niedziela, 23 września 2018

#66 "Łzy Tess" - Pepper Winters


 W ostatni dzień weekendu przybywam do was z nową recenzją. Tym razem opowiem co nieco o książce autorstwa Pepper Winters „Łzy Tess”. Przyznam, że nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Kilka lat temu miałam przyjemność przeczytać serię „Indebted”, która wyszła spod jej pióra. Byłam zachwycona, po pierwsze był to mój pierwszy dark romance, a po drugie to jak misternie utkana była cała fabuła i skonstruowani bohaterowie sprawiło, że do tej pory jest to jedna z moich ulubionych tego typu serii. Kiedy więc zobaczyłam, że Wydawnictwo Kobiece przygotowuję się do wydania „Łez Tess (której to książki jakoś nie miałam okazji przeczytać, nawet w oryginale), a pamiętając jakie wrażenie wywarła na mnie poprzednia seria Pepper, wiedziałam, że „Łzy Tess to coś co koniecznie muszę mieć. Przyznam, że moje oczekiwania były ogromne. Czy zostały zaspokojone? Hmm…


 


           Tytuł – „Łzy Tess"
           (oryg.Tears of Tess)
          Autor – T.M. Frazier
     Tłumaczenie - Emilia Skowrońska
          Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 496
        Wydanie pierwsze – 2018
         ISBN – 978-83-6607-477-4



Tess Snow jest dwudziestoletnią australijką, która od dwóch lat jest w zdawałoby się szczęśliwym związku z Braxem. Kochający, delikatny, inteligentny i czuły mężczyzna – czyż nie każda dziewczyna marzy o takim chłopaku? Naszą bohaterkę jednak już od pewnego czasu nachodzą myśli, które nie dają jej spokoju. Tess marzy o byciu zdominowaną, o poczuciu satysfakcji płynącej z seksu, której już dawno nie odczuła w relacji z Braxem, chcę aby ich pożycie wyszło poza nudne schematy. Jej potrzeby są czymś, o czym nigdy nie podzieliła się ze swoim chłopakiem, który w jej odczuciu nigdy by się na coś takiego nie zgodził. Kiedy pewnego dnia Brax z okazji ich rocznicy zabiera Tess na wycieczkę do Meksyku, ta ma nadzieję, że wreszcie przyzna się chłopakowi do swoich ukrytych pragnień. Nie wie jednak, że wycieczka zamieni się w prawdziwe piekło.


Jedna wycieczka do centrum meksykańskiego miasteczka, jedna wizyta w pobliskiej knajpce, jeden nieodwracalny moment.

Kiedy Brax udaję się na chwilę do toalety, czekająca na niego przy barze Tess ma złe przeczucie. Przeczucie, które okazuję się uzasadnione, bo gdy tylko postanawia wyjść z knajpki i poczekać na Braxa na zewnątrz, trzej mężczyźni tarasują jej drogę. Bieg do toalety do której udał się jej chłopak, jest spełnieniem jej najgorszych koszmarów, bo widok leżącego i rannego Braxa to scena, która już na zawsze wryję się w umysł naszej bohaterki.

Tess zostaje porwana. Porwana nie dla okupu. Bo wiecie z czego słynie Meksyk? Już spieszę z wyjaśnieniem. Z handlu „żywym towarem”.

Dziewczyna zostaję pobita i ląduję w miejscu w którym nie jest jedyną kobietą, którą spotkał taki sam co ją los. To coś w rodzaju „przejściowego więzienia”, gdzie zostaje oznakowana tatuażem, wszczepiono jej chip z nadajnikiem GPS oraz przeprowadzono badanie ginekologiczne. Dokładnie w tym momencie Tess dostaję ostateczne potwierdzenie tego, co ją spotkało – ZOSTAŁA SPRZEDANA.

Teraz ma dwa wyjścia – poddać się albo walczyć.

Walczyć zaczyna już z porywaczami, ale prawdziwa walka i to bardziej ta psychologiczna rozpoczyna się kiedy trafia do swojego nowego właściciela. Tajemniczy, opanowany Q. Kim jest? Jej Panem, którego własnością od teraz jest Tess. Ale czasem to co nas najbardziej przeraża, staję jest tym czego najbardziej potrzebowaliśmy.


"- Są pewne rzeczy, które musisz zrozumieć. 
- Jedyną rzeczą, którą muszę zrozumieć jest to, że jesteś potworem, który mnie kupił. Ukradłeś moje życie. Moich bliskich. Zabrałeś wszystko. I tylko to muszę zrozumieć."


„Łzy Tess” to książka, która ma zarówno swoje dobre jak i złe strony. Owszem są w niej sceny wywołujące przerażenie, obrzydzenie, strach, niedowierzanie – czyli teoretycznie to co każdy dark romance powinien mieć. Ale historia Tess i Q zawiera też momenty w których przede wszystkim nie rozumiem niektórych zachowań głównej bohaterki, pewne sceny i opisy są zbyt długie i męczące, w niektórych momentach brakuję tego czegoś.


To na pewno nie jest książka dla każdego. Zapewne dla kogoś kto nigdy nie czytał żadnego dark romance – pewne sytuacje będą nie do przyjęcia. Będą zbyt brutalne, ze zbyt dużą ilością przemocy. Ale takie właśnie są książki tego gatunku.

Pepper znana jest z mocnych książek, o czym zdołałam się już przekonać we wspomnianej na samym początku mojej recenzji serii „Indebted”. Tam autorka zaserwowała mi coś wg. mnie genialnego. Czy o „Łzach Tess” powiedziałabym to samo. Niestety nie. Wiem, że to zupełnie inna historia, z innymi bohaterami, ale mimo to zabrakło mi tutaj tego czegoś, tej iskry, która skradałby moje serce. Co wcale nie znaczy, że nie sięgnę po drugą część historii Tess i Q, którą już zapowiedziało Wydawnictwo Kobiece. Dlaczego? Bo liczę, że autorka zdoła jeszcze wykrzesać iskrę z tej historii.

Aha i jeszcze jedno. Q jest tym, którego (o dziwo) w tej historii polubiłam bardziej, niż główną bohaterkę.


                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Kobiecemu!

3 komentarze:

  1. Mnie ta książka totalnie zawiodła. Po drugi tom już nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam nic tej autorki. Dark romance... Mam do tego gatunku mieszane odczucia. Nie sądziłam, że ta książka porusza taką tematykę. Pomyślę nad nią.

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To mnie o wiele bardziej uwiodła ta książka niż Indebted, tam fabuła dla mnie była zbyt nierealna (nie to żeby w Tess doszukiwać się realności ;) ale tam - dług sprzed wieków...) Pepper ma zdolność do kreowania męskich bohaterów, bo zarówno Q jak i Jethro byli lepiej skonstruowani niz ich partnerki.

    OdpowiedzUsuń