Dziś na recenzencką tapetę wzięłam „Queen of Men”, historię będącą kontynuacją książki "Money Man" autorstwa Terri E. Laine. Jeśli jesteście ciekawi jak w porównaniu z pierwszą częścią, wypadła druga, zapraszam do lektury mojej opinii poniżej.
Tytuł – „Queen of Men"
(oryg. Queen of Men)
Autor – Terri E. Laine
Tłumaczenie - Paweł Grysztar
Wydawnictwo – NieZwykłe
Liczba stron – 216
Wydanie pierwsze – 2021
ISBN – 978-83-8178-477-1
Kłamstwa Kalena co do jego prawdziwej tożsamości spowodowały, że Bailey podjęła jedyną decyzję, jaka wydała jej się właściwa. Praktycznie niczego ze sobą nie zabierając, pojechała do miejsca z którego kilka lat temu wyjechała z głową pełną marzeń. Powrót w rodzinne strony - do społeczeństwa, które żyje niczym Amisze miało dać jej czas, żeby wszystko przemyśleć i przynajmniej w jakimś stopniu spróbować zapomnieć o mężczyźnie, który ją oszukał.
Mimo, iż część rodziny w tym ojciec i jedna z sióstr nie powitali naszej bohaterki z otwartymi ramionami, reszta rodziny była szczęśliwa z powodu niespodziewanej wizyty Bailey. Jedną z osób, dla której powrót kobiety, okazał się być jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem okazał się Turner – były narzeczony Bailey i jej pierwsza szczenięca miłość.
Nasza bohaterka stanie przed nie lada dylematami, a najważniejszy z nich będzie dotyczył jej własnych, trudnych do określenia uczuć. Czy pożądanie jakie odczuwała w stosunku do Kalena może zostać przygaszone tym, co zaczyna ponownie czuć będąc w pobliżu Turnera?
- No chodź - powiedział Turner, wytrącając mnie z myśli o przeszłości.
Spojrzałam w górę, przypominając sobie, że nie mam czternastu lat. Już nie byłam tamtą dziewczynką.
A jednak czekałam przez chwilę, by Turner wyciągnął do mnie dłoń, jakbyśmy nadal byli tymi małymi konspiratorami sprzed lat. Tego dnia, gdy pierwszy raz się całowaliśmy, robiliśmy to do momentu, aż wreszcie otworzyłam przed nim serce i naprawdę pozwoliłam mu do niego wejść. Wydawało się to równie niebezpieczne jak teraźniejsze iskry w jego oczach.
„Queen od Men” wywołała we mnie częściowo podobne odczucia co pierwsza część serii. Moje zdanie, co do postaci samej głównej bohaterki nadal pozostaje negatywne i niestety nie stała się ona moją faworytką, jeśli chodzi zarówno o charakter postaci jak i zachowanie w całej historii. Zdecydowanie najbardziej kłuło mnie w oczy podejście Bailey do Turnera, którego wodziła za nos, mimo iż miała świadomość tego, że w jej głowie nadal siedzi osoba Kalena. Często jej czyny i myślenie były irracjonalne i mocno według mnie niedojrzałe.
To, co oceniłabym na plus tej historii to fakt, że autorka przybliżyła czytelnikom jeszcze szczegółowiej samą społeczność w jakiej żyła rodzina Bailey i ona sama. Brak nowoczesnych udogodnień, mężczyźni jako osoby decyzyjne, a kobiety spełniające typową rolę gospodyń to zagadnienia, które stanowiły ciekawą część fabuły.
Książkę czyta się w mgnieniu oka z uwagi na to, iż ma ona nieco ponad dwieście stron. Akurat w przypadku tej historii, uważam ten fakt za jej dużą zaletę. Język „Queen od Men” jest prosty i raczej niewymagający większego skupienia od czytelnika. Co do graficznej strony książki, to okładka zarówno oryginalna jak i nasza rodzima zupełnie nie przypadły mi do gustu.
Najbardziej z całej historii podobały mi się końcowe rozdziały, które nadały całej do tej pory monotonnej fabule, trochę akcji. Cliffhanger w ostatnim rozdziale dał mnie, jako zarówno czytelnikowi jak i recenzentowi nadzieję, że trzecia część będzie dużo lepsza niż ta.
Raczej nie planuję poznawać tej serii.
OdpowiedzUsuńNie koniecznie są to moje klimaty na ten czas.
OdpowiedzUsuń