poniedziałek, 26 października 2020

#138 "Dzień, w którym powrócił" - Penelope Ward

    Penelope Ward należy do grona tych autorek po historie której sięgam w ciemno, bez dłuższego zastanowienia. W przypadku książki „Dzień, w którym powrócił” miałam tą przyjemność, że przeczytałam ją w oryginale już w zeszłym roku przy okazji premiery w USA. Jaki był powrót do tej historii w polskim wydaniu? Piękny, wzruszający i na pewno niosący przesłanie. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, zapraszam do lektury poniższej recenzji.


  


   Tytuł – „Dzień, w którym powrócił"
      (oryg.The Day He Came Back)
         Autor – Penelope Ward
    Tłumaczenie - Edyta Stępkowska
        Wydawnictwo – EditioRed
          Liczba stron – 344
        Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-2836-594-0


Główną bohaterką historii jest Raven Donatacci. Dziewczyna na okres kilku letnich miesięcy zostaje zatrudniona jako pokojówka w posiadłości Ruth i Gunthera Mastersonów, mieszkających w pięknym domu położonym w ekskluzywnym Palm Beach. Renata – mama naszej bohaterki pracuję już dla nich od dziesięciu lat jako gosposia. Pracodawcy kobiet są jak ogień i woda. Ruth to kobieta, która uważa się za lepszą od innych, traktująca wszystkich bez szacunku i oceniająca z wyższością - zwłaszcza Raven. Pan domu jest jej kompletnym przeciwieństwem – spokojny i opanowany, ceni zwłaszcza matkę naszej bohaterki – nie tylko jako pracownika, ale i człowieka.


Państwo Mastersonowie mają dwóch synów: dwudziestojednoletniego Gavina i kilka lat młodszego Weldona, którzy na co dzień mieszkają w Anglii, gdzie pierwszy właśnie skończył licencjat na Oxfordzie, a drugi uczęszcza do szkoły z internatem. Raz na jakiś czas chłopcy wracają na wakacje do domu i tak też dzieje się tego lata, kiedy Raven zaczęła pracę.


Już pierwsze spotkanie naszej bohaterki z synami państwa Masterson daję Raven obraz tego, że są oni tak samo różni pod względem charakteru jak ich rodzice. Gavin jest zabawny, wyluzowany i nie zmanierowany, mimo bogactwa w jakim się wychował. Weldon natomiast to typ opryskliwego, nieco aroganckiego, a na pewno stroniącego od wszelkiego rodzaju wysiłku chłopaka – wysiłku nawet tak trywialnego jakim jest umycie po sobie naczyń.


Mimo dzielącego Raven i Gavina statusu społecznego, środowiska w którym żyją, znajomych i zawartości konta bankowego od samego początku odczuwalna jest między nimi wzajemna fascynacja. Początkowe zaintrygowanie przechodzi przez fizyczne przyciąganie, a kończy się silnym uczuciem z którym żadne z nich nie może, a ostatecznie nie chcę walczyć. Mimo tego, że na jesieni Gavin planował wyjechać na studia prawnicze do Yale, to chciał kontynuować związek z Raven na który miał już plan w którym tak często, jak to tylko możliwe mieliby się wzajemnie odwiedzać. Zakochanie się w sobie było najbardziej nieprzewidywalną, ale jednocześnie najpiękniejsza rzeczą jaka przytrafiła się naszym bohaterom.


Niestety Ruth Masterson nie była kobietą, która pozwoliłaby synowi na związek z kimś poniżej jej oczekiwań, statusu społecznego i pochodzenia. Kiedy zwykły słowny sprzeciw na kontakty między Raven i Gavinem nie przyniósł zamierzonego skutku (przez co nasi bohaterowie musieli ukrywać swój związek), pani Masterson posunęła się do ostateczności, zmuszając Raven przy pomocy szantażu do zerwania z Gavinem, łamiąc tym samym serce ich obojga.


Minęło dziesięć lat - dekada w ciągu której tak wiele się zdarzyło i tak wiele zmieniło. Raven skończyła szkołę pielęgniarską, a od pół roku ponownie pracuję … w domu w którym kiedyś poznała miłość swojego życia. Teraz mieszka w nim jedynie Gunther Masterson – kiedyś w sile wieku, dziś chorujący na demencję człowiek, którym jako pielęgniarka opiekuję się Raven. Dziewczyna choć tak, może w pewien sposób odwdzięczyć się za dobroć, jaką okazał jej lata temu.


Nasza bohaterka nie przypuszcza jednak, że z niezapowiedzianą wizytą z Londynu w odwiedziny do ojca przyjedzie ten, któremu dekadę temu zmuszona była złamać serce, a który nie miał pojęcia, że Raven pracuję ponownie w jego rodzinnym domu.


— Proszę — powiedziałam.

W progu stała Genevieve i wypowiedziała słowa, po których cały ten dzień zmienił się diametralnie.

— Panie Masterson, pański syn, Gavin, właśnie przyjechał z Londynu. — Spojrzała na mnie z lękiem. — Nie spodziewaliśmy się go. Właśnie wszedł do domu i idzie tu, żeby się z panem spotkać.

Serce mi stanęło.

Co?

Gavin?

Gavin tu jest?

Nie.

Nie. Nie. Nie.

Genvieve wiedziała, co to oznacza. Pracowała tu w czasie, gdymiędzy mną a Gavinem wszystko się posypało.

— Przykro mi, Raven — dodała szeptem, tak żeby Pan M. nie

usłyszał.

Gdy wyszła i wróciła na dół, wpadłam w panikę. On miał być po drugiej stronie oceanu! Miał nas uprzedzać o swoich odwiedzinach.

Nie miałam nawet szansy się przygotować. Nim się obejrzałam, patrzyłam w przerażone oczy jedynego faceta, którego w życiu kochałam i którego nie widziałam od dekady. Nigdy bym nie przypuszczała, że akurat dziś, w taką zwykłą środę, on wróci.


Raven, mimo że ruszyła ze swoim życiem, to nigdy nikomu nie oddała swojego serca, bo ono zawsze należało do Gavina? Ale pytanie brzmi - co na to serce naszego bohatera, który jak się okaże jest obecnie … zaręczony?


Czy prawda o tym, dlaczego Raven zmuszona była złamać serce ukochanemu wyjdzie na jaw? I jak zareaguje na to mężczyzna?



Penelope Ward nigdy nie zawodzi. Mimo, iż jej książki są dość schematyczne, to na premierę każdej następnej czekam z wypiekami na twarzy, bo pióro autorki ma w sobie coś magicznego, dzięki czemu nie potrafię oderwać się od lektury pisanych przez nią historii.


„Dzień w którym powrócił” to przede wszystkim opowieść o tym, jak konwenanse, status społeczny, pochodzenie i zawartość portfela mogą mieć wpływ na związek dwojga ludzi wywodzących się z kompletnie różnych środowisk. Postać Raven mimo młodego wieku zaimponowała mi swoim charakterem, zwłaszcza poświęceniem na jakie się zdecydowała, a o którym dowiecie się wyłącznie jeśli sięgniecie po książkę. Osoba Gavina to przykład człowieka, który mimo środowiska w którym się wychowywał, był w stanie zachować ten młodzieńczy luz, spontaniczność i niezblazowanie pieniędzmi.


Warto zwrócić uwagę na jedną z postaci drugoplanowych, mam tu na myśli brata głównego bohatera – Weldona. Jest on żywym przykładem tego, że nigdy nie jest za późno na zmianę, a dzięki pomocy i wsparciu bliskiej osoby można dojrzeć i stać się lepszym człowiekiem.


                                     Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

poniedziałek, 12 października 2020

#137 "Money Man" - Terri E. Laine

       W dzisiejszej recenzji wzięłam na tapetę „Money Man” - książkę pióra Terri E. Laine, która swoją polską premierę miała pod koniec września. Historia ta, była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki, więc byłam ciekawa (jak zwykle zresztą) jak ono wypadnie. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, to zerknijcie poniżej.




           Tytuł – „Money Man"
            (oryg.Money Man)
         Autor – Terri E. Laine
     Tłumaczenie - Kinga Markiewicz
         Wydawnictwo – NieZwykłe
           Liczba stron – 258
         Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-8178-381-1


Główną bohaterką książki jest Bailey Glicks, która całe swoje dzieciństwo żyła ograniczona zasadami narzucanymi przez otoczenie. Wychowywanie się w społeczności przypominającej Amiszów, w której korzystanie z nowoczesnej technologii takiej jak telefony czy komputery było mocno reglamentowane, a kobiety miały być skromne i podporządkowane mężom, stanowiło dla naszej bohaterki twardy orzech do zgryzienia. Bailey postanowiła więc wyjechać na studia i posmakować odrobiny wolności, której przez całe życie jej brakowało. Po ich skończeniu rozpoczęła pracę jako biegły rewident w dużej korporacji, ale przez tą decyzję jej kontakty z rodziną praktycznie przestały istnieć. Poza tym, życie osobiste Bailey w ostatnim czasie posypało się, kiedy na jaw wyszło, że człowiek za którego miała wyjść za mąż zwyczajnie ją zdradził.


Jedna sylwestrowa noc - ta w którą miała wychodzić za mąż, połączona z jedną spontaniczną decyzją spowodowała, że w życie Bailey wkroczył ktoś, kto zupełnie miał je zmienić. Ale czy na lepsze? Bo seks z nieznajomym w łazience był kompletnie nie w stylu naszej bohaterki, ale stało się. Bailey dopadły małe wyrzuty sumienia chwilę po tym, jak było po wszystkim, a tajemniczy mężczyzna czmychnął bez słowa.


Bailey była przekonana, że już nigdy nie spotka nieznajomego, ale los bywa przewrotny, bo jak się okazało, mimo iż Kalen Brinner nie był człowiekiem, który przywiązywał większą uwagę do kobiet, kiedy już dostał od nich tego czego chciał, to … rudowłosa kobieta z sylwestrowego wieczoru nie mogła opuścić jego myśli.


„ Omawialiśmy menu, gdy wydarzyło się coś niewiarygodnego. Byłam prawie pewna, że zobaczyłam nieznajomego od jednorazowego numerka, który wszedł do restauracji w towarzystwie wysokiej, pięknej brunetki. Bezwiednie uniosłam menu, aby zakryć twarz. Moje policzki zabarwił rumieniec.

Choć nie widziałam swojego partnera, usłyszałam konsternację w jego głosie, gdy spytał:

- Wszystko w porządku?

- Tak – odparłam spoglądając znad karty menu.

Musiałam wziąć się w garść. Makler nie był głupi. Odwrócił się szukając czegoś, co właśnie zauważyłam. Na szczęście facet od jednorazowej przygody ani razu nie spojrzał w moją stronę, na pozór skupiony na siedzącej przed nim kobiecie.

(…)

Wtedy w łazience było dość ciemno i oboje sporo wypiliśmy. Może gość w ogóle mnie nie pamięta.

Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Najwyraźniej nie miał żadnych problemów z podrywaniem kobiet.”


Jednak czy znajomość naszych bohaterów będzie prostą drogą bez niebezpiecznych zakrętów? Zwłaszcza, kiedy Bailey zacznie odkrywać podejrzane transakcje w spółce w której jej firma właśnie przeprowadza audyt, a ona sama zacznie dostawać dziwne listy?



Zawsze staram się być szczera w swoich recenzjach i nie piszę opinii, że dana książka jest wspaniała i cudowna, jeśli wg. mnie taka nie jest. W przypadku „Money Man” niestety, moje odczucia są dość negatywne.


Uważam, że sam pomysł autorki na fabułę nie był zły. Osobiście nawet dałam się nabrać, bo myślałam, że będzie to typowo biurowa historia hate/love między szefem, a podwładną, a w praktyce było to coś odrobinę innego. I to dla mnie, jako recenzenta/czytelnika było ciekawe, bo pozwoliło zaskoczyć czymś innym niż z góry zakładałam – choćby po przeczytaniu opisu książki.


Niestety sama historia była bardzo płaska i mało wciągająca. Może dopiero pod koniec książki odrobinę się ruszyło, ale nadal czułam spory niedosyt. Autorka nie rozwinęła charakterów postaci przez co kompletnie nie mogłam się do nich przywiązać. Poza tym, postacie Bailey i Kalena wydały mi się płytkie i bez polotu. Główna bohaterka jako dziewczyna, która na każde skinienie mężczyzny leci do niego na zabicie karku i narzeka na niego tuż po tym, jak poszła z nim na całość w klubowej łazience kompletnie do mnie nie przemawia, a wręcz irytuje. Zastanawiałam się czego ona oczekiwała? Oświadczyn? Język książki jest prosty, co może świadczyć zarówno o wadzie jak i zalecie całej historii. Poza tym, sceny seksu - których w książce było od groma, moim zdaniem były jakieś takie tanie, bez większego zaangażowania i emocji.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu NieZwykłemu!

czwartek, 8 października 2020

Wywiad - Penny Reid

Z braku czasu dość mocno zaniedbałam ostatnimi czasy cykl "WYWIAD-ÓWKA". Jak wiecie, czytanie książek w języku angielskim, sprawia mi równie dużą przyjemność, co w naszym ojczystym języku. Dziś zapraszam was na krótki wywiad z autorką, która być może nie jest jeszcze szerzej znana w Polsce, ale jej książka "Kochaj albo Jedź" z bardzo charakterystyczną okładką  


, która w lipcu tego roku miała swoją premierę w naszym kraju zauroczyła mnie na tyle mocno, że chciałam poznać osobę, która stoi za postaciami braci Winston. Jeśli jeszcze ich nie poznaliście, to kilka postów niżej możecie przeczytać moją recenzję wspomnianej książki.



PENNY REID





1. Tłumaczenia twoich książek ukazały się już w kilku krajach. W lipcu tego roku w Polsce wydana została kolejna, tym razem "Kochaj albo Jedź" (Truth or Beard) – pierwsza historia z serii Braci Winston. Jakie to uczucie? Czy kiedy zaczynałaś przygodę z pisaniem, wyobrażałaś sobie, że czytelnicy na całym świecie będą mogli czytać twoje książki?

Szczerze? To niesamowicie dziwne, myśleć, że są ludzie, którzy czytają moje książki, a co dopiero na całym świecie! Jestem niesamowicie zaszczycona (i zdezorientowana). Naprawdę czuję, że mam najlepszą pracę i jestem bardzo wdzięczna, że mogę spędzać dni na pisaniu historii.


2. „Kochaj albo Jedź” było moim pierwszym spotkaniem z twoją twórczością i totalnie mnie oczarowałaś tą historią, zwłaszcza tą silną więzią, która łączy braci. Co cię zainspirowało do napisania tej książki i całego cyklu? Czy może sama masz liczne rodzeństwo?

Moi rodzice często odwiedzali tę część świata (The Great Smoky Mountains / Appalachy) we wschodnim Tennessee. Kiedy spędziłam tam tydzień pewnego lata, zrozumiałam, dlaczego zakochali się w tej okolicy. To było jak wizyta na planie filmowym lub przebywanie w książce. W piątek, pod koniec tygodnia, udaliśmy się na muzyczny „jam session”, podczas którego muzycy spotykają się i improwizują, a miejscowi zbierają się, by posłuchać. Podsłuchiwałem ludzi wokół mnie i ich dyskusje, zafascynowana często przezabawnymi - ale całkowicie szczerymi, zdrowymi i krzepiącymi - rozmowami i wiedziałam, że muszę napisać przynajmniej jedną książkę o moim doświadczeniu.


3. Jak reagujesz na nieprzychylne recenzje o ile takie się zdarzają? Czy są one motywujące, aby coś poprawić czy wręcz przeciwnie, demotywują do dalszej pracy?

Czytałam nieprzychylne recenzje, kiedy zaczynałam publikować i uważam, że było to niezbędne ćwiczenie. Nigdy nie brałam udziału w kursie kreatywnego pisania przed napisaniem mojej pierwszej opublikowanej powieści i przeczesywałem negatywne recenzje w poszukiwaniu informacji, które pomogłyby mi ulepszyć moje rzemiosło. Jednak po pewnym czasie poczułam, że nastąpiła zmiana w recenzjach. Stały się mniej konstruktywnie krytyczne. Dlatego nie czytam już nieprzychylnych recenzji, ponieważ nie znajduję w nich żadnej wartości, ale to w porządku! Recenzje są dla czytelników, a nie dla autorów. Jestem wdzięczny za te wczesne recenzje, które pomogły mi rozwinąć się jako autorowi.


4. Jak wygląda twoja pisarska rutyna? Narzucasz sobie, że danego dnia będziesz pisała np. 5 godzin? A może piszesz tylko w tygodniu, żeby mieć wolny weekend? Zdradź jak to wygląda w twoim przypadku?

Staram się izolować rano, aż osiągnę cel na dany dzień, co może zająć 12 lub 3 godziny, w zależności od dnia. Jeśli nie osiągnę swojego celu słownego w danym tygodniu, pracuję w weekendy, aby nadrobić zaległości.


5. Jaka jest najbardziej dziwna, niesamowita, a może zaskakująca historia związana z byciem pisarką jaka ci się przytrafiła?

Mam wiele historii! Zobaczmy … podczas spotkań autorskich jeden z moich czytelników przyjechał i stanął w kolejce przebrany za „Seksownego Gandalfa”, jak Jessica z “Kochaj albo Jedź”. To było przezabawne, ale też zaniemówiłam. Znowu, na spotkaniu, kobieta przyniosła mi kołdrę w królewskim rozmiarze, z każdym kwadratem przedstawiającym braci Winston. Znowu zaniemówiłam, całkowicie zdumiona. Kiedyś byłam poza domem w Seattle w stanie Waszyngton (gdzie mieszkam) z moimi dziećmi i zatrzymał mnie ktoś, kto mnie rozpoznał. Spanikowałam i udawałam, że nie wiem, o kim mówi / zaprzeczałam, że jestem Penny Reid (ach!). Później źle się z tym czułam. Moje dzieci śmiały się ze mnie później, prawdopodobnie dlatego, że moja twarz była jaskrawoczerwona.


Proszę, dokończ zdania:


1. Nie mogę żyć bez … mojej rodziny.


2. Najważniejszy moment w mojej pisarskiej karierze był wtedy gdy ... zdecydowałam się pisać tylko to, co mnie uszczęśliwia, a nie to, co przyniesie mi największe grono czytelników.


3. Chciałabym ... iść do kina. Wciąż jesteśmy tutaj w ciężkiej kwarantannie i niewiele wychodzimy. Brakuje mi kina.

4. Jestem uzależniona od … kawy. Dosłownie i w przenośni.

5. Moim ulubionym autorem jest … wszechczasów? Isaac Asimov. W gatunku romans, Amy Harmon.




1. Translations of your books have already been published in several countries. In July, another was released in Poland - this time „Truth or Beard” - the first story in the Winston Brothers series. What kind of feeling is it? When you started your adventure with writing, did you imagine that readers from all over the world would be able to read your books?

Honestly? It’s incredibly bizarre, to think there are people who read my books on purpose, let alone all around the world! I’m so incredibly honored (and confused). I truly do feel like I have the best job and I am so grateful I am allowed to spend my days writing stories.


2. „Truth or Beard” was my first encounter with your work and you totally charmed me with this story, especially the strong bond that binds all brothers. What inspired you to write this book and the entire series? Maybe your own siblings?

My parents often visited this part of the world (The Great Smoky Mountains / Appalachia) in East Tennessee. When I spent a week there one summer, I understood why they fell in love with the area. It felt like visiting the set of a movie, or being inside of a book. On Friday, towards the end of the week, we went to a music “jam session” where musicians come together and improvise music, and locals gather to listen. I eavesdropped on the people around me and their discussions, fascinated by the often hilarious—but entirely earnest, wholesome, and heartwarming—conversations, and knew I needed to write at least one book about my experience.  


3. How do you react to unfavorable reviews, if there are any? Are they motivating to improve something or on the contrary - demotivating to further work?

I used to read unfavorable reviews when I first began publishing and I feel it was an essential exercise. I’d never taken a creative writing course before writing my first published novel and I would scour the negative reviews for insight that would help me improve my craft. After a time, however, I felt like there was a shift in reviews. They became less constructively critical. Therefore, I don’t read unfavorable reviews anymore as I find no value in them, but that’s okay! Reviews are for readers, not for authors. I’m grateful for those early reviews that helped me grow as an author.


4. What is your writing routine? Do you impose yourself that you will write e.g. 5 hours a day? Or maybe you only write during the week, to have the weekend off? How is it in your case?

I try to sequester myself in the morning until I’ve reached my word goal for the day, which may take 12 hours or 3, depending on the day. If I don’t reach my word goal during any given week, I do work on the weekends to try and catch up. 


5. What's the most bizarre, weird, or perhaps surprising story that has happened to you as a writer?

I have a number of stories! Let’s see… at an author signing, one of my readers arrived and stood in line dressed up as “Sexy Gandalf,” like Jessica from Truth or Beard. It was hilarious but also left me speechless. Again, at a signing, a woman brought me a king-sized quilt with each square featuring a Winston Brother. I was again speechless, completely blown away. Once, I was out and about in Seattle Washington (where I live) with my kids and was stopped by someone who recognized me. I panicked and pretended I didn’t know who she was talking about / denied being Penny Reid (gah!) I did feel badly about that later. My children laughed at me later, likely because my face was bright red.




Please, finish the sentences:


1. I can't live without ... my family.

2. The most important moment in my career as a writer was when ... I decided to only write what made me happy rather than what might gain me the largest readership.

3. I would love to ... go to a movie. LOL! We’re still in heavy quarantine here and don’t get out much. I miss the movie theater. 

4. I'm addicted to ... coffee. Literally and figuratively. 

5. My favorite author is ... of all time? Isaac Asimov. In the romance genre, Amy Harmon.

wtorek, 6 października 2020

#136 "Zły czas" - K.N. Haner

       Dosłownie kilka dni temu swoją premierę miała kolejna książka K.N. Haner tj. „Zły czas”, będąca częścią cyklu Niebezpieczni mężczyźni. Kontynuacja „Złego miejsca” była mocno wyczekiwaną pozycją przez wszystkich fanów autorki, w tym także i przeze mnie. Nadszedł więc czas, abyście poznali moją opinię na temat kontynuacji historii Blaire.



           Tytuł – „Zły czas"
           Autor – K.N. Haner
        Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 248
         Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-2836-577-3


„Zły czas” rozpoczyna się w momencie, kiedy Blaire budzi się w szpitalu po tym jak naga i pod wpływem środków odurzających, znaleziona została przez pracownika wysypiska śmieci. Roztrzęsiona i skołowana dziewczyna ma tylko chwilę na podjęcie najlepszej dla siebie decyzji – bo za chwilę pojawią się pytania odnośnie tego, co działo się z nią przez ostatnie kilka miesięcy. Pytania, na które odpowiedzi mogą stanowić dla niej śmiertelne zagrożenie. Blaire zdaje sobie sprawę, że powrót do świata, który do tej pory uznawał ją za zaginioną, może przynieść ze sobą niebezpieczeństwo nie tylko ze strony wrogów jej ojca, ale i człowieka który najpierw ją więził, potem namieszał w głowie, by za chwilę tak po prostu wyrzucić jak śmiecia. Symulowanie amnezji wydaje się dla naszej bohaterki jedynym sensownym rozwiązaniem – przynajmniej na razie.


Jeśli Blaire myślała, że wróciła do świata, który dobrze znała to, rzeczywistość okazuję się dużo bardziej skomplikowana, o czym uświadamia ją Liam - jeden z najbardziej zaufanych doradców jej ojca. Pierwszy szok z jakim przychodzi zmierzyć się naszej bohaterce to fakt, że Henry Crawford został zastrzelony kilka dni przed odnalezieniem się Blaire, a jego testament mówi jasno: cały majątek mężczyzny otrzymuję jego córka, pod jednym warunkiem – ma kontynuować jego działalność – działalność, która pod przykrywką legalnych interesów, jest tak naprawdę handlem narkotykami i bronią na światową skalę. A teraz to Blaire, jako jego jedyna następczyni ma zostać Królową Koki. Choć dziewczyna początkowo nie ma najmniejszej chęci mieć cokolwiek wspólnego z nielegalnymi interesami ojca, to jest świadoma, że zagrożenie będzie się czaić na każdym kroku – niezależnie od tego, czy stanie na czele narkotykowego imperium czy nie.


" - Twój ojciec sprzedawał kokainę i broń, prał dzięki firmie brudne pieniądze. Twoi klienci to byli biznesmeni, ale mafiosi, gangsterzy - powiedział, a ja zatrzymałam się w pół kroku. Słyszałam, że Liam ruszył w moja stronę.

"O Boże".

 - Jesteś Królową Koki, Blaire, a teraz znaczysz w tym świecie więcej niż ktokolwiek. Rozdajesz karty, jesteś na szczycie, ale przez to każdy chcę cię z niego zepchnąć. Najlepiej pod ziemię - Liam stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. - Mam cię wprowadzić we wszystkie szczegóły i pomagać do momentu, aż sama staniesz na nogi.

   Miałam stanąć na nogi, a na razie czułam, że grunt mi się spod nich osuwa. drżałam z przerażenia i emocji."


Blaire z pomocą Liama musi szybko zaaklimatyzować się w nowej rzeczywistości - rzeczywistości w której to ona jest szefową, a w której musi stać się autorytetem dla dużo starszych członków zarządu i pracowników firmy, którzy wcale nie patrzą na nią przychylnym okiem.


Co gorsza, w jej życiu ponownie pojawiają się ci, którzy maczali palce w jej uprowadzeniu i przetrzymywaniu, a mianowicie David i Phix. Jeden twierdzi, że chcę ją chronić, drugi grozi, że ją zniszczy. Ale czy Blaire może komukolwiek zaufać?



K.N. Haner lubi stawiać czytelnika w sytuacji, w której nie wie on, po stronie którego bohatera ma stanąć. Nie mówię tu wcale o Blaire, a o męskich postaciach w osobie Phixa, Davida i Liama. Od pierwszych stron książki, nie ufałam nikomu i każdego podejrzewałam o złe zamiary. Nie będę wdawać się w szczegóły, żeby nie ujawnić za dużo spojlerów, ale trzeba przyznać, że autorka potrafi dozować napięcie.


Mimo, iż Blaire podobnie jak w pierwszej części odrobinę mnie irytowała swoim zachowaniem, to nie zmieniło to faktu, że książkę wręcz chłonęłam.


„Zły czas” to niecałe 250 stron fabuły, co wydaje się niewiele w porównaniu do prawie 340 stronicowego „Złego miejsca”, ale mogę wybaczyć tą „niedogodność” biorąc pod uwagę epilog oraz ostatnie zapowiedzi autorki, że …


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

sobota, 3 października 2020

#135 "Someone Else" - Laura Kneidl

    Laura Kneidl to autorka, która skradła moje w lipcu, kiedy miałam okazję przeczytać i zrecenzować książkę „Someone New”. Tak pięknej, poruszającej oraz zmuszającej do refleksji historii dawno nie miałam przyjemności przeczytać. Z niecierpliwością wyczekiwałam zatem drugiej części cyklu Someone, w którym główny prym wiodą postaci, które czytelnik miał już okazję poznać w poprzednim tomie. Czy autorce udało się utrzymać poziom pierwszej książki? Przekonajmy się.




         Tytuł – „Someone Else"
          (oryg.Someone Else)
         Autor – Laura Kneidl
     Tłumaczenie - Joanna Grzelak
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 392
         Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-7686-907-0


Głównymi bohaterami „Someone Else” są Cassie i Auri, współlokatorzy Juliana – głównego bohatera „Someone New”. Po tym jak Julian wyprowadził się z ich wspólnego mieszkania, aby zamieszkać z Micah, Cassie i Auri zostali sami - choć nie palili się do znalezienia nowej osoby na miejsce chłopaka.


Cassandra King to dziewczyna, która kocha kino i książki. Na co dzień uczęszcza na wszystkie kursy związane z literaturą do Mayfield College. Nasza bohaterka to domatorka, która wolny czas woli spędzać między stronami ukochanych powieści fantastycznych, albo przed ekranem telewizora oglądając m.in. ulubionego „Władcę pierścieni”, zamiast imprezować jak większość studentów. Cassie od dwóch lat dzieli mieszkanie z Mauricem Remingtonem – towarzyskim studentem projektowania graficznego, który jest także zawodnikiem uniwersyteckiej drużyny futbolowej.


Jeśli podejrzewacie, że jak w większości książek new adult bywa, współlokatorzy płci przeciwnej są tutaj zaciętymi wrogami, to jesteście w ogromnym błędzie. Cassie i Auri są najlepszymi przyjaciółmi, którzy świetnie się dogadują, a co najważniejsze - mają podobne zainteresowania.


Pomimo kilku dwuznacznych sytuacji nasi bohaterowie nie wychodzą poza strefę przyjaźni, choć nawet ich wspólna przyjaciółka Micah widzi, że byliby świetną parą. Jednak zarówno dla Cassie jak i Auriego przyjaźń jest na tyle ważna, że oboje zwyczajnie się boją, że jakikolwiek głębszy krok do przodu w ich relacji mógłby ją po prostu zniszczyć, gdyby im nie wyszło.


Czy jednak nie jest tak, że czasami najlepsze związki to te, które zaczynały się od przyjaźni?



Już po raz kolejny widzę, że Laura Kneidl nie boi się podejmować trudnych tematów w swoich książkach. W „Someone New” był to transseksualizm, tutaj jest to dyskryminacja rasowa. Temat, który ostatnio jest na pierwszych stronach gazet i mediów. Temat ważny, obok którego nie można przejść obojętnie, bo on istnieje i dotyka dużą część społeczeństwa.


Główny bohater „Someone Else” jest czarnoskóry, a autorka w kilku sytuacjach pokazuje, jak taka osoba traktowana jest przez niektórych, nawet w żartach padających z ust kolegów. Co istotne, Laura Kneidl zwróciła w tej historii uwagę także na to, w jak nieprzychylny sposób niektórzy ludzie patrzą na czarnoskórego mężczyznę i białą kobietę razem. To straszne z jakimi uprzedzeniami i śmiem twierdzić obrzydzeniem uznają taką relację czy to przyjaźni czy związku między osobami o odmiennych kolorach skóry.


  "Rozłożyłam nasze ręczniki, a Auri nadmuchał materac zabrany z domu.

    Wokół nas ludzie leżeli na słońcu. Dzieci budowały zamki z piasku, gdzieś grała muzyka, kilka metrów dalej młodzi ludzie rozgrywali mecz siatkówki przy rozpiętej siatce. W oddali po jeziorze pływały łódki. Matki pluskały się z małymi dziećmi w płytkiej wodzie przy brzegu, a jakaś rasistowska starsza para gapiła się na Auriego. Nawet nie starali się ukrywać trujących spojrzeń. Gapili się na nas z wykrzywionymi z obrzydzenia twarzami i wymieniali cicho jakieś uwagi, których wprawdzie nie słyszałam, ale za to tym wyraźniej czułam ich jad.

    Kiedy na karku poczułam zimną wściekłość, jak zawsze, gdy zdarzały się takie rzeczy, a zdarzały się za często, moje dłonie same zacisnęły się z pięści. wstałam, choć nie wiedziałam, co dokładnie chcę powiedzieć. Sposób, w jaki ci obcy ludzie przypatrywali się Auriemu, był nie do zaakceptowania. Tak jakby samym swoim istnieniem popełniał jakieś przestępstwo.

    - Nie.

    Spojrzałam na Auriego. Najwyraźniej jego uwadze nie uszły spojrzenia tego małżeństwa, ale nie chciałam, żeby je zobaczył. nie powinien stykać się z czymś takim.

    - Ale... - zaczęłam.

    - Odpuść - przerwał mi.

(...)

    - Jak możesz być taki opanowany?

    Auri westchnął i znów odwrócił głowę w moim kierunku.

    - A co twoim zdaniem powinienem zrobić, Cassie? Tez się na nich gapić krzywym wzrokiem? Może mam podejść i zrobić im awanturę, która zepsuje mi cały dzień, tylko dlatego, że dwoje idiotów ma ze mną jakiś problem? Nie mam mowy. (...)

    - To nie fair.

    - Wiem, ale po prostu ludzie nie są warci zachodu."


To co również uważam za duży plus książki to fakt, że autorka zwróciła uwagę na stereotypy dotyczące sportowców. Chodzi konkretnie o to, że zazwyczaj są oni uważani za mięśniaków dla których nauka nie jest priorytetem i na próżno ich szukać z książką w dłoni. Auri jest fanem literatury fantastycznej i cosplay tak samo jak główna bohaterka, aczkolwiek wstydzi się on przyznać do swojej pasji przed kolegami z drużyny z obawy przed wyśmianiem i ocenianiem.


Czy to nie straszne, że kto musi ukrywać to co kocha, bo zwyczajnie boi się krytyki najbliższego otoczenia?


„Someone Else” może nie przebiło spektakularnie „Someone New”, ale zdecydowanie warto sięgnąć po historię Cassie i Auriego, aby zobaczyć jak autorka poradziła sobie z kwestią dyskryminacji rasowej i stereotypami.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!