W ostatni dzień weekendu przybywam do was z
nową recenzją. Tym razem opowiem co nieco o książce autorstwa Pepper Winters
„Łzy Tess”. Przyznam, że nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością
autorki. Kilka lat temu miałam przyjemność przeczytać serię „Indebted”, która
wyszła spod jej pióra. Byłam zachwycona, po pierwsze był to mój pierwszy dark
romance, a po drugie to jak misternie utkana była cała fabuła i skonstruowani
bohaterowie sprawiło, że do tej pory jest to jedna z moich ulubionych tego typu
serii. Kiedy więc zobaczyłam, że Wydawnictwo Kobiece przygotowuję się do
wydania „Łez Tess (której to książki jakoś nie miałam okazji przeczytać, nawet
w oryginale), a pamiętając jakie wrażenie wywarła na mnie poprzednia seria
Pepper, wiedziałam, że „Łzy Tess to coś co koniecznie muszę mieć. Przyznam, że
moje oczekiwania były ogromne. Czy zostały zaspokojone? Hmm…
Tytuł – „Łzy Tess"
(oryg.Tears of Tess)
Autor – T.M. Frazier
Tłumaczenie - Emilia Skowrońska
Wydawnictwo – Kobiece
Liczba stron – 496
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-6607-477-4
Tess Snow jest dwudziestoletnią australijką,
która od dwóch lat jest w zdawałoby się szczęśliwym związku z Braxem. Kochający, delikatny, inteligentny i
czuły mężczyzna – czyż nie każda dziewczyna marzy o takim chłopaku? Naszą
bohaterkę jednak już od pewnego czasu nachodzą myśli, które nie dają jej
spokoju. Tess marzy o byciu zdominowaną, o poczuciu satysfakcji płynącej z
seksu, której już dawno nie odczuła w relacji z Braxem, chcę aby ich pożycie
wyszło poza nudne schematy. Jej potrzeby są czymś, o czym nigdy nie podzieliła
się ze swoim chłopakiem, który w jej odczuciu nigdy by się na coś takiego nie
zgodził. Kiedy pewnego dnia Brax z okazji ich rocznicy zabiera Tess na
wycieczkę do Meksyku, ta ma nadzieję, że wreszcie przyzna się chłopakowi do
swoich ukrytych pragnień. Nie wie jednak, że wycieczka zamieni się w prawdziwe piekło.
Jedna wycieczka do centrum
meksykańskiego miasteczka, jedna wizyta w pobliskiej knajpce, jeden
nieodwracalny moment.
Kiedy Brax udaję się na chwilę do
toalety, czekająca na niego przy barze Tess ma złe przeczucie. Przeczucie,
które okazuję się uzasadnione, bo gdy tylko postanawia wyjść z knajpki i
poczekać na Braxa na zewnątrz, trzej mężczyźni tarasują jej drogę. Bieg do
toalety do której udał się jej chłopak, jest spełnieniem jej najgorszych
koszmarów, bo widok leżącego i rannego Braxa to scena, która już na zawsze
wryję się w umysł naszej bohaterki.
Tess zostaje porwana. Porwana nie
dla okupu. Bo wiecie z czego słynie Meksyk? Już spieszę z wyjaśnieniem. Z handlu
„żywym towarem”.
Dziewczyna zostaję pobita i
ląduję w miejscu w którym nie jest jedyną kobietą, którą spotkał taki sam co ją los. To coś w rodzaju „przejściowego więzienia”, gdzie zostaje oznakowana
tatuażem, wszczepiono jej chip z nadajnikiem GPS oraz przeprowadzono badanie
ginekologiczne. Dokładnie w tym momencie Tess dostaję ostateczne potwierdzenie
tego, co ją spotkało – ZOSTAŁA SPRZEDANA.
Teraz ma dwa wyjścia – poddać się
albo walczyć.
Walczyć zaczyna już z
porywaczami, ale prawdziwa walka i to bardziej ta psychologiczna rozpoczyna się
kiedy trafia do swojego nowego właściciela. Tajemniczy, opanowany Q. Kim jest?
Jej Panem, którego własnością od teraz jest Tess. Ale czasem to co nas
najbardziej przeraża, staję jest tym czego najbardziej potrzebowaliśmy.
"- Są pewne rzeczy, które musisz zrozumieć.
- Jedyną rzeczą, którą muszę zrozumieć jest to, że jesteś potworem, który mnie kupił. Ukradłeś moje życie. Moich bliskich. Zabrałeś wszystko. I tylko to muszę zrozumieć."
„Łzy Tess” to książka, która ma zarówno
swoje dobre jak i złe strony. Owszem są w niej sceny wywołujące przerażenie,
obrzydzenie, strach, niedowierzanie – czyli teoretycznie to co każdy dark romance
powinien mieć. Ale historia Tess i Q zawiera też momenty w których przede
wszystkim nie rozumiem niektórych zachowań głównej bohaterki, pewne sceny i
opisy są zbyt długie i męczące, w niektórych momentach brakuję tego czegoś.
To na pewno nie jest książka dla
każdego. Zapewne dla kogoś kto nigdy nie czytał żadnego dark romance – pewne sytuacje
będą nie do przyjęcia. Będą zbyt brutalne, ze zbyt dużą ilością przemocy. Ale
takie właśnie są książki tego gatunku.
Pepper znana jest z mocnych
książek, o czym zdołałam się już przekonać we wspomnianej na samym początku mojej
recenzji serii „Indebted”. Tam autorka zaserwowała mi coś wg. mnie genialnego. Czy o „Łzach
Tess” powiedziałabym to samo. Niestety nie. Wiem, że to zupełnie inna historia,
z innymi bohaterami, ale mimo to zabrakło mi tutaj tego czegoś, tej iskry,
która skradałby moje serce. Co wcale nie znaczy, że nie sięgnę po drugą część
historii Tess i Q, którą już zapowiedziało Wydawnictwo Kobiece. Dlaczego? Bo
liczę, że autorka zdoła jeszcze wykrzesać iskrę z tej historii.
Aha i jeszcze jedno. Q jest tym,
którego (o dziwo) w tej historii polubiłam bardziej, niż główną bohaterkę.
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Kobiecemu!
Mnie ta książka totalnie zawiodła. Po drugi tom już nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tej autorki. Dark romance... Mam do tego gatunku mieszane odczucia. Nie sądziłam, że ta książka porusza taką tematykę. Pomyślę nad nią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ksiazkowa-przystan.blogspot.com
To mnie o wiele bardziej uwiodła ta książka niż Indebted, tam fabuła dla mnie była zbyt nierealna (nie to żeby w Tess doszukiwać się realności ;) ale tam - dług sprzed wieków...) Pepper ma zdolność do kreowania męskich bohaterów, bo zarówno Q jak i Jethro byli lepiej skonstruowani niz ich partnerki.
OdpowiedzUsuń