrym umysłem. Nieoficjalnie jednak jego bezwzględność i nieprzewidywalność budziły postrach wśród tych, którzy prawo mieli za nic. Bo gdy jesteś głową jednej z najważniejszych rodzin mafijnych musisz mieć oczy szeroko otwarte, by nie paść ofiarą najbliższego otoczenia. Dla Lisy, układ z Jamesem Morettim miał być środkiem do celu jakim była prawda, ale czy tylko?


- Co z dziewczyną? - zapytał, opierając się obiema dłońmi o biurko.

- Zwiała, jak tylko się pojawiliśmy – dodał młodszy. - Nie wyglądała, jakby coś jej się stało.

- Wiecie, u kogo była i czego tam szukała? - Utkwił zmęczone spojrzenie w kancie szklanki.

- Jakiś drobny ćpun. Nasz człowiek twierdzi, że strzelił sobie w łeb zaraz po tym, jak zniknęła.

- Drobny ćpun – powtórzył z wyraźnym zażenowaniem. - Raczej nie była u niego bez powodu i bez powodu tez nie strzelił sobie w łeb.

- Tak właściwie – zaczął siedzący na fotelu Sebastiano, zwracają się do brata – to ciągle nie rozumiem, po co za nią jeździmy i dlaczego jakaś wścibska prawniczka jest dla ciebie taka ważna. Zagraża naszym interesom, ma na ciebie jakieś haki?

- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - uciął krótko, upijając łyk alkoholu.


Kiedy skończyłam czytać „Skorpiona” pomyślałam jedno – NIE! TO NIE MOŻE BYĆ DEBIUT! Anna Falatyn pokazała pióro starego wyjadacza, a nie raczkującej pisarki. Tak bardzo, jak początkowo przeszkadzał mi fakt, że książka napisana jest w narracji trzecioosobowej, tak od pewnego momentu nawet nie zwracałam na to większej uwagi, bo to było zwyczajnie tak świetnie napisane. Niesamowitego klimatu tej historii nadało także to, że czytelnik wie dużo więcej niż główni bohaterowie tej historii z racji tego, że autorka wprowadziła nie tylko perspektywę Lisy i Jamesa, ale i innych postaci (również antagonistów) – niezwykle istotnych dla całej książki. Fabuła „Skorpiona” wprost przesiąknięta jest tajemnicami, intrygami oraz plot-twistami, które stanowią bardzo mocny element całości. Język jakim posługuję się autorka jest barwny, bogaty, opisowy i wprowadzający czytelnika w najdrobniejsze szczegóły skorumpowanego i zalanego bezprawiem Neapolu.

Sama relacja między głównymi postaciami również nie jest typowa dla romansu mafijnego. Ona nie jest słabą, podporządkowującą się innym kobietą, a on mimo roli jaką pełni w strukturach mafii, nie stanowi postaci tak jednoznacznej, jak może się czytelnikowi początkowo wydawać.

Czytając książkę czułam się niczym Robert Langdon w powieściach Dana Browna. Każda wskazówka, każdy element i każde słowo miały znaczenie. Fenomenalny debiut Anny Falatyn sprawił, że wyczekiwanie na kolejną część serii Prawniczka Camorry będzie istną torturą.

Żeby nie było tak perfekcyjnie przyczepię się do okładki, a konkretnie do mężczyzny na grafice, który wyglądem zupełnie nie pasuję mi do postaci głównego bohatera książki (bo podejrzewam, że to właśnie on jest na okładce).


                                  Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                 Wydawnictwu NieZwykłemu!

sobota, 12 czerwca 2021

#174 "Manik" - Amo Jones

        Należę do osób, które boją się sięgnąć po kolejną książkę danego autora, jeśli pierwsze spotkanie z jego twórczością nie skończyło się dobrze. Jestem świadoma, że pióro Amo Jones jest bardzo lubiane zarówno w Polsce jak i zagranicą, jednak kiedy kilka lat temu przeczytałam „Srebrnego łabędzia” stwierdziłam, że ta historia jest zwyczajnie zła – kiepska fabuła, bohaterowie bez polotu i język, który kompletnie mnie nie przekonał. Dlatego też decyzję o przeczytaniu "Manika" podejmowałam ze sporym strachem bojąc się, że stracę dzień lub dwa czytając coś, co zwyczajnie po raz kolejny mnie rozczaruje. Jaki był tego efekt?



             Tytuł – „Manik"
              (oryg. Manik)
            Autor – Amo Jones
     Tłumaczenie - Monika Wiśniewska
          Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 368
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6689-007-7


Główną bohaterką historii jest Beatrice Kennedy, która od ósmego roku życia mieszkała w amerykańskim stanie Pensylwania, gdzie przeprowadziła się z Australii, aby móc zamieszkać z dziadkami po tragicznej śmierci własnych rodziców, którzy zginęli w pożarze. Kiedy w dniu ukończenia przez naszą bohaterkę studiów umarł jej dziadek, Beatrice postanowiła wyjechać, nie chcąc żyć w miejscu, które będzie jej się kojarzyć z odejściem ukochanego Papi. W związku z tym, że dziewczyna nie należała do osób, które lubią życiową stagnację postanowiła podróżować, nigdy nie pozostając w jednym miejscu na dłużej. Jednak po roku życia w drodze zdecydowała, że na jakiś czas zamieszka w Nowym Orleanie, który o dziwo jej się spodobał, a gdzie od kilku miesięcy pracowała jako barmanka.

Beatrice nie przewidziała, że jedna z pozoru zwyczajna zmiana w pracy zakończy się... jej porwaniem. Bo kiedy w ciemnej uliczce jesteś świadkiem czegoś, czego nie powinnaś była zobaczyć, świadomość tego, że sama nagle stanęłaś oko w oko z zagrożeniem, uderza w ciebie w prędkością światła. Zwłaszcza kiedy w jednym z mężczyzn rozpoznajesz bawiącego się wcześniej w barze najpopularniejszego i najlepszego muzyka sceny rapu Aerona Romanova-Reeda vel Manika, będącego jednocześnie, co nie jest wcale tajemnicą poliszynela... syna szefa rosyjskiej Bratvy Vladimira Romanova.

Dziewczyna jako naoczny świadek egzekucji zostaję na polecenie ojca Aerona siłą wepchnięta przez naszego bohatera do limuzyny i zawieziona do jego rezydencji, gdzie mężczyzna zamyka ją w piwnicy. Czy naszą bohaterkę czeka los podobny do tego, jaki spotkał martwego człowieka, którego egzekucji była świadkiem przed barem? I dlaczego nie zabili jej od razu?


- Zamierzacie mnie zabić?

Nie odpowiada, więc odwracam głowę, aby na niego spojrzeć.

Patrzy na mnie. Jak ktoś tak dojmująco piękny może mieć tak mroczną duszę? A może tak to właśnie działa, może ci o najpiękniejszych twarzach skrywają najmroczniejsze tajemnice.

(…)

- Kyle będzie wiedział, że coś się stało. - mówię cicho, obserwując mijane drzewa.

Telefon Manika pika, sygnalizując nadejście wiadomości. Kątem oka widzę, że na jego twarzy pojawia się krzywy uśmiech.

- Naprawdę? Bo, Beatrice Kennedy, wygląda na to, że sporo podróżujesz i nie masz żadnych żyjących krewnych.

Przełykam nerwowo ślinę.

W końcu na mnie patrzy. Oczy mu ciemnieją.

- No więc zabiorę cię tam, gdzie będę miał, kurwa, ochotę. 

  

Pomysł na wykreowanie męskiego bohatera będącego jednocześnie seksownym i utalentowanym raperem za dnia oraz niebezpiecznym członkiem mafii nocą uważam za bardzo udany. Sama mam słabość do książkowych postaci związanych z muzyką, więc ten wątek bardzo przypadł mi do gustu.

W historiach typu „Manik” w których pojawia się element porwania kobiety przez protagonistę książki, zawsze mam obiekcje co do tego, jak łatwo główna bohaterka zaczyna myśleć „majtkami”, a nie głową. Niestety tu także zostało to w ten sposób przedstawione – seksowny porywacz i bum... już jej nie przeszkadza trzymanie w piwnicy. Jeśli autor decyduje się na taką fabułę to życzyłabym sobie, aby opór bohaterki trwał dłużej niż tych przysłowiowych kilkanaście stron, bo choć rozumiem, że to fikcja, to wolałabym żeby była przedstawiona w bardziej realistyczny i przekonujący sposób. Żadna z nas w przypadku uprowadzenia, chyba nie skupiałaby się na tym, jak przystojny jest porywacz. A może się mylę?

Najbardziej w całej książce podobał mi się plot-twist, który zaserwowała nam Amo Jones. Nie spojlerując powiem tylko tyle, że tajemnice które zaczną wychodzić na światło dzienne wywrócą rzeczywistość Beatrice do góry nogami. Tak bywa, kiedy całe twoje życie okazuję się jednym wielkim kłamstwem.

W ogólnej ocenie uważam, że „Manik” jest dużą lepszą historią niż moje pierwsze spotkanie z Jones w „Srebrnym łabędziu”. Przede wszystkim lepiej napisaną pod względem językowym, a i fabuła została ciekawiej przedstawiona, a bohaterowie pokazani w mniej irytujący (przynajmniej mnie) sposób. Warto też wspomnieć, że w książce jest pewna scena erotyczna, która podejrzewam u niektórych może przekroczyć jakąś granicę, ale dla mnie była bardzo HOT.

Poza tym okładka książki zdecydowanie przyciąga uwagę czytelnika i śmiem twierdzić, że zarówno polska jak i zagraniczna grafika są na równym wysokim poziomie pod względem estetyki i szczegółów.


                              Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!

środa, 9 czerwca 2021

#173 "Na jedną noc" - Kristen Callihan

    Kristen Callihan to autorka, której nazwisko było mi do tej pory zupełnie nieznane, mimo iż kojarzę większość zagranicznych pisarek. Nowości na polskim rynku wydawniczym pojawiają się jak grzyby po deszczu, ale sama staram się nie popadać w przesadę i wybierać do recenzji te, które albo już czytałam w języku angielskim i mnie zachwyciły albo takie, które intrygują mnie już samym opisem czy fragmentem udostępnianym przez wydawnictwa. W przypadku „Na jedną noc” kupił mnie blurb sugerujący, że w odróżnieniu od większości romansów, w tej historii to główny bohater będzie tym, który chcę stałego związku, a bohaterka wręcz przeciwnie. Jak z takim wątkiem fabularnym poradziła sobie autorka? Przekonajmy się.




         Tytuł - "Na jedną noc"
          (oryg. The Hook Up)        
        Autor – Kristen Callihan
     Tłumaczenie - Emilia Skowrońska
          Wydawnictwo – Muza
          Liczba stron – 448
        Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-2871-701-5


Czy w wieku dwudziestu jeden lat można się poczuć się wypalonym? Anna Jones coraz bardziej utwierdza się w tym przekonaniu. Mimo, iż pozostał jej jeszcze jeden rok studiów na kierunku historii, nie jest przekonana czy to właśnie z tą dziedziną chcę związać swoją przyszłość. Mocno przeraża ją fakt, że nadal nie ma najmniejszego pojęcia co chciałaby robić w życiu, a to nie daje jej spokoju. Wie natomiast jedno – nie szuka chłopaka. W ogóle. Zwłaszcza takiego, który na uczelni traktowany jest jak Bóg no i cóż... właściwie jak on wygląda.

Kiedy zdecydowanie zbyt przystojny i nad wyraz popularny rozgrywający uniwersyteckiej drużyny futbolowej zwraca na nią uwagę Anna wie jedno – unikać jak zarazy. Zwłaszcza, kiedy pierwsze słowa jakie do niej skierował brzmiały „Cześć. Duża Ruda”. 

Tak - to nie była najbystrzejsza rzecz jaka wyszła z ust Drew Baylora. On sam się zdziwił, ale może to efekt tego, jakie wrażenie wywarła na nim siedząca obok studentka.


Mama powiedziała mi kiedyś, że najważniejszym momentem w moim życiu nie będzie zdobycie mistrzostwa Stanów Zjednoczonych ani nawet wygrana w Super Bowl. Najważniejszą chwilą będzie ta, w której się zakocham.

Życie, twierdziła, polega na tym, jak i z kim żyjesz, a nie na tym, w jaki sposób na siebie zarabiasz. Ponieważ jednak powiedziała mi to, gdy miałem szesnaście lat, po prostu przewróciłem oczami i wróciłem do ćwiczenia zwodów.

Jednak matka nie odpuszczała.

- Zobaczysz, Drew. Pewnego dnia miłość zakradnie się do ciebie i zdzieli cię w łeb. Wtedy zrozumiesz.

Jak się okazuje, mama myliła się pod jednym względem. Miłość, gdy się już pojawiła, wcale się nie zakradła. Nie, podeszła do mnie odważnie i śmiało, na wypadek gdybym nie zwracał na nią uwagi. I owszem, zdzieliła mnie w łeb.


Mimo, iż Anna starła się trzymać Drew na dystans, wystarczyła jedna impreza na którą zaciągnęła ją przyjaciółka, by jej starania szlag trafił, a pożądanie wzięło górę. Nasza bohaterka chciała jak najszybciej zapomnieć o tym jak czuła się w ramionach chłopaka, a on? Wręcz przeciwnie. Postawił sobie za punkt honoru, aby pokazać jej, że to co między nimi zaszło nie było jednorazowe.

Na jedną noc” to idealne połączenie romansu obyczajowego i młodzieżówki N/A. Najważniejszym elementem, który wyróżnia tą książkę na tle innych tego typu historii jest fakt, że tutaj to mężczyzna chcę czegoś więcej w relacji z główną bohaterką i daję jej do zrozumienia, że nie wystarczy mu tylko i wyłącznie seks. Jest to bardzo rzadkie zjawisko w romansach z uwagi na to, że w większości z nich, to kobieta jest tą bardziej emocjonalną i przywiązującą wagę do uczuć osobą. Cieszę się, że autorka zdecydowała się na tą odmianę i wykreowała mężczyznę, który nie boi się przyznać do tego, że zwyczajnie się zakochał i nie zamierza się poddawać w walce o uczucia.

Kristen Callihan napisała książkę, którą złamała niejeden stereotyp dotyczący sportowców, bo przedstawiony w niej główny bohater w oczach innych silny i niezłomny, tak naprawdę jest takim samym człowiekiem jak oni - walczącym z problemami, czasem samotnością czy pragnącym zwyczajnej rozmowy, a nie fanów rzucających mu się do stóp.

Inteligencja, błyskotliwość i człowieczeństwo to cechy, którymi kupiła mnie postać Drew. Oczywiście bywały momenty irytacji, zwłaszcza jeśli chodzi o postawę Anny, która momentami była swoim największym wrogiem i podejmowała irracjonalne decyzje, wmawiając sobie, że są one dla niej najlepsze, choć wcale tak nie było.


                             Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                        Wydawnictwu Muza!

piątek, 4 czerwca 2021

#172 "Doyenne" - Anne Malcom

      Wydawnictwo Papierówka nie należy do tych, które wydają ckliwe i ociekające lukrem romanse. Kolejna ich propozycja, czyli „Doyenne” jest tego najlepszym przykładem. Już sam opis wywołał we mnie gęsią skórkę, więc byłam przeświadczona, że zawartość książki spowoduję w mojej głowie niemałe trzęsienie ziemi. Czy tak było w rzeczywistości?  




            Tytuł - "Doyenne"
             (oryg. Doyenne)        
           Autor – Anne Malcom
      Tłumaczenie - Anna Piechowiak
         Wydawnictwo – Papierówka
            Liczba stron – 328
         Wydanie pierwsze – 2021
         ISBN – 978-83-6642-929-1


Główną bohaterką książki jest Charlotte Crofton dla której nie ma rzeczy niemożliwych. W wieku trzydziestu kilku lat osiągnęła zawodowy sukces i pozycję, których można tylko pozazdrościć. Zbudowana od zera marka kosmetyczna, której dyrektor generalną jest kobieta to jedno z wielu przedsiębiorstw będących jej "dzieckiem". Inteligencja, talent oraz niebywała ambicja pozwoliły także naszej bohaterce na poszerzenie swojej zawodowej działalności również na polu cyberbezpieczeństwa, dzięki czemu Charlotte może się poszczycić kontraktami dotyczącymi technologii oraz oprogramowania zabezpieczającego z organizacjami zarówno rządowymi jak i międzynarodowymi.

Nasza bohaterka nie przypuszczała, że pewnego dnia dwuminutowy spacer z biura do mieszkania zamieni się w koszmar kiedy zostanie napadnięta, a groźba gwałtu i śmierci stanie się realniejsza niż kiedykolwiek. Każdy normalny człowiek na miejscu Charlotte starałby się krzykiem wezwać pomoc i błagać o życie napastnika, ale nie nasza bohaterka. Ona nie błaga. Nigdy i o nic. Kiedy kobieta pogodziła się już ze swoim losem, ktoś jednak zainterweniował, a tajemniczy mężczyzna, który pojawił się znikąd... zabił napastnika i to bez żadnych skrupułów. 


- Niezłe buty – powiedziałam. Mój głos brzmiał jakbym dopiero obudziła się z głębokiego snu. - Ale wyglądają, jakby widziały o sezon za dużo. Powinieneś zainwestować w nowe.

Cisza

Prawdopodobnie był to dość osobliwy komentarz, zważywszy na fakt, że facet właśnie kogoś zabił na moich oczach. Nie pochylił się, nie zapytał, czy wszystko w porządku, nie zadzwonił na 911 – nic z tych rzeczy. Tylko mi się przyglądał. Z kolei ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego buty upstrzone plamkami krwi, które reprezentowały śmierć.

 

Kiedy jakiś czas później, ktoś ponownie próbuje pozbawić życia Charlotte w jej własnym mieszkaniu, do akcji ponownie wkracza ten sam człowiek, który pomógł jej poprzednio. Czy ponownie zabija? Tak.

Czy bycie świadkiem dwukrotnego pozbawienia życia przez tajemniczego mężczyznę wystraszyło Charlotte? Absolutnie nie. Jeśli już, to tylko zwiększyło ciekawość co do jego osoby na tyle, żeby zaproponować mu pracę szefa jej ochrony. Bo ktoś najwyraźniej chcę zlikwidować naszą bohaterkę i nie cofnie się przed niczym, żeby odnieść sukces.


„Doyenne” to historia w której pokładałam duże nadzieje. Gdzieś z tyłu głowy liczyłam, że będzie to książka w stylu genialnego „Raw” Belle Aurory. Czy była? Niekoniecznie.

Dużą zaletą "Doyenne" jest postać głównej bohaterki, bo bardzo rzadko w książkach pojawia się tak mocna żeńska sylwetka. Charlotte wyróżnia się piekielną przedsiębiorczością, zorganizowaniem i ambicją. Praca i zarządzane przez nią przedsiębiorstwa są dla niej priorytetem. Wymaga wiele od innych, ale od siebie jeszcze więcej. Cieszę się, że Anne Malcom dała czytelnikom taką silną, niezależną kobiecą postać, która do wszystkiego doszła ciężką pracą, udowadniając przy tym wielu mężczyznom, że płeć nie ma znaczenia w świecie biznesu.

Co do głównego męskiego bohatera – wybawcy Charlotte. Jest to postać o tyle tajemnicza, że przez całą książkę jest on dość milczący. Owszem uczestniczy w dialogach i mamy też rozdziały z jego perspektywy, ale nie jest to postać do dłuższych rozmów. Jednak zabieg ten idealnie obrazuję to jaką osobą jest... Jacob. Przede wszystkim z trudną przeszłością, która zabrała mu resztki człowieczeństwa.

Język jakim napisano książkę jest przystępny, ale na pewno nie lekki, bo w takiej historii lekki być nie może. Czy jest to dark romans? Ciężko stwierdzić, aczkolwiek na pewno nie jest to typowe romansidło.

Czegoś mi jednak w tej historii zabrakło - czegoś co trudno dokładnie zdefiniować. Możliwe, że zbyt mała według mnie chemia między bohaterami, a jeśli była to taka na siłę? Nie wiem. Coś tu nie zagrało.


                                   Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Papierówka!