Litery, słowa, zdania, akapity, rozdziały – to one budują książkę od strony technicznej. Dla mnie jednak najważniejsze są emocje, jakie wspomniane wyżej elementy zebrane razem, potrafią wywołać. Raz na jakiś trafia się na książkę, której już sam opis sprawia, że człowiek nie potrafi przejść obok niej obojętnie. Tak właśnie było z „Uwolnieniem” pióra Aly Martinez, którą po raz pierwszy przeczytałam nieco ponad dwa lata temu w języku angielskim. Miałam wtedy nieodparte wrażenie, że jej wnętrze wyrwie, przeżuje i wypluje moje serce, by się zwyczajnie wykrwawiło z bólu i niesprawiedliwości, jaka dotknęła bohaterów. Czy tak się stało? Owszem. Bo Aly Martinez zaserwowała jedną z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających historii, jakie dane mi było w swoim życiu przeczytać, a o której dziś opowiem nieco więcej.
Ramsey
Stewart i Thea Hull poznali się w mało sprzyjających
okolicznościach. Oboje tego samego dnia stracili swoje mamy - jej
zmarła z powodu choroby nowotworowej, a jego po prostu wyszła z
domu i nie obejrzała się wstecz. Thea została z ukochanym ojcem,
ale żałoba i ból po stracie żony przytłoczyły go tak bardzo, że
nie był on w stanie zapewnić emocjonalnego wsparcia córce, która
w zasadzie była pozostawiona sama sobie. Sytuacja Ramseya była dużo
trudniejsza, bo on i jego młodsza siostra pozostali pod opieką
człowieka, który stosował przemoc - zarówno fizyczną, jak i tą
psychiczną.
Jakby
tego było mało, tamtego tragicznego dnia Thea złamała też nogę, za co w dużej
mierze obwiniała chłopaka. Jednak dzięki upartej postawie Ramseya,
był on w stanie okiełznać niechęć dziewczyny, jaką względem
niego przejawiała po tym niefortunnym incydencie. Z biegiem
tygodni i miesięcy - dzięki rozmowom, wspólnie spędzanym chwilom i wzajemnemu wsparciu, ich znajomość zaczęła budować fundamenty
solidnej przyjaźni.
Naszym
bohaterom dość naturalnie przyszło przejście z relacji stricte
przyjacielskiej, do tej w której stali się parą. W ich przypadku
było to niczym powietrze, bez którego nie da się oddychać. Czas
pokazał, że uczucia jakimi zaczęli się darzyć, nie były tylko
typowym dla nastolatków zauroczeniem.
A
skoro już o tym mowa. Czas - jedno proste słowo, którego nigdy
głębiej nie analizujemy. Często chcielibyśmy go zatrzymać, by
móc dłużej delektować się danym momentem, a czasem pragniemy by
przyspieszył, bo nie możemy się czegoś doczekać. Jednak nasze
życie to nie koncert życzeń, by móc coś zatrzymać, przyspieszyć
czy cofnąć. Bywa, że chwila zmienia wszystko, nie bacząc na
zniszczenia i ofiary, jakie niesie ze sobą.
Dziewiętnaście
minut, trzydzieści dziewięć sekund oraz jeden potwór w ludzkiej
skórze - tyle wystarczyło, by wspólna przyszłość, jaką zaplanowali Thea i Ramsey rozsypała się niczym domek z kart. Największy cios miał jednak dopiero nadejść. Bo życie zamiast bajki, zgotowało naszym bohaterom prawdziwy koszmar.
Zastanówcie się, jak długo bylibyście w stanie czekać na to, aby być z ukochaną osobą? Mając świadomość, że kiedy ponownie się spotkacie, ona może być już kimś zupełnie innym - zmienionym zarówno pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Jak długo? Thea czekała dwanaście lat, osiem miesięcy, trzy tygodnie, cztery dni, trzynaście godzin i trzynaście minut.
"Uwolnienie" to książka o niesamowitej, wręcz niewyobrażalnej sile miłości. Chciałbym myśleć, że na miejscu głównej bohaterki postąpiłabym tak samo. Chcę wierzyć, że na ukochanego czekałabym nawet i kilka dekad. Każda strona tej historii to dowód niesłabnącej nadziei, mimo bólu i niesprawiedliwości jaka spotkała głównych bohaterów. Aly Martinez zdążyła już przyzwyczaić swoich czytelników do faktu bycia królową plot-twistów i również tu takowego nie zabrakło. Mimo, iż ta książka nie należy do cegiełek, to na tych niecałych trzystu stronach, czytelnik doświadcza niezwykle emocjonalnego rollercoasteru, który potrafi w jednej chwili złamać serce, by ostatecznie móc je posklejać - kawałek po kawałku.
"Uwolnienie" to obraz ludzkiej miłości w jej najczystszej formie, która nawet wystawiona na najcięższą próbę, nigdy nie złożyła broni.
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu Papierówka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz