wtorek, 26 marca 2019

#92 "Słodki drań" - Penelope Ward/Vi Keeland


W dzisiejszej recenzji opowiem wam o kolejnej na polskim rynku wydawniczym książce duetu Penelope Ward/ Vi Keeland. Historią w „Słodkim draniu” autorki kolejny raz udowadniają, że chyba nie mają sobie równych w słodko-gorzkich romansach ze świetną fabułą, zabawnymi dialogami i fantastycznie sportretowanymi bohaterami. Ale po kolei…




                              Tytuł – „Słodki drań"
          (oryg.Cocky bastard)
    Autor – Penelope Ward/Vi Keeland
      Tłumaczenie - Edyta Stępkowska
         Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 294
         Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-2833-990-3



Główną bohaterką książki jest prawniczka Aubrey, która właśnie porzuciła zdradzającego ją faceta i pracę w Chicago, aby zacząć wszystko od nowa w słonecznej Kalifornii. Kobieta planowała spokojną, choć kilkunastogodzinną podróż samochodem. Nie planowała jednak, że w trakcie postoju na stacji benzynowej złapię gumę, a jedyną osobą, która zaproponuję jej pomoc, będzie ten sam przystojniak z australijskim akcentem, który zirytował ją przy kasie kiedy robiła zakupy. Chance obiecuję, że zmieni jej koło, ale … w zamian Aubrey podwiezie go do Kalifornii, do której kobieta i tak zmierza, bo pech chciał, że motocykl którym podróżował mężczyzna się popsuł. Nie mająca wyjścia Aubrey, niechętnie, ale przystaję na propozycję Chance’a. Jeszcze wtedy, żadne z naszych bohaterów nie ma najmniejszego pojęcia, że wspólna podróż będzie jednocześnie najlepszym i najgorszym co mogło im się przytrafić.


Jak szybko można polubić daną osobę? Ja szybko można zorientować się, że jest się zakochanym. Jak szybko można złamać czyjeś serce?


To, co miało trwać kilkanaście godzin, okazało się kilkudniową podróżą w trakcie której Aubrey i Chance zorientowali się, że mimo, iż z początku ich znajomość nie zaczęła się najlepiej, to z każdą mijającą w podroży chwilą, coś ich do siebie przyciąga – niczym magnes. Mężczyzna sam przyznaję się Aubrey, że czuję do niej niesamowity pociąg … ale nie podejmuję w tej kwestii żadnego kroku, aż do pewnego wieczoru kiedy nocując w Las Vegas pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu, biorą fałszywy ślub dla żartu, a ich noc poślubna okazuję się … całkiem prawdziwa.

"Trzy godziny później postanowiliśmy zakończyć podróż na dziś. Dochodziła północ i przejechaliśmy tyle, ile zaplanowałam, nawet mimo utraty paru godzin na zakup nowego koła.
     Kobieta w recepcji hotelu bawiła się telefonem i ledwie na nas spojrzała, gdy do niej podeszliśmy.
 
— Macie wolny pokój na jedną noc? — zapytał Chance. 
— Erhm… Potrzebujemy dwa pokoje — sprecyzowałam. 
— No coś ty? Myślałem, że weźmiemy pokój z dwoma łóżkami. 
— Nie będę z tobą dzielić pokoju. 
Wzruszył tylko ramionami. 
— Jak sobie chcesz. — I ponownie zwracając się do recepcjonistki, dodał tonem znawcy: — Boi się, że jeśli znajdziemy się razem w jednym pokoju, nie będzie w stanie utrzymać rąk przy sobie. — Po czy puścił do dziewczyny oko. I choć była ciemnoskóra, dostrzegłam rumieniec na jej policzkach."


A teraz postawcie się na miejscu Aubrey. Poznajecie fantastycznego faceta. Orientujecie się, że chyba się zakochałyście. Spędzacie z nim wspaniałą noc. Budzicie się następnego dnia, a po facecie ani śladu. Zniknął on, zniknęły wszystkie jego rzeczy, a wam zostało tylko złamane serce i … koza (dobrze czytacie – koza, ale aby dowiedzieć się skąd się wzięła, będziecie musieli skusić się na lekturę książki).


Czy po tym co spotkało Aburey, może ją jej się przytrafić coś gorszego? Tak. Gdy ten sam facet, który niknął pojawia się znowu w waszym życiu … po dwóch latach. Dwa lata!


To się robi nudne, ale ten autorski duet kolejny raz mnie zachwycił. Który to już raz z kolei? Nie wiem, ale wiem, że na pewno nie ostatni. Z każdą ich kolejną książką, kradną moje czytelniczce serce fabułą, która jest oryginalna, zabawna i niepowtarzalna. To, co stanowi dla mnie ogromną zaletę „Słodkiego drania”, to ciekawe charaktery i cechy jakie głównym bohaterom nadały same autorki.

Jeśli jesteście fanami twórczości Penelope Ward i Vi Keeland, to z czystym sercem  oddaje wam w ręcę ich kolejny książkowy hit. Jeśli dopiero rozpoczynacie przygodę z ich twórczością, to „Słodki drań” będzie idealnym początkiem dla waszego początku z piórem tego duetu.

Niech was nie zmyli ciacho na okładce i może odrobinę infantylny tytuł, bo historia ukryta we wnętrzu tej książki jest fantastyczna.


              Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

sobota, 23 marca 2019

#91 "Mroczna miłość", "Mroczne pożądanie" - T.M. Frazier


W sobotę na recenzencką tapetę postanowiłam wziąć książki autorki, która moje serce skradła ponad dobry rok temu. Mimo, iż Wydawnictwo Kobiece wydawanie w Polsce książek T.M. Frazier rozpoczęło od „Kinga”, to nie jego historia stanowi początek twórczości autorki. W 2013 roku Frazier zadebiutowała w USA serią The Dark Light of Day, która dopiero teraz pojawiła się w naszym kraju. „Mroczna miłość” i  towarzysząca jej nowelka „Mroczne pożądanie” to książki, których bohaterami są Jake i Abby, a fanów serii „King” na pewno nie trzeba ich przedstawiać.





        Tytuł – „Mroczna miłość"
      (oryg.The Dark Light Of Day)
          Autor – T.M. Frazier
    Tłumaczenie - Grzegorz Gołębski
         Wydawnictwo – Kobiece 
           Liczba stron – 341
        Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-6560-199-5




      Tytuł – „Mroczne pożądanie"
           (oryg.Dark Needs)
          Autor – T.M. Frazier
    Tłumaczenie - Grzegorz Gołębski
         Wydawnictwo – Kobiece 
           Liczba stron – 105
        Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-6560-176-6


Piekło – to jedyne adekwatne słowo, którym można określić dzieciństwo Abby Ford.  Fizyczne i psychiczne znęcanie sprawiło, że dziewczyna przestała wierzyć, że kiedykolwiek spotka ją lepszy los. Jeden wieczór przeważył szalę, a piekło jakie Abby przeżywała w rodzinnym domu wyszło na jaw. Po tym trafiła do rodziny zastępczej, a następnie pod swoje skrzydła wzięła ją jej babcia, która okazała się najlepszym, co mogło spotkać dziewczynę. Cztery lata – dokładnie tyle trwało spokojnie życie Abby w domu jej ukochanej babci, dopóki ta nie umarła, a dziewczyna znowu została sama.

Siedemnastoletnia dziewczyna wie tylko jedno – zrobi wszystko, aby nie trafić znowu  pod opiekę żadnej rodziny zastępczej, tym bardziej, że kobieta z opieki społecznej, która odwiedziła ją niedługo po pogrzebie babci, tak łatwo nie odpuści. Nasza bohaterka postanawia więc, ukrywać się przez kilka dni w samochodzie babci, który od jakiegoś czasu stoi na złomowisku obok miejscowego warsztatu. Abby nie spodziewała się jednak, że już pierwszego wieczoru spotka na swojej drodze osobę, której życie podobnie jak Abby, nie rozpieszczało.


Jake Dunn przed laty stracił brata w wypadku, matkę w wyniku samobójstwa, a dla jego ojca, od jedynego syna, który mu pozostał, ważniejszy stał się alkohol. Teraz mężczyzna po długiej nieobecności w rodzinnym mieście wrócił do Coral Pines, aby upewnić się, że ojciec nie zapiję się na śmierć, a prowadzony przez niego warsztat nie upadnie.


"Gdy tylko brama zamknęła się z trzaskiem, otworzyłam drzwi po stronie pasażera, wychyliłam się i gwałtownie zwymiotowałam. Torsje trwały jeszcze długo po tym, jak już nic nie pozostało mi w żołądku. Kiedy ustały, otarłam usta dłonią. 
„Jebać moich starych i to, kim przez nich jestem” – pomyślałam. 
– Ani się rusz, skurwielu – rozległ się gardłowy głos, towarzyszył mu charakterystyczny dźwięk odbezpieczanej broni. 
Przeszły mnie ciarki, a włosy zjeżyły mi się na głowie. Serce mi zamarło, bałam się zaczerpnąć powietrza. (...) 
Mężczyzna przycisnął mi do potylicy lufę pistoletu. (...)Zamknęłam oczy i szykowałam się na śmierć. Przez chwilę panowała zupełna cisza. W końcu odezwał się ponownie: 
– A ty kim, kurwa, jesteś? – Jego głos pobrzmiewał groźbą. 
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nic, co przychodziło mi do głowy, nie wydawało się dobrą odpowiedzią dla wariata ze spluwą. 
– Kto cię tu, kurwa, przysłał?(...)
Może miałam skończyć właśnie tu, na złomowisku, pozbawiona kogokolwiek, kto by się mną przejmował. Może bez sensu zmagałam się z nieuniknionym, próbując zachować życie. Nadal nic nie odpowiadając, czekałam na wyrok. 
– Okej, a więc tak to chcesz rozegrać? 
Pociągnął mnie za kaptur bluzy, aż wylądowałam na kolanach, o centymetry od kałuży własnych wymiocin. Stanął za mną i zerwał mi kaptur z głowy, wyrywając przy tym garść włosów. Krzyknęłam, gdy zabolało. Mężczyzna na chwilę zamarł, a potem obszedł mnie i w końcu kucnął przede mną. (...) Kiedy podniósł wzrok, opadła mu szczęka. Nasze oczy spotkały się i spostrzegłam, że nawet w wątłym świetle lamp złomowiska jego oczy miały najbardziej błękitny odcień, jaki kiedykolwiek widziałam. 
Nie był wiele starszy ode mnie, najwyżej kilka lat. 
(...) 
– Ty? – wyszeptał, po czym wykrzyknął z frustracją: – Kurwa, przecież mogłem cię zabić! – Jego broń nie była już wycelowana we mnie. (...)
– Wiem – wymamrotałam. Jakaś część mnie miała nadzieję, że mnie zabije. Wstałam i odgarnęłam włosy z oczu. Blondyn wyglądał na zmieszanego. Podrapał się po brodzie. 
– Co ty tu, do cholery, robisz? – zapytał, chowając broń z tyłu za pasem. 
– Nic – odparłam. Sięgnęłam do samochodu, chwyciłam plecak i ruszyłam w stronę płotu. Nieznajomy ruszył za mną, spoglądając to na samochód, to na plecak. 
– Ty… Ty tu mieszkasz? – zapytał."

Dwoje życiowych outsiderów.
Dwoje młodych ludzi.
Dwie dusze, które być może odnajdą swoją drugą połowę w tym pochrzanionym świecie.

Czy mężczyznę, który zarabia na zabijaniu ludzi i dziewczynę, która boi się dotyku, a pod ubraniami skrywa dowody piekła jakie przeszła, może coś połączyć?

T.M. Frazier już dawno udowodniła, że pisanie ckliwych historii nie jest w jej stylu. Absolutnie nie. Pisane przez nią książki są mroczne, niebezpieczne i pełne zwrotów akcji, które czyta się z sercem, które podchodzi do gardła. W „Mrocznej miłości” Frazier po raz kolejny przeorała bohaterów w każdy możliwy sposób, zwłaszcza Abby. Autorka nie oszczędziła jej, o nie. Ona dosłownie zafundowała jej kolejne piekło, jakby to, co spotkało ją w dzieciństwie nie wystarczyło.


Fani twórczości autorki na pewno się nie rozczarują.

Jeszcze kilka słów o „Mrocznym pożądaniu”, czyli nieco ponad stustronicowej nowelce. W zasadzie tak sobie myślę, że to co zostało zawarte w tej krótkiej książce, spokojnie można by wpleść w „Mroczną miłość” i zrobić po prostu jedną dłuższą historię. „Mroczne pożądanie w całości napisane zostało z perspektywy Jake’a, w przeciwieństwie do pierwszej książki, gdzie narratorem był zarówno on jak i Abby. Nowelka zawiera sceny, których świadkiem czytelnik był już w „Mrocznej miłości”, ale tym razem obserwujemy to z perspektywy Jake’a. Dostajemy też nowy wątek, którego nie mogę wam zdradzić, bo jest on mocno związany z tym co wydarzyło się w pierwszej książce.


                              Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Kobiecemu!

niedziela, 17 marca 2019

#90 "Odcień północy" - L.J. Shen


         W niedzielne popołudnie chciałabym zaprosić was do lektury kolejnej recenzji. Tym razem skupimy się na kolejnej książkowej premierze, która miała miejsce zaledwie kilka dni temu. „Odcień północy” autorstwa L.J. Shen to jednotomowa propozycja, której byłam niezwykle ciekawa, zwłaszcza po tym jak autorka bez dwóch zdań kupiła mnie swoją serią Święci grzesznicy.




        Tytuł – „Odcień północy"
          (oryg.Midnight Blue)
            Autor – L.J.Shen
      Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
     Wydawnictwo – Edipresse Książki
           Liczba stron – 366
        Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-8164-018-3



Poszukujemy osobistej asystentki. Powinna być odporna na stres i krytykę, cierpliwa. Niepijąca, NIEBIORĄCA NARKOTYKÓW, z zamiłowaniem do sztuki i życia. Jeśli jesteś na czasie, masz oko do szczegółów i nie przeszkadzają ci długie godziny pracy, nawet w nocy, to czekamy właśnie na ciebie.


Idąc na rozmowę w sprawie pracy, której dotyczyło powyższe ogłoszenie dwudziestokilkuletnia Indigo Bellamy  była zdeterminowana. Potrzebowała pracy – jakiejkolwiek pracy. Najlepiej takiej, która pozwoli jej dużo zarobić, bo pieniądze były tym czego w tej chwili potrzebowała jej rodzina.

Dziewczyna chyba jednak nie przewidziała tego, że do jej zadań będzie należało pilnowanie ... dwudziestoośmiolatka. Brytyjczyk Alex Winslow to największe muzyczne odkrycie tej dekady. Ale ma też typowe jak na gwiazdę rocka słabości: alkohol, narkotyki, kobiety i … ego wielkości Chin, a na dodatek właśnie wyszedł z odwyku.

Jeśli Indie przyjmie pracę – wyruszy w trzymiesięczną trasę koncertową po całym świecie razem z Panem WIELKIE EGO i jego zespołem. Jeśli pilnowanie, aby Alex nie wciągał kokainy za sceną, nie znikał na całą noc, nie przegapił koncertu, a w  najgorszym wypadku nie wdał się w bójkę z dziennikarzem lub paparazzi będzie tym za co ma być odpowiedzialna Indie to niech tak będzie.

Bo trzysta tysięcy dolarów, które może zarobić w ciągu tych trzech miesięcy, to zbyt wielka stawka, aby w ogóle mieć jakiekolwiek wątpliwości. To kwota, która może w znacznym stopniu odciążyć jej najbliższych. A czego nie zrobi się dla rodziny? Nawet jeśli tą rzeczą jest wejście do paszczy lwa, który może pożreć twoje serce, ciało i duszę. 


„- Hej. (…) – Chcesz poznać tajemnicę? 
Nie odpowiedziała, więc wziąłem to za zgodę. 
- Moczę się w nocy. – kontynuowałem. – Każdej. Ale podczas trasy, gdy mam tremę, sikam wszędzie. Czasami miesza się to ze spermą o ostatniej dziewczynie, którą miałem w łóżku. Czasami dodatkowo dochodzą do tego jej soki. Zawsze proszę moje asystentki, by pościeliły mi łóżko, bo w przeciwieństwie do pracowników hotelu one podpisują klauzulę poufności. Myślisz, że dasz sobie z tym radę mała? 
Wyprostowałem się, przyglądając się jej twarzy. W tej chwili wszystkie nianie wytrzeszczały oczy, otwierały usta ze zdziwienia i bladły. 
Ale nie ta. Nie. Uśmiech Nowej był jasny jak słońce i słodki jak cukierek. 
- Panie Winslow, z radością kupię panu opakowanie pampersów. Właściwie myślę, że to rozwiązanie idealne, biorąc po uwagę pana zachowanie.”


Jeśli taką wymianą zdań rozpoczęło się pierwsze spotkanie Indigo i Alexa, to możecie się tylko domyślać jak będą wyglądały dla obojga trzy kolejne miesiące.

Indie nie należy jednak do osób, które łatwo się poddają, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi wysoka stawka. Pan gwiazda nie zamierza niczego ułatwić dziewczynie, wręcz przeciwnie, zamierza doprowadzić ją na skraj wytrzymałości. Szkoda tylko, że w swoim planie nie przewidział jednego - tego, że znajdzie swoją muzę.


Przyznam się bez bicia, że mam słabość do książkowych dupków. Po prostu mam i już. Kiedy dodać do tego, muzyczną profesję jaką się zajmują - przepadam. L.J. Shen ma talent do tworzenia męskich postaci, których mamy ochotę udusić gołymi rękoma, a potem rzucić się na nich w celach wręcz przeciwnych. Alex Winslow jest tego najlepszym przykładem.

Co do samej relacji między głównymi bohaterami to chyba zabrakło mi tego czegoś. Była chemia pod względem fizycznym, ale ta psychiczna? Trochę bym nad nią popracowała.



                                   Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Edipresse Książki!

czwartek, 14 marca 2019

#89 "Inna Blue" - Amy Harmon


            Bywają tacy autorzy o których słyszymy i czytamy wiele pozytywnych opinii, ale sami dość długo zbieramy się do sięgnięcia po ich twórczość. W moim przypadku tak właśnie było w przypadku amerykańskiej powieściopisarki Amy Harmon. Znana z takich bestsellerów jak „Prawo Mojżesza” czy „Making Faces” (które skądinąd od dawna leżą u mnie w biblioteczce i czekają na swoją kolej) autorka wreszcie doczekała się mojej uwagi, a przygodę z jej twórczością postanowiłam zacząć książką, która swoją polską premierę miała w tym tygodniu. Zapraszam więc na recenzję „Innej Blue”, która najpierw skradła moje serce okładką, a potem historią ukrytą między jej stronami.






Tytuł – „Inna Blue"
(oryg.A Different Blue: A Novel)
Autor – Amy Harmon
Tłumaczenie - Marcin Machnik
Wydawnictwo – EditioRed
Liczba stron – 303
Wydanie pierwsze – 2019
ISBN – 978-83-2834-774-8



Każdy człowiek ma imię i nazwisko.
Każdy wie do kogo mówić mamo i tato.
Każdy z nas zna swój wiek i datę urodzenia.
Każdy wie skąd pochodzi.

Każdy…oprócz niej.


Blue jako około dwuletnia dziewczynka została podrzucona w samochodzie należącym do Jimmy’ego Echohawk. Każdy, kto znalazłby obce dziecko zgłosiłby się z nim natychmiast na policję, ale … mężczyzna tego nie zrobił. Być może kierował nim strach, być może coś innego. Ale przez następne lata, wychowywał on Blue, którą nazwał po ciągle powtarzanym przez nią słowie „blue” i traktował ją jak swoją własną córkę. Gdy w wieku kilkunastu lat dziewczynę spotkała tragedia związana ze śmiercią Jimmy’ego, opiekę nad Blue zgodziła się sprawować jego przyrodnia siostra.

Teraz Blue jest uczennicą ostatniej klasy liceum w Boulder High School. Życie potrafi hartować ludzki charakter i uwierzcie, że zahartowało także naszą bohaterkę. Blue jest pewna siebie, wyniosła, stanowcza – choć wszystko to, to tylko pozory. Bo piękna niebieskooka dziewczyna kryję się z tym co faktycznie jej doskwiera - samotność, brak bliskości i niewiedza kimś się jest i dokąd się zmierza ze swoim życiem.  Jedyny spokój odnajduję w rzeźbieniu w drewnie, a czasem ukojenia szuka nawet w przypadkowym seksie.

Kiedy pewnego dnia w jej szkole pojawia się nowy nauczyciel historii Brytyjczyk Darcy Wilson, Blue na pierwszych zajęciach robi to co zawsze – jest dość opryskliwa i mówi co myśli, ale … Wilsona wcale to nie rusza, wręcz przeciwnie - jest miły i to właśnie napawa dziewczynę prawdziwą konsternacją.


"Nikt z nas nie mógł wybrać, gdzie będzie rzucony, Blue. Ale nikt z nas nie musi p o z o s t a ć tam, gdzie trafił. Może lepiej byłoby skupić się na tym, gdzie chcesz trafić, zamiast na tym, skąd się wzięłaś? Dlaczego nie skupisz się na tym, co sprawia, że jesteś błyskotliwa, a nie na tym, co cię wkurza?"


Przyznam, iż z początku byłam przekonana, że „Inna Blue” będzie swoją fabułą przypominać jedną z moich ulubionych książek z wątkiem relacji uczennica-nauczyciel, a mianowicie „Kochając Pana Danielsa” Brittainy C. Cherry. Może tak, może nie. Amy Harmon stworzyła niezwykle piękną historię w której chyba jednak głównym elementem/wątkiem jest walka o własną tożsamość, o próbę znalezienia równowagi, o chęć bycia kimś lepszym, kimś kto ma szansę na lepsze życie mimo trudnej przeszłości.

Owszem relacja między Blue i Wilsonem jest istotna, ale nie przysłania ona walki naszej bohaterki o samą siebie.

Harmon poruszyła jeszcze jeden ważny wątek o którym wam nie powiem. Zdradzę tylko, że Blue po raz pierwszy w życiu będzie musiała zmierzyć się z konsekwencjami swojego stylu życia. Jedni powiedzą, że jej decyzja była właściwa, inni zarzucą jej, że nie. Ciężko ocenić sytuację, nawet najtrudniejszą, dopóki sami się w niej nie znajdziemy. Prawda?

„Inna Blue” to naprawdę piękna opowieść. Trudna, smutna, dająca do myślenia, a ta prosta i hipnotyzująca okładka jest wisienką na torcie.


                                    Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

środa, 6 marca 2019

#88 "Napij się i zadzwoń do mnie" - Penelope Ward

            Nadszedł dzień w którym wreszcie mogę wam opowiedzieć co nieco o kolejnej książce autorstwa jednej z moich ulubionych autorek, która pod koniec zeszłego miesiąca zadebiutowała na półkach w polskich księgarniach. Jak to często w moim przypadku bywa byłam już po lekturze oryginału (kilkukrotnej), więc czytałam polskie wydanie dla czystej przyjemności i przypomnienia sobie szczegółów do czysto stricte celów. 



Tytuł – „Napij się i zadzwoń do mnie"
(oryg.Drunk Dial)
Autor – Penelope Ward
Tłumaczenie - Wojciech Białas
Wydawnictwo – EditioRed
Liczba stron – 287
Wydanie pierwsze – 2019
ISBN – 978-83-2834-755-7


Główną bohaterką „Napij się i zadzwoń do mnie” jest Rana Saloomi. Dziewczyna na co dzień mieszka w Detroit z dziwnym współlokatorem, najbliższą dla niej osobą jest jej tata, który wychowywał ją po odejściu mamy, a sama Rana zawodowo zajmuję się … tańcem brzucha. Lata temu dziewczyna była typową chłopczycą w za dużych ubraniach, ale teraz jest piękną kobietą. Jako trzynastolatka, Rana przyjaźniła się z Landonem, którego rodzice wynajmowali, znajdujący się na terenie ich posiadłości i przerobiony na nieduże mieszkanie garaż - rodzicom Rany. Pewnego dnia Eddie i Shayla razem z Raną przeprowadzili się na drugi koniec stanu, a kontakt naszych bohaterów się urwał.

Czy wy też tak macie, że po wypiciu pewnej ilości alkoholu przychodzą wam do głowy dziwne pomysły? Głupie pomysły? Takie na które nie wpadlibyście na trzeźwo? Bo Rana właśnie pod wpływem butelki wina i wieczoru pełnego melancholii wpadła na taki pomysł - postanowiła odszukać Landona Rodericka w sieci. Z ciekawości, z tęsknoty, z powodu liścików od niego, które nadal trzyma... Tak właśnie nasza bohaterka znajduję mężczyznę o takich samych danych osobowych, który mieszka w Los Angeles.

"W słuchawce rozległ się głęboki, chrypliwy głos.
— Tak…?
 Poczułam, jak moje serce zaczyna bić w coraz szybszym tempie.
— Czy to Landon?
— Kto mówi?
— Jestem pewna, że mnie nie pamiętasz. Jakżeby inaczej, skoro mieszkasz sobie w swojej wypasionej Kalifornii…
— Słucham?
— Musisz o czymś wiedzieć. Coś do ciebie czułam.
 — Że kurwa co? Co? — powtórzył. — Kto mówi?
— Być może byłam dla ciebie tylko grubiutką chłopczycą z fatalną fryzurą i z owłosionymi ramionami — może tylko dziewczyną, która mieszkała u ciebie w garażu. Ale liczyłam się. Co więcej, byłeś dla mnie wzorem. Cieszyłam się każdym dniem, gdy mogłam jeździć w kółko po twoim podjeździe, a ty krążyłeś wokół mnie na deskorolce. Wciąż mam wszystkie te twoje cholerne liściki. Sama nie wiem, po co je trzymam. A przecież jestem gotowa iść o zakład, że nawet nie pamiętasz, kim ja, do diabła, jestem. Nieee… Przecież wielmożny pan Landon Roderick, rozwalony w swoim kalifornijskim apartamencie, ma ważniejsze sprawy na głowie, niż pamiętać jakichś szaraczków. W razie gdybyś był ciekawy, co u mnie słychać, to wiedz, że po tym, jak się od was wyprowadziliśmy, wszystko diabli wzięli. Moja mama nas porzuciła. Moje życie nigdy już po tym nie wróciło do normy. Więc nawet jeżeli ty nie pamiętasz, kim ja jestem, to ja pamiętam ciebie. Niestety, ostatnim razem, gdy czułam się szczęśliwa, byłam przy twoim boku. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy i nagle zabrakło mi słów, więc rozłączyłam się i cisnęłam komórką na łóżko. I wtedy oprzytomniałam. O cholera. O nie. Co ja narobiłam?(…)
W końcu podniosłam komórkę i zerknęłam na pokazany na wyświetlaczu identyfikator numeru: L. Roderick.   Przywarłam plecami do oparcia łóżka, wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się, aby odebrać
(…)
 — Halo?
Po drugiej stronie linii rozległo się głębokie westchnienie. Przez moment panowała cisza, po czym w słuchawce rozległy się słowa:
 — Rana Banana?"
Czy jeden telefon może odmienić czyjeś życie. Owszem. A może nawet dwa życia.

W miarę rozwoju relacji naszych bohaterów i z każdym kolejnym telefonem, zarówno Rana jak i Landon orientują się, że bliska znajomość z lat młodzieńczych pomimo upływu czasu, nie zmalała – wręcz przeciwnie. Oboje są jednak świadomi, że ciężko myśleć o jakiejkolwiek głębszej relacji, skoro oboje mieszkają w różnych stanach, a związek na odległość nie jest tym o czym którekolwiek z nich marzy. 

Penelope Ward słynie z książek w których poczucie humoru przeplata się z trudną przeszłością bohaterów. Tak też jest w tym przypadku. Zarówno Landon jak i Rana skrywają tajemnice, choć mogę śmiało powiedzieć, że to to co nosi w sobie Rana jest dużo bardziej trudne i skomplikowane.

Myślę, że fani autorki nie zawiodą się na książce. Ja się nie zawiodłam.

Podobało mi się także to, że autorka nie zrobiła z Landona typowego milionera i prezesa jakiejś wielkiej firmy (jak to w przypadku współczesnych książek często bywa). Właściwie to, czym zajmuję się nasz bohater jest naprawdę świetne. Mała wskazówka - MNIAM.

Największy zarzut (który z tego co zdążyłam zauważyć podnosili też inni blogerzy i czytelnicy) mam do polskiego tytułu książki. Drunk Dial jako Napij się i zadzwoń do mnie? Serio? Kocham EditioRed za to, że nie zmieniają oryginalnych okładek (uwielbiam je), ale tendencja wydawnictwa do polskich tytułów jest co najmniej rozbrajająca. Jeśli nie można w sensowny sposób przetłumaczyć tytułu, najlepiej zostawić go w spokoju w oryginalnej formie. Takie jest moje zdanie.

 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
   Wydawnictwu EditioRed!

piątek, 1 marca 2019

#87 "Ghostwriter" - Alessandra Torre


W dzisiejszej recenzji opowiem wam o książce, której polskiego tłumaczenia mocno wyczekiwałam, od kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach Wydawnictwa Kobiecego. Cieszę się, że twórczość Alessandry Torre wreszcie pojawiła się w naszym kraju, bo sama zostałam wielką fanką autorki już dawno temu - odkąd przeczytałam jej genialne „Black Lies” (po cichu liczę, że i ta historia zostanie u nas w najbliższym czasie wydana).


   


 Tytuł – „Ghostwriter"
         (oryg. The Ghostwriter)
         Autor – Alessandra Torre
     Tłumaczenie - Ryszard Oślizło
          Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 349
        Wydanie pierwsze – 2019
       ISBN – 978-83-65607-419-4

To co zaznaczę już na wstępie to to, że „Ghostwriter” nie jest typowym romansem. To raczej historia, którą zaliczyć można do gatunku suspens, gdzie należy oczekiwać niepewności, tajemniczości i zwrotów akcji. I powiem wam jedno – wszystko to dostajemy we wspomnianej książce.

UMIERAM.


„Ghostwriter” rozpoczyna się od tego pojedynczego słowa. Wizja śmierci dla wielu osób jest przerażająca, ale nie dla naszej bohaterki. Ona w zasadzie jest za to wdzięczna. Bo śmierć może okazać się jej wyjściem awaryjnym. Rozwiązaniem, które wreszcie uwolni ją od tajemnicy, która zżera ją od środka.

Helena Ross to znana pisarka, a książki jej autorstwa okupują listy bestsellerów. Kiedy kobieta otrzymuję od lekarza druzgocącą diagnozę wie, że musi się spieszyć. Nie po to, aby spędzić ostatnie miesiące życia na podróżach czy spędzaniu czasu z najbliższymi. NIE. Trzy miesiące życia, jakie jej pozostały muszą wystarczyć, aby Helena napisała książkę, którą planowała napisać dopiero za kilkadziesiąt lat. Ale teraz cenny czas ucieka, a ta historia musi ujrzeć światło dzienne. Świat musi poznać prawdę – prawdę o tym dlaczego nie wszystko jest takim jakim się wydaję, prawdę o tym, że nie każdy jest takim jakim się wydaję, prawdę która sprawiła, że cztery lata wcześniej życie Heleny rozpadło się w ciągu jednej chwili.


"To właściwie nie jest nie jest straszliwa diagnoza - nie dla mnie. Cztery lata czekałam, aż stanie się coś takiego, że spadnie ostrze gilotyny, pojawi się wyjście ewakuacyjne. Byłabym wręcz zachwycona, gdyby nie ta książka. Ta historia. Ta prawda, której unikałam przez ostatnie cztery lata."


Kiedy Helena orientuje się, że stan jej zdrowia pogarsza się z dnia na dzień, musi podjąć decyzję i poprosić kogoś o pomoc przy napisaniu tej książki - kogoś kto zna się na pisaniu co najmniej tak dobrze jak ona, kogoś kto będzie w stanie we właściwy sposób pomóc jej przelać na papier tą historię, a tą osobą będzie ta z którą Helena od lat walczy o miejsca na szczytach list bestsellerów. Marka Vantly to pisarka romansów z którą nasza bohaterka od lat jest w sporze. E-maile, które Helena często otrzymuję od Marki, krytykujące jej książki to nieodłączny element ich dziwnej relacji. Nie zmienia to jednak faktu, że obie piszą historie czytane przez miliony fanów na całym świecie.

Helena prosi swoją zszokowaną asystentkę, aby ta skontaktowała się z agentem Marki Vantly z propozycją, aby ta została jej ghostwriterem czyli pisarzem-widmo (osoba, która za wynagrodzeniem pisze, koryguje lub redaguje książki, które następnie zostają opublikowane pod nazwiskiem zleceniodawcy)

Nasz bohaterka myślała, że nic nie może jej już w życiu zaskoczyć. Nic ani nikt. A jednak. Możecie więc sobie wyobrazić minę Heleny, kiedy w drzwiach jej domu pojawia się mężczyzna po pięćdziesiątce i twierdzi, że … Marka Vantly to pseudonim pod którym od lat pisze on romanse dla kobiet. 

Odkrycie prawdy o prawdziwej tożsamości Marki, nie mogło mieć większego wpływu na decyzję Heleny. Ona potrzebuję ghostwritera, a Mark Fortune (Marka) jest jej jedyną szansą, aby książka została napisana zanim Helena umrze i zabierze swoją tajemnicę do grobu.


Nie powiem wam jaki sekret skrywa Helena, ale napiszę tak ...

Helena miała kiedyś męża. 
Helena miała kiedyś córkę. 
Teraz jest tylko ona i praktycznie pozbawiony mebli dom. 
Jak do tego doszło? 

Ja tego nie przewidziałam. I myślę, że wam też się nie uda.



"Idealny poranek. Idealny mąż. Idealna córka. Idealne kłamstwo."

Ta książka was zaintryguje. Ta książka was zaskoczy. Ta książka was pochłonie. Będziecie chcieli więcej i więcej. Droga do zakończenia będzie pełna niedomówień i tajemnic. A na końcu autorka zaserwuje wam jeden wielki SZOK!


                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Kobiecemu!