środa, 23 czerwca 2021

#176 "Złamana duma" - Cora Reilly

        O tym, że jestem fanką twórczości Cory Reilly pisałam wielokrotnie. Jeśli chodzi o moje re-ready książek z motywami mafijnymi, to jej należą do grupy tych do których wracam najczęściej. Nadszedł ten dzień, kiedy swoją oficjalną premierę ma „Złamana duma” - trzeci tom cyklu Camorra Chronicles będący nie tylko moją ulubioną częścią tej serii, ale i najlepszą według mnie książką napisaną przez autorkę. Zazwyczaj nie ujawniam na wstępie recenzji tego, czy książka skradła moje serce czy nie, ale jeśli powiem, że czytałam ją w oryginale kilka razy w przeciągu niewielkiego odstępu czasu, to chyba sami możecie wysnuć wnioski co do mojej końcowej oceny.



         Tytuł  - "Złamana duma"   
          (oryg. Twisted Pride)
           Autor – Cora Reilly
     Tłumaczenie - Anna Kuksinowicz
         Wydawnictwo – NieZwykłe
           Liczba stron – 468
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-8178-579-2


Serafina Mione od najmłodszych lat zdawała sobie sprawę, że jej przyszłość jest z góry przesądzona. Jako córka wysokiego rangą podszefa i siostrzenica chicagowskiego Capo traktowana była z szacunkiem i należytą czcią, będąc wychowywaną do roli idealnej kandydatki na przyszłą żonę. Ułożona, dostojna i wyrafinowana dziewiętnastolatka nosiła się z dumą i właściwym taktem jak na dziewczynę z mafijnej rodziny przystało. Kiedy jej ręka została obiecana Danilo Manciniemu – mającemu objąć stanowisko podszefa Indianapolis, nasza bohaterka nie była zła - w zasadzie była pogodzona z przyszłością jaka miała ją czekać. Wybrany dla niej mężczyzna nie był najgorszym co mogło ją spotkać – szarmancki, przystojny i zdecydowanie właściwy pod względem rangi w mafijnych strukturach kandydat na męża dla dziewczyny tak blisko spokrewnionej z Capo. Nikt jednak nie mógł przypuszczać – a na pewno nie nasza bohaterka, że dzień jej ślubu z Danilo, który miał być początkiem jej nowego życia, stanie się właściwie jego końcem. Dobrze zaplanowanym i perfekcyjnie zrealizowanym przez tego, który siał postrach w Las Vegas. Jego Capo. Remo Falcone.


Obserwowałam, jak Remo wychodzi z pokoju, po czym z trudem usiadłam na łóżku.

– Fabiano – wyszeptałam.

Podszedł bliżej i uklęknął przede mną.

– Fina – powiedział po prostu.

Fabiano zawsze bawił się ze mną i moim bratem, gdy byliśmy mali, więc był przyzwyczajony do zwracania się do mnie w ten sposób.

Nie zostałam wychowana na kogoś, kto błaga, lecz w tej chwili byłam zdesperowana. Dotknęłam jego dłoni.

– Proszę, pomóż mi. Kiedyś należałeś do oddziału z Chicago, nie możesz na to pozwolić.

Cofnął rękę i popatrzył surowo w moim kierunku.

– Teraz należę do Camorry.

Wstał i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

– Co się ze mną stanie? Czego twój capo ode mnie chce? – zapytałam zachrypniętym głosem.

(...)

– Oddział z Chicago zaatakował nas na naszym własnym terytorium. Remo chce zemsty.

(...)

– Ale ja nie mam nic wspólnego z waszymi porachunkami.

– Nie masz, jednak Dante jest twoim wujem, a twój ojciec i narzeczony są wysoko postawionymi członkami oddziału z Chicago.

Zerknęłam na swoje dłonie. Tak mocno chwytałam się sukienki, że aż zbielały mi knykcie. Wtedy zauważyłam na materiale czerwone plamy i puściłam tiul.

– Więc oni zapłacą za to w ten sposób, że Remo skrzywdzi mnie? – Mój głos się załamał. Odchrząknęłam, z całych sił starając się zachować zimną krew, ale kompletnie mi to nie wyszło.

– Remo nie zdradził mi swojego planu – odparł Fabiano, lecz mu nie uwierzyłam. – Możliwe, że wykorzysta cię, by przekonać twojego wuja do przekazania części terytorium… albo swojego consigliere.

Wuj Dante nigdy nie przekazałby części terytorium, nawet w zamian za swoją rodzinę, nawet jeśli matka bardzo by go o to błagała, i nie oddałby też żadnego z ludzi, a tym bardziej swojego consigliere. Nie mógłby, nie dla jednej kobiety. Byłam stracona.

 

Porwanie panny młodej w dniu jej ślubu to jedno. Ale uprowadzenie siostrzenicy chicagowskiego Capo dosłownie sprzed nosa ochrony, to zadanie na które mógł porwać się tylko ktoś szalony i nieprzewidywalny. Remo rządził twardą ręką, a mając przy sobie rodzonych braci stanowił siłę, dzięki której prawo w Las Vegas nosiło nazwisko Falcone. Mężczyzna doskonale wiedział gdzie uderzyć, by zabolało najbardziej. Bo to nie bezpośredni atak na samego wroga odczuje on najmocniej, a na jego najbliższą rodzinę, zwłaszcza w tak perfidny sposób w jaki uczynił to Remo. Porwanie Serafiny miało nie tylko sprowokować Capo chicagowskiego oddziału, ale i stanowić środek do celu, który Remo miał już skrzętnie zaplanowany w swojej głowie.

Łamanie psychiki Serafiny miało być proste. No właśnie. Miało to słowo klucz.

Remo oczekiwał potulnej dziewczyny, która w swojej kobiecej słabości podporządkuję się i zrobi wszystko o co ten ją poprosi, by uratować własną godność. Nasz bohater nie przewidział, że stanie oko w oko z kobietą dla której duma, honor i własne dziewictwo są największymi wartościami o których ocalenie będzie walczyć jak lwica. Pytanie brzmi - kto wyjdzie z tej psychologicznej gry jako zwycięzca? Bo Remo Falcone nie przegrywa. Nigdy. Złamanie Serafiny miało być ciosem wymierzonym prosto w jej rodzinę i częścią większego planu, jednak nawet wielki Capo nie mógł przewidzieć konsekwencji swoich czynów.


„Złamana duma” to historia, której się nie czyta – ją się pochłania. Słowo za słowem, rozdział za rozdziałem czytelnik staję się mimowolnym świadkiem gry jaka ma miejsce między głównymi bohaterami. Serafina skrywa siłę, istnienia której Remo nie był świadomy, a która zaczyna go w pewien sposób pociągać. Ponadto autorka w znakomity sposób sportretowała walkę głównej bohaterki jaka się rozgrywa między jej własnym rozumem mówiącym NIE, a ciałem krzyczącym TAK. Remo Falcone stał się bezapelacyjnie moim ulubionym męskim protagonistą spośród wszystkich stworzonych przez Corę. Bezwzględny, w pewien sposób egocentryczny, potrafiący w umiejętny sposób bawić się ludzką psychiką mężczyzna, swoim czarnym i przepełnionym brutalnością sercem skradł... moje własne. Prawie pięćset stron "Złamanej dumy" zapewnia czytelnikom prawdziwą mafijną ucztę, której zwyczajnie nie chcemy kończyć. 

CHAPEAU BAS CORA!


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                Wydawnictwu NieZwykłemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz