sobota, 24 sierpnia 2019

#109 "33 razy, mój kochany" - Nicolas Barreau


Sięgając po książkę kompletnie nieznanego mi do tej pory pisarza, zawsze gdzieś głęboko czai się we mnie nuta niepokoju. Zastanawiam się czy styl pisania autora albo wykreowane przez niego postaci i ich charakter nie sprawią, że po kilku przeczytanych stronach będę miała ochotę rzucić książką o ścianę. Z drugiej jednak strony nowe zawsze przyciąga, bo może okazać się, że poznamy coś co zdecydowanie przypadnie nam do gustu i mocno zaskoczy. Jeśli jesteście ciekawi jak wypadło moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicolasa Barreau, przeczytajcie co sądzę o jego książce „33 razy, mój kochany”.




Tytuł – „33 razy, mój kochany"(oryg.Die Liebesbriefe von Montmartre)
      Autor – Nicolas Barreau
   Tłumaczenie - Ewa Kochanowska
       Wydawnictwo – Otwarte
         Liczba stron – 312
       Wydanie pierwsze – 2019
      ISBN – 978-83-7515-582-2



Śmierć to naturalny proces, którego nie da się uniknąć ani w żaden sposób oszukać. Kiedy umiera człowiek nie czuję już bólu, ale co z tymi, którzy zostali na ziemi? Jak oni mają sobie poradzić z utratą bliskiej osoby. Nie istnieje coś takiego, jak prosty przepis na żałobę.

Bohaterem historii jest Julien Azoulay, który z pisania książek uczynił swój zawód i pasję. Jego żona - Helene była nauczycielką. Poznali się w dość nietypowym miejscu, bo na paryskim cmentarzu Montmartre. Zakochali się, pobrali, urodził im się syn.

Można by rzec - idealna książkowa historia miłosna. Niestety życie miało dla tej trzyosobowej rodziny inny plan, inne przeznaczenie – tragiczne przeznaczenie zwane chorobą nowotworową.

Ów nowotwór sprawił, że trzydziestotrzyletnia Helene umarła.
Nowotwór odebrał Julianowi ukochaną żonę, a kilkuletniemu Arturowi mamę.
Przez nowotwór rozpadł się ich cały świat.

Przed śmiercią Helene poprosiła Juliena tylko o jedno. Po jej odejściu miał do niej pisać listy - o nim, o Arturze, o tym jak sobie radzą, jak wygląda świat, kiedy jej już na nim nie ma. Spełnienie ostatniej prośby żony, było przez wiele miesięcy po jej śmierci dla Juliena wprost nie do wykonania. Pisanie dla pisarza to drobnostka, prawda? Ale napisanie listów o życiu, które toczy się już bez ukochanej osoby, to już inna sprawa. Ból, który czuł Julien i zżerająca go złość na niesprawiedliwość świata były przez długi czas blokadą dla pisania. A kiedy w końcu nasz bohater napisał pierwszy z obiecanych trzydziestu trzech listów (za każdy przeżyty przez Helene rok życia), zaniósł go na grób żony i ukrył w specjalnie przygotowanej na ten cel skrytce.

„Kochana Helene, 
(…) 
Wszystko jest tak zupełnie bez sensu, odkąd Ciebie nie ma.  
(…) 
Helene, wkrótce będzie wiosna. Ale wiosna bez Ciebie się nie liczy. Chmury ciągną po niebie, pada, potem znowu świeci słońce. W tym roku nie pójdziemy na spacer do Ogrodu Luksemburskiego, nie będziemy trzymali Artura za ręce i na raz-dwa-trzy-hooop nie podrzucimy go do góry. 
Boję się, że nie jestem szczególnie dobry w roli samotnego ojca. Artur już się skarży, bo nigdy się nie śmieję. Niedawno razem, oglądaliśmy stary film Disneya o Robin Hoodzie, ten z lisami, i gdy nadeszła scena, kiedy Robin Hood ze swoją bandą podprowadza złemu królowi Janowi wyciągarką worki pieniędzy, nagle odezwał się: „Tata, musisz się roześmiać, to naprawdę było śmieszne”. Wykrzywiłem więc usta i udawałem, jak mogłem najlepiej. 
Helene! Cały czas udaję, jak mogę najlepiej. Udaję, że oglądam telewizję, udaję, że czytam, udaję, że piszę, telefonuję, robię zakupy, jem, spaceruję, słucham. 
Udaję, że żyję.”


Najdziwniejsze wydarzyło się jednak po jakimś czasie, kiedy Julien zaniósł któryś z kolei list – okazało się, że skrytka jest pusta, a w jej wnętrzu nasz bohater znalazł jedynie kamienne serduszko. Jakim cudem listy mogły zniknąć, skoro nikt nie wiedział o istnieniu skrytki?

Julien pisał kolejne listy, i za każdym razem kiedy przynosił nowy, starego już nie było, a na jego miejscu znajdywał kolejne drobne rzeczy.

Czyżby to Helene jakimś sposobem zza grobu dawała znać Julianowi, że tak jak obiecała będzie je czytać, nieważne gdzie będzie – na tym czy na tamtym świecie?


Jeśli ktoś miałby wątpliwości jakiej narodowości jest Nicolas Barreau, to lektura „33 razy, mój kochany” rozwiewa wszelkie wątpliwości. Osadzona we francuskim klimacie historia, w piękny i subtelny sposób oddaje duszę i charakter Paryża. Uliczki, miejsca, nazwy – wszystko przedstawione z dokładnością i pisarską starannością. Opisy nie są w żadne sposób przesadzone i nie zanudzają czytelnika swoim nadmiarem.

Historia Juliena, którego życie musi toczyć się po śmierci ukochanej żony, wychowując przy tym samotnie małego synka, to przedstawiona w piękny sposób smutna i bolesna opowieść. Muszę przyznać, że choć liczyłam, iż uronię przy jej lekturze sporo łez, które skądinąd się nie pojawiły, to uczucie melancholii i bólu towarzyszyły mi wraz z głównym bohaterem.

„33 razy, mój kochany” to książką, którą nie czyta się szybko, ale powoli delektując się każdym słowem, nawet tym smutnym.



                         Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                   Wydawnictwu Otwartemu!

1 komentarz: