Social Media

wtorek, 3 sierpnia 2021

#184 "Angry God" - L.J. Shen

     Przyszedł czas na recenzję Angry God - trzeciego i jednocześnie ostatniego tomu serii All Saints High pióra L.J. Shen. Już po lekturze poprzednich książek w cyklu można było przypuszczać, że Vaughn Spencer będzie stanowił najbardziej tajemniczą ze wszystkich postaci drugiego pokolenia o których stworzenie pokusiła się autorka. Myślę, że tą książkę albo się kocha albo nienawidzi. Jesteście ciekawi w której grupie ja się znalazłam?



           Tytuł – „Angry God"
            (oryg. Angry God)
            Autor – L.J. Shen
      Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 432
         Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-6689-086-2


Główną żeńską protagonistką historii jest siedemnastoletnia Lenora Astalis, która aby być bliżej ojca i siostry, przenosi się na ostatni rok nauki liceum z rodzinnej Anglii do prestiżowej szkoły All Saints High w słynącym z bogatych mieszkańców Todos Santos. Wygląd naszej bohaterki nie wpisuje ją w żaden typowy kanon piękna. Drobna sylwetka, pofarbowane na kruczoczarny kolor włosy, ciemny makijaż czy kolczyki w nosie i wardze powodowały, że Lenora pośród typowo kalifornijskich piękności w szkole traktowana była jak dziwak. Czy się tym przejmowała? Absolutnie nie. Jedynym problemem Lenory okazała się tajemnica, którą od kilku lat skrywała? Tajemnica, która nie należała do niej, lecz kogoś kogo znała, a kto w All Saints High był traktowany niczym Bóg, który zrobi wszystko, żeby Lenora nie puściła pary z ust i nie cofnie się przed niczym, aby to osiągnąć.

Vaughn Spencer od zawsze był inny. Mroczny, zimny, niedostępny, który arogancję nosił jak koronę. O oczach niebieskich jak najczystsze niebo i sercu czarnym niczym węgiel. Choć on sam wątpił czy serce w ogóle miał. Mimo nie okazywania emocji i specyficznego charakteru dziewczyny z All Saints High lgnęły do niego walcząc o źdźbło uwagi. Vaughn okazywał ją im tylko wtedy, gdy mu pasowało oraz wymagała tego sytuacja i to w dość... specyficzny sposób. Kiedy w jego liceum niespodziewanie pojawia się Lenora Astalis, jedynym jego celem jest upewnienie się, aby dziewczyna trzymała język za zębami, tak jak robiła to przez ostatnie pięć lat, kiedy to... widzieli się ostatni raz.


Od urodzenia czułem w sobie nienasycony apetyt na zniszczenie.

(…)

Byłem wiecznie niespokojny, spięty. Stworzony z metalowych przewodów zamiast żył. Z pustym czarnym pudełkiem w miejscu serca. Z precyzyjnym jak laser wzrokiem wyczulonym na wszelkie niedoskonałości.


Rok szkolny obfitował w wydarzenia, które przede wszystkim dla Lenory przelały czarę goryczy i złości. Dlatego tak bardzo cieszyła ją perspektywa powrotu do Anglii, zwłaszcza kiedy miała już mocno sprecyzowane plany na kolejne sześć miesięcy. Plany, które wiązały się z założoną przez jej ojca legendarną Carlisle Prep w której wykładał także wuj dziewczyny. Lenora była świadoma swojego ogromnego talentu i tego, że zasługuje na legendarny staż, który wieńczy wystawienie dzieła stażysty w galerii Tate Modern.

Kiedy jednak okazało się, że półroczny staż w prestiżowej Akademii Sztuk Pięknych w angielskim zamku Carlisle zdobył nie kto inny tylko... Vaughn, a Lenorze pozostało stanowisko jego asystentki jej serce rozbiło się w drobny mak.

Co przyniesie naszym bohaterom następne kilka miesięcy w Anglii? Zwłaszcza kiedy tym razem to Lenora będzie 'grała na swoim boisku' i w miejscu w którym spędziła całe dzieciństwo. Czy pobyt w zamku Carlisle był marzeniem Vaughna? Tak. Ale nie takim, jak wam się wydaje. Staż miał być tylko środkiem do celu – celu, który obrał sobie wiele lat temu.


Mawiają, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Vaughn swoją zaplanował w najdrobniejszych szczegółach. Zbudował na fundamencie wydarzeń, które ukształtowały jego osobę. On miał lata, żeby ją zaplanować. A kiedy wreszcie ją zrealizuje pozostaną tylko popioły. Tylko czyje? Potwora.


Nie da się zakwalifikować „Angry God” do jednego, konkretnego gatunku romansu, bo to połączenie trzech mocnych elementów: „enemies to lovers”, „bully romance” i „suspense”. L.J. Shen zabrała czytelników w podróż pomiędzy meandrami uczuć  przed którymi bronią się bohaterowie, przeplataną szkolnym dręczeniem i hierarchią, by ostatecznie uwikłać nas w tajemnicę, której ujawnienie będzie równie szokujące co łamiące serca.

Już na początku wspomniałam, że tą historię albo się kocha albo nienawidzi. Książka zawiera momenty, które mogą odrobinę zniesmaczyć, zszokować i wywołać efekt zdegustowania. Sama miałam w pewnych chwilach wątpliwości co do decyzji podejmowanych przez bohaterów czy ich zachowania. Mawiają, że im dalej w las tym więcej drzew. W tym przypadku im dalej w treść tym większe uzależnienie. Uzależnienie od tego co będzie dalej.

Relacja Lenory i Vaughna ewoluowała wraz z kolejnymi etapami ich znajomości. Autorce doskonale udało się sportretować sylwetki postaci i zgłębić ich portrety psychologiczne, co w przypadku romansów jest bardzo pożądane, a mimo to rzadko spotykane.


                               Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu Kobiecemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz