Mimo, iż do końca roku pozostały niecałe dwa miesiące, to nadal mam kilka książkowych pozycji na premierę których mocno czekam. Do powyższego grona śmiało mogę zaliczyć drugi tom serii pióra niemieckiej autorki Leny Kiefer czyli „Don't hate me”, który kilka dni temu oficjalnie zawitał do polskich księgarni. Pierwsza część tego cyklu wydana w maju, zrobiła na mnie niezwykle pozytywne wrażenie, jak zresztą większość książek z gatunku New Adult wydawanych przez Jaguara. Czy historia Kenzie i Lyalla rozpoczęta w „Don't love me” ma swoją równie dobrą kontynuację w „Don't hate me”?
Od wydarzeń kończących pierwszy tom minęło pięć miesięcy. Prawda o przeszłości Lyalla ostatecznie pogrążyła jego dopiero co raczkujący związek z Kenzie. Letni pobyt w Szkocji zakończył się zatem dla obojga złamanymi sercami, a powrót do przyziemnych obowiązków okazał się trudniejszy niż mogli przypuszczać. Ona skupiła się na rodzinie, a on na ostatnich egzaminach, które czekały go przed ukończeniem studiów architektonicznych.
Jedno niewinne zaproszenie na inauguracyjne otwarcie nowej części hotelu Grand Kilmore mogło pogrążyć plany obojga, co do posklejania sobie życia po zerwaniu. Jednak ani Kenzie ani Lyall nie zamierzali wracać do miejsca, w którym jednocześnie tak cudownie rozpoczęła się, ale i dramatycznie zakończyła ich relacja. Zwłaszcza kiedy istniało ryzyko, że wpadną na siebie na przyjęciu. Mimo to, chęć zobaczenia efektów swojej pracy przez naszą bohaterkę oraz niechęć ponownego podpadnięcia nestorce rodu Hendersonów w osobie własnej babki przez głównego bohatera ostatecznie wygrały. Ponowne spotkanie Kenzie i Lyalla przebiegło jednak w atmosferze głębokiego żalu, trawiącego serca smutku, niewypowiedzianych słów oraz spojrzeń znaczących więcej niż tysiąc pocałunków. Oboje, choć każde z osoba, dobitnie uświadomili sobie, że droga do poskładania swojego życia na nowo będzie trudna, zwłaszcza kiedy uczucia nie wygasły ot tak z chwilą zerwania.
Nasi bohaterowie sądzili, że spotkanie na inauguracji w Kilmore było ich ostatnim. Życie jednak lubi pisać zaskakujące scenariusze, zwłaszcza kiedy ktoś postanowi zabawić się w swatkę.
Kiedy Kenzie otrzymuję propozycję od samej Theodory Henderson ma wiele wątpliwości, ale tylko jedna odpowiedź może być prawidłowa. Praca przy odnawianiu nowo zakupionego przez matkę Lyalla kompleksu hotelowego w greckim Korfu, wydaje się dla naszej bohaterki nie tylko doskonałą szansą na zdobycie doświadczenia, ale i możliwością uciszenia nadal kłębiących się w niej uczuć. Plan Kenzie zostaje jednak mocno zachwiany przez niespodziewane pojawienie się tego, o którym w trakcie tego wyjazdu miała starać się zapomnieć. Kiedy w Kefi Palace pojawia się Lyall, poproszony przez matkę o kilkutygodniowe zastępstwo, kiedy ta pilnie musi wyjechać do Dubaju, wszystko odżywa na nowo. Uczucia, strach, a przede wszystkim niepochamowane emocje przed którymi nie sposób uciec.
"Na taras weszła Clea ubrana w normalne, nierobocze ciuchy. Zerkaliśmy z zaciekawieniem, kto pojawi się za nią. Theodora wspominała tylko, że to ktoś, kogo zna już od dawna i komu może absolutnie zaufać, a to zostawiało naprawdę sporą przestrzeń do domysłów. Wszyscy mieli nadzieję, że może udało jej się nakłonić do współpracy któregoś z jej sławnych znajomych, więc czekaliśmy jak na szpilkach. Ale to zachłysnęłam się na jego widok.
- Lyall - wymsknęło mi się.
Byłam w szoku. W tym momencie tak bardzo chciałam, żeby to było tylko jakieś przewidzenie, żeby to nie on tam właśnie stał, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i odgarniając włosy niedbałym gestem. On ma być zastępcą Theodory? Właśnie on?
Musiał mnie usłyszeć, bo nie trwało dłużej niż ułamek sekundy, zanim zwrócił swój wzrok na mnie... i zastygł w bezruchu.
- Kenzie - powiedział takim samym tonem.
Było absolutnie jasne, że był równie zaskoczony moją obecnością, jak ja jego."
"Don't hate me" to historia, która nie jest perfekcyjna, ale uważam że czas z nią spędzony absolutnie nie był stracony. Książka, podobne jak pierwszy tom, napisana jest bardzo przystępnym językiem, typowym dla powieści New Adult. Dość sporo tu opisów czy wewnętrznych monologów postaci, a mniej stricte dialogów między bohaterami, co w pewnym stopniu może nużyć czytelnika. Mocną stroną historii jest postać drugoplanowa w osobie Finlaya - kuzyna głównego bohatera, którego humor ale i niespełniona miłość totalnie mnie ujęły. Moje serce nadal z nieskrywaną miłością biję w kierunku Lyalla, będącego cudownym wiodącym protagonistą książki. Podobnie jak w "Don't love me" i tu Lena Kiefer dała czytelnikom takie zakończenie, że oczekiwanie na trzeci tom będzie istną torturą i wymagać będzie ode mnie dużej dozy cierpliwości, a z tym u mnie zawsze jest problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz