niedziela, 27 maja 2018

#45 "Lawless" - T.M. Frazier


Pod koniec zeszłego roku, dokładnie w listopadzie dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego, miałam okazję przeczytać książkę autorki, do tej pory mi nieznanej – mowa o T.M. Frazier. Byłam zaintrygowana książką już po zapoznaniu się z samym blurbem, aczkolwiek kompletnie nie spodziewałam się, jak niesamowite wrażenie wywrze na mnie ona, tuż po jej skończeniu. Nie spodziewałam się także jednego z najlepszych cliffhangerów jakie w życiu przeczytałam. Druga część tej historii opowiedziana w „Tyranie” była świetną kontynuacją i absolutnie w żadnym stopniu mnie nie rozczarowała. W końcu przyszedł czas na książkę, której główny bohater Bear pojawił się już w dwóch poprzednich książkach T.M. Frazier, a mowa oczywiści o „Lawless”. Co to była za książka! Powtarzam – co to była za książka! Co to był za cliffhanger! Ale po kolei.


      


           Tytuł – „Lawless"
            (oryg.Lawless)
          Autor – T.M. Frazier
     Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 304
        Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-6574-025-0



Głównym  bohaterem „Lawless” jest Abel, którego wszyscy nazywają Bear. Mężczyzna do niedawna był członkiem gangu motocyklowego Beach Bastards, którego szeregi musiał opuścić, kiedy to opowiedział się po stronie przyjaciela, a nie rodziny czyli gangu. Bear ma jednak świadomość zasad panujących w organizacjach takich jak ta, do której przynależał – członkiem gangu jest się na zawsze - chyba, że wcześniej przyjdzie po ciebie śmierć. Teraz wie, że w końcu członkowie gangu go dopadną, nie wie tylko kiedy.


Thia to niespełna osiemnastoletnia dziewczyna, która mieszka z rodzicami, utrzymującymi się z prowadzenia podupadającego sadu z pomarańczami. Któregoś dnia, po powrocie do domu zastaję widok, którego nigdy nie będzie w stanie wymazać z pamięci. Jej ukochany ojciec leży martwy w sypialni, a matka z pistoletem w dłoni siedzi w pokoju swojego zmarłego wiele lat temu syna, brata Thii. Z kobietą od jakiegoś czasu nie było najlepiej, ale teraz postanowiła, że wszyscy dołączą do chłopca, dołączą do miejsca do którego można trafić tylko w jeden sposób. Thia, świadoma grożącego jej niebezpieczeństwa, podstępem namawia matkę, że zabiją się nawzajem. Ostatecznie tylko jedna z nich wychodzi z tego cało – Thia. Dziewczyna nie wie co ma robić, czy iść na policję? Czy uwierzą jej, że zastrzelenie matki było tylko aktem samoobrony? Będąc w szoku, po tym co się stało wie, że jest jedna osoba, która być może będzie w stanie jej jakoś pomóc. Osoba, którą poznała jako dziecko, osoba, której zwykłe prawo nie dotyczy, osoba niebezpieczna, o której jednak dziewczyna nie była w stanie zapomnieć przez kilka ostatnich lat.


Bear i Thia spotkali się tylko raz - ona miała wtedy dziesięć lat i na prośbę sprzedawczyni miała na chwilę przypilnować kasy na stacji benzynowej, on był młodocianym członkiem gangu motocyklowego, którego szefem był jego ojciec. Bear przerwał scenę, w której jego znajomy z gangu groził bronią naszej bohaterce. Thia jednak się nie wystraszyła, a w zamian za to, że nie wezwała pomocy i nie doniosła na jego kompana, Bear złożył jej obietnicę – jeśli kiedykolwiek będzie czegoś potrzebowała, ma u niego przysługę, na znak czego ma pokazać podarowany jej przez niego pierścień.


Minęło kilka lat, a niespełna osiemnastoletnia teraz Thia, nadal wierzy, w obietnicę złożoną jej kiedyś przez pewnego motocyklistę. Jednak droga do odszukania Bear’a nie będzie prosta, a to co ją spotka ze strony Beach Bastards, a szczególnie ojca naszego głównego bohatera będzie bezwzględne.

„Lawless” to książka brutalna, pełna mocnych słów i jeszcze mocniejszych scen. Stanowi to w moim mniemaniu ogromną jej zaletę. T.M. Frazier po dwóch poprzednich książkach przyzwyczaiła czytelników do tego, że nie należy spodziewać się w jej historiach ckliwości i cukierkowych romansideł.


Jestem zachwycona tym, że pojawia się tu także para znana z „Kinga” i Tyrana” czyli King i Ray.


A teraz to, o czym już wspominałam na fanpage’u zaraz po lekturze „Lawless”, czyli cliffhanger. Jakby to ująć. No cóż - powiem prosto z mostu. T.M. Frazier rozwaliła system i wbiła mnie w fotel po raz kolejny. Jak ta kobieta to zrobiła? Nie mam pojęcia. Czy spodziewałam się takiej końcówki? A w życiu. Czekanie na następną część historii Bear’a i Thii czyli „Soulless” będzie torturą i obawiam się, że moja cierpliwość jest tak słaba, że sięgnę po oryginał, zanim dostaniemy polskie wydanie.


Dla mnie „Lawless” to jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku.


                      Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Kobiecemu!

sobota, 26 maja 2018

#44 "Piekielna miłość" - K.N. Haner


Nadszedł dzień, w którym mogę nareszcie podzielić się z wami opinią o książce, która swoją premierę miała zaledwie trzy dni temu. „Piekielną miłość” autorstwa K.N. Haner przeczytałam już kilka miesięcy temu, gdyż miałam tę niezwykłą przyjemność napisać do niej rekomendację, którą możecie znaleźć w środku książki. Mimo upływu czasu, wszystkie emocje związane z jej lekturą wracają na nowo, kiedy piszę dla was tą recenzję. „Piekielna miłość” stanowi kontynuację historii Marcusa i Nicole z „Zakazanego układu”, a jednocześnie jest zwieńczeniem serii mafijnej.  Zapewniam was, że autorka przygotowała dla swoich czytelników przejażdżkę na kolejce górskiej, pełną emocji, dramatów, zwrotów akcji i niebezpieczeństw.




       Tytuł – „Piekielna miłość"
        (oryg.Piekielna miłość)
           Autor – K.N. Haner
        Wydawnictwo – EditioRed
          Liczba stron – 384
        Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-2833-839-5


Pierwsza część duologii, czyli „Zakazany układ” zakończyła się, nie boję się użyć tego słowa – GENIALNYM (mam nadzieję, że nie tylko ja tak uważam) cliffhangerem. Moją recenzję znajdziecie tutaj Zakazany Układ. Kasia zakończyła książkę w taki sposób, że wyczekiwanie na kolejną część było dla wielu czytelników istną torturą. Czekali, czekali i się doczekali. Ale uwierzcie - było warto.


Akcja „Piekielnej miłości” przenosi nas w czasie o dokładnie cztery tygodnie i dwa dni po ostatnich wydarzeniach mających miejsce w „Zakazanym układzie”. Nicole została porwana i trafiła do piekła na ziemi, piekła w najczystszej postaci. A może to miejsce jest gorsze niż piekło? Bo jak inaczej nazwać burdel w środku Meksyku, do którego została przewieziona tuż po porodzie, a w którym ma zostać jedną z prostytutek, kiedy minie czas połogu? Jak nazwać to, że została uzależniona od narkotyków, aby nie stawiać oporu? Jak określić to, że rozdzielono ją z nowonarodzonym synkiem, o losie którego nie ma pojęcia?


„W lustrze widzę zupełnie obcą kobietę. Moje myśli są obce, a ja jedynie pragnę zapomnieć o tym, co mnie spotkało. Niestety każdy dzień przypomina mi, że tak naprawdę nic nie znaczę. Nie mam nic. Nie mam serca. Duszy. Przyszłości. Teraz jestem przecież po prostu zwykłą dziwką.”


Plan zemsty Aleksandra, największego wroga Marcusa był prosty – zemścić się na nim w sposób, który zaboli go najbardziej, uderzyć w jego najsłabszy punkt, którym oczywiście będą ci, na których najbardziej mu zależy – ukochana kobieta i nienarodzone dziecko. I jego plan się powiódł.

Trzeba przyznać, że K.N. Haner urządziła dosłownie i w przenośni, istny meksyk naszym głównym bohaterom.

W czasie kiedy Nicole walczy z ogromną tęsknotą za swoim dzieckiem i obmyślaniem planu jak wyrwać się z „więzienia” do którego trafiła, Marcus biję się z poczuciem winy z powodu tego co się stało i za wszelką cenę stara się odnaleźć ukochaną. Czy mu się uda?


Chciałabym zwrócić uwagę na świetnie nakreślone sylwetki bohaterów drugoplanowych.

Mamy tu Diega, skorumpowanego meksykańskiego policjanta, który będąc człowiekiem Aleksa, w którymś momencie zaczyna grać na dwie strony, aby ostatecznie być tym, który okaże się wybawieniem dla Nicole.

Dostajemy tu także postać poznanego już w „Zakaznym układzie” rosjanina Siergieja, który pomaga Markusowi w odszukaniu Nicole.

Jest też Aleks (jeden z moich ulubionych bohaterów, bez urazy Marcus). Aleksander Modano – wróg Markusa, stojący za porwaniem Nicole. Mężczyzna, który odpowiedzialny jest za piekło naszych głównych bohaterów. A ja śmiałam go polubić. Jak to? No cóż. Może Ci najgorsi, najniebezpieczniejsi i najbardziej przerażający ludzie, nie są do końca takimi jakim nam się wydaję.

„Piekielna miłość” to książka, która jest nieoczywista. Dlaczego? Bo nic nie jest tu takim, jakim się czytelnikowi wydaję. Uwierzcie, że kiedy myślicie, że znacie już motywy naszych bohaterów, wiecie czego się spodziewać, przychodzi chwila, moment, kilka stron, kiedy nasze domysły pryskają niczym bańka mydlana. Bo co, jeśli ten którego mieliście za największego wroga, staję się waszym sprzymierzeńcem? A co jeśli, osoba, którą uważaliście za przyjaciela, nagle celuję do was z pistoletu? Takie zwroty akcji tylko u K.N. Haner.

Książkę czyta się z zapartym tchem. Jest to jedna z tych pozycji, dla których czytelnik jest w stanie zarwać noc, aby dowiedzieć się jak to wszystko się skończy. K.N. Haner stworzyła świetny, krwisty, pełny nieprzewidywalności mafijny świat, w którym przeplatają się wątki zarówno miłosne, jak i te sensacyjne.


P.S. Na moim fanpage'u na FB, trwa właśnie rozdanie w którym możecie zdobyć swój własny egzemplarz "Piekielnej miłości". Szczegóły w linku KONKURS.


                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
                                                                  Wydawnictwu EditioRed!


niedziela, 6 maja 2018

Czytając zagranicę ("Try", "Take", "Trust", "Tease", "Tate", "True" - Ella Frank)


Minęło sporo czasu od ostatniego postu z cyklu Czytając zagranicę, więc chyba czas coś z tym zrobić. Co sądzicie? Tak myślałam. Dziś słów kilka o pewnej serii – serii za którą oddałabym wiele, aby ukazała się w Polsce nakładem któregoś z wydawnictw. W skład „Try” autorstwa Elli Frank wchodzi sześć książek. Czy to dużo? Jak dla mnie mogłoby być ich nawet sto, a i tak przeczytałabym wszystkie. Jeśli są tu osoby, które lubią ksiązki z motywem LGBT, to będzie to seria dla was. Da mnie była to pierwsza tego typu książka/seria w której ukazano związek dwóch mężczyzn i wiecie co – powiedzieć, że byłam zachwycona to mało.




Logan Mitchell to trzydziestokilkuletni wzięty prawnik. Wraz z przyrodnim bratem prowadzą jedną z najlepszych kancelarii w Chicago. Nasz bohater jest pewnym siebie, aroganckim, przystojnym i wiedzący czego chcę mężczyzną. Jest też biseksualny. Bywa w związkach zarówno z mężczyznami jak i kobietami. Chociaż słowo związek jest chyba w jego przypadku drobnym naciągnięciem. To są raczej relacje seksualne bo Logan nie jest typem faceta, który dąży do ustatkowania się.


Tate Morrisom to dwudziestodziewięcioletnim mężczyzna, który na co dzień pracuję jako barman w jednym z chicagowskim barów. Właśnie zakończyło się jego kilkuletnie małżeństwo i jest w trakcie paskudnego rozwodu.  


Logan i Tate poznają się w barze w którym pracuję ten drugi. Nasz prawnik wpada tam na drinka po pracy i cóż – jego uwagę zwraca pewien przystojny barman. Jest tylko jeden problem. Problem, który dla Logana jest drobnym szczegółem (jak sam to ujął). Barman, który wpadł mu w oko jest heteroseksualny. Jeśli myślicie, że to powstrzyma Logana przed próbami zdobycia Tate’a, to jesteście w wielkim błędzie, bo Logan jest bardzo uparty i nigdy się nie poddaję.


Myślę, że żadna recenzja, także moja nie odda tego jak świetna jest to seria. Niech was nie zniechęci ilość tomów, bo czyta się tak szybo, że ani się obejrzycie, a będziecie kończyć czytanie.

Powiem tak.

Sceny seksu są gorące, kurczę śmiem stwierdzić, że są gorętsze niż w niejednym typowym erotyku z kobietą i mężczyzną w rolach głównych.

Jeśli myślicie, że Tate z dnia na dzień stał się homoseksualny, to się mylicie. Dojrzewał do tego z każdą stroną w tej historii. Duża w tym zasługa Logana i jego prób zdobycia faceta, którego pragnął. Celowo nie użyłam słowa zalotów bo szczerze? Logan padł by ze śmiechu, gdyby zobaczył, że tak opisałam jego próby zdobycia Tate’a.

Podoba mi się to jak Logan stał przy boku Tate’a kiedy ten przyznawał się przed rodzicami, że jest w związku z mężczyzną. A Ci? Wyparli się go, wyrzucili ze swojego życia. A Logan był przy nim.

Okładki całej serii to dla mnie idealne odzwierciedlenie tego, jak wyglądają nasi główni bohaterowie.

Jeśli się nie mylę, to jest to jedna z tych serii do czytania których wracam najczęściej, a to już musi o czymś świadczyć.

czwartek, 3 maja 2018

#43 "Moje serce, mój wróg" - A.J. Steiger


Dziś kilka słów o książce, pewnej ważnej książce – takiej, która zmusza do refleksji, do myślenia, do zrozumienia innych osób. Jestem fanką Wydawnictwa Bukowy Las właśnie dlatego, że wydaję takie niesamowite pozycje. „Moje serce, mój wróg” autorstwa A.J. Steiger to lektura, którą czytałam z czystą przyjemnością, a dlaczego? O tym już za moment.


       


     Tytuł – „Moje serce, mój wróg"
(oryg.When My Heart Joins the Thousand)
           Autor – A.J. Steiger
      Tłumaczenie – Donata Olejnik
        Wydawnictwo – Bukowy Las
          Liczba stron – 368
        Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-8074-135-5



Gdyby Alvie Fitz była typową siedemnastolatką miałaby kochającą rodzinę, zwyczajny dom, wiernych przyjaciół i pewnie studiowałaby na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Ale tak nie jest.


Nasza bohaterka to młoda dziewczyna, która dzięki sądowej zgodzie na usamodzielnienie się, może mieszkać sama i praktycznie sama za siebie odpowiadać. Jej dom stanowi dość obskurne małe mieszkanie, a źródłem utrzymania jest praca w ogrodzie zoologicznym, którą uwielbia dzięki swojej miłości do zwierząt. Alvie jest pod opieką kuratora, który odwiedza ją od czasu do czasu i sprawdza jak sobie radzi w życiu, ale już wkrótce czeka ją spotkanie z sędziną, która może, ale nie musi wyrazić zgodę na jej całkowite, pozbawione opieki kuratorskiej życie.

Musicie wiedzieć jeszcze jedną rzecz na temat Alvie. Rzecz, która sprawia, że jej życie nie jest proste, ani takie jakie sama chciałaby prowadzić – to coś przez co czuję, a nawet wie, że odróżnia ją od pozostałych.

Alvie ma zespół Aspergera.

Na pewno wielu z was słyszało o tej chorobie, ale zapewne niewielu wie jakimi objawami się ona charakteryzuję. Moja wiedza o tym schorzeniu była zdawkowa – coś usłyszałam w telewizji, cos przeczytałam w prasie. Dlatego nawet nie wiecie jak się cieszę, że dzięki tej książce mogłam lepiej zagłębić się w umysł osoby, która cierpi na to schorzenie.


Książka w dużej mierze opiera się na relacji między naszą bohaterką, a poznanym przez nią przez całkowity przypadek dziewiętnastolatku. Alvie lubiła przesiadywać w parku niedaleko swojego mieszkania, a od niedawna jej małą obsesją stało się obserwowanie pewnego chłopaka, który punkt osiemnasta zawsze zjawiał się w parku. Chłopak nie miał świadomości, że jest obserwowany, a Alvie wolała żeby tak pozostało. Pewnego dnia jednak zauważyła jak Stanley wychodzi z położonego w pobliżu parku, Elkland Meadowns będącego domem opieki dla osób ze schorzeniami neurologicznymi. Alvie była świadkiem, jak wściekły chłopak wyrzuca swój telefon do pobliskiego, niewielkiego stawu. Nasza bohaterka nie wiedziała jeszcze, że wyłowiony przez nią telefon i wiadomość napisana do jej właściciela odmieni jej życie.


A teraz chciałabym wrócić to tematu, który tak bardzo mnie poruszył i zmusił do refleksji. Do choroby na którą cierpi nasza bohaterka. W dzisiejszych czasach inność jest zazwyczaj wytykana. Masz nadwagę – wyzywają cię od grubasów, jesteś niskiego wzrostu – wołają na ciebie karzeł, nosisz się na czarno – twierdzą, że jesteś satanistą. To tylko niektóre z przykładów, ale jakże trafne. Nie sądzicie?

W przypadku chorób, które swoje źródło mają w umyśle – ludzie traktują cię jak wariata. Oceniają cię jak wariata, myślą o tobie jak o kimś niespełna rozumu, o kimś kto nie potrafi samodzielnie i w miarę normalnie funkcjonować.

Alvie doświadczyła wszystkiego i do już od najmłodszych lat. Nie miała przyjaciół, trudno było jej się wpasować, miała problemy z przystosowaniem się do oczekiwań „normalnego" świata.

 " - Cześć jestem Alvie Fitz mogę się z wami pobawić. 
- Dobrze - mówi. - Jest taka zabawa w szczeniaka. Ponieważ jesteś nowa, będziesz szczeniakiem. Musisz chodzić na czterech i szczekać. Uścisk w żołądku maleje. 
To proste. Wykonuję polecenie. 
- Hau, hau, hau!  
Dziewczynki wybuchają śmiechem. Szczekam głośniej i szybciej, a one śmieją się coraz bardziej. Jedna z dziewczynek patrzy na koleżankę, przewraca oczami, dotyka palcem skroni i zaczyna nim kręcić."


Przygotowując się do pisania tej recenzji i pod wpływem tego co przeczytałam w książce, postanowiłam trochę poczytać na temat samego schorzenia.

Asperger nie oznacza, że jesteś wariatem. Po prostu osoby takie cierpią na brak umiejętności interpersonalnych i społecznych. Charakterystycznym objawem jest wycofanie, częste zamykanie się we własnym świecie, unikanie kontaktu fizycznego czy też niechęć do pracy w grupie.

„Moje serce, mój wróg” to książka niesamowita, nie tylko ze względu na wspaniale ukazaną relację między dwojgiem młodych ludzi, ale także na to, jak została przedstawiona bohaterka borykająca się na co dzień z Aspergerem.

Czy wiedzieliście, że osoby cierpiące na ten zespół, mają problemy z akcentowaniem zdań. Zadając pytanie zdrowy człowiek akcentuję koniec wypowiedzi, tak że ma ono tryb pytający. Osoby z Aspergerem wypowiadają pytania jak zwykłe zdania. To tylko jedna z wielu rzeczy, o których pojęcia nie miałam, przed lekturą tej książki.


Pouczająca, ciekawa, wzruszająca, a przede wszystkim mądra. Taka właśnie jest historia Alvie i Stanley’a.


                                       Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
                                                                Wydawnictwu Bukowy Las!