piątek, 30 kwietnia 2021

#165 "Broken Knight" - L.J. Shen

      Nie mam wątpliwości, że kwiecień to wyjątkowy miesiąc dla wszystkich polskich fanów L.J. Shen. Nieco ponad dwa tygodnie temu swoją premierę miał „Broken Knight” - drugi tom serii All Saints High jej autorstwa. Moja pierwsza styczność z tą książką miała miejsce pod koniec 2019 roku, kiedy przeczytałam ją w języku angielskim. Dlaczego to takie istotne? Bo pomimo tego, iż dzięki temu teoretycznie wiedziałam co przeczytam w polskim wydaniu i znałam fabułę, to się tego zwyczajnie bałam? Czego konkretnie? O tym poniżej.




         Tytuł – „Broken Knight"
          (oryg. Broken Knight)
            Autor – L.J. Shen
     Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 440
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6681-578-0


O ile fabuła „Pretty Reckless” - pierwszego tomu serii All Saints High kręciła się wokół popularnej Darii, o tyle główna bohaterka drugiego stanowi jej całkowite przeciwieństwo. Luna Rexroth to chłopczyca, która zamiast markowych ubrań preferuję zwykłe boyfriendy i T-shirty. Wolny czas woli poświęcić na pomoc innym, niż na udział w imprezach. Inteligentna, ale mocno zamknięta w sobie dziewczyna ma kochającego ojca, wspierającą macochę i młodszego brata. Luna to idealny przykład tego, że mimo życia w uprzywilejowanej i bogatej rodziny można nie być zepsutym ani pustym. Nasza bohaterka nie jest jednak typową nastolatką. Nie da się nią być, kiedy rodzona matka zostawia cię nim zdążysz skończyć dwa lata, a jedyne na czym jej przez ten krótki czas zależało to pieniądze jakie mogła wyciągnąć od twojego ojca. Od tamtych wydarzeń Luna cierpi na mutyzm wybiórczy tzn. nie mówi, ale nie dlatego, że nie może, ale dlatego że nie chcę.

Najlepszym przyjacielem dziewczyny od najmłodszych lat był Knight Cole -  rok młodszy sąsiad i syn przyjaciół jej ojca i macochy. Od zawsze trzymali się razem, mimo iż byli jak ogień i woda.

On to popularny i towarzyski kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Każda dziewczyna marzy, aby ogrzać się w jego świetle. Dla Luny od początku był rycerzem, który chronił ją przed całym złem świata. Ale kto ochroni rycerza? Knight do perfekcji opanował rolę bohatera i szkolnego casanovy? Ale często to, co widzimy stanowi złudną iluzję, a rzeczywistość jest dużo bardziej przytłaczająca.



Nie używała języka migowego zbyt często. Luna w ogóle nie chciała rozmawiać. Ani migając, ani zwyczajnie. W teorii potrafiła mówić. Gorzej z praktyką. Tak naprawdę nie słyszałem, żeby coś mówiła. Ale, jak mówili nasi rodzice, nie chodziło o jej głos, tylko o świat.

Rozumiałem to. Ja też nienawidziłem całego świata.

Po prostu nienawidziliśmy go na różny sposób.”

 

Czasem rycerze są bohaterami, ale nawet bohaterowie upadają.

Niektóre uczucia przychodzą nagle i niepostrzeżenie. Ale relacja Luny i Knighta dojrzewała oraz kiełkowała wraz z wiekiem. Czasami bycie najlepszymi przyjaciółmi stanowi idealną podstawę do głębszych uczuć pomiędzy dwojgiem ludzi, ale bywa i odwrotnie, a wtedy miłość potrafi zabić nawet najlepszą przyjaźń.

Relacja naszych bohaterów nie jest piękna, ani urocza – nie jest nawet ckliwa. Ona pali żywym ogniem. Wzloty i upadki tej znajomości kształtują charaktery tych postaci, które zmieniają się i ewoluują. Ta relacja to równia pochyła w której szale raz się wznoszą, żeby za chwilę uderzyć o ziemię z impetem. Czasem siła niedomówień jest większa. Czasem obietnice są łamane z bezsilności. A to wszystko składa się na skomplikowaną relację Luny i Knighta.

Emocje, które autorka wlała w każdą stronę tej historii nie pozostają bez echa dla czytelnika. „Broken Knight” ma do zaoferowania więcej niż można się początkowo spodziewać. Patrząc na okładkę, przeciętny czytelnik może stwierdzić, że to pewnie jakiś zwyczajny romans. Nic bardziej mylnego. „Broken Knight” to książka przepełniona bólem. Bólem spowodowanym nie tylko skomplikowaną relacją pomiędzy głównymi bohaterami, ale i bólem w ich życiu osobistym. 

Zapytacie co może sprawiać ból, kiedy można mieć wszystko o czym się zamarzy, dorastając w bogactwie jak rodziny Rexroth i Cole? Kiedy twoja mama choruje na na nieuleczalną chorobę, nawet największe pieniądze tego świata jej nie uleczą. Gdy bliska ci osoba cierpi - cierpi nie tylko ona, cierpisz także ty – może nawet bardziej. Bo jej ból być może kiedyś minie (na zawsze), ale ty będziesz musiał z nim żyć. A z tym właśnie musi mierzyć się Knight, który tak naprawdę z czasem przestaję osobie z tym psychicznie radzić - tzn. radzi w sposób, który go wyniszcza z "przyjacielem" zwanym alkoholem.

Luna, która mimo miłości ojca i macochy, każdego dnia walczy ze śladami, jakie na jej psychice odcisnęła decyzja rodzonej matki o tym, aby ją zostawić.


Na wstępie recenzji zaznaczyłam, że bałam się ponownej lektury tej książki. Domyślacie się dlaczego? Bo kiedy wiesz, jak wiele emocji w tobie wzbudziła i jak wiele łez przy niej wylałaś za pierwszym razem, boisz się że twoje serce nie przetrwa tego po raz kolejny. I tak. Moje serce przetrwało, ale... z trudem. Jeśli ktoś po lekturze tej książki będzie miał suche oczy to... chyba nie jest człowiekiem.


                              Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!

sobota, 24 kwietnia 2021

#164 - "King Maker" - Terri E. Laine

     Czas na recenzję „King Maker” - trzeciego i jednocześnie finałowego tomu serii autorstwa Terri E. Laine. Czy Bailey posłucha rozumu oraz logiki i wybierze bezpieczny związek z Turnerem? A może zdecyduje się na to, co dyktuje jej serce, które zawsze biję z dużym przyspieszeniem w pobliżu Kalena?



          Tytuł – „King Maker"
           (oryg. King Maker)
         Autor – Terri E. Laine
      Tłumaczenie - Paweł Grysztar
        Wydawnictwo – NieZwykłe
          Liczba stron – 216
        Wydanie pierwsze – 2021
       ISBN – 978-83-8178-478-8


„Queen of Men”, czyli poprzedni tom pozostawił czytelników ze sporym cliffhangerem związanym ze zniknięciem Bailey. Kalen świadomy tego, że kobieta nie wyjechałaby ot tak bez pożegnania z rodziną, sprowadza Matta – brata jej najlepszej przyjaciółki i jednocześnie policjanta, który wraz z innymi specjalistami ma podjąć działania zmierzające do namierzenia uprowadzonej. Bo do tego, że kobieta została zabrana siłą nikt nie ma już najmniejszych wątpliwości. Kalen musi schować dumę do kieszeni i działać ramię w ramię z Turnerem, aby odnaleźć kobietę na której im obu zależy – odnaleźć zanim będzie za późno.


"Czas płynął, a ja udawałem spokój, którego nie odczuwałem. Bailey znajdowała się w rękach kogoś, kto nie miał nic do stracenia. Mijały całe godziny, a nikt nie kontaktował się w sprawie okupu. Najpewniej była to sprawa osobista. Im dłużej jej nie było, tym bardziej malało prawdopodobieństwo, że znajdziemy ją całą i zdrową."

 

Całe szczęście dzięki współpracy i działaniu (choć odrobinę niezgodnemu z prawem) Bailey udaję się odnaleźć, a człowiek który ja porwał trafia do aresztu. Choć kobieta wyszła z całej sytuacji praktycznie bez szwanku, jest świadoma tego, że mężczyzna był tylko wykonawcą czyjegoś zlecenia. Kalen zdaję sobie sprawę z tego, że zagrożenie i niebezpieczeństwo wcale nie minęło. Problem w tym, że nadal nie wiadomo kto tak naprawdę za tym stał i był mózgiem zlecenia. Poza tym mężczyzna musi jednocześnie walczyć z oskarżeniami o oszustwa finansowe, które ciągle kierowane są pod jego adresem. Czy za porwaniem Bailey i dążeniem do zawodowego pogrążenia Kalena może stać jedna i ta sama osoba?


„King Maker” to taki miszmasz niezdecydowania. Bohaterowie nie potrafią podjąć jednoznacznych i konkretnych decyzji. Mówią jedno, by za chwilę zmienić zdanie. Robią tak, by za moment stwierdzić, że jednak to nie to. Mam sporo zarzutów co do stylu prowadzenia fabuły przez autorkę, ponieważ według mnie sceny w tej historii (jak i w poprzednich tomach) są mocno chaotyczne. Brakowało mi takiego płynnego przechodzenia między kolejnymi wątkami i rozdziałami.

Główna bohaterka chyba do końca pozostała moją... anty-bohaterką, a na jej tle dużo lepiej wypadł Kalen i jego opiekuńczość. Więcej akcji fabularnej przyniosły końcowe rozdziały książki, które chyba podobały mi się najbardziej z całej książki.

O ironio uważam, że ze wszystkich trzech tomów serii akurat „King Maker” wypadł... najlepiej. Miał dobry początek, słaby środek i wartką końcówkę. A propo zakończenia, to autorka dała nam jeden rozdział napisany z perspektywy – Lizzy (najlepszej przyjaciółki Bailey), który daję nam nadzieję na książkę z jej udziałem, a tej jestem bardzo ciekawa, biorąc pod uwagę kto zakręcił się w pobliżu dziewczyny, o czym czytamy w tym fragmencie.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu NieZwykłemu!

wtorek, 13 kwietnia 2021

#163 "Najpiękniejsza pamiątka" - Vi Keeland/Penelope Ward

      Vi Keeland i Penelope Ward powracają z nową historią, która dokładnie za tydzień oficjalnie zagości na półkach polskich księgarni. Czy autorki ponownie skradły moje serce swoim piórem, a „Najpiękniejsza pamiątka” okazała się najpiękniejszą książką napisaną przez ich duet? O tym już poniżej.



    Tytuł – „Najpiękniejsza pamiątka"
      (oryg. My Favorite Souvenir)
    Autor – Vi Keeland/Penelope Ward
    Tłumaczenie - Marcin Kuchciński
         Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 328
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-2837-100-2


Co byś zrobiła, gdyby twój narzeczony odwołał wasz ślub i wesele? Załamała się? Wypłakiwała w poduszkę? Przeklinała drania? Prawdopodobieństwo wszystkich trzech scenariuszy jest bardzo wysokie. A jaki scenariusz przewidziała dla siebie Hazel Appleton? Skoro nie było możliwości odwołania zarezerwowanej już podróży poślubnej w luksusowym ośrodku narciarskim, nasza bohaterka postanowiła, że samotny wyjazd do Four Seasons Resort w Vail dobrze jej zrobi. Jednak już po dwóch dniach pobytu w Kolorado, Hazel doszła do wniosku, że pomysł przyjazdu do miejsca w którym miała spędzać miesiąc miodowy, nie był tak dobry jak sądziła. Nasza bohaterka nie przewidziała jednak, że kiedy dotrze na lotnisko z zamiarem powrotu do domu, pogorszy się pogoda, a loty zostaną odwołane. Na domiar złego okazało się, że pokój z którego się wymeldowała, został już zarezerwowany, a jej nie pozostaję nic innego jak wpisać się na listę oczekujących, którzy jak ona utknęli w Vail przez śnieżycę. Na szczęście uwagę Hazel zwrócił pewien dziwnie zachowujący się przystojniak, którego wypatrzyła w lobby. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że zamierza on podszyć się po innych gości i zameldować w hotelu, postanowiła, że to jej jedyna szansa na jakikolwiek nocleg. I tak właśnie Hazel wraz z nieznajomym zostali... rodzeństwem - Maddie i Milo Hooker.


Zapłaciliśmy, odebraliśmy klucze i w milczeniu skierowaliśmy się w stronę wind. Dopiero gdy drzwi windy się zasunęły, Milo odwrócił się w moją stronę.

- Co to do licha było?

Roześmiałam się.

- Zdobyliśmy pokoje, ot co.

Potrząsnął głową.

- Ale kim ty w ogóle jesteś?

- Zauważyłam cię w recepcji. Widziałam, że przysłuchiwałeś się próbom połączenia w gośćmi, którzy jeszcze nie przybyli. - Sięgnęłam do dłoni mężczyzny i obróciłam ją tak, aby zobaczyć ślady atramentu.

- Zapisałeś sobie ich nazwiska. Wydało mi się do dziwne, dlatego poszłam za tobą, żeby sprawdzić, co knujesz.


Nasi bohaterowie postanowili kontynuować komiczną sytuację w jakiej się znaleźli i nie ujawniać przed sobą swoich prawdziwych tożsamości, aczkolwiek wyznali sobie wzajemnie inne bardzo osobiste, a czasem nawet bolesne wspomnienia z przeszłości.


Kiedy po kilku dniach pobytu w Vail przyszedł czas pożegnania, nasi bohaterowie podjęli bardzo spontaniczną decyzję o tym, że żadne z nich nie ma ochoty wracać jeszcze do domu. Postanowili więc wyruszyć w podróż po południowych stanach – podróż, która całkowicie zmieni ich relację.


Ona (nie do końca spełniona fotografka) dzięki niemu zacznie dostrzegać, ze życie może być szalone, a przede wszystkim spontaniczne.

Do niego (pasjonata muzyki) zacznie docierać, że mimo krótkotrwałej znajomości, dziewczyna  jest pierwszą, która przyciągnęła jego uwagę od czasu pierwszej (zakończonej tragedią) miłości.


Kiedy zatem przychodzi czas ostatecznego powrotu do rzeczywistości nasi bohaterowie obiecują sobie ponownie spotkanie... za trzy miesiące, aby w między czasie móc przemyśleć swoje życie osobiste i więź, która zaczęła ich łączyć.


Powrót do domu (zwłaszcza dla Hazel) nie jest łatwy. W głowie nadal siedzi jej przystojny towarzysz podróży, a były narzeczony robi wszystko, aby odzyskać względy i zaufanie dziewczyny. Nasza bohaterka nie podejrzewa jeszcze jak przewrotny bywa los oraz jak skomplikuję się jej życie... i to już wkrótce.


"Najpiękniejsza pamiątka" to książka z którą mam pewien problem, źródła którego nie jestem w stanie określić. Uwielbiam pióro duetu Keeland/Ward, ale w tą historię było mi się dość trudno wciągnąć. Czytałam ją dłużej niż inne książki autorek, których wcześniejsza lektura zajmowała mi maksymalnie dwa dni. Jeśli chodzi o bohaterów, to miałam wrażenie, że szukają oni problemów tam gdzie ich tak naprawdę nie ma. Uważam, że postaci zostały potraktowane nieco po macoszemu, a ja sama nie potrafiłam się do nich przywiązać. Autorki zaserwowały za to czytelnikom niemały plot-twist, który trochę podkręcił akcję całej książki i to stanowi jej bezapelacyjną zaletę.


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

czwartek, 1 kwietnia 2021

#162 "Queen of Men" - Terri E. Laine

    Dziś na recenzencką tapetę wzięłam „Queen of Men”, historię będącą kontynuacją książki "Money Man" autorstwa Terri E. Laine. Jeśli jesteście ciekawi jak w porównaniu z pierwszą częścią, wypadła druga, zapraszam do lektury mojej opinii poniżej.




         Tytuł – „Queen of Men"
          (oryg. Queen of Men)
         Autor – Terri E. Laine
      Tłumaczenie - Paweł Grysztar
         Wydawnictwo – NieZwykłe
           Liczba stron – 216
        Wydanie pierwsze – 2021
       ISBN – 978-83-8178-477-1


Kłamstwa Kalena co do jego prawdziwej tożsamości spowodowały, że Bailey podjęła jedyną decyzję, jaka wydała jej się właściwa. Praktycznie niczego ze sobą nie zabierając, pojechała do miejsca z którego kilka lat temu wyjechała z głową pełną marzeń. Powrót w rodzinne strony - do społeczeństwa, które żyje niczym Amisze miało dać jej czas, żeby wszystko przemyśleć i przynajmniej w jakimś stopniu spróbować zapomnieć o mężczyźnie, który ją oszukał.


Mimo, iż część rodziny w tym ojciec i jedna z sióstr nie powitali naszej bohaterki z otwartymi ramionami, reszta rodziny była szczęśliwa z powodu niespodziewanej wizyty Bailey. Jedną z osób, dla której powrót kobiety, okazał się być jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem okazał się Turner – były narzeczony Bailey i jej pierwsza szczenięca miłość.


Nasza bohaterka stanie przed nie lada dylematami, a najważniejszy z nich będzie dotyczył jej własnych, trudnych do określenia uczuć. Czy pożądanie jakie odczuwała w stosunku do Kalena może zostać przygaszone tym, co zaczyna ponownie czuć będąc w pobliżu Turnera?


- No chodź - powiedział Turner, wytrącając mnie z myśli o przeszłości.

Spojrzałam w górę, przypominając sobie, że nie mam czternastu lat. Już nie byłam tamtą dziewczynką.

A jednak czekałam przez chwilę, by Turner wyciągnął do mnie dłoń, jakbyśmy nadal byli tymi małymi konspiratorami sprzed lat. Tego dnia, gdy pierwszy raz się całowaliśmy, robiliśmy to do momentu, aż wreszcie otworzyłam przed nim serce i naprawdę pozwoliłam mu do niego wejść. Wydawało się to równie niebezpieczne jak teraźniejsze iskry w jego oczach.


„Queen od Men” wywołała we mnie częściowo podobne odczucia co pierwsza część serii. Moje zdanie, co do postaci samej głównej bohaterki nadal pozostaje negatywne i niestety nie stała się ona moją faworytką, jeśli chodzi zarówno o charakter postaci jak i zachowanie w całej historii. Zdecydowanie najbardziej kłuło mnie w oczy podejście Bailey do Turnera, którego wodziła za nos, mimo iż miała świadomość tego, że w jej głowie nadal siedzi osoba Kalena. Często jej czyny i myślenie były irracjonalne i mocno według mnie niedojrzałe.


To, co oceniłabym na plus tej historii to fakt, że autorka przybliżyła czytelnikom jeszcze szczegółowiej samą społeczność w jakiej żyła rodzina Bailey i ona sama. Brak nowoczesnych udogodnień, mężczyźni jako osoby decyzyjne, a kobiety spełniające typową rolę gospodyń to zagadnienia, które stanowiły ciekawą część fabuły.


Książkę czyta się w mgnieniu oka z uwagi na to, iż ma ona nieco ponad dwieście stron. Akurat w przypadku tej historii, uważam ten fakt za jej dużą zaletę. Język „Queen od Men” jest prosty i raczej niewymagający większego skupienia od czytelnika. Co do graficznej strony książki, to okładka zarówno oryginalna jak i nasza rodzima zupełnie nie przypadły mi do gustu. 


Najbardziej z całej historii podobały mi się końcowe rozdziały, które nadały całej do tej pory monotonnej fabule, trochę akcji. Cliffhanger w ostatnim rozdziale dał mnie, jako zarówno czytelnikowi jak i recenzentowi nadzieję, że trzecia część będzie dużo lepsza niż ta.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu NieZwykłemu!