piątek, 22 lutego 2019

#86 "Save me" - Mona Kasten


Z twórczością Mony Kasten po raz pierwszy spotkałam się w zeszłym roku, kiedy to dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar, miałam okazję przeczytać i zrecenzować dla was „Trust Again”, a następnie „Feel Again” – czyli drugą i trzecią część serii Begin Again. Pokochałam te historie i tych bohaterów, dlatego byłam zachwycona gdy w zapowiedziach pojawiła się wzmianka o nowej serii autorki, którą rozpoczyna książka „Save me”. Jeśli jesteście ciekawi, czy moje oczekiwania zostały zaspokojone zapraszam do lektury poniższej recenzji.



 


            Tytuł – „Save me
             (oryg.Save me)
          Autor – Mona Kasten
     Tłumaczenie - Ewa Spirydowicz
          Wydawnictwo – Jaguar
          Liczba stron – 384                    Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-7686-759-5




Główną bohaterką książki jest siedemnastoletnia Ruby Bell, która na co dzień uczęszcza do liceum Maxton Hall. Jej nauka w tym elitarnym miejscu jest możliwa dzięki stypendium, ciężkiej nauce i zdeterminowaniu – a wszystkie te trzy rzeczy mają jej zapewnić spełnienie największego marzenia, które dziewczyna ma odkąd skończyła siedem lat, a mianowicie dostaniu się na studia do prestiżowego uniwersytetu Oksforda. Maxton Hall to miejsce, którego mury skrywają w większości  uprzywilejowanych i bogatych nastolatków, których codziennie problemy ograniczają się do wyboru miejsca kolejnej imprezy albo rodzaju alkoholu jaki się na niej pojawi. Ruby będąc ich kompletnym przeciwieństwem, stara się wtopić w tłum, nie wychylać przed szereg i udaje jej się to całkiem nieźle ... dopóki nie nakrywa Lydii - jednej z uczennic w dwuznacznej sytuacji z jednym z nauczycieli.

James Beaufort – jakby go tu opisać. Powiedzmy, że jeśli Maxton Hall byłoby królestwem, to on byłby tym który nosiłby w nim koronę króla. Chłopak mieszka w wielkiej rezydencji, jego rodzina prowadzi modowe imperium, a życie biegnie mu od jednej imprezy do następnej. W szkole trzyma się z równie uprzywilejowanymi osobami co on. Któregoś dnia, jego rodzona siostra Lydia prosi go pomoc – pomoc w dopilnowaniu, aby pewna tajemnica pozostała nadal tajemnicą, bo w przeciwnym razie ich rodzina może paść ofiarą skandalu na który nie mogą sobie pozwolić.

Plan Ruby – za wszelką cenę zapomnieć, o tym że widziała Lydię i pana Suttona razem.
Plan Jamesa – za wszelką cenę dopilnować, aby Ruby trzymała język za zębami.


Sytuacja komplikuje się dodatkowo, kiedy James za pewien wybryk na szkolnej imprezie, zostaje ukarany przez dyrektora szkoły. Chłopak nie dość, że zostaje zawieszony w grze jego drużyny Lacrosse'a, to jeszcze (o zgrozo) ma dołączyć do szkolnego komitetu organizacyjnego na czele którego stoi ... Ruby.

Mawiają, że im dalej w las tym więcej drzew. W tym przypadku im dalej w las, tym więcej dowiadujemy się o tym, jak tak naprawdę wygląda prawdziwe życie Jamesa. Bo dla zewnętrznego świata teoretycznie ma wszystko o czym bogaty nastolatek może marzyć. Ale w praktyce okazuję się, że nie ma najważniejszego. Życie Jamesa było zaplanowane jeszcze przed jego narodzinami: skończenie Maxton Hall, studia na Oksfordzie, ślub z odpowiednią (równie uprzywilejowaną partnerką) i przejęcie rodzinnego biznesu. Problem w tym, że to czego chcą rodzice chłopaka, nie pokrywa się z jego wizją przyszłości, przyszłości której nawet nie śmie planować, bo ona już została mu narzucona.

"- Dlaczego zawracasz sobie głowę przyszłością, skoro mamy teraz? – pyta cicho. 
- Bo zasłużyłaś na coś lepszego. Moja przyszłość jest już skreślona. Twoja nie.  
- Nieprawda – mówi stanowczo. – Masz takie same możliwości, jak wszyscy inni. Tylko musisz wyciągnąć po nie rękę, James. 
(…) 
Miałaś rację, kiedy mówiłaś, że sam nie wiem, czego chcę od życia. Nie zastanawiam się nad tym, co mógłbym robić, bo jeżeli pozwolę sobie na marzenia, później będzie tylko gorzej."

Przyznam szczerze, że wiele oczekiwałam po tej książce, bo w głowie nadal miałam poprzednią serię autorki. „Save me” delikatnie mnie zawiodło. A co dokładnie? Książka jest dość stereotypowa i nieco przewidywalna. Ona biedna, on bogaty. Ona dobra uczennica, on licealny playboy. I stary jak świat schemat, że przeciwieństwa się przyciągają.


Trzeba przyznać, że autorka ma lekkie pióro i „Save me” czyta się naprawdę szybko. Historia Ruby i Jamesa to całkiem miły przerywnik dla głowy, jeśli chcemy się zrelaksować przy luźnej historii.

Mimo wszystko jestem ciekawa jak potoczy się historia bohaterów w kolejnym tomie, bo zakończenie "Save me" przynosi nam oczywiście mocny cios. 


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

niedziela, 17 lutego 2019

#85 "Sponsor 2" - K.N. Haner


Weekend zakończymy w iście recenzenckim stylu. Długo wyczekiwany przez fanów twórczości K.N. Haner drugi tom serii „Sponsor” zadebiutował w tym tygodniu na półkach w księgarniach. Znając inne książki autorki, wiedziałam że droga do happy end’u głównych bohaterów, nie będzie ani łatwa ani prosta. Stawiałam na niebezpieczne zakręty, kręte uliczki oraz przyprawiające o szybsze tętno wyboje i … w dużym stopniu właśnie to otrzymałam.





                                  Tytuł – „Sponsor 2"
           Autor – K.N. Haner
        Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 416
         Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-2833-841-8



Jak wiemy, zakończenie pierwszego tomu historii Kaliny i Nathana jakie zafundowała swoim czytelnikom autorka sprawił, że czekanie na drugą część było istną torturą. Ale myślę, że to co zaserwowała nam K.N. Haner w kontynuacji „Sponsora” warte było tych kilku miesięcy oczekiwania.

W drugim tomie towarzyszymy Kalinie w trudnej drodze do odzyskania zdrowia, po tym jak wypadek pozostawił ją z urazem kręgosłupa, a w efekcie z paraliżem nóg. Dzięki pomocy swojego przyjaciela-fizjoterapeuty Ed’a, nasza bohaterka każdego dnia walczy o to, aby móc znów chodzić o własnych siłach. Nie jest to jednak takie proste, biorąc pod uwagę, że walczy ona nie tylko z fizycznym bólem i paraliżem, ale i ze złamanym sercem. I prawdę mówiąc, nie wiadomo co jest w tej sytuacji gorsze. 

Ciężka i wymagająca rehabilitacja oraz opieka na młodszą siostrą, to dwie rzeczy na których wszystkie swoje siły koncentruje teraz Kalina. Przypadkowe spotkanie mężczyzny, któremu oddała swoje serce może albo dodać jej siły, albo wręcz przeciwnie – pogrążyć w jeszcze większych odmętach złamanego serca.



"— Kalina! — powiedział głośno, bo ta już przekazała telefon siostrze. 
— Tak? — na szczęście dziewczyna usłyszała. 
— Ja wiem… Boże… Wiem, że nie powinienem, że… Ja pierdolę… Przepraszam za… 
— Przejdziesz do rzeczy? — jej ton stał się zimny, a to ostudziło skutecznie zapał Nathana. 
— Przepraszam… Za wszystko — wydukał. Poczuł łzy pod powiekami i musiał się rozłączyć. To było dla niego zbyt wiele. Nie powinien mówić jej tego przez telefon. Nie teraz. Nie tak. Tak naprawdę nawet tysiąc róż i wszystkie bogactwa świata nie były w stanie wynagrodzić jej tego, co zrobił."


Ogromnym plusem w tej historii są dla mnie pewne wątki, których kompletnie się nie spodziewałam. Na pewno nie jeden czytelnik będzie zaskoczony samym ich pojawieniem się, jak i tym w jaki sposób autorka je rozwiązała. Nie chcąc spojlerować tym, którzy lekturę książki mają jeszcze przed sobą, muszę przyznać, że przynajmniej w trzech momentach pomyślałam sobie – no nieźle, nieźle tego kompletnie nie przewidziałam (a nieskromnie dodam, że jestem dobra w książkowych przewidywaniach).

Drugi tom przynosi zdecydowanie więcej dramatów – jak to na królową dramatów (jak nazywana jest autorka) przystało. K.N. Haner nie ma w zwyczaju oszczędzania swoich bohaterów, bo kiedy już wydaje się, że ich losy zmierzają ku lepszemu, autorka funduje im jazdę na kolejce górskiej i to bez zabezpieczenia.

Cieszę się, że w odróżnieniu od pierwszego tomu, tutaj autorka zrezygnowała z tych samych fragmentów/dialogów napisanych zarówno z perspektywy Kaliny, jak i Nathana i to praktycznie w taki sam sposób. Ten zabieg był zupełnie niepotrzebny w pierwszej części. Na szczęście w drugim tomie, nie ma po tym zabiegu ani śladu.



                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

środa, 6 lutego 2019

#84 "Amerykańska królowa" - Sierra Simone


Czas na recenzję książki, której lekturę w oryginale planowałam już od bardzo, bardzo dawna. Kiedy jednak okazało się, że Wydawnictwo kobiece planuję wydać ją w naszym kraju postanowiłam, że uzbroję się w cierpliwość i przeczytam ją na spokojnie w polskim tłumaczeniu. „Amerykańska królowa” autorstwa Sierry Simone rozpoczyna książkową trylogię New Camelot, która swoim głównym wątkiem romantycznym może zaszokować niejednego czytelnika. Ale po kolei.




 Tytuł – „Amerykańska królowa"
          (oryg.American Queen)
          Autor – Sierra Simone
     Tłumaczenie - Grzegorz Gołębski
          Wydawnictwo – Kobiece
            Liczba stron – 456
         Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-6560-149-0



Polityka była nieodłączną częścią życia Greer Galloway już od najmłodszych lat. Jako córka senatora i wnuczka byłego wice-prezydenta Stanów Zjednoczonych żyła  ze świadomością ważności otaczającego ją świata oraz spotykanych przy wielu uroczystych okazjach ludzi. Nie sądziła jednak, że jej życie także będzie blisko związane z tym jakże nieprzewidywalnym politycznym światem. Ona sama na pewno nie spodziewała się, że jej serce skradnie dwóch mężczyzn – mężczyzn, którzy będą najważniejsi nie tylko dla niej samej, ale i dla … całej Ameryki. Kochanie dwóch mężczyzn jednocześnie jest skomplikowane. Pożądanie dwóch mężczyzn jednocześnie jest pogmatwane. Ale jak pokręcona jest sytuacja, kiedy tymi mężczyznami jest dwóch przyjaciół, piastujących jedne z najważniejszych stanowisk politycznych na świecie – prezydenta i wice-prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki?

Greer w wieku szesnastu lat towarzysząc swojemu dziadkowi poznała młodego żołnierza - Maxena Ashley'a Colchestera i to z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek. Mimo, iż na długi czas para traci ze sobą kontakt to dziewczyna nigdy nie zapomniała o mężczyźnie, którego spotkała tylko raz, a który wywarł na niej tak ogromne wrażenie. Mijają lata, a Ash jako bohater wojenny zostaje wybrany na stanowisko prezydenta USA. Jak się okazało mężczyzna nigdy nie zapomniał o Greer, a teraz chce odnowić z nią kontakt. W tym celu wysyła po nią swojego najlepszego przyjaciela i jednocześnie wice-prezydenta Embry'ego Moore'a. Nie wie jednak, że on i Greer już się znają.

Myślę, że „Amerykańska królowa” to historia z gatunku tych, które albo się kocha albo nienawidzi. Niektórzy mogą być zniesmaczeni, ale zapewne znajdzie się także sporo grono osób, które wkręcą się w tą jakże różniącą się od innych erotyków fabułę. 

W tej książce wątek romantyczny dotyczy trzech osób. Teoretycznie nic w tym zaskakującego, ponieważ w wielu romansach mamy do czynienia z sytuacjami gdy ich dwóch walczy o główną bohaterkę albo one dwie chcą zdobyć serce głównego bohatera. Ale nie tym razem. W tym wypadku mamy trzy osoby, które uwaga - kochają się wzajemnie. Tak, dobrze mnie zrozumieliście. Oni dwaj ją kochają, ona kocha ich obu i … oni dwaj także kochają się wzajemnie.



"I wtedy nagle, prowadzona przez dziadka nawą, widzę jego.   
Zaraz obok Asha, ciemnowłosy i szczupły, niebieskooki, obdarzony ustami stworzonymi do grzechu i przeprosin, czasem nawet w tej kolejności.   
Embry Moore – najlepszy przyjaciel Asha, jego drużba, jego partner do biegania…   
(...)  
Jesteśmy tylko my troje. Ash, poważny i potężny, Embry, udręczony i blady, i ja – ze śladami ugryzień na wnętrzach ud i z walącym sercem.   
Kiedy już niemal zbliżam się do ołtarza, widzę, że drużba również ma ślad ugryzienia na szyi, wystający znad kołnierzyka koszuli, świeży, czerwony i wielki.  
Dostrzegam również, że w kieszonce na poszetkę Ash, zamiast chusteczki, ma moje koronkowe majtki. Nikt inny nie domyśla się, co to jest, ale Ash obnosi się z nimi jak z trofeum. Ostatnim razem, gdy je widziałam, miał je w ręku Embry…"


Nie sądziłam, że taki wątek jest możliwy, ale w zasadzie w książce wszystko jest możliwe, a ogranicza nas tylko wyobraźnia autora. Trzeba przyznać, że Sierra Simone napisała zaskakującą i pokręconą historię.

Należy też wspomnieć, że w tej książce występuję wątek BDSM, który oczywiście nie jest przez wielu lubiany. Dość perwersyjne i erotyczne sceny mogę niektórych zniesmaczyć albo wręcz przeciwnie wciągnąć jeszcze głębiej w ten zawiły romantyczny labirynt.

W „Amerykańskiej królowej” mamy do czynienia z przeskokami w czasie, które z początku trochę mnie irytowały, ale im bardziej zagłębiałam się w całą fabułę tym bardziej łaknęłam tych przeskoków, aby dowiedzieć się jak przeszłość bohaterów wpłynęła na ich obecne życie. 

Powiem tak. Książka naprawdę mi się podobała. W romansach z trójkątami zazwyczaj opowiadamy się po którejś ze stron, a tutaj? Hmm ... popieram trójkąt? "Amerykańska królowa" kończy się świetnym cliffhangerem, który zdecydowanie intryguje i zachęca do sięgnięcia po kolejną część. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie każe nam długo czekać na "Amerykańskiego księcia".


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Kobiecemu!