poniedziałek, 29 marca 2021

#161 "Dziewięć minut" - Beth Flynn

    Niezwykle cenię sobie te polskie wydawnictwa, które wśród setek tysięcy zagranicznych książek są w stanie wyłowić istne perełki, które są tak inne, tak nietypowe mimo, iż teoretycznie mieszczą się w obszernej kategorii romansów obyczajowych. Do takich zaliczam stosunkowo młode Wydawnictwo Papierówka. To właśnie dzięki ich zaangażowaniu, polscy czytelnicy dostali szansę na poznanie jednej z najbardziej intrygujących historii z motywem MC. Jeśli jesteście fanami książek z wątkami klubów/gangów motocyklowych, a nie znacie jeszcze nazwiska Beth Flynn, to ja się pytam (bardzo spokojnie), na jakiej wy u licha planecie żyliście do tej pory? Dla jednych „Dziewięć minut” to pięćset czterdzieści sekund, dla innych (w tym dla mnie) tytuł powieści rozpoczynającej pewną fantastyczną książkową podróż.


 


        Tytuł - "Dziewięć minut"
          (oryg. Nine Minutes)        
           Autor – Beth Flynn
      Tłumaczenie - Julia Gumowska
        Wydawnictwo – Papierówka
           Liczba stron – 312
        Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-6642-919-2



'NIE ZNASZ DNIA ANI GODZINY' - to jedno sformułowanie w niezwykle adekwatny sposób obrazuję to, co spotkało Ginny Lemon - główną bohaterkę historii przedstawionej w „Dziewięciu minutach”. Nic nie zapowiadało, że powrót z biblioteki pewnego majowego dnia roku 1975 zmieni nieodwracalnie życie piętnastoletniej wtedy dziewczyny. Bo nikt nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, a na pewno nie... własnego porwania w efekcie którego stajesz się urodzinowym prezentem dla przywódcy gangu motocyklowego. Jego imię siało postrach na terytorium całej Florydy, budziło lęk i wywoływało nie dające się opanować przerażenie. Jak to się więc stało, że dla niej był wyrozumiały i opiekuńczy? Dlaczego ona tak łatwo przystosowała się do życia, które dla niej stworzył, nowego otoczenia w którym przyszło jej egzystować, a nawet imienia które jej nadał.

Czasem dzieją się rzeczy, których nie jesteśmy w stanie wyjaśnić. Ktoś obcy, kogo teoretycznie powinieneś się bać, staję się osobą od której dostajesz coś, czego nie dawała ci własna rodzina? Bo myślimy, że wiemy wszystko, aby nagle uświadomić sobie w jak głębokim błędzie tkwiliśmy. A może kłamstwie w które wierzyliśmy?



Pierwsza modelka rozpoczynająca każdy pokaz mody może albo zagwarantować jego ogromny sukces, albo już na wstępie pogrążyć całą kolekcję. Z książkowym prologiem jest dokładnie tak samo. Wstęp do historii jest niezwykle istotny, bo albo zaintryguje on czytelnika na tyle mocno, że od razu przejdzie do pierwszego rozdziału, albo sprawi, że będziemy się zastanawiać czy reszta powieści, jest równie słaba, co początek.

Jeśli zapytacie mnie jaką modelką jest prolog „Dziewięciu minut” to powiem wam, że taką o której marzą wszyscy projektanci.

Bo żeby zacząć książkę od więziennej egzekucji jednej z najważniejszych męskich postaci całej książki trzeba mieć przysłowiowe jaja. Beth Flynn pokazała, że je ma. Napisać historię jednocześnie tak skomplikowaną w fabule, przesyconą zaskakującymi zwrotami akcji, pełną nieprzewidywalności, a w dodatku urozmaiconą retrospekcjami dającymi czytelnikowi niezwykłą szansę na poznanie wielu ukrytych prawd – no cóż trzeba mieć talent, talent i jeszcze raz talent.


Wiedziałam tak samo dobrze jak on, że w pełni zasłużył na swój los, a mimo to czułam się rozdarta. Myślałam, że jeśli przekonam samą siebie o słuszności wyroku, ta sytuacja będzie dla mnie łatwiejsza. Nie była. Wydawało mi się, że jego egzekucja mnie nie zrani, ale tylko się oszukiwałam. Fakt, że od piętnastu lat z nim nie żyłam, wcale nie oznaczał, że przestałam go kochać.


                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                 Wydawnictwu Papierówka!

niedziela, 28 marca 2021

#160 "Rywale" - Vi Keeland

        „Rywale” to kolejna już książkowa propozycja pióra Vi Keeland, której nazwisko od lat notorycznie ląduję na szczytach list bestsellerów. Tym razem autorka zaserwowała swoim czytelnikom unowocześnioną wersję Romea i Julii. Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o losach zwaśnionych rodów tych dwojga kochanków. Jeśli jesteście ciekawi jak z retellingiem wspomnianej historii poradziła sobie Keeland, zapraszam do lektury poniższej recenzji.


 

           
            Tytuł - "Rywale"
           (oryg. The Rivals)        
           Autor – Vi Keeland
  Tłumaczenie - Małgorzata Bortnowska
          Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 384
        Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6681-505-6


Aby w pełni zrozumieć „Rywali” musimy cofnąć się czasie o jakieś pięćdziesiąt lat. To właśnie wtedy trójka przyjaciół: August Sterling, Oliver Lockwood i Grace Copeland wspólnie otworzyli w Nowym Jorku hotel. Po pewnym czasie August zakochał się i to ze wzajemnością w Grace. Jak w każdej miłosnej historii para się zaręczyła, a nawet planowała ślub, jednak w dniu w którym mieli sobie przysięgać miłość, dziewczyna wyznała mężczyźnie, że kocha także Olivera. Grace nie była w stanie oddać serca jednemu mężczyźnie, bo ono kochało ich obu. Od tamtej pory nic już nie było takie jak wcześniej, a na pewno nie relacja całej trójki. Latami mężczyźni walczyli o względy kobiety, ta jednak była nieugięta i w końcu każde z nich poszło swoją drogą. August Sterling i Oliver Lockwood stali się zażartymi wrogami budując przy tym własne hotelowe imperia. Grace pozostała właścicielką Countess, który dzięki obłędnemu widokowi na Cetral Park stał się bardzo cenionym nowojorskim miejscem noclegowym.

I tak właśnie, pięć dekad później wracamy do współczesnych czasów. Śmierć Grace Copeland wstrząsnęła rodzinami Sterlingów i Lockwoodów w sposób, którego nie przewidziały. Tak oto zgodnie z ostatnią wolą kobiety, nestorzy rodzin i miłości jej życia August Sterling i Oliver Lockwood otrzymali po czterdzieści dziewięć procent udziałów w Countess, podczas gdy pozostałe dwa procenty trafiły do wskazanej przez nią organizacji charytatywnej. Dla zwaśnionych od dziesięcioleci rodzin konieczność zarządzania i bycia współwłaścicielami hotelu to ciężki kawałek chleba do strawienia. Kiedy Easy Feet podejmuję decyzję o sprzedaży swoich dwóch procent udziałów rodzinie, która złoży lepszą ofertę, zaczyna się walka, z której tylko jedna rodzina wyjdzie zwycięsko.

Kilkugodzinny lot z Londynu do Nowego Jorku Sophia Sterling zamierzała wykorzystać na szczegółowe zapoznanie się z dokumentacją Countess – hotelem, którego współwłaścicielem stała się jej rodzina. To czego, a raczej kogo nie spodziewała się spotkać na fotelu pasażera obok, to człowieka z którym ostatni raz była tak blisko dwanaście lat temu - Westona, wnuka Olivera Lockwooda, czyli jednymi słowy – jej wroga numer jeden. I nie, mężczyzna wcale nie leciał na przypadkową wycieczkę, on leciał (podobnie jak Sophia), aby w imieniu swojej rodziny zarządzać ich częścią hotelu.


- Ehmmm... przepraszam. Chyba siedzi pan na moim miejscu. 
Zasłonięty „The Wall Street Journal” mężczyzna opuścił gazetę. Ściągnął wargi, jakby miał prawo się irytować, choć siedział na moim miejscu. Minęło parę sekund, zanim objęłam wzrokiem resztę jego twarzy. Kiedy jednak to zrobiłam, opadła mi szczęka, a usta złodzieja fotela uniosły się w triumfalnym uśmieszku. Zamrugałam parę razy, mając nadzieję, że to jakieś złudzenie. 
Niestety. 
Wciąż tam był. 
Fuj. 
Potrząsnęłam głową. 
- To chyba jakieś żarty.
- Miło cię widzieć, Fifi.


Przygotowanie ofert przetargowych i jednoczesne gaszenie pożarów, a raczej problemów remontowych z którymi boryka się Countess od śmierci właścicielki, to tylko wierzchołek góry lodowej jaki czeka naszych bohaterów. Walka o hotel staję w cieniu, kiedy na horyzoncie zaczyna się walka z własnym pożądaniem. Im więcej kłótni i nieporozumień pojawia się między Sophią a Westonem, tym częściej kończy się to... ich ubraniami lądującymi na ziemi.

Historia Romea i Julii nie zakończyła się najlepiej, a jak będzie w przypadku Sophii i Westona? Czy odwieczna rodowa rywalizacja będzie trwała nadal, a może nastąpi jakiś przełom, którego dokona najmłodsze pokolenie Sterlingów i Lockwoodów?



Trzeba przyznać, że okładka "Rywali" jest małym dziełem sztuki. Połączenie czerni, bieli i złotych tłoczonych napisów dało wspaniały efekt. Bardzo lubię taki okładkowy minimalizm.

Jeśli chodzi o samą historię w środku książki to była ona według mnie całkiem fajna. Właśnie użyłam słowa, którego bardzo nie lubię przy pisaniu recenzji. Dlaczego? Bo to słowo jest takie wypośrodkowane i w zasadzie nijakie. Nie określa czy książka jest dobra czy zła. Za taką właśnie uważam "Rywali", czyli dość średnią. To luźna historia z typowym wątkiem enemies to lovers, idealna na jeden czy dwa wieczory przy filiżance herbaty czy kieliszku wina. Nie wywołała ona jednak we mnie jakichś głębszych emocji. Między bohaterami jest chemia, aczkolwiek nie ma wielkich kulminacyjnych momentów i zwrotów akcji jakie lubię w tego typu książkach. Znajdziemy tu za to oczywiście typowe dla pióra autorki poczucie humoru i przytyki w dialogach między bohaterami, co stanowi zaletę dla całości fabuły.



                               Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!

poniedziałek, 22 marca 2021

#159 "Someone to Stay" - Laura Kneidl

         Dzisiejsza recenzja będzie jednocześnie pożegnaniem. Dlaczego? Bo „Someone to Stay” to trzecia i ostatnia książka w cyklu SOMEONE autorstwa niemieckiej pisarki Laury Kneidl. Po fenomenalnej „Someone New” (Micah i Julian) i ciekawej „Someone Else” (Cassie i Auri), przyszła pora na historię Alizy i Luciena, których czytelnicy mieli szansę odrobinę już poznać w poprzednich tomach. Przekonajcie się zatem czy autorka utrzymała wysoki poziom serii pisząc jej ostatnią część.





        Tytuł – „Someone to Stay"
         (oryg.Someone to Stay) 
          Autor – Laura Kneidl
    Tłumaczenie - Joanna Słowikowska
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 340
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-7686-949-0


Aliza Malik na co dzień studiuję prawo w Mayfield College. Uważa, że dzięki temu łatwiej będzie jej osiągnąć marzenie, jakim jest praca dla Malalai Johnson i stworzonej przez nią organizacji Irresistible Future, która pomaga imigrantom. Kwestie te od zawsze były ważne dla dziewczyny, której rodzina to pakistańscy imigranci, dla których pierwsze lata pobytu w Ameryce nie były wcale łatwe. Poza uczelnią, nasza bohaterka prowadzi cieszący się ogromną popularnością blog kulinarny oraz konto na Instagramie o tej samej tematyce, dzięki którym już wkrótce na rynku wydawniczym ma ukazać się książka z przepisami jej autorstwa. Doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, a Aliza próbując dzielić czas pomiędzy naukę, działania związane ze zbliżającą się premierą książki i aktywność w mediach społecznościowych, zaczyna dostrzegać, że brakuję jej czasu na inne trywialne rzeczy: sen, wizytę u rodziny, spotkania z przyjaciółmi, o jakimkolwiek związku nie wspominając.

Do paczki znajomych w której obraca się Aliza należy także Lucien Saint-Yves. Mimo swoich dwudziestu jeden lat, jego życie nie wygląda jak typowe życie młodego chłopaka. Kiedy trzy lata wcześniej w wypadku samochodowym stracił rodziców, stał się prawnym opiekunem swojej młodszej siostry - Amicii. To właśnie ze względu na to, zrezygnował ze swoich planów na przyszłość i zaczął studiować, mogącą mu według niego zapewnić dobrą pracę, ekonomię na MCF. W wolnych chwilach, Lucien tworzy maski i dorabia jako makijażysta, bo jego prawdziwą pasją jest charakteryzatorstwo.

Nasi bohaterowie mieli już wszystko zaplanowane. Ukończenie prawa przez Alizę i ekonomii przez Luciena, było dla nich priorytetami, bo wierzyli, że dzięki nim ona pomoże większej liczbie osób, a on zapewni sobie i siostrze lepsze życie. Czasem jednak to, co początkowo wydaje nam się właściwe, okazuję się tym, co nas powoli niszczy, niczym zbliżające się do siebie ściany, które za chwilę nas zgniotą.


Po chwili, nie wiem, jak długiej, oddech Luciena się uspokoił, a płacz umilkł. Nadal jednak mocno Luciena obejmowałam, a on trzymał się mnie. Lekko podniósł głowę, a ja poczułam na szyi muśnięcie jego warg. Odezwał się szorstkim i zachrypniętym głosem:

- Przepraszam, nie chciałem...

- Nie musisz mnie za nic przepraszać – przerwałam mu i odsunęłam się lekko, tylko tyle, żeby móc mu się przyjrzeć. Miał zaczerwienione i spuchnięte powieki, a jego gęste czarne rzęsy były posklejane od łez. - Straciłeś dwie najważniejsze osoby w swoim życiu, i to o wiele za wcześnie. To normalne, że płaczesz.

Luciem poszukał mojego wzroku.

- Po prostu strasznie za nimi tęsknię,

(…)

- Ale wiesz, za czym tęsknię jeszcze bardziej? - spytał Lucien. - Chciałbym mieć kogoś, kto mnie wspiera. To cholernie egoistyczne z mojej strony, ale nienawidzę tego, że wszystkim problemom muszę stawiać czoło całkiem sam.


Powyższy cytat, to tylko fragment książki (fikcji), ale kiedy go czytałam, pomyślałam o tych wszystkich ludziach, którzy w rzeczywistym świecie czują dokładnie to samo.


„Someone to Stay” to książka, która jak każda pióra Laury Kneidl, niesie ze sobą silne przesłanie. W historii Alizy i Luciena, autorka skupiła się na dwóch kwestiach. Ambicja nie jest niczym złym, ale tylko jeśli jest dozowana i narzucana w odpowiedniej ilości. Często okazuję się, że sami jesteśmy swoimi najgorszymi wrogami, dodając sobie coraz więcej i więcej – nie zauważając przy tym, że to niekoniecznie nas uszczęśliwia. Przy okazji postaci głównego bohatera, Laura Kneidl sportretowała człowieka, który dla najbliższej osoby jaka mu została – siostry, jest w stanie poświęcić własne marzenia i plany, co jest godne uznania, ale jaką cenę przychodzi mu za to płacić?

Czy możemy uszczęśliwić innych, samemu nie będąc w pełni szczęśliwymi?

To, co skradło moje serce w tej książce, to jej spokojny nurt. Czytelnik powoli poznaję problemy z jakimi zmagają się bohaterowie, a przed wszystkim może się z nimi utożsamić (kto z was nie narzucał sobie czasem zbyt wielu zadań naraz, niech pierwszy rzuci kamień). Sama relacja Alizy i Luciena również mocno przypadła mi do gustu, zwłaszcza to w jaki sposób chłopak traktował dziewczynę. W tej książce jest tylko jedna scena intymna (i wcale nie jest to seks), która w piękny sposób zobrazowała szacunek Luciena do Alizy.


„Someone Else” w niezwykły spoób przełamuję także stereotypy. Nagle okazuję się, że bycie makijażystą nie jest tylko typowo kobiecym zawodem, a płacz u mężczyzny to wcale nie oznaka słabości.

Jedyny zarzut jaki mam, to zbyt wyolbrzymiona reakcja chłopaka w stosunku do dziewczyny w dość ważnym dla fabuły momencie.

W ogólnej ocenie uważam jednak, że „Someone to Stay” stanowi świetną klamrę dla całego cyklu napisanego przez Laurę Kneidl i pokazuję, że niemieckie autorki stanowią zwartą siłę we współczesnej literaturze New Adult.



Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

wtorek, 16 marca 2021

#158 "W płomieniach" - Magdalena Szponar

W poprzedniej recenzji wspominałam, że czytanie książek nowych autorów przyprawia mnie o nerwową niepewność tego co mnie czeka. Kiedy dodać do tego, że dana książka jest debiutem samego pisarza, przy tym naszego rodzimego – moja nerwowość osiąga naprawdę wysoki poziom. Jak wiecie, rzadko czytam polskich pisarzy, aczkolwiek widzę po moich statystykach, że w tym roku mam już za sobą pięć książek autorów z rodzimego rynku, więc powoli zaczynam dawać im coraz większe szanse w porównaniu z zagranicznymi. Wszystkie trzy cechy o których na początku wspomniałam, posiada książka z będąca bohaterką mojej dzisiejszej recenzji. „W płomieniach” to debiutancka powieść Polki - Magdaleny Szponar, która rozpoczyna nią serię CZTERY ŻYWIOŁY. Jeśli jesteście ciekawi, co sądzę o piórze autorki i czy czytelnicy częściej powinni sięgać po debiuty, zapraszam do lektury poniższej opinii.  





          Tytuł- "W płomieniach"                 Autor – Magdalena Szponar
         Wydawnictwo – Szósty Zmysł
             Liczba stron – 328
          Wydanie pierwsze – 2021
          ISBN – 978-83-6673-709-9


Główną bohaterką książki jest dwudziestopięcioletnia Marta Badowska, która na co dzień uczy języka polskiego w jednej z warszawskich podstawówek. Dziewczyna nie przypuszczała, że jeden zwykły i niczym nie wyróżniający się dzień, zamieni się w koszmar, który o mało co ona sama nie przypłaci własnym życiem. Po przebudzeniu się w szpitalu Marta pamięta niewiele – w jednej chwili wracała do swojego mieszkania, a w następnej karetka zabierała ją do szpitala. Mimo oparzeń na plecach, ogólnego osłabienia i bólu nasza bohaterka miała szczęście, że przeżyła pożar w swoim nowym mieszkaniu, którego nie zdążyła jeszcze nawet do końca urządzić. I choć nasza bohaterka nie pamiętała jak doszło do zaprószenia ani co stało się po tym, jak weszła do mieszkania, to pamiętała ciemne oczy strażaka, które zobaczyła, gdy ratownicy przywrócili jej oddech, a ona na chwilę odzyskała świadomość.



- Nie oddycha. Intubujemy. Dawaj defibrylator.
Ratownicy skaczą nad nią, próbując coś zrobić.
- Migotanie. Uwaga, odsunąć się!
Widzę, jak jej ciałem wstrząsają kolejne wyładowania AED. Nic z tego. Brak reakcji. Cholera, nie powinienem tu być.. Nie muszę patrzeć, jak umiera na mojej służbie. Jeden z ratowników uciska klatkę piersiową dziewczyny, drugi przygotowuje maszynę do kolejnego wyładowania.
- Nie poddawaj się, mała - mówię bardziej do siebie niż do niej.



Dla Rafała praca w straży pożarnej była całym życiem. Inspiracją i największym autorytetem był dla niego własny ojciec, który sam zginął kiedyś w trakcie akcji. Pożar w warszawskiej kamienicy na Chełmońskiej miał być jak każda inna interwencja, jednak nasz bohater nie przypuszczał, że ratując młodą, drobną ciemnowłosą kobietę, jego życie zmieni się i to na lepsze. Kiedy szef Rafała informuję go, że dziewczyna, którą uratował chciałaby się z nim spotkać, nasz bohater nie potrafi podjąć innej decyzji, niż ta o wizycie w szpitalu. Samemu Rafałowi ciężko jest przyznać się przed sobą i pogodzić z faktem, że nie mógł przestać o niej myśleć, odkąd tylko wyciągnął ją z palącego się mieszkania.

Żadne z naszych bohaterów nie mogło przypuszczać, że spotkanie w szpitalu stanie się początkiem czegoś, co zacznie powoli kiełkować zarówno w sercu Marty, jak i głowie Rafała. Ona, choć już raz sparzyła się na mężczyźnie, dostrzeże że ten który uratował jej życie, może nie pojawił się w nim przypadkiem? Może Marta miała dostać swoją szansę na prawdziwe uczucie i bezpieczeństwo, które kiedyś zostało jej odebrane? Dla Rafała relacje damsko-męskie opierały się jedynie na fizyczności, a myśl o ustatkowaniu i jakimkolwiek zaangażowaniu emocjonalnym była ostatnią rzeczą jaka przychodziła mu do głowy, ale do czasu...

Każdy człowiek ma przeszłość o której wolałby zapomnieć. Marta i Rafał nie są wyjątkami. Jego przeszłość wcale nie była bohaterska - wręcz przeciwnie, naznaczona winą i działalnością o której wolałby zapomnieć. Jej życie wcale nie było usłane różami, zwłaszcza kiedy dzień urodzin kilka lat wcześniej naznaczył się dwoma koszmarami.

Czy Martę i Rafała czeka happy end? A co jeśli okażę się, że pożar w mieszkaniu dziewczyny nie był przypadkowy? A przeszłość naszych bohaterów, o której próbowali zapomnieć powróci ze zdwojoną siłą?


Zacznę od tego, że "W płomieniach" ma okładkę na którą zdecydowanie zwróciłabym uwagę będąc w księgarni. Powiecie, że to typowa męska klata jakich wiele w romansach, ale gra światłem robi tu świetną robotę. Poza tym, warto zwrócić uwagę na pierwsze strony poszczególnych rozdziałów, które zostały "osmolone", co nadało im wrażenia jakby dosięgnął je popiół z pożaru. Uważam, że takie szczegóły tylko podnoszą walory estetyczne całej książki.

Magdalena Szponar zadebiutowała naprawdę ciekawą i przede wszystkim oryginalną historią. Nawet w zagranicznych romansach rzadko kiedy główny bohater jest strażakiem - osobiście czytałam tylko jeden taki. A tu proszę - czytelnik dostaje mężczyznę w mundurze i to w polskim wydaniu. Zaskoczeniem było dla mnie to, w jakim kierunku podążyła sama historia. Teoretycznie spodziewałam się typowego romansu - ot ofiara i jej bohaterski strażak zakochują się i żyją długo oraz szczęśliwie. Autorka potrafiła jednak wpleść w fabułę elementy, które w miarę upływu czasu zaczęły dodawać historii nutkę jeszcze większego niebezpieczeństwa i komplikować ją w ten dobry sposób.

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to do faktu jakim cudem początkująca nauczycielka miała zdolność kredytową na zakup mieszkania? Wiem, że czepiam się pierdoły, ale nadal mnie to nurtuję. Na miejscu autorki, chyba przedłużyłabym, tak długo jak to tylko możliwe, moment ujawnienia tego, kto stał za pożarem. Osobiście lubię, kiedy takie rzeczy wychodzą dopiero na samym końcu książki.

Dodam od siebie, że byłam święcie przekonana, że tetralogia CZTERY ŻYWIOŁY będzie czterema jednotomówkami, więc możecie sobie wyobrazić mój w zasadzie pozytywny szok, kiedy na końcu dostałam świetny cliffhanger i słowa, że ciąg dalszy nastąpi...


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                Wydawnictwu Szósty Zmysł!

środa, 10 marca 2021

#157 "Mroczna melodia" - Pam Godwin

      Nie wiem jak wy, ale ja zawsze z odrobiną rezerwy podchodzę do książek autorów, których pióro do tej pory było mi nieznane. Człowiek nigdy nie wie, czy następne kilka godzin lub dni (w zależności od szybkości czytania i wolnego czasu) okażą się zmarnowane czy nie. Czy fabuła wciągnie i nie będzie chciała puścić, a może wręcz przeciwnie - połknie i wypluje niczym niesmaczną przekąskę. Jeśli jesteście ciekawi do jakiej grupy zakwalifikowałam „Mroczną melodię”, czyli debiut Pam Godwin na polskim rynku wydawniczym, zapraszam do lektury poniższej recenzji.  




        Tytuł – „Mroczna melodia"
           (oryg. Dark notes)
           Autor – Pam Godwin
               Tłumaczenie
  Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 512
        Wydanie pierwsze – 2021
       ISBN – 978-83-6623-457-4

Główną bohaterką książki jest siedemnastoletnia Ivory Westbrook – mieszkająca na co dzień w jednej z najgorszych dzielnic Nowego Orleanu - Treme wraz z uzależnioną od narkotyków matką oraz starszym bratem dla którego ważniejsza jest następna impreza niż znalezienie pracy. Jako mała dziewczynka w tragicznych okolicznościach straciła jedyną osobę w której miała oparcie – rodzonego ojca, który był znanym i utalentowanym muzykiem. Od tamtej pory, nic już w życiu naszej bohaterki nie było takie samo. Jedyne z czym została Ivory to ogromny muzyczny talent do gry na fortepianie odziedziczony po ojcu oraz opłacone przez niego zawczasu czesne w jednym z najbardziej prestiżowych liceów artystycznych – Le Moyne. Bycie absolwentką takiej szkoły to dla naszej bohaterki jedyna szansa na spełnienie największego marzenia jakim jest dostanie się do Leopold Conservatory w Nowy Jorku, będącej najlepszą uczelnią wyższą tego typu w kraju. To nie tylko szansa na karierę muzyka, ale i na wyrwanie się z biedy w jakiej obecnie żyję. Mimo, iż Leopold przyjmuję w swoje progi co roku tylko jednego (o ile w ogóle) absolwenta Le Moyne, Ivory dzięki ciężkiej pracy i wyrzeczeniom zamierza być właśnie tą osobą.


BIEDA.

Kiedyś było łatwiej.

Może dlatego, że nie zapamiętałam jej z dzieciństwa. Bo byłam szczęśliwa.

Teraz zostały mi tylko nieopłacone rachunki, smutek i wrzask.

Mam siedemnaście lat i niewiele wiem o świecie, niemniej uważam, że bycie niechcianą i nieszczęśliwą trudniej znieść niż brak jedzenia.

Węzeł w żołądku się zaciska. Może jeśli zwymiotuję przed wyjściem z domu, przestanę się tak denerwować i rozjaśni mi się w głowie. Tyle że nie mogę sobie pozwolić na utratę kalorii.

Robię głęboki wdech, aby się upewnić, że guziki w najładniejszej bluzce się trzymają, a mój wydatny biust pozostaje skromnie zasłonięty. Spódnica do kolan leży na mnie lepiej niż w sklepie z używaną odzieżą, a balerinki… Najlepiej o tym zapomnieć. Nic nie poradzę na popękane podeszwy i przetarcia na noskach. Mam tylko te jedne buty.  


Nasza bohaterka nie spodziewała się jednak, że w jej życiu, które dalekie jest od idealnego, pojawi się ktoś, kto je zupełnie odmieni. I wcale nie będzie nim nowy uczeń... no prawie. Emeric Marceaux - magister muzyki i absolwent Leopold Conservatory, który mimo młodego wieku, należy do cenionej Orkiestry Symfonicznej Luizjany, a do tej pory był piastował stanowisko dyrektora prywatnej szkoły średniej, gdzie kierował programem muzycznym. Mężczyzna to... nowy nauczyciel w Le Moyne. Człowiek już od pierwszych zajęć daję się poznać jako osoba, która nie znosi kłamstwa, braku zdyscyplinowania i nieprzygotowania. Czy jednak zasad tych wymaga wyłącznie od swoich podopiecznych w szkole? A co z jego życiem prywatnym? O tym będzie miała szansę przekonać się Ivory, która pozna Emerica z zupełnie innej strony – nauczyciela muzyki, ale i nauczyciela...


Uwielbiam romanse z relacją uczennica/nauczyciel jako wątkiem wiodącym. Jednak „Mroczna melodia” nie jest słodką polukrowaną cukrem babeczką. O nie. Po pierwsze wątek BDSM. Wiem co zaraz powiecie – te klimaty już dawno są passe. Sama tak sądziłam, dopóki nie przeczytałam książki Pam Godwin. Autorka potrafiła tak pomanewrować fabułą, że wątek BDSM naprawdę dobrze się tutaj czytało i został on tak zaprezentowany, że nie mam się do czego przyczepić. Zakazana relacja pomiędzy niepełnoletnią uczennicą, a starszym od niej o dekadę nauczycielu, została świetnie sportretowana, między innymi dzięki dojrzałości samej Ivory, której życie naprawdę nie oszczędziło. Miałam i chyba mam do tej pory spory moralny dylemat odnośnie, tego w jaki sposób pieniądze na swoje i tak skromne życie zarabiała główna bohaterka. Przez sporą część fabuły zastanawiałam się dlaczego nie może spróbować czegoś innego, czegoś mniej upokarzającego. Rozumiem, że była jedyną żywicielką rodziny, a jej sposób był szybki, ale mimo to...


"Mroczna melodia" to pięćset stron, które zdecydowanie wciągnęło mnie jako czytelnika. Warto też wspomnieć o języku jakim Pam Godwin posłużyła się pisząc tą historię. Jego wielowymiarowość od poetyckiego i lirycznego, wręcz muzycznego przez bezpośredni, brutalny - czasem nawet brudny to niewątpliwa zaleta tej książki. 



                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!