Żegnanie się z
bohaterami książkowych serii nigdy nie jest łatwe. W dzisiejszej recenzji
przyjdzie nam powiedzieć „do widzenia” Aubrey i Andrew - czyli głównym
postaciom cyklu Domniemanie niewinności autorstwa Whitney G. „Prawo miłości” to
książka, która odpowiada na wszystkie nasze pytania, które namnożyły się w
dwóch poprzednich tomach. Czy nasi bohaterowie dostali zakończenie na jakie
zasługiwali? Przekonajmy się.
Tytuł – „Prawo miłości"
(oryg.Reasonable Doubt 3)
Autor – Whitney G
Tłumaczenie - Ryszard Oślizło
Wydawnictwo – Kobiece
Liczba stron – 288
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-6607-404-0
Podobnie jak miało to miejsce w
„Oskarżycielu” i „Niewinnej” tak i tu, nasi bohaterowie przyciągają się i
odpychają niczym dwa magnesy. Andrew nadal nie potrafi podejść do łączącej go z
Aubrey relacji w poważny, zaangażowany sposób, taki jakiego ona by oczekiwała. W wielu momentach
miałam wrażenie, że nasza główna bohaterka sama sobie winna takiemu obrotowi sprawy, ponieważ dawała sobą pogrywać i traktować się niczym marionetkę, która miała służyć tylko jednemu. Ale do czasu. Bo każda kobieta ma swoje granice, a Andrew z
każdym swoim kolejnym zachowaniem tę granicę u Aubrey przekraczał. Aż ta
powiedziała dość.
"- Posłuchaj, Aubrey...
- Pani Everhart - syknęłam, idąc do drzwi. - Dla ciebie pani Everhart, do cholery. Ale nie martw się, nie będziesz musiał tak do mnie mówić, bo więcej mnie nie zobaczysz."
Balet zawsze był prawdziwą pasją
Aubrey i po tym, jak kolejny raz zawiodła się na Andrew postanowiła z dnia na
dzień rzucić zarówno pracę w jego kancelarii, jak i jego samego. Przeprowadzka do
Nowego Jorku miała być dla niej nowym początkiem – bez pracy za którą i tak nie
przepadała oraz bez mężczyzny, który nie chciał od niej niczego poza fizyczną relacją.
Kiedy nasza bohaterka na
wycieńczających treningach baletu walczy o rolę życia w nadchodzącym
przedstawieniu, Andrew zaczyna dostrzegać, że czegoś w jego życiu zaczyna
brakować, a próby powrotu do dawnego życia i seksu na jedną noc z kobietami
poznanymi na portalu randkowym spełzają na niczym. Czyży nasz pewny siebie i
wzbraniający się przed jakimikolwiek poważniejszymi deklaracjami i związkami Andrew
wreszcie przejrzał na oczy?
No cóż - przeznaczenie chyba postanowiło wziąć sprawy
w swoje ręce, bo nasz bohater zmuszony jest polecieć do Nowego Jorku, aby raz
na zawsze zamknąć pewną sprawę z przeszłości, przez którą kiedyś stracił
wszystko, co było dla niego najważniejsze. Czy pobyt w tym samym mieście w
którym przebywa Aubrey coś zmieni?
O tyle, o ile poprzednie dwa tomy
liczyły kolejno 128 i 120 stron, tak w „Prawie miłości” dostajemy ich prawie
300 co zdecydowanie stanowi zaletę książki. Sama historia raczej niczym mnie
nie zaskoczyła. Czasem miałam jednak wrażenie, że autorka w dość chaotyczny dla
mnie sposób rozwijała całą historię i trudno było mi się w tym wszystkim
połapać. Dostaliśmy też odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące
przeszłości Andrew i chyba powód dla którego, tak drastycznie wzbraniał się
przed jakimikolwiek relacjami damsko-męskimi dość mocno go usprawiedliwia.
Książka raczej nie należy do tych, do których będę wracała, co nie znaczy, że nie
spędziłam z nią kilku fajnych godzin.
Wydawnictwu Kobiecemu!
Nie czytałam jeszcze dwóch pierwszych tomów, ale na pewno to zrobię, bo "Turbulencja" autorki podobała mi się bardzo. Cieszę się też, że ta część ma więcej stron niż dwie poprzednie razem wzięte, bo to oznacza, że jak będę czytała tę serię na raz, to dostanę kawał sporej historii. Chociaż obawiam się trochę zbyt szybkiej akcji :(
OdpowiedzUsuń