niedziela, 17 lutego 2019

#85 "Sponsor 2" - K.N. Haner


Weekend zakończymy w iście recenzenckim stylu. Długo wyczekiwany przez fanów twórczości K.N. Haner drugi tom serii „Sponsor” zadebiutował w tym tygodniu na półkach w księgarniach. Znając inne książki autorki, wiedziałam że droga do happy end’u głównych bohaterów, nie będzie ani łatwa ani prosta. Stawiałam na niebezpieczne zakręty, kręte uliczki oraz przyprawiające o szybsze tętno wyboje i … w dużym stopniu właśnie to otrzymałam.





                                  Tytuł – „Sponsor 2"
           Autor – K.N. Haner
        Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 416
         Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-2833-841-8



Jak wiemy, zakończenie pierwszego tomu historii Kaliny i Nathana jakie zafundowała swoim czytelnikom autorka sprawił, że czekanie na drugą część było istną torturą. Ale myślę, że to co zaserwowała nam K.N. Haner w kontynuacji „Sponsora” warte było tych kilku miesięcy oczekiwania.

W drugim tomie towarzyszymy Kalinie w trudnej drodze do odzyskania zdrowia, po tym jak wypadek pozostawił ją z urazem kręgosłupa, a w efekcie z paraliżem nóg. Dzięki pomocy swojego przyjaciela-fizjoterapeuty Ed’a, nasza bohaterka każdego dnia walczy o to, aby móc znów chodzić o własnych siłach. Nie jest to jednak takie proste, biorąc pod uwagę, że walczy ona nie tylko z fizycznym bólem i paraliżem, ale i ze złamanym sercem. I prawdę mówiąc, nie wiadomo co jest w tej sytuacji gorsze. 

Ciężka i wymagająca rehabilitacja oraz opieka na młodszą siostrą, to dwie rzeczy na których wszystkie swoje siły koncentruje teraz Kalina. Przypadkowe spotkanie mężczyzny, któremu oddała swoje serce może albo dodać jej siły, albo wręcz przeciwnie – pogrążyć w jeszcze większych odmętach złamanego serca.



"— Kalina! — powiedział głośno, bo ta już przekazała telefon siostrze. 
— Tak? — na szczęście dziewczyna usłyszała. 
— Ja wiem… Boże… Wiem, że nie powinienem, że… Ja pierdolę… Przepraszam za… 
— Przejdziesz do rzeczy? — jej ton stał się zimny, a to ostudziło skutecznie zapał Nathana. 
— Przepraszam… Za wszystko — wydukał. Poczuł łzy pod powiekami i musiał się rozłączyć. To było dla niego zbyt wiele. Nie powinien mówić jej tego przez telefon. Nie teraz. Nie tak. Tak naprawdę nawet tysiąc róż i wszystkie bogactwa świata nie były w stanie wynagrodzić jej tego, co zrobił."


Ogromnym plusem w tej historii są dla mnie pewne wątki, których kompletnie się nie spodziewałam. Na pewno nie jeden czytelnik będzie zaskoczony samym ich pojawieniem się, jak i tym w jaki sposób autorka je rozwiązała. Nie chcąc spojlerować tym, którzy lekturę książki mają jeszcze przed sobą, muszę przyznać, że przynajmniej w trzech momentach pomyślałam sobie – no nieźle, nieźle tego kompletnie nie przewidziałam (a nieskromnie dodam, że jestem dobra w książkowych przewidywaniach).

Drugi tom przynosi zdecydowanie więcej dramatów – jak to na królową dramatów (jak nazywana jest autorka) przystało. K.N. Haner nie ma w zwyczaju oszczędzania swoich bohaterów, bo kiedy już wydaje się, że ich losy zmierzają ku lepszemu, autorka funduje im jazdę na kolejce górskiej i to bez zabezpieczenia.

Cieszę się, że w odróżnieniu od pierwszego tomu, tutaj autorka zrezygnowała z tych samych fragmentów/dialogów napisanych zarówno z perspektywy Kaliny, jak i Nathana i to praktycznie w taki sam sposób. Ten zabieg był zupełnie niepotrzebny w pierwszej części. Na szczęście w drugim tomie, nie ma po tym zabiegu ani śladu.



                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

1 komentarz: