niedziela, 25 lutego 2018

Czytając zagranicę ("The Matchmaker's Playbook" - Rachel Van Dyken)


          Po dłuższej przerwie wracam z nowym postem z cyklu „Czytając zagranicę”. Książkę o której Wam dziś opowiem wybrałam nieprzypadkowo, bo tak się składa, że 15 marca będzie miała miejsce premiera filmu, który powstał na jej podstawie. O jakiej pozycji mówię? O pierwszej cześci duologii autorstwa Rachel Van Dyken, czyli „The Matchmaker’s Playbook”.






Matchmaker – swat/swatka
Playbook – zbiór strategii/zespół środków taktycznych


Ian Hunter to były zawodnik NFL, którego świetnie zapowiadającą się karierę futbolisty zakończył wypadek. Czym zajmuję się teraz? Wspólnie ze swoim przyjacielem Lexem prowadzi dobrze prosperującą firmę. Wingmen, Inc. jest swego rodzaju serwisem świadczącym swoje usługi wyłącznie kobietom. Kobietom, które dzięki ich pomocy zdobywają mężczyzn, którzy od pewnego czasu im się podobali.

Ian jest mistrzem w swoim fachu. Uczy kobiety jak się ubierać, jak się zachowywać, co mówić, czego nie mówić, a wszystko, żeby przyciągnąć uwagę konkretnego faceta. Taktyki jakich używa, zawsze się sprawdzają, co sprawia, że nie może on narzekać na brak klientek.

Wkrótce nową klientką Ian’a zostaje Blake Olson – dziewczyna, która jest typem sportowca, a jej znakiem rozpoznawczym są klapki.

Blake chcę, aby David wreszcie zwrócił na nią uwagę, Ian ma jej w tym pomóc. Proste? Tylko w teorii. Co może pójść nie tak? Wszystko.

Ian w swojej pracy ma jedną zasadę.
Czymże jest jedna zasada?
Powtarzam – tylko JEDNA!

NIE ZAKOCHUJ SIĘ W KLIENTCE

Jeśli lubicie książki z poczuciem humoru, ze świetnymi dialogami, przy których będziecie płakać ze śmiechu to „The Matchmaker’s Playbook” jest idealną książkową propozycją. Kiedy dodamy do tego genialne postaci drugoplanowe w osobach wspólnika i współlokatora Iana – Lexa oraz najlepszej przyjaciółki obu panów, czyli Gabi dostajemy lekturę, której nie sposób się oprzeć.

Tak jak wspominałam, już wkrótce na platformie PassionFlix (odpowiednik Netflixa, ale z filmami, będącymi adaptacjami książek literatury kobiecej) zadebiutuję film na podstawie „The Matchmaker’s Playbook” pod tym samym tytułem. W rolę Iana i Blake wcielą się Nick Batman i Caitlin Carver. Osobiście już nie mogę się doczekać.




piątek, 23 lutego 2018

#30 "Present Perfect" - Alison G. Bailey


Jak często, w trakcie czytania książki lub tuż po jej skończeniu, nachodzi Was myśl, że gdybyście mieli pod ręką dużą patelnię, młotek lub cokolwiek innego, walnęlibyście głównego bohatera w głowę? Ja w trakcie całego mojego książkowego życia, miałam tak tylko raz – tyczyło się to głównej bohaterki serii „Bezmyślna” S.C. Stephens, która to skądinąd jest jedną z moich ukochanych trylogii. Ironia, prawda? Wracając do bicia patelnią. Do tego skromnego grona dołączyła właśnie kolejna postać – Amanda Kelly, główna bohaterka „Present Perfect” będącej najnowszą czytelniczą propozycją od Wydawnictwa NieZwykłego.


     

Tytuł – „Present Perfect"
(oryg.Present Perfect)
Autor – Alison G. Bailey
Tłumaczenie – Dorota Lachowicz
Wydawnictwo – NieZwykłe
Liczba stron – 430
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7889-569-5


Amanda Kelly odkąd pamięta, żyła w cieniu starszej siostry. Emily była ładniejsza, zdobywała lepsze oceny w szkole – stanowiła chodzącą doskonałość. Jednak nasza główna bohaterka miała coś, o czym jej siostra mogła jedynie pomarzyć – miała idealnego przyjaciela.

Noah Stewart był przystojny, zabawny, pewny siebie. Dla wielu dziewczyn posiadał cechy chłopaka idealnego, ale dla Amandy Kelly był … idealnym przyjacielem.

Urodzili się w jednym szpitalu, w sąsiadujących ze sobą salach, a ich przyjście na świat dzieliła dokładnie jedna minuta. Wyglądało to tak, jakby przeznaczenie od samego początku w jakiś sposób ich sobie przeznaczyło.

A teraz zadajmy sobie najważniejsze pytanie. Takie, które wydaję się najistotniejsze dla fabuły całej książki. Czy przyjaźń między kobietą i mężczyzną jest możliwa? A może prędzej czy później zamienia się ona w coś więcej?

Kiedy zaczynałam czytać „Present Perfect” byłam zauroczona, tym jak wspaniała relacja łączyła Amandę i Noah, i to od najmłodszych lat. Zwłaszcza tym jak opiekuńczy w stosunku do dziewczyny, był chłopak.

"Przyjaciel to ktoś, kto zna piosenkę w twoim sercu i gotów jest ci ją zaśpiewać, kiedy sam zapomnisz słowa."

Ale…

Niestety wraz z każdym czytanym rozdziałem, mój początkowy zachwyt ustępował miejsca irytacji. Irytacji wywołanej przede wszystkim zachowaniem i decyzjami głównej bohaterki. Dlaczego?

Widzicie, z czasem zarówno Noah jak i Amanda zorientowali się, że ich wieloletnia przyjaźń zaczęła przekształcać się w coś głębszego. Oboje zaczynali to dostrzegać, ale kiedy jedno chciało spróbować związku, to drugie było zbyt przerażone tym, że gdyby takowy nie wypalił, to ich wieloletnia przyjaźń ległaby w gruzach.

Amanda, wychodziła z (niezrozumiałego dla mnie) założenia, że woli dożywotnią przyjaźń chłopaka, niż miłość mężczyzny jej życia – mimo, iż obaj byli tą samą osobą.

Ale wiecie co było najgorsze? Ona chciała mieć ciastko i zjeść ciastko. Była dosłownie jak przysłowiowy pies ogrodnika. Ciągle twierdziła, że Noah zasługuję na idealną drugą połowę, a ona takową nie jest, ale kiedy w jego życiu pojawiała się jakaś dziewczyna, Amanda stawała się zazdrosna i zaborcza. To coś w stylu - ja nie mogę, albo raczej nie chcę z tobą być, a więc inna też nie będzie.

Noah nie był wcale lepszy. Na sam widok Amandy z innym chłopakiem, zaciskał pięści niczym bokser przygotowujący się na oddanie pierwszego ciosu.

Tak zagmatwanej relacji damsko-męskiej dawno w książce nie widziałam. Rozumowanie dziewczyny, że idealny facet zasługuję na idealną dziewczynę było tak naciągane, że bardziej się chyba nie dało.

Najtrudniej jest mi się pogodzić z tym, że książka naprawdę miała potencjał, ale autorka zmarnowała go tworząc postaci, które z wiekiem stawały się coraz bardziej irytujące i wkurzające, a podejmowane przez nie decyzje nielogiczne i infantylne.

Bez ujawniania szczegółów, ale mniej więcej po ¾ książki ma miejsce coś, co ja uznałam za karmę (karę?). W zasadzie oba określenia pasują. Zaczęłam się zastanawiać gdzie moje uczucia? Gdzie współczucie? Bo wiecie, co sobie pomyślałam, gdy owa sytuacja miała miejsce?

DOBRZE JEJ TAK!

Jeśli przeczytacie/przeczytaliście książkę, to chętnie wymienię się opiniami i uwagami na jej temat, bo zastanawiam się czy tylko ja mam takie mieszane odczucia po jej lekturze.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu NieZwykłemu!


poniedziałek, 19 lutego 2018

#29 "Zakazany układ" - K.N. Haner


Cytując klasyka powinnam napisać „Nade[j]szła wiekopomna chwila”. Tak oto nastał dzień w którym na moim blogu pojawia się recenzja książki, która wyszła spod pióra, a raczej klawiatury polskiego autora. Zaczynając swoją przygodę z blogowaniem wspomniałam, że 99% czytanych przeze mnie pozycji to literatura zagraniczna. Książka, która to zmieni, a o której wam dzisiaj opowiem, to najnowsza propozycja od K.N. Haner, czyli „Zakazany układ”, której mam przyjemność być ambasadorką.



Tytuł – „Zakazany układ"
(oryg.Zakazany układ)
Autor – K.N. Haner
Wydawnictwo – EditioRed
Liczba stron – 336
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-2833-838-8


Jesteście bite.
Jesteście gwałcone.
Jesteście poniewierane.
Jesteście manipulowane.


Jesteście przepraszane.
Jesteście obdarowywane.
Jesteście kochane
Jesteście uszczęśliwiane.

W takim zamkniętym kręgu żyje Nicole, główna bohaterka „Zakazanego układu”. Najpierw jedno, potem drugie. Po każdym uderzeniu, następują przeprosiny. Po każdej kłótni, pojawia się prezent. I tak bez końca. Związek w którym tkwi dziewczyna, to relacja w jakiej nie powinna znajdować się żadna kobieta. Nasza bohaterka o tym wie i postanawia to zakończyć. Zakończyć w jedyny sposób, jaki w tym momencie wydaję jej się najlepszy, taki, który uwolni ją od destrukcyjnego związku - własnym samobójstwem.

Główną bohaterkę poznajemy w chwili, w której od śmierci dzieli ją jeden krok - jeden krok i skok z urwiska stanie się rzeczywistością. Plany Nicole krzyżuję jednak mafijna egzekucja, której dziewczyna staję się mimowolnym świadkiem.

"Zrób to, proszę - znowu to mówi. (...)Skończ moje życie, które jest jednym wielkim gównem. Skończ je! - krzyczy i chwyta nagle moje dłonie. Co ona robi?! Chcę nacisnąć spust, a ja wyrywam jej broń i rzucam rewolwer na podłogę.

Marcus Accardo – bezwzględny, nieprzewidywalny, stanowczy. Mafia to on, on to mafia. W tym świecie nie ma miejsca na błędy, ale on właśnie popełnił trzy. Zabrał do swojego domu niedoszłą samobójczynię; zaproponował jej układ, którego celem miało być zniszczenie jego odwiecznego wroga; poczuł coś, czego nie powinien.

Nicole i Marcus – ona chciała się zabić, on żył aby zabijać. Co mogło z tego wyniknąć? No cóż, dla mnie czytanie tej książki było emocjonalną jazdą bez trzymanki (nie mówię tego tylko dlatego, że jestem ambasadorką książki i tak by wypadało).

„Zakazany układ” to książka w której emocje, dosłownie wylewają się z każdej czytanej strony, z każdego napisanego słowa. Czasem są to te dobre emocje, wywołujące uśmiech, jednak zdecydowana ich większość to te, przy których strach, niepewność, złość i smutek stanowią tylko początek góry lodowej.

K.N. Haner stworzyła bezwzględny świat w którym nie ma miejsca na głębsze uczucia, taki w którym słowo miłość zwyczajnie nie istnieje - jednak nawet w takim świecie zdarzają się wyjątki.

Była tylko jedna chwila, jeden moment, a właściwie jedna decyzja podjęta przez Nicole, przez którą chciałam dosłownie pobiec do swojej kuchni, wziąć największą patelnię jaką mam i uderzyć nią w głowę główną bohaterkę. Jaka? Domyślicie się czytając książkę. Pomyślałam sobie wtedy - serio kobieto? Oszalałaś?

„Zakazany układ” to pierwsza część dylogii, a biorąc pod uwagę jaki (skądinąd genialny) cliffhanger zaserwowała nam autorka na jej ostatnich stronach, chciałoby się krzyknąć DAJCIE MI DRUGĄ CZĘŚĆ! NAYCHMIAST!


"To nie sen. To moje życie. Piekło na ziemi."

Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu EditioRed!


sobota, 17 lutego 2018

#28 "Cinder i Ella" - Kelly Oram

  
    Uwielbiam te momenty kiedy chwytam za książkę kompletnie nieznanego mi do tej pory autora i po przeczytaniu ostatniej strony zaczynam się zastanawiać pod jakim kamieniem mieszkałam, że nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Właśnie takie przemyślenia naszły mnie kiedy skończyłam lekturę książki „Cinder i Ella” autorstwa Kelly Oram. Czym ujęła mnie ta współczesna wersja Kopciuszka (ang. Cinderella)? Zapraszam na recenzję.



      


Tytuł – „Cinder i Ella"
(oryg.Cinder & Ella)
Autor – Kelly Oram
Tłumaczenie – Joanna Nykiel
Wydawnictwo – Dolnośląskie
Liczba stron – 344
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-2715-734-8

     
Wyobraźcie sobie, że macie dobre życie. Nie wspaniałe, nie zachwycające – ale po prostu dobre. Macie małe, ale oddane grono przyjaciół, mieszkacie w niewielkim, skromnym domu – ale jesteście w nim szczęśliwi, macie kochającą i wspierającą mamę, która wychowuję was samotnie. Czujecie, że życie jest dobre. Ale…życie często bywa nieprzewidywalne i nigdy nie wiecie co przyniesie kolejny dzień. Ella, główna bohaterka książki też nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że jedna chwila, jeden moment zmieni jej poukładane życie w sposób jakiego nie przewidziała.

Trzy tygodnie w śpiączce.
Kolejne trzy miesiące w szpitalu.
Siedemnaście operacji.
Siedemdziesiąt procent poparzonego ciała.
Jedna martwa mama.

Ella nie spodziewała się żadnego z powyższych, kiedy jechała z mamą na wycieczkę, aby uczcić osiemnaste urodziny. A dostała wszystko. Teraz z ciałem pokrytym bliznami i koniecznością poruszania się o lasce -  dziewczyna, musi zamieszkać z ojcem, który zostawił ją i jej mamę wiele lat temu. Ojcem, który ma już nową rodzinę. Nową rodzinę z idealną żoną i dwiema idealnymi przyszywanymi córkami, które traktują go jak biologicznego ojca. Jakbyście się poczuli? Wyobcowani? Przerażeni? Źli?

Na pewno.

Nawet ja, czytając książkę nie spodziewałam się jak podli potrafią być niektórzy dla osób, które są w jakiś sposób inne. Ella była inna bo jej ciało pokrywały blizny, inna bo aby poruszać się musiała korzystać z pomocy laski – ale czy to wszystko naprawdę definiowało ją jako człowieka? Nie, ale według innych chyba tak.


„Cześć, pokrako, przyprowadzam dzisiaj do domu trochę znajomych. Wszyscy bardzo boją się psów, więc chciałam się upewnić, że będziesz grzecznie siedzieć w swojej budzie.” 
„Wybierasz się na szkolną imprezę?...Będzie konkurs na najstraszniejsze przebranie. Twoja siostra uważa, że mogłabyś wygrać...Powiedziała, że nie będziesz potrzebowała kostiumu, wystarczyłyby szorty i koszulka. Od razu dostałabyś koronę zwycięzcy. Podobno wszyscy uciekaliby z krzykiem na twój widok.”

To tylko część tego, z czym na co dzień Ella musiała zmagać się, zarówno w nowej szkole ze strony uczniów, jak i w domu ze strony swoich przyrodnich sióstr.

Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić jak czuła się nasza bohaterka, bo okazało się, że cierpienie fizyczne i ból jakie musiała znosić po wypadku, to nic w porównaniu z dręczeniem psychicznym, na jakie była narażona każdego dnia.

Ella miała jednak coś co było jej odskocznią, coś co pozwalało jej choć na chwilę zapomnieć o świecie zewnętrznym – miała swój blog w którym recenzowała książki i filmy. To właśnie dzięki niemu dziewczyna poznała swojego najlepszego przyjaciela, który w sieci używał pseudonimu Cinder. Nigdy nie spotkali się w realnym świecie, ale codziennie ze sobą pisali. Łączyła ich też wspólna pasja do serii książek „Kroniki Cindera”, będącej fantastyką z lat siedemdziesiątych.

Nasza bohaterka nie znała jednak pewnego istotnego faktu z życia Cindera. Faktu, którego ujawnienie mogło w nieodwracalny sposób wpłynąć na ich relację. Relację, która dla obojga zaczynała przeistaczać się w coś silniejszego niż przyjaźń.

Jeśli chcecie poznać tajemnicę Cindera, będziecie musieli sięgnąć po książkę, bo chciałabym żeby ta recenzja była zachętą, a nie całkowitym odkrywaniem kart.


Ta historia to piękna, urocza ale przede wszystkim pouczająca i ponadczasowa opowieść. Dokładnie taka jak bajka o Kopciuszku.



Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

sobota, 10 lutego 2018

6 miesięcy blogowania!






Pół roku
6 miesięcy
24 tygodnie
168 dni


Nieważne jak określę, ten czas który minął odkąd podjęłam decyzję o założeniu bloga, nadal myślę, że była to jedna z najlepszych decyzji na jakie się w życiu odważyłam. Blogów jest mnóstwo to fakt, powstają każdego dnia, dosłownie zalewają sieć – ale to wcale mnie nie zniechęciło, wręcz przeciwnie – chciałam spróbować swoich sił, rozwinąć swoją pasję do książek w coś namacalnego, coś czym  na co dzień będę mogła dzielić się z innymi, coś co będzie moje. Nigdy w życiu nie miałam żadnej pasji– nie uprawiałam wyczynowo żadnego sportu, nie kolekcjonowałam niczego (karteczki w podstawówce się nie liczą, chyba?). Chciałam wreszcie móc bez wahania odpowiedzieć twierdząco na pytanie zadane przez kogokolwiek: Czy masz jakąś pasję, coś czemu poświęcasz wolny czas. I tak właśnie dziś 10 lutego 2018 roku mija dokładnie pół roku mojej przygody z blogosferą książkowo-recenzencką. Nie żałuję ani sekundy poświęconej na czytanie i pisanie o tym. Nadal mnie to kręci.


Statystycznie….

60 obserwatorów
9166 wyświetleń
416 fanów na FB
235 obserwujących na Instagramie
44 posty


Nawet nie zastanawiam się nad tym czy to dużo, czy mało bo wiecie co? Dla mnie to znaczy więcej niż jesteście sobie w stanie wyobrazić. Każdy fan, każdy obserwator, każde polubienie czy komentarz zwłaszcza, to najlepsza rzecz jaką możecie podarować blogerowi. Nie robię tego dla liczb, bo wtedy pasja przestałaby być pasją, ale kiedy patrzę na te statystyki to naprawdę buzia sama się uśmiecha.

P.S. Dziś na moim fp na FB w przypiętym poście mamy małe Q&A. Możecie tam zadawać mi pytania o moje ulubione książki, czy oprócz czytania mam jakieś hobby, dosłownie o wszystko.



DZIĘKUJĘ WAM!


piątek, 9 lutego 2018

#27 "Przełom" - Michael C. Grumley


       Muszę się wam przyznać, że jestem stała w uczuciach jeśli chodzi o gatunki książek, które czytam i jednocześnie recenzuję na blogu. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. W zasadzie może powinnam być bardziej różnorodna przy wyborze pozycji o których tu czytacie? Ale czy mam się zmuszać do tego, aby czytać coś czego w zasadzie nie lubię, tylko po to żeby było różnorodnie gatunkowo? Nie wiem. Postanowiłam więc przetestować swoją otwartość na inny rodzaj literatury biorąc w swoje dłonie egzemplarz „Przełomu” Michaela Grumley’a, który otrzymałam od Wydawnictwa NieZwykłego.



        


  Tytuł – „Przełom"
(oryg.Breakthrough)
Autor – Michael C. Grumley
Tłumaczenie – Marta Słońska
Wydawnictwo – NieZwykłe
Liczba stron – 380
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7889-570-1



Przełom to książka będąca połączeniem thrillera, sensacji oraz kryminału i w zasadzie dostajemy po części wszystkiego z wyżej wymienionych.


Nawet gdybym chciała, to zwyczajnie nie mogę wskazać jednego głównego bohatera tej historii, bo autor podarował nam ich aż troje. John, Alison i Kathryn - każde z nich zajmuję się zupełnie inną profesją i żadne nie zdaję sobie sprawy, że wkrótce znajdą się w samym środku historii, mogącej zmienić świat, i to dosłownie.

Elektronika i łączność to dziedziny, w których John Clay czuję się jak ryba w wodzie, a Wydział Śledczy Marynarki to miejsce które traktuję jak drugi dom. Jeśli jakieś urządzenie przestaję działać to właśnie zespół Johna ma za zadanie dowiedzieć się dlaczego tak się stało i gdzie doszło do awarii. Któregoś dnia nasz bohater zostaję zmuszony do przerwania swojego urlopu i wyjaśnienia sprawy tajemniczej awarii do której doszło na atomowym okręcie podwodnym.

Alison Shaw jest biologiem morskim mającym nadzieję na to, iż dzięki swoim badaniom prowadzonym w Akwarium Miejskim w Miami, przyczyni się do przełomu w kontaktach z delfinami. Co by było gdybyśmy mogli się z nimi  porozumiewać na zasadzie zadawania pytań, a co bardziej intrygujące otrzymywania od tych ssaków odpowiedzi?

„A jeśli uda wam się coś przetłumaczyć, co powiecie delfinom? Raczej nie zapytacie ich, jak to jest być rybą”.

Ostatnią bohaterką „Przełomu” jest Kathryn Lokke, która szefuje agencji naukowo badawczej. Kobieta wyrusza z misją na Antarktydę, gdzie chcę utwierdzić się w swojej teorii,  zakładającej, iż wkrótce  może dojść do potężnego tsunami wywołanego oderwaniem się kawałka lodowca.


Przyznam, że czytanie tej książki było dla mnie niczym oglądanie dobrego filmu z pogranicza kryminału i thrillera. Klimat całej historii trzyma w napięciu z każdą kolejną stroną i skłania czytelnika do naprawdę wielu domysłów.

Widać, że Michael Grumley pisząc książkę, solidnie się do niej przygotował pod względem merytorycznym, ponieważ „Przełom” pełen jest fachowego słownictwa z dziedzin w których specjalistami są nasi główni bohaterowie co uważam za zaletę książki.

Czy "Przełom' przekonał mnie poszerzenia horyzontów jeśli chodzi o gatunki literackie? Myślę, że od czasu do czasu skuszę się na coś zupełnie nie w moim stylu.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 

Wydawnictwu NieZwykłemu!


niedziela, 4 lutego 2018

#26 "Srebrny łabędź" - Amo Jones

    W ostatni dzień weekendu przybywam do was z recenzją książki, będącej kolejną czytelniczą propozycją od Wydawnictwa Kobiecego. Muszę przyznać, że słyszałam wiele pochlebnych opinii na temat „Srebrnego łabędzia” autorstwa Amo Jones. Nie mogłam się wprost doczekać, aż dostanę swój egzemplarz recenzencki i będę mogła sama się przekonać czy wszystkie te zachwyty były uzasadnione. Gotowi sprawdzić czy moje oczekiwania zostały spełnione, a czytelniczy głód zaspokojony? Zapraszam.



      



 Tytuł – „Srebrny łabędź"
(oryg.Silver Swan)
Autor – Amo Jones
Tłumaczenie – Monika Wiśniewska
Wydawnictwo – Kobiece
Liczba stron – 336
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-6560-183-4


Główną bohaterką książki jest siedemnastoletnia Madison Montgomery, która właśnie rozpoczyna naukę w nowej, prywatnej szkole Riverside. Dziewczyna po przeprowadzce z Beverly Hills ma zamieszkać w nowym domu w Hamptons wraz ze swoim ojcem i jego nową żoną. To czego Madison nie wie, to to, że wraz z macochą (która skądinąd wbrew powszechnej opinii o macochach jest naprawdę miła i pozytywnie nastawiona do dziewczyny), jej rodzina powiększyła się także o przybranego brata Nate’a.


Musze przyznać, że mimo, iż książka jest osadzona w realiach liceum, to jednak nie jest to typowa młodzieżówka. Ciężko zaliczyć ją do Young Adult czy New Adult. Zalecałabym ją raczej osobom w wieku 18+ z uwagi na mocne sceny i język.


Wracając do samej fabuły. Jeśli myślicie, że ta książka to coś w stylu „Przyrodniego brata” Penelope Ward to muszę was nieco rozczarować. Madison nie wdaję się w zakazaną relację z Nate’m, ale z jednym z jego kolegów Bishopem, który podobne jak Nate jest członkiem Elite Kings Club, elitarnego klubu o którym po szkole krążą legendy.

"Sekrety są bronią, a spustem milczenie."

„Srebrny łabędź” to książka, którą określiłabym trzema słowami: dark, erotic, suspense.

Elite Kings Club wciąga Madison w dziwną grę, bo kiedy porywa cię kilku mężczyzn których znasz, nie można nazwać tego zwykłą zabawą - prawda? Jeśli dołożysz do tego tajemniczą książkę, znalezioną w szkolnej bibliotece, która według bibliotekarki jest pożegnalnym listem samobójczyni – czytelnik dostaję same zagadki. Wspomniałam już, że jedyna dziewczyna z którą przez dłuższy czas związany był Bishop zniknęła jakiś czas temu bez śladu?

 "Witaj, Madison. Możliwe, że nas nie znasz, ale my znamy ciebie. Chcemy zagrać w pewną grę. Oto co się stanie, jeśli przegrasz..."


Mimo, iż wszystko co wyżej napisałam brzmi zachęcająco to muszę się przyznać, że w końcowej opinii moja ocena książki nie jest, aż tak pozytywna. Chyba wymagałam od tej pozycji czegoś lepszego, z większym WOW. Byłam wręcz przekonana, że po przeczytaniu ostatniej strony spadnę z krzesła i będę zbierać szczękę z podłogi. Ale niestety tak się nie stało. osobiście miałam nadzieję, że „Srebrny łabędź” będzie książką w stylu „Kinga” T.M.Frazier, a  przynajmniej tak się zapowiadało.  

Przyznam, że główna bohaterka w niektórych momentach była naprawdę irytująca i infantylna. W pewnej scenie, przez krótką chwilę bałam się, że autorka zaserwuje nam zbiorowy seks między członkami klubu, a Madison i jej koleżanką. Koniec książki przynosi nam cliffhanger (którego niestety zaczęłam się domyślać już w połowie książki).

Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 

Wydawnictwu Kobiecemu!