wtorek, 6 października 2020

#136 "Zły czas" - K.N. Haner

       Dosłownie kilka dni temu swoją premierę miała kolejna książka K.N. Haner tj. „Zły czas”, będąca częścią cyklu Niebezpieczni mężczyźni. Kontynuacja „Złego miejsca” była mocno wyczekiwaną pozycją przez wszystkich fanów autorki, w tym także i przeze mnie. Nadszedł więc czas, abyście poznali moją opinię na temat kontynuacji historii Blaire.



           Tytuł – „Zły czas"
           Autor – K.N. Haner
        Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 248
         Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-2836-577-3


„Zły czas” rozpoczyna się w momencie, kiedy Blaire budzi się w szpitalu po tym jak naga i pod wpływem środków odurzających, znaleziona została przez pracownika wysypiska śmieci. Roztrzęsiona i skołowana dziewczyna ma tylko chwilę na podjęcie najlepszej dla siebie decyzji – bo za chwilę pojawią się pytania odnośnie tego, co działo się z nią przez ostatnie kilka miesięcy. Pytania, na które odpowiedzi mogą stanowić dla niej śmiertelne zagrożenie. Blaire zdaje sobie sprawę, że powrót do świata, który do tej pory uznawał ją za zaginioną, może przynieść ze sobą niebezpieczeństwo nie tylko ze strony wrogów jej ojca, ale i człowieka który najpierw ją więził, potem namieszał w głowie, by za chwilę tak po prostu wyrzucić jak śmiecia. Symulowanie amnezji wydaje się dla naszej bohaterki jedynym sensownym rozwiązaniem – przynajmniej na razie.


Jeśli Blaire myślała, że wróciła do świata, który dobrze znała to, rzeczywistość okazuję się dużo bardziej skomplikowana, o czym uświadamia ją Liam - jeden z najbardziej zaufanych doradców jej ojca. Pierwszy szok z jakim przychodzi zmierzyć się naszej bohaterce to fakt, że Henry Crawford został zastrzelony kilka dni przed odnalezieniem się Blaire, a jego testament mówi jasno: cały majątek mężczyzny otrzymuję jego córka, pod jednym warunkiem – ma kontynuować jego działalność – działalność, która pod przykrywką legalnych interesów, jest tak naprawdę handlem narkotykami i bronią na światową skalę. A teraz to Blaire, jako jego jedyna następczyni ma zostać Królową Koki. Choć dziewczyna początkowo nie ma najmniejszej chęci mieć cokolwiek wspólnego z nielegalnymi interesami ojca, to jest świadoma, że zagrożenie będzie się czaić na każdym kroku – niezależnie od tego, czy stanie na czele narkotykowego imperium czy nie.


" - Twój ojciec sprzedawał kokainę i broń, prał dzięki firmie brudne pieniądze. Twoi klienci to byli biznesmeni, ale mafiosi, gangsterzy - powiedział, a ja zatrzymałam się w pół kroku. Słyszałam, że Liam ruszył w moja stronę.

"O Boże".

 - Jesteś Królową Koki, Blaire, a teraz znaczysz w tym świecie więcej niż ktokolwiek. Rozdajesz karty, jesteś na szczycie, ale przez to każdy chcę cię z niego zepchnąć. Najlepiej pod ziemię - Liam stanął za mną i położył dłonie na moich ramionach. - Mam cię wprowadzić we wszystkie szczegóły i pomagać do momentu, aż sama staniesz na nogi.

   Miałam stanąć na nogi, a na razie czułam, że grunt mi się spod nich osuwa. drżałam z przerażenia i emocji."


Blaire z pomocą Liama musi szybko zaaklimatyzować się w nowej rzeczywistości - rzeczywistości w której to ona jest szefową, a w której musi stać się autorytetem dla dużo starszych członków zarządu i pracowników firmy, którzy wcale nie patrzą na nią przychylnym okiem.


Co gorsza, w jej życiu ponownie pojawiają się ci, którzy maczali palce w jej uprowadzeniu i przetrzymywaniu, a mianowicie David i Phix. Jeden twierdzi, że chcę ją chronić, drugi grozi, że ją zniszczy. Ale czy Blaire może komukolwiek zaufać?



K.N. Haner lubi stawiać czytelnika w sytuacji, w której nie wie on, po stronie którego bohatera ma stanąć. Nie mówię tu wcale o Blaire, a o męskich postaciach w osobie Phixa, Davida i Liama. Od pierwszych stron książki, nie ufałam nikomu i każdego podejrzewałam o złe zamiary. Nie będę wdawać się w szczegóły, żeby nie ujawnić za dużo spojlerów, ale trzeba przyznać, że autorka potrafi dozować napięcie.


Mimo, iż Blaire podobnie jak w pierwszej części odrobinę mnie irytowała swoim zachowaniem, to nie zmieniło to faktu, że książkę wręcz chłonęłam.


„Zły czas” to niecałe 250 stron fabuły, co wydaje się niewiele w porównaniu do prawie 340 stronicowego „Złego miejsca”, ale mogę wybaczyć tą „niedogodność” biorąc pod uwagę epilog oraz ostatnie zapowiedzi autorki, że …


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

1 komentarz: