czwartek, 31 grudnia 2020

#144 "Pretty Reckless" - L.J. Shen

    Przyszedł czas na ostatnią w tym roku recenzję, a wybór padł na „Pretty Reckless” L.J. Shen. Polscy fani autorki (do których się zaliczam) mieli okazję poznać jej pióro m.in. przy okazji serii Święci grzesznicy. Jest to o tyle istotne, ponieważ „Pretty Reckless” rozpoczyna serię All Saints High, której bohaterami są dzieci głównych postaci ze wspomnianego wcześniej cyklu. Czytając tę książkę w oryginale tuż po jej amerykańskiej premierze, z ogromnym zniecierpliwieniem wyczekiwałam polskiego wydania – bo co tu dużo mówić, byłam absolutnie zachwycona tą historią.




        Tytuł – „Pretty Reckless"
         (oryg.Pretty Reckless)
           Autor – L.J. Shen
     Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 424
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-6665-485-3


Główną bohaterką książki jest Daria Followhill, która ma wszystko o czym dziewczyna w jej wieku może marzyć. Wraz z rodzicami i młodszą siostrą mieszka w pięknym domu położonym w luksusowej dzielnicy w miejscowości Todos Santos. Poza tym uczęszcza do prestiżowego liceum All Saints High, jest piękna, popularna i przewodzi szkolnej drużynie cheerleaderek. Na pierwszy rzut oka to rozkapryszona królowa, która rządzi i dzieli. Ale nie ma ludzi perfekcyjnych, ani idealnych, ani o sercu z kamienia – wystarczy jedna rysa na ścianie domu, a nawet najlepsze fundamenty mogą runąć niczym domek z kart.


Aby dowiedzieć się co spowodowało, że nasza bohaterka jest jaka jest, musimy cofnąć się cztery lata wstecz, bo to wtedy po raz pierwszy w jej życiu pojawił się Penn Scully - szczupły, niepozorny chłopak o pięknej twarzy, któy skradł jej pierwszy pocałunek. Jednak nie tylko on połączył przez jedną chwilę tych dwoje. Chłopak pomógł Darii zniszczyć pewien list, który jak się później miało okazać, stał się przyczyną zguby obojga. Zniszczenie listu było pierwszym z grzechów jakie popełniła nasza bohaterka, było ono wstępem do działań o istnieniu których nie wiedział nikt poza … pamiętnikiem w którym Daria skrupulatnie spisywała wszystkie swoje przewinienia, myśli i złe rzeczy których się dopuściła.


"Tatuś mi powtarza, że żyje we mnie zielony Hulk – i kiedy robię się zazdrosna, staje się coraz większy i większy, a potem się w niego zamieniam i dopuszczam się rzeczy, jakich Daria, którą zna i kocha mój tata, nigdy by nie zrobiła. Mówi, że taka jest cena geniuszu i że nie jestem przeciętną dziewczynką.

Powiedzmy, że się nie zgadzam.

Zawsze cieszyłam się popularnością, ale ciężko walczyłam o swoje miejsce na drabinie szkolnej hierarchii, z którego teraz mogę podziwiać widoki. Ogólnie myślę, że jestem przeciętna. To Via jest wyjątkowa, emanuje blaskiem, którym poraża wszystkich dookoła. A ja jestem tylko kurzem pod jej stopami. Jestem stłamszona, zgorzkniała i zazdrosna jak Hulk.

Nikt nie chce być złą osobą. Ale są tacy – jak ja – którzy po prostu nie mogą się powstrzymać."


Panna Followhill nie mogła jednak przypuszczać, że Penn Scully ponownie pojawi się w jej życiu i to w roli jakiej nie mogła przewidzieć. Życie chłopaka dalekie było od bajkowego. Wychowywany przez matkę-narkomankę, mieszkający z nią i nienawidzącym go ojczymem, Penn miał tylko dwa cele – chronić młodszą siostrę Vię i doskonalić grę w futbol w szkolnej drużynie Las Juantas, której był kapitanem, a która od zawsze rywalizowała z bogaczami z All Saints High. Jednak po śmierci matki, zaginięciu siostry przed kilku laty, Penn zostaje wyrzucony z domu przez ojczyma. Bez dachu nad głową, rodziny czy jakichkolwiek pieniędzy, jego perspektywy na przyszłość maleją z każdą mijającą minutą. Pomocną dłoń wyciąga do niego niespodziewanie Melody Green-Follwohill, która kilka lat temu uczyła jego siostrę baletu, a której Via była protegowaną. Kobieta nigdy sobie nie wybaczyła, że nie zrobiła więcej by odnaleźć dziewczynę, a teraz ma szansę choć odrobinę odkupić swoją winę, pomagając Pennowi i dać mu dach nad głową.


Daria i Penn pod wspólnym dachem? To nie miało prawa się dobrze skończyć. Kiedy granica między nienawiścią, a uczuciami zaczyna się zacierać nasi bohaterowie staną przed wyborami, które mogą zniszczyć wszystko - marzenia Penna o zawodowstwie w futbolu, reputację Darii, a przede wszystkim ich miłość, do której żadne z nich nie chcę się przyznać.


A najgorsze, że czasem o przyszłości decyduję przeszłość, a ona powróci (a raczej wtargnie) do życia naszych bohaterów z siłą huraganu opętana rządzą zemsty.



Motyw hate/love należy do moich ulubionych jeśli chodzi o książkowe romanse. Uważam, że najlepsze historie miłosne zaczynają się właśnie od … nienawiści. Nie pytajcie dlaczego - sama nie wiem, a może to przez zintensyfikowaną ilość emocji jakie we mnie wywołują? W przypadku Darii i Penna autorka umiejętnie nimi operuję, zarówno tymi złymi jak i dobrymi. Fabuła pozwala czytelnikowi poznać wewnętrzne rozterki bohaterów, zwłaszcza głównej żeńskiej postaci, która z zewnątrz jest bezkompromisową buntowniczką i królową szkoły, a w środku małą dziewczynką, która do szczęścia wcale nie potrzebuję kolejnej torebki od Chanel.


Osobiście zwróciłam uwagę na drobny szczegół, który wspaniale uzupełnia tą książkę. Autorka przed każdym rozdziałem raczy nas krótkimi aforyzmami, które są jednocześnie piękne i emocjonalne, smutne lecz zmuszające do refleksji zarazem.


Jedyne co odrobinę psuło mi cały efekt tej cudownej książki, która kupiła mnie totalnie w trakcie czytania jej w języku angielskim, to niektóre zwroty, słowa czy wyrażenia. Niestety, ale co świetnie brzmiało w języku oryginału, w polskim przełożeniu wypadło co najmniej dziwnie.


                                  Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!


sobota, 19 grudnia 2020

#143 "Zablokowany rzut" - Kennedy Ryan

     Dzisiejsza recenzja jest kolejnym przykładem na to, że moja dobra passa to czytania niesamowitych historii trwa w najlepsze. Staram się nie oceniać książek po okładkach, aczkolwiek czasem jest to dość trudne. Przyznam szczerze, że „Zablokowany rzut” autorstwa Kennedy Ryan należy do kategorii tych, których polska okładka kompletnie nie przypadła mi do gustu i zapewne w ogóle bym po nią nie sięgnęła, spacerując między półkami w księgarni. Jak to się więc stało, że ta prawie pięciuset stronicowa książka kupiła mnie absolutnie wszystkim co znalazłam w jej wnętrzu? O tym przekonacie się tylko, jeśli zerkniecie do poniższej recenzji.




       Tytuł – „Zablokowany rzut"
           (oryg. Block Shot)
          Autor – Kennedy Ryan
     Tłumaczenie - Joanna Jendryszka
         Wydawnictwo – Papierówka
           Liczba stron – 472
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-6642-920-8


Głównymi bohaterami historii są Jared Foster i Banner Morales, którzy poznali się w college'u, gdzie oboje studiowali marketing sportowy. On miał wygląd i popularność, chodź to wcale nie przeszkadzało mu w byciu inteligentnym, miłym i dobrym człowiekiem. Ona stanowiła jego mocne przeciwieństwo – cicha domatorka, z kompleksami dotyczącymi własnego ciała, której pasją była nauka języków obcych. Tych dwoje połączyła swego rodzaju przyjaźń, z którą nie obnosili się wśród innych. Spędzając czas na wspólnej nauce i rozmowach świetnie się czuli we własnym towarzystwie. Zarówno Jared jak i Banner byli zafascynowani sobą nawzajem, jednak nigdy się do tego otwarcie nie przyznali, aż do pewnego wieczoru, który uświadomił Jaredowi, że to może być jego ostatnia szansa na wyznanie swoich uczuć, biorąc pod uwagę, że Banner wkrótce miała wyjechać na prestiżowy staż do nowojorskiej agencji sportowej. Wyznanie Jareda mocno zaskoczyło naszą bohaterkę, której kompleksy nigdy nie pozwalały wierzyć, że ktoś taki jak on, może zwrócić uwagę na dziewczynę taką jak ona – która w przeciwieństwie do wielu innych studentek nie nosiła rozmiaru modelek z pokazów mody. Słowa chłopaka dały jej jednak siłę, aby samej wyznać, że była nim zauroczona od pierwszego spotkania na początku studiów. Jeden wieczór wyznań i niesamowitego seksu zamienił się jednak w wieczór, który przyniósł Banner największe upokorzenie w życiu, a Jareda kosztował utratę jedynej dziewczyny na której mu zależało.


Dziesięć lat to mnóstwo czasu. Zmieniają się ludzie, zmienia się świat, zmienia się wygląd – jednak czy dekada jest w stanie zmienić uczucia?


Ambitne zawodowe marzenia i plany, które Jared i Banner mieli w college'u przekuli w zawodowe sukcesy. On dzięki ciężkiej pracy stał się właścicielem jednej z najlepiej rokujących agencji sportowych, która właśnie przeniosła swoje główne biuro do Los Angeles. Ona od stażystki w Bagley i Wspólnicy przeszła do bycia jedną z najlepszych agentek sportowych w branży, która właśnie otrzymała prestiżowe stanowisko szefowej oddziału wspomnianej firmy w LA.


Choć przez te ostatnie dziesięć lat Jared i Baner przewijali się na tych samych sportowych imprezach i spotkaniach, to kobieta nigdy nie pozwoliła, aby on zbliżył się do niej choćby na metr. Nie po tamtej upokarzającej nocy sprzed dekady, która rozbiła jej już i tak niskie poczucie wartości własnego ciała.


Teraz jednak Banner to nieco inna kobieta – nadal piekielnie inteligentna i ambitna, ale lata pracy w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie agentów sportowych, uodporniły ją w ogromnym stopniu. Nasza bohaterka nigdy nie zamierzała i nawet nie chciała wyglądać jak modelki z pokazów Victoria's Secret, bo byłoby to zupełnie niemożliwe, z uwagi na jej meksykańskie korzenie dzięki którym jej ciała zawsze było więcej. Lata ćwiczeń i zbilansowana dieta pomogły jednak Banner osiągnąć wygląd, który nie powodował, że tak jak na studiach, skrywała je pod luźnymi ubraniami. Teraz mimo rozmiaru 40 jej ciało stało się wysportowane i seksowne.


Kiedy okazuje się, że zawodowe zobowiązania wymagają od Jareda i Banner bliskiej współpracy pewne są tylko dwie rzeczy – on będzie liczył na drugą szansę, aby jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochał była naprawdę jego, ona zamierza trzymać go na dystans, zwłaszcza że … sama nie jest singielką, a jej chłopak którego jednocześnie jest agentką to Alonzo Vidale - gwiazda NBA.



Śmiało można powiedzieć, że ”Zablokowany rzut” to historia napisana przez kobietę dla kobiet. Jestem pewna, że wiele czytelniczek będzie utożsamiało się z główną bohaterką mająca problem z zaakceptowaniem własnego wyglądu. Sama czytając książkę, w wielu momentach myślałam – MAM DOKŁADNIE TAK SAMO! Nie ma chyba kobiet, które nie mają kompleksów na punkcie swojego ciała – a w tej historii jest to świetnie pokazane. Nie tylko to, jak patrzą na nas inni, ale i jak my same na siebie patrzymy. Fabuła skupia się również na pokazaniu, że efektem ambicji i ciężkiej pracy może być sukces zawodowy, a osiągnięcie go wcale nie musi powodować, że gdzieś po drodze zgubimy siebie i wartości jakimi się kierujemy. Banner to kobieta świadoma swojej wartości, która nie osiągnęłaby tego co osiągnęła, gdyby nie pozostała tą samą osobą, którą zawsze była. „Morderczyni z sercem” jak określił ją Jared stanowi swego rodzaju idealne odzwierciedlenie charakteru jej postaci. Ona zdobędzie wszystko, każdego klienta, każdy kontrakt, ale nigdy po trupach i zawsze, a może przede wszystkim, będzie kierowała się dobrem klienta. To właśnie, pozwoliło jej osiągnąć status jednej z najlepszych w branży zdominowanej przez mężczyzn.


Cóż mogę więcej napisać - Kennedy Ryan ma fantastyczne pióro. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości czytając kolejne strony tej historii. Świetna chemia między głównymi bohaterami tylko utwierdziła mnie w przekonaniu jak dobry jest to romans. Jeśli dodać do tego wątki zawodowe bohaterów otrzymujemy książkę, która w moim mniemaniu jest znakomita.

I jeszcze jedno - nie myślicie chyba, że dałabym tak wysoką notę historii, która nie ma w sobie dramatycznych zwrotów akcji, które wywracają fabułę do góry nogami, prawda? Zatem zapnijcie pasy i przygotujcie się, bo lektura tej książki to prawdziwa emocjonalna jazda bez trzymanki. 


                                   Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                 Wydawnictwu Papierówka!

piątek, 11 grudnia 2020

#142 "Zabierz mnie ze sobą" - Nina G. Jones

       Nie sądziłam, że jeszcze w tym (zbliżającym się ku końcowi) roku dane mi będzie przeczytać coś, czego treść wywoła we mnie tak wiele sprzecznych emocji, że do tej pory (a minęło już kilka dni) nie jestem w stanie na spokojnie o niej myśleć. „Zabierz mnie ze sobą” Niny G. Jones było moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki i powiem szczerze, że przeczytałam już sporo historii zaliczanych do literatury „dark romance”, ale to co zawiera ta książka to jeden wielki mind fuck. 




      Tytuł – „Zabierz mnie ze sobą"
        (oryg. Take me with you)
          Autor – Nina G. Jones
      Tłumaczenie - Anna Piechowiak
         Wydawnictwo –Papierówka
           Liczba stron – 464
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-6642-921-5

Główną bohaterką książki jest Vesper Rivers – studentka pielęgniarstwa, która na co dzień mieszka w hrabstwie Sacramento z matką, ojczymem i cierpiącym na porażenie mózgowe bratem Johnnym. Dziewczyna wiedzie dość przewidywalne życie dzieląc czas między związkiem z chłopakiem - Carterem, szkołą, a jednoczesną opieką nad bratem, którego bardzo kocha, a którego istnienie ich rodzona matka traktuję raczej jak ciężar. Nasza bohaterka od pewnego czasu ma dziwne wrażenie bycia obserwowaną. Ale czy przejeżdżający w zwolnionym tempie obok jej domu samochód albo przypatrujący jej się przez chwilę mężczyzna w bibliotece to powody, aby od razu popadać w paranoję? Być może nie. Niestety w tym przypadku, paranoja przeobraża się pewnego wieczoru w koszmar.


Wyobraźcie sobie, że w jednej chwili przyjmujecie oświadczyny od wieloletniego chłopaka i zasypiacie w jego ramionach, by po chwili zostać wybudzonymi przez człowieka w kominiarce, zaatakowane we własnym domu, zgwałcone i porwane.


Jeśli piekło istnieje to Vesper właśnie trafiła w sam jego środek. Przetrzymywana w zimnej piwnicy, praktycznie naga, praktycznie bez jedzenia i praktycznie bez szans na ratunek z niczyjej strony. Skazana na łaskę i niełaskę porywacza, którego imienia nie zna, który praktycznie się do niej nie odzywa.


Wiecie, że często złymi ludźmi okazują się ci najmniej podejrzani? Ci, którzy mają ładny dom, nie są biedni, pracują, mają bliskich? Wtapiają się w otoczenie niczym niewidzialna postać czyhająca na dogodny moment, aby zaatakować. Taką osobą jest Sam – główny (anty)bohater tej historii. Porywacz Vesper. Człowiek, którego dzieciństwo, było koszmarem. Wyszydzany i wyśmiewany przez inne dzieci, traktowany przez własnego ojca jak gorsze dziecko z którego trzeba zrobić „prawdziwego mężczyznę”, a wychowywany przez matkę w odosobnieniu.


"Ostrożnie dobieram cele. Zawsze tak, by wydawały się losowe. Nie chcę powtarzać jasnego schematu. (...) Z pozoru wszystko to wygląda na przypadek, ale nic tu nie jest przypadkowe."


Ta książka wypchnęła mnie daleko poza moją strefę komfortu. Jestem pewna, że wypchnie poza nią 90% czytających ją osób. Myślałam, że wiem co to „dark romance”, ale okazało się, że tylko tak mi się zdawało. Ta książka postawi przed wami - czytelnikami pytania na które odpowiedzi każdy sam musi sobie udzielić – bo na pewno nie będą one uniwersalne. Do czego zdolny jest człowiek, aby dostać coś do jedzenia? Co jest w stanie zrobić osoba, aby mieć możliwość napicia się odrobiny wody. Zastanówcie się, co byście oddali za kawałek ciepłego koca będąc w zimnej piwnicy.


Nie ma usprawiedliwienia na gwałt. Nie ma usprawiedliwienia na to jak Sam traktował Vesper. Dlaczego więc w wielu momentach tej historii chciałam go dosłownie przytulić? Popieprzone. Wiem. Autorka zrobiła mi mętlik w głowie i jestem pewna, że właśnie taki był jej cel. Chciała, żeby czytający tą książkę byli obrzydzeni, zaszokowani, a jednocześnie odczuwali współczucie. Syndrom sztokholmski to istotny element całej tej układanki jaką tworzy fabuła „Zabierz mnie ze sobą”. Czy odczuwanie czegoś do osoby, która cię krzywdzi jest normalne? Myślę, że aby odpowiedzieć na to pytanie potrzeba zagłębić się bardziej w ten temat, ewentualnie zapytać psychiatrę, psychologa.


To nie jest książka dla każdego. Zresztą ostrzeżenie takie dostajemy od samej autorki jeszcze przed pierwszą stroną. Do tej pory zastanawiam się czy ta książką  świadczy o geniuszu autorki czy o jej szaleństwie. Wiem jedno - to najmocniejsza historia jaką w życiu przeczytałam.


                                   Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Papierówka!

poniedziałek, 23 listopada 2020

#141 "Świąteczny układ" - Penelope Ward/Vi Keeland

       Krótkie opowiadania nie są moją ulubioną formą do czytania. Wróć. Nie były moją ulubioną formą do czytania. Po świetnej antologii „Grzeszne święta” autorstwa polskich autorek, skusiłam się na książkę, która zawiera cztery opowiadania napisane przez mój ulubiony duet Vi Keeland/Penelope Ward. Historie ze świątecznymi akcentami w tle, to idealna propozycja na nadchodzący czas, a jeśli chcecie poznać odrobinę więcej szczegółów, to zapraszam do lektury poniższych mini recenzji.


                       
                                  


        Tytuł – „Świąteczny układ"
    (oryg.Scrooged.The Christmas Pact)
    Autor – Penelope Ward/Vi Keeland
     Tłumaczenie - Edyta Stępkowska
         Wydawnictwo – EditioRed
            Liczba stron – 238
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-2837-120-0


Zamawiając Ubera do dzielonego przejazdu Meredith, nie przypuszczała, że przyjdzie jej poznać pewnego aroganckiego, pretensjonalnego dupka yyy tzn. … przystojniaka. Adam? On wcale nie zamawiał dzielonego przejazdu, ale nie miał wyjścia, jeśli nie chciał się spóźnić na spotkanie. Ona pędziła do sądu na rozprawę w sprawie eksmisji z własnego mieszkania, on też pędził w tym kierunku. Po drodze zahaczyli jeszcze o biuro Meredith, by na końcu wylądować na sali sądowej … po przeciwnych stronach barykady. Bo kto mógł przypuszczać, że Adam jest pełnomocnikiem tych, którzy chcą ją wyrzucić z mieszkania. Jedno jest pewne – tej Wigilii nie zapomni żadne z nich.


Bezdomni koczujący pod kamienicą w której mieszka Piper nie byli niczym nadzwyczajnym, dlatego widok mężczyzny siedzącego na ziemi, nie była dla niej niczym nowym. W tym roku nasza bohaterka postanowiła, że zamiast prezentów świątecznych dla bliskich, będzie czynić dobre uczynki w ich imieniu. Kupno posiłku dla bezdomnego miało być krokiem w tym kierunku. Problem w tym, że … mężczyzna wcale nie okazał się bezdomnym. Do bezdomności było mu baaaardzo daleko.


Kiedy przyjaciółka zarzuca ci brak luzu i spontaniczności, wiedz, że to nie może się dobrze skończyć. A biorąc po uwagę, że Margo i Nancy od dzieciństwa lubiły rzucać sobie wyzwania – ta wizyta w kawiarni nie mogła przynieść nic dobrego. Margo miała pocałować nieznajomego – wybór padł na przystojniaka czytającego New York Timesa. Intensywny pocałunek zaskoczył nie tylko naszą bohaterkę, ale i samego Cheta – i to tak bardzo, że mężczyzna poprosił ją o numer telefonu. Jeśli myślicie, że największym problemem Margo było to, że mężczyzna przez następne dwa tygodnie wcale nie zadzwonił jak obiecał, to jesteście w błędzie. Największy problem pojawił się, kiedy Margo pojawiła się w sądzie na swojej sprawie rozwodowej z wkrótce byłym mężem Reksem, a jego adwokatem okazał się nie kto inny, jak ... przystojniak z kawiarni.


Riley Kennedy przyzwyczaiła się już do tego, że często dostaję na swoją firmową skrzynkę e-maile, które nie są do niej kierowane. Ale nie ma się co dziwić, kiedy w siostrzanej firmie po drugiej stronie miasta pracuję mężczyzna, który nazywa się … Kennedy Riley. Każdy normalny człowiek, który otrzymuje wiadomości, kierowane do kogoś innego, odsyła je właściwemu adresatowi – tak jak robi to nasza bohaterka, odsyłając e-maile do Kennedy'ego. Niestety mężczyzna nie jest, aż tak kurtuazyjny, jak Riley. On każdy e-mail, kierowany do niej, a który przypadkowo trafia do niego, musi dosadnie ocenić i skomentować, a dopiero potem przesłać naszej bohaterce. Na domiar złego ich firma zorganizowała w tym roku wspólne przyjęcie świąteczne dla pracowników obu filii, więc spotkanie naszych bohaterów na żywo było nieuchronne. Czy ta historia może być jeszcze bardziej pokręcona? Tak. W chwili w której Kennedy proponuję Riley, że będzie udawał jej chłopaka i pojedzie z nią na Boże Narodzenie do jej rodzinnego domu, ale ona ma odwdzięczyć mu się tym samym, idąc z nim na wesele jego brata.



Opowiadania w „Świątecznym układzie” to dokładnie to, z czego znane są autorki czyli cudowni bohaterowie, którzy kradną serca czytelników od pierwszej strony oraz dialogi pełen ironii, poczucia humoru i docinków, a wszystko to oprószone jest dodatkową warstwą świątecznego klimatu. Nie potrafię wybrać ulubionej historii, bo każda z nich ma w sobie to „coś” i jeśli mam być szczera, to z chęcią przeczytałabym pełnowymiarowe książki z bohaterami wszystkich opowiadań. Dla mnie te historie, to strzał w dziesiątkę dla każdego fana twórczości Vi i Penelope.


                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

                                                    

poniedziałek, 16 listopada 2020

#140 "Grzeszne święta" - P. Świst, K.N. Haner, A. Wolf, K. Litkowiec, A. Suchocka, A. Szafrańska, M. Staniszewska, J.B. Grajda, A. Siepielska, A. Bellon

    Do Świąt Bożego Narodzenia pozostał nieco ponad miesiąc, ale już teraz wydawniczy świat z każdej strony kusi nas książkami ze świątecznymi motywami w tle. Nigdy nie ciągnęło mnie do czytania tego typu historii, ale kiedy zobaczyłam, że wydawnictwo Muza pokusiło się o stworzenie przy współpracy z polskimi autorkami romansów antologii „Grzeszne święta” wiedziałam, że jej lektura będzie dla mnie czystą przyjemnością. Zwłaszcza, że już sam grzeszny przymiotnik w tytule świadczy o tym, że te historie nie są dla grzecznych dziewczynek.



        Tytuł – „Grzeszne święta"
                  Autor P.Świst,K.N.Haner,A.Wolf,K.Litkowiec, A.Suchocka,A.Szafrańska,M.Staniszewska,J.B.Grajda,A.Siepielska,A.Bellon
        Wydawnictwo – Akurat/Muza
           Liczba stron – 416
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-2871-549-3


„Grzeszne święta” to dziesięć kilkunastostronicowych opowiadań autorstwa K.N. Haner, Pauliny Świst, Anny Wolf, Kingi Litkowiec, Agaty Suchockiej, Anny Szafrańskiej, Marty W. Staniszewskiej, J.B. Grajdy, Agnieszki Siepielskiej oraz Anny Bellon. Ze wszystkich wyżej wymienionych autorek do tej pory miałam okazję poznać (i to niejednokrotnie) twórczość tylko tej pierwszej, więc tak naprawdę wchodziłam na nieznany grunt, jeśli chodzi o pióro pozostałych pań.

Mimo, iż każda z autorek miała do dyspozycji tylko kilkanaście stron na stworzenie historii, to i tak zdążyłam sobie wyrobić faworytów w tej antologii.


K.N. Haner, która w tym gronie jest niewątpliwie weteranką, jeśli chodzi o pisanie książek stworzyła pełną uroku historię z kurierem w roli głównej. Jak wiadomo w okresie świąt mają oni ręce pełne roboty, a w tym wypadku Kamil miał ręce pełne roboty, aby skraść serce dziewczynie. Poza tym - jak często macie szansę przeczytać historię w której główny bohater/ka nosi takie samo imię jak wy? Dla mnie to był pierwszy raz, dlatego historia Magdy i Kamila była dla mnie wyjątkowa. Ogromny plus za tytuł opowiadania 'Kurier zawsze puka dwa razy' – dwuznaczność nie jest w tym wypadku przypadkowa.


Paulina Świst – tego nazwiska nie trzeba chyba nikomu przedstawiać ponieważ w książkowym świecie jest niezwykle popularna, ale przyznaje się bez bicia, że nie miałam jeszcze okazji przeczytać niczego, co wyszło spod jej pióra. Dzięki antologii już wiem skąd ta ogromna popularność. Jeśli reszta jej książek, jest taka sama jak to kilkunastostronicowe opowiadanie, to ja biegnę do najbliższej księgarni i kupuje je wszystkie. 'BIESz/iCZADY' to nieoczekiwany postój w opuszczonej, górskiej chacie, to chemia między Michaliną i Patrykiem, to mistrzowskie riposty w dialogach, to ten rodzaj poczucia humoru, które uwielbiam, a przede wszystkim to deser w postaci scen od których robi się gorąco niczym w saunie.


Na moim podium znalazły się także 'Świąteczne przepychanki' Anny Wolf. Moje kolejne pisarskie odkrycie, które uświadomiło mi, że chyba muszę częściej sięgać po polskie autorki. Opowiadanie z Rose i Jasonem zawiera jeden z moich ulubionych motywów - hate/love. Jeśli dodać do tego fakt, że są sąsiadami, a w tym roku dziadek Rose i babcia Jasona z którymi mieszkają bohaterowie, postanowili ugościć jakieś dwa tuziny swoich równie wiekowych znajomych, możecie być pewni, że zapowiadają się szalone i nieprzewidywane święta. Zwłaszcza, że uroczystą kolację dla tego grona mają z polecenia swoich dziadków przygotować ... Rose i Jason. Anna Wolf skradła moje serce poczuciem humoru tej historii, które śmiało może konkurować z zagranicznymi autorkami takimi ja Christina Lauren, Alice Clayton czy Emma Chase.


Spośród wszystkich dziesięciu opowiadań powyższe historie znalazły się na moim podium, ale to wcale nie oznacza, że pozostałe opowiadania były złe, ponieważ każde miało w sobie to coś. Myślę, że wszyscy czytelnicy znajdą w nich coś dla siebie i poczują klimat zbliżających się świąt.


                                 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Akurat/Muza!
                                   

wtorek, 10 listopada 2020

#139 "Flying High" - Bianca Iosivoni

      Na premierę „Flying High” autorstwa Bianki Iosivoni wyczekiwałam odkąd tylko skończyłam lekturę pierwszej części - „Falling Fast”, której recenzja pojawiła się na blogu początkiem sierpnia. Zakończenie jakie zaserwowała w niej swoim czytelnikom pisarka było nieprzewidywalne i szokujące, więc z tym większym zniecierpliwieniem i niepewnością zastanawiałam się jak potoczy się historia Hailee i Chase'a. Poniżej mogą pojawić się spojlery, więc sugeruję, aby najpierw przeczytać "Falling Fast" przez przystąpieniem do lektury poniższej książki.


 
    

          Tytuł – „Flying High"
           (oryg.Flaying High)
         Autor – Bianca Iosivoni
    Tłumaczenie - Joanna Słowikowska
          Wydawnictwo – Jaguar
            Liczba stron – 352
         Wydanie pierwsze – 2020
         ISBN – 978-83-7686-859-2


Po wakacjach pełnych spełniania marzeń, dłuższym pobycie w Fairwood i poznaniu osób, których pojawienia się w swoim życiu nasza główna bohaterka kompletnie nie przewidziała, Hailee miała zamiar znów spotkać się ze swoją siostrą bliźniaczką. Ból po stracie Katie był dla Hailee nie do zniesienia, dlatego dziewczyna podjęła decyzję, że szósty września będzie dniem w którym znów się z nią zobaczy. Droga do tego miała wieść przez ... samobójstwo w wyniku zażycia mieszanki leków i środków przeciwbólowych.


Po tym jak Chase odnalazł list pożegnalny Hailee i zorientował się co zamierza zrobić dziewczyna wiedział, że jeśli się nie pospieszy może stracić ją na zawsze. Kiedy chłopak dotarł na płaskowyż poza miastem i znalazł ją, a tuż obok leżała pusta plastikowa butelka po wodzie zorientował się, że być może jest już za późno. Na szczęście Hailee, choć bardzo chciała nie potrafiła wykonać tego ostatecznego kroku, który zakończyłby jej życie i umożliwił dołączenie do Katie.


Hailee planowala swoje życie, ale tylko do 6 września. Po tej dacie miało jej nie być na tym świecie, a jednak jest. I co teraz? Dziewczyna nigdy nie myślała o przyszłości po ty dniu, więc jak ma teraz żyć? Co robić? Jak poradzić sobie z bólem żałoby, który miał zniknąć, a który nadal ją otacza i nie pozwala swobodnie oddychać - który dosłownie ją pochłania


"Zaciskam oczy, ale nie udaje mi się powstrzymać łez. Głowa mi pęka. Ale najgorzej jest tam w środku, głęboko w piersiach, gdzie została już tylko jedna wielka czarna dziura. Jedynym powodem, dla którego cieszyłam się tym latem, robiąc te wszystkie zwariowane i odważne rzeczy, była absolutna pewność, że szóstego września zobaczę ponownie Katie. Wpisałam sobie nawet datę, miejsce i godzinę do kalendarza. Dokładnie piętnaście tygodni po tym, jak nas opuściła. W ten sam dzień tygodnia. O tej samej godzinie. W specjalnym miejscu, do którego ja i Katie koniecznie chciałyśmy wrócić."

 

Chase stara być przy Hailee niosąc jej pomoc i ukojenie, lecz psychika dziewczyny nie jest w najlepszej formie. Nasza bohaterka zaczyna kurczowo trzymać się przeświadczenia, że taki chłopak jak on zasługuję na kogoś lepszego niż ona. Hailee boi się, że strach o jej bezpieczeństwo i zdrowie przysłonią mu jego własne potrzeby i życie. Mimo uczuć, których nasza para była świadoma, dziewczyna decyduję, że lepiej będzie kiedy wróci do domu, a z Chase'em pozostaną wyłącznie przyjaciółmi.


Jednak czy zostawienie Fairwood, Chase'a i osób które tam poznała było dobrą decyzją? Powrót do rodzinnej Minnesoty był dla Hailee ogromnie bolesny, bo stanowił powrót do miejsca w którym wychowywała się razem z siostrą, miejsca w którym na każdym kroku wracały wspomnienia zmarłej Katie, miejsca w którym kiedyś mieszkali we czworo, a teraz miała być tylko Hailee i jej rodzice.



Chase, mimo własnych kłopotów, a przede wszystkim świadomości istnienia problemów emocjonalnych i psychicznych Hailee, nie zamierzał tak łatwo się poddawać. Mimo dzielącej ich odległości postanowił walczyć o coś, co być może skazane było na porażkę, ale mimo to...


„Flying High” to książka, która swój punt kulminacyjny ma już na samym początku, kiedy czytelnik towarzyszy Chase'owi pędzącemu, aby powstrzymać Hailee przed popełnieniem samobójstwa. Dalsza część historii jest niezwykle spokojna, ale to absolutnie nie stanowi zarzutu wobec fabuły, wręcz przeciwnie. Ta książka jest niezwykle nostalgiczna i egzystencjalna. Autorka zdecydowała się pokazać jak żałoba i smutek po śmierci bliskiej osoby w tym wypadku siostry bliźniaczki, wpływają na stan psychiczny drugiej siostry. „Flying High” niesie ze sobą ogromny ładunek emocji, które przez większą część książki wywołują w czytelniku smutek, niepewność i wzruszenie.


Bianca Iosivoni skupiła się w tej części na psychice głównych bohaterów pozwalając na poznanie ich motywów, obaw, a przede wszystkim tego co kryje się w ich umysłach. Ogromne chapeau bas dla autorki, która w dużej mierze oddała w tej historii przewodnią rolę psychicznej stronie ludzkiej egzystencji, a romans głównych bohaterów stał się tłem dla tego wątku.



Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

poniedziałek, 26 października 2020

#138 "Dzień, w którym powrócił" - Penelope Ward

    Penelope Ward należy do grona tych autorek po historie której sięgam w ciemno, bez dłuższego zastanowienia. W przypadku książki „Dzień, w którym powrócił” miałam tą przyjemność, że przeczytałam ją w oryginale już w zeszłym roku przy okazji premiery w USA. Jaki był powrót do tej historii w polskim wydaniu? Piękny, wzruszający i na pewno niosący przesłanie. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, zapraszam do lektury poniższej recenzji.


  


   Tytuł – „Dzień, w którym powrócił"
      (oryg.The Day He Came Back)
         Autor – Penelope Ward
    Tłumaczenie - Edyta Stępkowska
        Wydawnictwo – EditioRed
          Liczba stron – 344
        Wydanie pierwsze – 2020
        ISBN – 978-83-2836-594-0


Główną bohaterką historii jest Raven Donatacci. Dziewczyna na okres kilku letnich miesięcy zostaje zatrudniona jako pokojówka w posiadłości Ruth i Gunthera Mastersonów, mieszkających w pięknym domu położonym w ekskluzywnym Palm Beach. Renata – mama naszej bohaterki pracuję już dla nich od dziesięciu lat jako gosposia. Pracodawcy kobiet są jak ogień i woda. Ruth to kobieta, która uważa się za lepszą od innych, traktująca wszystkich bez szacunku i oceniająca z wyższością - zwłaszcza Raven. Pan domu jest jej kompletnym przeciwieństwem – spokojny i opanowany, ceni zwłaszcza matkę naszej bohaterki – nie tylko jako pracownika, ale i człowieka.


Państwo Mastersonowie mają dwóch synów: dwudziestojednoletniego Gavina i kilka lat młodszego Weldona, którzy na co dzień mieszkają w Anglii, gdzie pierwszy właśnie skończył licencjat na Oxfordzie, a drugi uczęszcza do szkoły z internatem. Raz na jakiś czas chłopcy wracają na wakacje do domu i tak też dzieje się tego lata, kiedy Raven zaczęła pracę.


Już pierwsze spotkanie naszej bohaterki z synami państwa Masterson daję Raven obraz tego, że są oni tak samo różni pod względem charakteru jak ich rodzice. Gavin jest zabawny, wyluzowany i nie zmanierowany, mimo bogactwa w jakim się wychował. Weldon natomiast to typ opryskliwego, nieco aroganckiego, a na pewno stroniącego od wszelkiego rodzaju wysiłku chłopaka – wysiłku nawet tak trywialnego jakim jest umycie po sobie naczyń.


Mimo dzielącego Raven i Gavina statusu społecznego, środowiska w którym żyją, znajomych i zawartości konta bankowego od samego początku odczuwalna jest między nimi wzajemna fascynacja. Początkowe zaintrygowanie przechodzi przez fizyczne przyciąganie, a kończy się silnym uczuciem z którym żadne z nich nie może, a ostatecznie nie chcę walczyć. Mimo tego, że na jesieni Gavin planował wyjechać na studia prawnicze do Yale, to chciał kontynuować związek z Raven na który miał już plan w którym tak często, jak to tylko możliwe mieliby się wzajemnie odwiedzać. Zakochanie się w sobie było najbardziej nieprzewidywalną, ale jednocześnie najpiękniejsza rzeczą jaka przytrafiła się naszym bohaterom.


Niestety Ruth Masterson nie była kobietą, która pozwoliłaby synowi na związek z kimś poniżej jej oczekiwań, statusu społecznego i pochodzenia. Kiedy zwykły słowny sprzeciw na kontakty między Raven i Gavinem nie przyniósł zamierzonego skutku (przez co nasi bohaterowie musieli ukrywać swój związek), pani Masterson posunęła się do ostateczności, zmuszając Raven przy pomocy szantażu do zerwania z Gavinem, łamiąc tym samym serce ich obojga.


Minęło dziesięć lat - dekada w ciągu której tak wiele się zdarzyło i tak wiele zmieniło. Raven skończyła szkołę pielęgniarską, a od pół roku ponownie pracuję … w domu w którym kiedyś poznała miłość swojego życia. Teraz mieszka w nim jedynie Gunther Masterson – kiedyś w sile wieku, dziś chorujący na demencję człowiek, którym jako pielęgniarka opiekuję się Raven. Dziewczyna choć tak, może w pewien sposób odwdzięczyć się za dobroć, jaką okazał jej lata temu.


Nasza bohaterka nie przypuszcza jednak, że z niezapowiedzianą wizytą z Londynu w odwiedziny do ojca przyjedzie ten, któremu dekadę temu zmuszona była złamać serce, a który nie miał pojęcia, że Raven pracuję ponownie w jego rodzinnym domu.


— Proszę — powiedziałam.

W progu stała Genevieve i wypowiedziała słowa, po których cały ten dzień zmienił się diametralnie.

— Panie Masterson, pański syn, Gavin, właśnie przyjechał z Londynu. — Spojrzała na mnie z lękiem. — Nie spodziewaliśmy się go. Właśnie wszedł do domu i idzie tu, żeby się z panem spotkać.

Serce mi stanęło.

Co?

Gavin?

Gavin tu jest?

Nie.

Nie. Nie. Nie.

Genvieve wiedziała, co to oznacza. Pracowała tu w czasie, gdymiędzy mną a Gavinem wszystko się posypało.

— Przykro mi, Raven — dodała szeptem, tak żeby Pan M. nie

usłyszał.

Gdy wyszła i wróciła na dół, wpadłam w panikę. On miał być po drugiej stronie oceanu! Miał nas uprzedzać o swoich odwiedzinach.

Nie miałam nawet szansy się przygotować. Nim się obejrzałam, patrzyłam w przerażone oczy jedynego faceta, którego w życiu kochałam i którego nie widziałam od dekady. Nigdy bym nie przypuszczała, że akurat dziś, w taką zwykłą środę, on wróci.


Raven, mimo że ruszyła ze swoim życiem, to nigdy nikomu nie oddała swojego serca, bo ono zawsze należało do Gavina? Ale pytanie brzmi - co na to serce naszego bohatera, który jak się okaże jest obecnie … zaręczony?


Czy prawda o tym, dlaczego Raven zmuszona była złamać serce ukochanemu wyjdzie na jaw? I jak zareaguje na to mężczyzna?



Penelope Ward nigdy nie zawodzi. Mimo, iż jej książki są dość schematyczne, to na premierę każdej następnej czekam z wypiekami na twarzy, bo pióro autorki ma w sobie coś magicznego, dzięki czemu nie potrafię oderwać się od lektury pisanych przez nią historii.


„Dzień w którym powrócił” to przede wszystkim opowieść o tym, jak konwenanse, status społeczny, pochodzenie i zawartość portfela mogą mieć wpływ na związek dwojga ludzi wywodzących się z kompletnie różnych środowisk. Postać Raven mimo młodego wieku zaimponowała mi swoim charakterem, zwłaszcza poświęceniem na jakie się zdecydowała, a o którym dowiecie się wyłącznie jeśli sięgniecie po książkę. Osoba Gavina to przykład człowieka, który mimo środowiska w którym się wychowywał, był w stanie zachować ten młodzieńczy luz, spontaniczność i niezblazowanie pieniędzmi.


Warto zwrócić uwagę na jedną z postaci drugoplanowych, mam tu na myśli brata głównego bohatera – Weldona. Jest on żywym przykładem tego, że nigdy nie jest za późno na zmianę, a dzięki pomocy i wsparciu bliskiej osoby można dojrzeć i stać się lepszym człowiekiem.


                                     Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!