W dzisiejszej recenzji na tapetę
biorę najnowszą propozycję od Wydawnictwa Niezwykłego czyli „Birthday Girl”
Penelope Douglas. Wystarczy przeczytać blurb książki, aby wiedzieć, że historia
w niej zawarta nie jest typowym romansem jakich wiele pojawia się każdego
miesiąca na rynku wydawniczym. Tutaj mamy do czynienia z ważnym elementem fabuły jakim jest znacząca różnica wieku między
głównymi bohaterami, która uznawana jest często jako tabu w książkach. Jak autorka
poradziła sobie z tą kwestią, która stanowi tak istotną część całej historii? O
tym przeczytacie poniżej.
(oryg.Birthday Girl)
Autor – Penelope Douglas
Tłumaczenie - Maciej Olbryś
Wydawnictwo – NieZwykłe
Liczba stron – 469
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7889-834-4
Główną bohaterką „Birthday Girl” jest dziewiętnastoletnia
Jordan, która na co dzień studiuje architekturę krajobrazu oraz pracuje w barze
Grounders. Mimo młodego wieku jest osobą bardzo pracowitą i odpowiedzialną, która niezwykle poważnie
podchodzi do życia. Pewnego wieczoru w dniu swoich urodzin, kiedy udało jej się
wcześniej skończyć zmianę w pracy, nie może dodzwonić się do swojego chłopaka
Cole’a, aby ten po nią przyjechał. Postanawia więc udać się do pobliskiego kina. W sali kinowej jest tylko garstka ludzi, ale wśród nich
Jordan poznaje Pike’a. Mężczyzna (bo na pewno nie można go nazwać chłopakiem)
jest przystojny, ma tatuaże, a Jordan zdaje sobie sprawę, że jest od niej
starszy. Jednak ta dwójka zarówno przed seansem, jak i w jego trakcie bardzo
dobrze czuje się w swoim towarzystwie. Komentowanie filmu jak i zwykła rozmowa
przychodzą im z niezwykłą łatwością, co przede wszystkim dla Jordan jest dużym
zaskoczeniem.
"– Czas mija szybciej od wystrzelonej kuli, a strach podsuwa nam wymówki. Pragniemy ich, bo powstrzymują nas od zrobienia tego, co powinniśmy zrobić. Nie wątp w siebie, nie podważaj własnych decyzji i nie pozwól, aby strach cię przed czymś powstrzymał. Nie bądź leniwa. Nie rób niczego, opierając się tylko na tym, jak szczęśliwi będą przez to inni. Po prostu to zrób, dobrze?"
Jednak największe
zaskoczenie ma dopiero nadejść.
Wyobraźcie sobie zaskoczenie naszych bohaterów, kiedy po
skończonym filmie Jordan i Pike mają się pożegnać, a dziewczyna odbiera telefon
od Cole’a. Połączenie zostaje przerwane, ale wystarczyła chwila, aby jej towarzysz usłyszał jak
Jordan wypowiada imię swojego chłopaka. Ten moment zaważył na tym, aby zarówno Pike jak i Jordan
zrozumieli kim są.
Mężczyzna okazuje się być ojcem Cole’a, z którym chłopak nie ma zbyt dobrego
kontaktu.
Kiedy przez Cole’a, on i Jordan zostają zmuszeni do wyprowadzki
z wynajmowanego przez nich mieszkania to właśnie… Pike przychodzi z pomocą
i proponuję, aby zamieszkali w jego domu, dzięki czemu będą mogli odłożyć
trochę pieniędzy nie płacąc za czynsz, a jedynie pomagając mu w prowadzeniu domu.
Stopniowo, bardzo stopniowo zarówno Jordan jak i Pike orientują
się, że łatwość z jaką rozmawiało się im w kinie, wcale nie była jednorazowa i
przypadkowa. Mieszkanie w tym samym miejscu, podobne zainteresowania i
podejście do wielu spraw sprawiają, że oboje (choć każde w swojej głowie, bez
ujawniania tego przed drugą osobą) orientują się, że ich relacja zaczyna
przeradzać się w coś zakazanego.
„Birthday Girl” to przykład tego jak ze smakiem przedstawić
relację, która w pierwszej chwili może wydawać się.. niesmaczna, brudna, pełna tabu? Bo jak można w wysublimowany sposób napisać książkę w której dziewiętnastolatka zakochuje się w dwukrotnie
od niej starszym mężczyźnie, który jednocześnie jest ojcem jej chłopaka? Otóż
można.
I zanim zaczniecie oceniać naszych bohaterów i twierdzić, że w jakiś sposób zdradzili Cole'a jako chłopaka i syna, to uwierzcie mi kiedy wam piszę, że Cole nie był niewiniątkiem. On nie jest złym człowiekiem, ale z czasem zaczął olewać obowiązki, olewać samą Jordan, olewać po prostu wszystko. Od początku czułam, że tych dwoje byłoby lepszymi przyjaciółmi niż
parą.
W tej historii bardzo podobało mi się to, że relacja Jordan i
Pike'a rozwijała się powoli i to, że tak naprawdę początkowo to ich (jakby to napisać) dusze się połączyły? Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że ta historia niesie ze sobą naukę – naukę, że różnica
wieku między ludźmi nie powinna być, ani oceniana ani krytykowana przez innych ludzi, bo tylko tych
dwoje wie, co ich łączy i że to uczucie jest prawdziwe. Czasem po prostu ludzie spotykają swoje bratnie dusze, a przy tym wiek okazuje się być tylko
liczbą, nic nieznaczącym elementem.
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu NieZwykłemu!
Mam ją w planach! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję bloga (nie wiem czemu wcześniej tego nie uczyniłam).
Pozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach