„Rywale” to kolejna już książkowa propozycja pióra Vi Keeland, której nazwisko od lat notorycznie ląduję na szczytach list bestsellerów. Tym razem autorka zaserwowała swoim czytelnikom unowocześnioną wersję Romea i Julii. Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o losach zwaśnionych rodów tych dwojga kochanków. Jeśli jesteście ciekawi jak z retellingiem wspomnianej historii poradziła sobie Keeland, zapraszam do lektury poniższej recenzji.
Tłumaczenie - Małgorzata Bortnowska
Wydawnictwo – Kobiece
Liczba stron – 384
Wydanie pierwsze – 2021
ISBN – 978-83-6681-505-6
Aby w pełni zrozumieć „Rywali” musimy cofnąć się czasie o jakieś pięćdziesiąt lat. To właśnie wtedy trójka przyjaciół: August Sterling, Oliver Lockwood i Grace Copeland wspólnie otworzyli w Nowym Jorku hotel. Po pewnym czasie August zakochał się i to ze wzajemnością w Grace. Jak w każdej miłosnej historii para się zaręczyła, a nawet planowała ślub, jednak w dniu w którym mieli sobie przysięgać miłość, dziewczyna wyznała mężczyźnie, że kocha także Olivera. Grace nie była w stanie oddać serca jednemu mężczyźnie, bo ono kochało ich obu. Od tamtej pory nic już nie było takie jak wcześniej, a na pewno nie relacja całej trójki. Latami mężczyźni walczyli o względy kobiety, ta jednak była nieugięta i w końcu każde z nich poszło swoją drogą. August Sterling i Oliver Lockwood stali się zażartymi wrogami budując przy tym własne hotelowe imperia. Grace pozostała właścicielką Countess, który dzięki obłędnemu widokowi na Cetral Park stał się bardzo cenionym nowojorskim miejscem noclegowym.
I tak właśnie, pięć dekad później wracamy do współczesnych czasów. Śmierć Grace Copeland wstrząsnęła rodzinami Sterlingów i Lockwoodów w sposób, którego nie przewidziały. Tak oto zgodnie z ostatnią wolą kobiety, nestorzy rodzin i miłości jej życia August Sterling i Oliver Lockwood otrzymali po czterdzieści dziewięć procent udziałów w Countess, podczas gdy pozostałe dwa procenty trafiły do wskazanej przez nią organizacji charytatywnej. Dla zwaśnionych od dziesięcioleci rodzin konieczność zarządzania i bycia współwłaścicielami hotelu to ciężki kawałek chleba do strawienia. Kiedy Easy Feet podejmuję decyzję o sprzedaży swoich dwóch procent udziałów rodzinie, która złoży lepszą ofertę, zaczyna się walka, z której tylko jedna rodzina wyjdzie zwycięsko.
Kilkugodzinny lot z Londynu do Nowego Jorku Sophia Sterling zamierzała wykorzystać na szczegółowe zapoznanie się z dokumentacją Countess – hotelem, którego współwłaścicielem stała się jej rodzina. To czego, a raczej kogo nie spodziewała się spotkać na fotelu pasażera obok, to człowieka z którym ostatni raz była tak blisko dwanaście lat temu - Westona, wnuka Olivera Lockwooda, czyli jednymi słowy – jej wroga numer jeden. I nie, mężczyzna wcale nie leciał na przypadkową wycieczkę, on leciał (podobnie jak Sophia), aby w imieniu swojej rodziny zarządzać ich częścią hotelu.
- Ehmmm... przepraszam. Chyba siedzi pan na moim miejscu.
Zasłonięty „The Wall Street Journal” mężczyzna opuścił gazetę. Ściągnął wargi, jakby miał prawo się irytować, choć siedział na moim miejscu. Minęło parę sekund, zanim objęłam wzrokiem resztę jego twarzy. Kiedy jednak to zrobiłam, opadła mi szczęka, a usta złodzieja fotela uniosły się w triumfalnym uśmieszku. Zamrugałam parę razy, mając nadzieję, że to jakieś złudzenie.
Niestety.
Wciąż tam był.
Fuj.
Potrząsnęłam głową.
- To chyba jakieś żarty.
- Miło cię widzieć, Fifi.
Przygotowanie ofert przetargowych i jednoczesne gaszenie pożarów, a raczej problemów remontowych z którymi boryka się Countess od śmierci właścicielki, to tylko wierzchołek góry lodowej jaki czeka naszych bohaterów. Walka o hotel staję w cieniu, kiedy na horyzoncie zaczyna się walka z własnym pożądaniem. Im więcej kłótni i nieporozumień pojawia się między Sophią a Westonem, tym częściej kończy się to... ich ubraniami lądującymi na ziemi.
Historia Romea i Julii nie zakończyła się najlepiej, a jak będzie w przypadku Sophii i Westona? Czy odwieczna rodowa rywalizacja będzie trwała nadal, a może nastąpi jakiś przełom, którego dokona najmłodsze pokolenie Sterlingów i Lockwoodów?
Trzeba przyznać, że okładka "Rywali" jest małym dziełem sztuki. Połączenie czerni, bieli i złotych tłoczonych napisów dało wspaniały efekt. Bardzo lubię taki okładkowy minimalizm.
Jeśli chodzi o samą historię w środku książki to była ona według mnie całkiem fajna. Właśnie użyłam słowa, którego bardzo nie lubię przy pisaniu recenzji. Dlaczego? Bo to słowo jest takie wypośrodkowane i w zasadzie nijakie. Nie określa czy książka jest dobra czy zła. Za taką właśnie uważam "Rywali", czyli dość średnią. To luźna historia z typowym wątkiem enemies to lovers, idealna na jeden czy dwa wieczory przy filiżance herbaty czy kieliszku wina. Nie wywołała ona jednak we mnie jakichś głębszych emocji. Między bohaterami jest chemia, aczkolwiek nie ma wielkich kulminacyjnych momentów i zwrotów akcji jakie lubię w tego typu książkach. Znajdziemy tu za to oczywiście typowe dla pióra autorki poczucie humoru i przytyki w dialogach między bohaterami, co stanowi zaletę dla całości fabuły.
Wydawnictwu Kobiecemu!
Twórczość tej autorki jeszcze przede mną. 😊
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę poznać się z tą autorką w przyszłości :)
OdpowiedzUsuń