Nowa seria, nowe miasto, nowi bohaterowie. L.J. Shen powraca na polski rynek wydawniczy z cyklem Boston Belles, w którym nie zabraknie ciekawych i nietuzinkowych żeńskich postaci oraz równie aroganckich, co pewnych siebie mężczyzn z których słynie autorka. Przygodę z tą tetralogią rozpoczyna HUNTER, o którym opowiem wam poniżej.
Hunter Fitzpatrick był oszałamiająco przystojny, bezsprzecznie czarujący i niepodważalnie pewny siebie. Kiedy w dodatku rodzisz się w jednej z najzamożniejszych amerykańskich rodzin, musisz mieć się na baczności, bo stoisz na publicznym świeczniku z którego upadek może być bardzo, ale to bardzo bolesny. Hunter nigdy nie był potulny niczym baranek, jak jego młodsza siostra Aisling, ani tym bardziej pozbawiony emocji i sztywny niczym starszy brat Cillian. Jako środkowe dziecko Jane i Geralda Fitzpatricków, naszego bohatera zawsze traktowano odrobinę po macoszemu, a jego zblazowany charakter i reputacja kobieciarza, wcale nie ułatwiały mu kontaktów z już i tak oschłymi rodzicami. Kiedy na światło dzienne wypływa kolejny skandal, w postaci sekstaśmy z udziałem Huntera, jego ojciec stawia mu ultimatum – albo przez kolejne sześć miesięcy jego najlepszymi przyjaciółmi zostaną celibat, abstynencja, szkoła i praca w Royal Pipelines albo... zostanie wykreślony z rodzinnego testamentu.
Na domiar złego Hunter będzie miał nadzór osoby, która ma w nosie jego czarujący uśmiech, wygląd greckiego boga i pochodzenie. Najważniejszym warunkiem, jaki postawił przed nim ojciec, było namówienie do wspólnego zamieszkania dziewczyny, która w mniemaniu Geralda Fitzpatricka stanowiła idealną kandydatkę do utrzymania w ryzach jego zblazowanego syna.
Sailor Brennan była wzorem wszelkich cnót - świetna uczennica bez skandali wiszących nad głową, która ponad wszystko kochała łucznictwo, a jej największym marzeniem był udział w zbliżającej się Olimpiadzie. Małe odstępstwo od perfekcji stanowiła rodzina dziewczyny, a konkretnie ojciec. Troy Brennan oficjalnie był szanowanym biznesmenem, ale w pewnych kręgach znano go, jako speca od brudnej roboty na usługach bostońskich elit. Mimo tej drobnej rysy, nasza bohaterka kochała i była kochana przez swoją rodzinę.
Propozycja złożona jej przez Huntera była prosta: ona miała pilnować go przed wszelkimi pokusami tego świata, a w zamian jego ojciec pomoże jej PR-owo. Jednak nosząca dresy i sprane T-shirty chłopczyca oraz naczelny bostoński skandalista nie przypuszczali, że bycie współlokatorami okaże większym wyzwaniem niż początkowo zakładali.
- Masz tylko pilnować, żebym był trzeźwy i cnotliwy. To wszystko.
Gapiłam się na niego w osłupieniu.
- Mam być twoją niańką?
Wzruszył ramionami.
- Umiem już korzystać z nocniczka i przesypiam całą noc – czasami nawet ranek i popołudnie.
Z „Hunterem” po raz pierwszy zetknęłam się wiosną zeszłego roku, kiedy przeczytałam go w oryginale. I z tego co pamiętam, był to naprawdę przyjemnie spędzony czas. Muszę przyznać, że z polskim wydaniem odrobinę się... męczyłam. Nie wiem z czego to wynika, ale to częste zjawisko przy okazji książek L.J. Shen. O ile jej pióro po angielsku czyta mi się świetnie, tak z naszymi rodzimymi tłumaczeniami mam już nieco pod górkę. Zdecydowanie jestem fanką głównej bohaterki, która nie została sportretowana jako klasyczna piękność, a raczej dziewczyna z wewnętrznym urokiem. Hunter natomiast skradł moje serce poczuciem humoru oraz zmianą, jaka w nim zaszła w kierunku bardziej odpowiedzialnego, aczkolwiek nadal błyskotliwego człowieka.
Boston Belles to ten typ książkowej serii, która z każdym kolejnym tomem jest coraz lepsza, a pisze to osoba, która czytała ją już całą w oryginale. Nie mogę się doczekać, aż poznacie lepiej Cilliana Fitzpatricka - brata Huntera, który będzie protagonistą kolejnej części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz