Social Media

poniedziałek, 30 lipca 2018

#57 "Bad Boy's Girl 2" - Blair Holden


Po lekturze pierwszej części serii Bad Boy’s Girl moje oczekiwania co do kolejnej były ogromne. Kto czytał moją recenzję ten wie, że byłam zachwycona tym co stworzyła Blair Holden. Widziałam urywki recenzji, w których drugą część historii Tessy i Cole’a dość spora część czytelników określiła jako najsłabszą z całej trylogii, ale czy tak jest aby na pewno? Przekonajcie się co myślę o „Bad Boy’s Girl 2”.


  


         Tytuł – „Bad Boy's Girl
          (oryg.Bad Boy's Heart)
           Autor – Blair Holden
      Tłumaczenie - Iwona Wasilewska
          Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 317
         Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-7686-673-4



„Bad Boy’s Girl” nie zakończyło się dla naszych bohaterów happy endem. Jeden wieczór i zbyt duża ilość wypitego alkoholu, a Cole Stone rozbił serce Tessy na drobne kawałeczki.

Początek drugiej część serii, to walka Tessy o to, żeby choćby ruszyć się z łóżka. Po tym jak jej ukochany chłopak nadwyrężył jej zaufanie w najgorszy możliwy sposób, dziewczyna przez ponad miesiąc stara się jakoś funkcjonować. Funkcjonowanie po rozstaniu nie jest jednak takie łatwe. Cole nie jest jednak chłopakiem, który tak łatwo się nie poddaje, choć zdaję sobie sprawę, że odzyskanie zaufania Tessy nie będzie takie proste.

Na szczęście dzięki pomocy przyjaciół i determinacji naszych bohaterów prawda na temat wieczoru i tego co się wtedy wydarzyło między Colem, a Ericą, wyszła na jaw.

Po ponownym zejściu się zarówno Tessa, jak i Cole są gotowi na nowy rozdział w ich życiu. Wyjazd do college’u miał być dla nich uwolnieniem się od starych problemów i dręczących ich demonów oraz początkiem nowego, lepszego i co ważniejsze wspólnego życia. Nowa szkoła i nowe miejsce do życia nie okazało się jednak do końca takie, jak zaplanowali to nasi bohaterowie.

Początki na Uniwersytecie Browna to dla Tessy próba zaaklimatyzowania się wśród innych studentów. Dziewczyna z trudem jednak odnajduję się w nowym otoczeniu. Do tego dochodzą problemy wynikające z tego, że jej chłopak jest obiektem westchnień praktycznie całej żeńskiej części kampusu. Cole jak to Cole, nie widzi świata poza swoją dziewczyną i stara się za wszelką cenę chronić ją przed wszystkimi i wszystkim. I właśnie to w pewnych momentach, było dla mnie odrobinę męczące. Ta zazdrość Cole’a, która moim zdaniem w wielu przypadkach była nieuzasadniona i trochę nad wyraz.

„Bad Boy’s Girl 2” stanowi naprawdę dobrą kontynuację swojej poprzedniczki. Duży plus stanowi tu przedstawienie nowego etapu w związku Tessy i Cole’a oraz ich zmaganie się z codziennymi problemami zarówno tymi w związku, jak i tymi na uczelni.

W drugiej części nie brakuję genialnego poczucia humoru i dialogów za które pokochałam pierwszą część serii. Lekki i niewymuszony styl Blair Holden sprawia, że czytanie tego co pisze jest czystą przyjemnością. Czytelnik nie męczy się i nie ma ochoty zarzucić książki w połowie lektury.

„Boże, dlaczego projektanci tego szajsu myślą, że kobieta nie marzy o niczym innym, tylko o samoupokorzeniu? To coś nie dałoby rady okryć niemowlaka.Cole stoi w kącie sklepu i kaszle, próbując zamaskować rechot. Świetnie się bawi, obserwując, jak się miotam. Wiecie dlaczego? Bo radośnie wlazłam do sex shopu i przez piętnaście minut oglądałam kolejne kostiumy domin, nim wreszcie dotarło do mnie, gdzie jestem. Nigdy już nie spojrzę na puchate różowe kajdanki, tak jak kiedyś. A mój jakże kochany facet po prostu stał sobie i podziwiał, jak z batem w jednej dłoni i rzeczonymi kajdankami w drugiej na głos zastanawiam się nad kostiumem. Rumienię się na wspomnienie jego miny, kiedy wreszcie doznałam objawienia. (...) – Wiesz, możemy wrócić do tamtego sklepu i kupić ci to skórzane wdzianko (…) – Przymknij się, skarbie. I najlepiej wymaż to wspomnienie. To się nie wydarzyło. Jeśli zaczniesz o tym mówić, wszystkiemu zaprzeczę. Cole, lekko już zaczerwieniony, bardzo stara się nie śmiać, ale ponosi klęskę.”

Jeśli czytaliście „Bad Boy’s Girl” i pokochaliście historię Tessy i Cole’a, to kontynuacja ich relacji w „Bad Boy’s Girl 2” was nie rozczaruję. Będziecie się śmiać, będziecie się wzruszać i będziecie chcieli więcej.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

czwartek, 26 lipca 2018

#56 "Drań z Manhattanu" - Vi Keeland, Penelope Ward


    Kiedy kilka miesięcy temu w zapowiedziach wydawnictwa EditioRed zobaczyłam tę książkową pozycję, na mojej twarzy zagościł uśmiech – ogromny uśmiech. Dlaczego? Bo od dawna marzyłam, aby jakieś wydawnictwo wprowadziło na nasz rodzimy rynek wydawniczy książki duetu Penelope Ward/Vi Keeland. Choć te, pisane przez nie osobno, już od jakiegoś czasu można spotkać na półkach w księgarniach, to na historie pisane przez nie w duecie musieliśmy trochę poczekać. Jednak cierpliwość się opłaciła, a w dzisiejszej recenzji opowiem wam dlaczego „Drań z Manhattanu” to znakomita książkowa rozrywka.


 



                    Tytuł – „Drań z Manhattanu"
          (oryg.Stuck-Up Suit)
     Autor – Vi Keeland, Penelope Ward
       Tłumaczenie - Edyta Stępkowska
          Wydawnictwo – EditioRed
            Liczba stron – 320
         Wydanie pierwsze – 2018
         ISBN – 978-83-2833-994-1


Soraya Vendetta to piękna włoszka z temperamentem, która na co dzień pracuję jako asystentka legendarnej autorki kącika z poradami sercowymi Zapytaj Idę. Choć nie jest to praca jej marzeń, to pozwala ona opłacić rachunki i inne wydatki. Nasza bohaterka codziennie jeździ do pracy metrem. Nie wie jednak, że pewnego dnia ta podróż zmieni jej życie. A wszystko przez znaleziony przez nią telefon, który wypadł pewnemu przystojniakowi, którego chwilę wcześniej obserwowała.


Jedną rozmowę telefoniczną i jedną wizytę w wyszukiwarce Google później Soraya poznaje nazwisko i miejsce pracy mężczyzny z metra. Jednak wizyta w Morgan Financial Holdings nie poszła po myśli naszej bohaterki. Dlaczego? Bo Graham Morgan okazał się dupkiem, który nawet nie otworzył jej drzwi do swojego gabinetu i odprawił ją przez głośnik w telefonie sekretarki, zanim jeszcze Soraya zdążyła mu powiedzieć, że ma jego zgubę.

Nasza bohaterka zirytowana zachowaniem „pana aroganckiego” postanowiła zabawić się jego kosztem i zanim oddała telefon jego sekretarce zostawiła na nim zdjęcia swojego dekoltu, nóg i tyłka, a wszystko z dodatkiem wyciągniętego środkowego palca (hihihi).


Graham Morgan to dwudziestodziewięcioletni właściciel jednej z najprężniej działających firm inwestycyjnych w Nowym Jorku. Jest chamski, arogancki, pewny siebie, a jego asystentki zmieniają się prędkością szybszą niż porusza się światło. Nikt nie może znieść „pana dupka” ups, chciałam napisać szefa Grahama J. Morgana. O jego charakterze miała okazję przekonać się także pewna napastliwa kobieta, którą pogonił, a która jak się okazało znalazła jego telefon. I to co w nim zostawiła sprawiło, że nasz bohater zaczął żałować, że jednak osobiście z nią nie porozmawiał.

„Moim dniem zawładnęły para cycków i tatuaż z piórem. Co gorsza, ich właścicielka była pyskata”.

Ostatecznie, to właśnie niewinny tatuaż sprawił, że Graham w swojej następnej podróży metrem rozpoznał Sorayę – diablicę i anioła w jednym.

Kilkanaście wymienionych SMS-ów później Soraya zgodziła się w końcu na kolację z Grahamem, który jak było widać z treści wiadomości, jest nią zafascynowany i zdecydowanie ma ochotę poznać bliżej ją i jej wdzięki.


Jak to u Vi Keeland i Penelope Ward bywa bohaterowie często muszą mierzyć się z demonami przeszłości.

W przypadku naszych bohaterów nie jest inaczej. Soraya ma dość krytyczny stosunek do mężczyzn, bo przejechała się na tym najważniejszym mężczyźnie w jej życiu – swoim ojcu, który zostawił ją i jej matkę dla innej kobiety. Graham z kolei, kilka lat wcześniej został zdradzony przez najbliższe mu osoby. Jego ukochana Genevieve, wdała się w romans z jego najlepszym przyjacielem Liamem, a potem została jego żoną.

Kiedy relacja Grahama i Sorai się rozwija, ten dostaję wiadomość o śmierci Liama i choć w głębi duszy go nienawidzi, postanawia wybrać się na pogrzeb. Nie przypuszcza jednak, jak to wydarzenie wywróci jego życie do góry nogami. Bo śmierć dawnego przyjaciela i rozmowa z wdową po nim to jedno, ale zobaczenie ich czteroletniej córki, która ma dokładnie taki sam odcień oczu jak twój i przypomina młodszą wersję twojej matki to już zupełnie inna historia.

Fani świetnie napisanych romansów z dużą dawką genialnego poczucia humoru i zabawnych dialogów nie zawiodą się, jeśli sięgną po książkę duetu Keeland/Ward. Od dawna jestem zakochana w stylu pisania zarówno jednej, jak i drugiej autorki, a kiedy połączą one swoje siły nie ma mowy żeby powstało coś słabego.


             Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

piątek, 20 lipca 2018

#55 "Bad Boy's Girl" - Blair Holden


Uprzedzam lojalnie, że w poniższej recenzji przeczytacie wiele „ochów” i „achów”. Uprzedzam, że mi za nie NIE zapłacono. Uprzedzam, że takie książki to ja mogę czytać codziennie. Nie wiem pod jakim kamieniem mieszkałam, gdzie byłam ani co robiłam kiedy swoją premierę miał oryginał, ba nawet polskie wydanie tej książki. Nie wiem. Ale to, że trafiłam na nią dopiero teraz, uznam za znak. „Bad Boy’s Girl” to książka, która swój początek miała na Wattpadzie, gdzie ilość jej pobrań liczona jest już w milionach. Już po pierwszych kilku stronach lektury wiedziałam, dlaczego historia opowiedziana przez Blair Holden stała się taki fenomenem. Ale wszystko po kolei.

   


        Tytuł – „Bad Boy's Girl"
          (oryg.Bad Boy's Girl)
          Autor – Blair Holden
      Tłumaczenie - Iwona Wasilewska
          Wydawnictwo – Jaguar
          Liczba stron – 424
        Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-7686-651-2



Główną bohaterką książki jest Tessa O’Connell – obecnie uczennica ostatniej klasy liceum. Dziewczyna jeszcze jakiś czas temu, ważyła dobre sto kilogramów, ale nie miała z tym większego problemu. Do czasu, aż jej najlepsza przyjaciółka Nicole dołączyła do szkolnej grupy tanecznej. Wtedy to Tessa, ni stąd ni zowąd stała się publicznym pośmiewiskiem, a dla Nicole została wrogiem numer jeden. Przezwiska i szepty stały się porządkiem dziennym dla Tessy. Mało? No to dodajcie do tego fakt, że kiedy nasza bohaterka w drugiej klasie wróciła chudsza, Nicole także z czymś wróciła do szkoły (albo raczej kimś). Wróciła z nowym chłopakiem. Ale nie byle jakim chłopakiem, ale takim w którym Tessa kochała się od ósmego roku życia. Miło, prawda?

Gdzie to ja stanęłam. Aha. Tessa – ostatnia klasa liceum. Kiedy szkołą rządzi Nicole „Wielka Suka” Bishop, nasza bohaterka ma dwie wierne przyjaciółki Beth i Megan. Kto potrzebuję jakiejś Nicole, prawda?


Tessa nie wie jeszcze jakie trzęsienie ziemi ją czeka. Trzęsienie ziemi w osobie Cole’a Stone’a. Kim jest wspomniany jegomość. No cóż - jakbyście nazwali gościa, przez którego nieraz wylądowaliście na ostrym dyżurze? Albo dla którego dowcipy i żarty skierowane w waszym kierunku to czysta rozkosz? Hmm. Ja bym go nazwała WROGIEM, KTÓRY LEPIEJ ŻEBY SIĘ DO MNIE NIE ZBLIŻAŁ, BO INACZEJ NIE RĘCZĘ.

"Panie i panowie poznajcie Cole'a Stone'a. Jeden metr i osiemdziesiąt pięć centymetrów czystego zła."

Tak. Tak. Cole Stone po kilkuletnim pobycie w szkole wojskowej wrócił do miasta i jednocześnie do życia Tessy. Ale o ironio - już nie żartuję, nie wysyła jej do szpitala. On dosłownie … chcę się z Tessą zaprzyjaźnić i robi wszystko, aby na tą przyjaźń zapracować. Wspominałam już, że Cole to przyrodni brat wielkiej miłości Tessy, czyli Jay’a, który teraz chodzi z Nicole? Nie? No to wspominam.

Jeśli jesteście ciekawi co wyniknie z tej jakże dziwnej z początku relacji, koniecznie sięgnijcie po tą książkę. Ja wam rozkazuję po nią sięgnąć.

Miały być „ochy” i „achy”, prawda? Już wyjaśniam. Ta książka jest genialna! Zacznę od stylu autorki. Przysięgam, że już dawno nie widziałam tak wspaniale, oryginalnie i fantastycznie napisanej młodzieżówki. Z ręka na sercu mogę przyznać, że wylądowała ona na moim podium książek tego gatunku. Postaci. Ach te postaci. Wszystkie na raz i każda osobno tworzą coś fenomenalnego. Pokochałam każdą z nich, z wyjątkiem Nicole oczywiście, ktoś przecież musiał być czarnym charakterem. Kiedy dodamy do tego wszystkiego zabawne (przezabawne) dialogi – to dostajemy ponad 400 stron cudownej czytelniczej rozrywki. Tą książkę chcę się czytać i czytać i nigdy jej kończyć.


Sama narracja głównej bohaterki to coś, co zasługuję na 10/10.

"Bad Boy's Girl" to historia, której zalet nie odda żadna, nawet najlepsza recenzja. Po prostu trzeba samemu ją przeczytać, żeby przekonać się na własnej skórze.


Należy też wspomnieć, że „Bad Boy’s Girl” to książka, która rozpoczyna całą trylogię pod tym samym tytułem. Ja jestem już po lekturze drugiej części i wkrótce zamierzam rozkoszować się trzecią. Ale tak strasznie nie chcę się żegnać z tymi bohaterami. Ehhh…



Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!


piątek, 13 lipca 2018

#54 "Revved" - Samantha Towle


Część z was zapewne wie, że moją ulubioną książkową serią jest „Driven” autorstwa Kristy Bromberg. To, że się cieszę z jej ekranizacji to mało powiedziane. Ja nią żyję. Tym bardziej byłam zachwycona możliwością zrecenzowania najnowszej propozycji od Wydawnictwa Niezwykłego, czyli „Revved” Samanthy Towle. Dlaczego zapytacie? No cóż, podobnie jak w „Driven”, także i tutaj fabuła osadzona jest w świecie wyścigów Formuły 1.




Tytuł – „Revved"
(oryg.Revved)
Autor – Samantha Towle
Tłumaczenie – Maciej Olbryś
Wydawnictwo – NieZwykłe
Liczba stron – 440
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7889-683-8



Główną bohaterką „Revved” jest Andressa Amaro, która kilkanaście ostatnich lat spędziła w Brazylii mimo, że urodziła się i do dziesiątego roku życia mieszkała w Anglii. Teraz jednak, po czternastu latach wraca w rodzinne strony w związku z nową pracą, która tu na nią czeka. Andi jest piękna, wysoka i z pewnością mogłaby zawładnąć światowymi wybiegami jak kiedyś jej mama, ale nasza bohaterka z dyplomem z inżynierii samochodowej w kieszeni i sporym doświadczeniem zawodowym  jest…mechanikiem samochodowym. Andressa od dziecka wiedziała, że kocha ten świat. Świat w którym smar, silniki i zapach roznoszący się w warsztacie samochodowym są na porządku dziennym, to ogromna pasja dziewczyny. Będąc córką legendy wyścigów Formuły 1 - kierowcy Williama Wolfe’a, Andi od dziecka była blisko związana z torem wyścigowym. Niestety kiedy dziewczyna miała dziesięć lat, była świadkiem jak jej ojciec będąc w szczytowej formie, ginie w trakcie jednego z wyścigów. To dlatego nasza bohaterka przez ostatnie czternaście lat mieszkała wraz z mamą w Brazylii, z której ta pochodziła.

Andi nie chcę, aby ktokolwiek wiedział, że jest córką legendy. Nie chcę, żeby myśleli, że to przez sławnego ojca dostała pracę w brytyjskim zespole Rybell. Dlatego właśnie zdecydowała, że będzie używała nazwiska panieńskiego swojej matki – Amaro.

Mimo, że Andi pracuję w świecie zdominowanym przez mężczyzn ma twardy i silny charakter, a ponadto jest świetna w tym co robi.

Pierwszy dzień w nowej pracy, stawia jednak pod znakiem zapytania zasady jakimi od zawsze kierowała się dziewczyna. Żadnych romansów z kierowcami. Pod żadnym pozorem. Andi, która jako dziecko była świadkiem, jak jej mama cierpiała, kiedy straciła męża, obiecała sobie, że nie pozwoli, aby kiedyś to samo spotkało ją.

Jednak nie zawsze to co zaplanujemy, jest tym co się wydarzy.

Kiedy Andressa, poznaję osobiście gwiazdę Rybell – Carricka Ryana wie, że plany to jedno, ale serce nie zawsze słucha tego co mówi rozum. Złoty chłopiec toru wyścigowego, pewny siebie i diabelnie przystojny mężczyzna - to ktoś od kogo Andi powinna uciekać.

- O, super, widzę, że poznałeś Andi (...) 
- Andi? - Carrick wbija spojrzenie w moje oczy, jest wyraźnie zaskoczony. 
- Ale przecież Andi to mój... 
-Nowy mechanik? Tak, to ja. 
- Andi to ty? Ty jesteś moim nowym mechanikiem? (...) 
Z trudem powstrzymuję uśmiech. Przechylam głowę w bok i opieram dłonie na biodrach. 
- Tak, to ja - mówię. 
- O cholera. Spodziewałem się kogoś... 
- Z penisem? Z grubym, ciężkim głosem? Przepraszam, że cię rozczarowałam."

Kiedy nasi bohaterowie zaczynają spędzać ze sobą czas okazuję się, że świetnie się rozumieją, ale Andi wyraźnie daję Carrickowi do zrozumienia, że nie ulegnie jest czarowi. Przyjaźń to jedyne co może mu zaproponować. I wiecie co? Ten na to przystaję. Oj Andi – nie wiesz, że jeśli komuś takiemu jak niegrzeczny bad boy spodoba się kobieta, to chcę on od niej wszystkiego, ale nie przyjaźni.


Myślę, że wszyscy fani książek z motywem sportowym będą zadowoleni. Ja byłam. „Revved” to ponad czterysta stron świetnej rozrywki. Mamy tu wszystko czego potrzeba w tego typu książce. Daję dwa lekkie minusy. Jeden za brak jakiegoś czarnego charakteru, który podkręciłby całą fabułę, a drugi za dość duży chwilami brak zdecydowania głównej bohaterki. Poza tym, „Revved” niczego nie brakuję. 


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu NieZwykłemu!


środa, 11 lipca 2018

#53 "Niebo na własność" - Luke Allnutt


Dziś zapraszam na przedpremierową recenzję książki, której lektury z jednej strony wprost nie mogłam się doczekać, ale z drugiej - byłam śmiertelnie przerażona. Ale nie możecie się dziwić, bo kiedy już sam blurb powodował u mnie smutek, mogłam tylko przypuszczać jaki huragan emocji wywoła we mnie lektura całej książki. „Niebo na własność” Luke’a Allnutta to historia piękna i tragiczna jednocześnie, a o tym jak bardzo, przekonacie się już za moment.



  


       Tytuł – „Niebo na własność"
          (oryg.We Own the Sky)
           Autor – Luke Allnutt
       Tłumaczenie - Grażyna Woźniak
          Wydawnictwo – Otwarte
           Liczba stron – 400
         Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-7515-502-0



Mawiają, że przeciwieństwa się przyciągają. I wiecie co? Chyba jest coś prawdziwego w tym stwierdzeniu, bo główni bohaterowie „Nieba na własność” nie mogliby się bardziej od siebie różnić, nawet gdyby chcieli. Anna to poukładana, spokojna, zorganizowana absolwentka ekonomii, która pracuję w księgowości. Rob jest informatykiem z wielkimi marzeniami i optymistycznym spojrzeniem na świat, który swoim charakterem odbiega od tego, co reprezentuję sobą jego żona. Ale ich spotkanie w studenckim barze kilka lat wcześniej, zaowocowało niezwykle silnym uczuciem, które zaprowadziło ich przed ołtarz.

Po czasie oboje doszli do wniosku, że do pełni szczęścia brakuję im jednego. Dziecka. Ale po dwóch poronieniach Anny, zarówno ona jak i Rob zaczynali tracić nadzieję, że kiedykolwiek zostaną rodzicami. Życie lubi jednak zaskakiwać. Trud i walka o dziecko opłaciły się, kiedy w końcu mogli trzymać w ramionach swojego wyczekiwanego synka. Jack był dopełnieniem ich szczęścia i stał się dla naszych bohaterów całym światem. Jednak ani Anna, ani Rob nie przeczuwali jak okrutny i nieprzewidywalny bywa los. Los, który raz dał im wszystko, żeby już wkrótce boleśnie im to odebrać.

W wieku kilku lat u Jacka zostaje zdiagnozowany gwiaździak, czyli złośliwy nowotwór mózgu. Poukładany świat naszych bohaterów w ciągu jednej chwili wali się niczym domek z kart. Anna i Rob rozpoczynają walkę o zdrowie i życie syna, który wychodzi z niej zwycięsko, kiedy lekarzom udaję się wyciąć guza operacyjnie.

Niestety życie wystawiło naszych bohaterów na ponowną próbę, kiedy u Jack’a nastąpił nawrót choroby, tym razem pod postacią glejaka mózgu. Jednak w tym przypadku diagnoza lekarzy okazała się dużo bardziej druzgocąca, bo z każdą chwilą, z każdym dniem i z każdym badaniem okazywało się, że szansę Jacka na wyleczenie malały, aż w końcu...

„ - Jest mi bardzo przykro. Nie wiem, jak to najdelikatniej ująć, ale każda forma leczenia Jacka będzie miała charakter paliatywny. Chodzi o to, by waszemu synowi przedłużyć życie.”

Nie jestem matką, ale czytając „Niebo na własność” próbowałam postawić się na miejscu naszych bohaterów. Zastanawiałam się do czego byłabym zdolna, aby uratować własne dziecko? Co bym zrobiła, aby zmniejszyć jego cierpienie? Jak postąpiłabym, gdybym musiała zaryzykować wszystkim, aby mu pomóc?

Po lekturze książki mogę powiedzieć jedno – autor ukazał walkę o zdrowie i życie dziecka jako wątek drugoplanowy (i absolutnie nie powinniśmy mieć mu tego za złe), bo dzięki temu głównym bohaterem tej historii stała się relacja Anny i Roba – pary, których małżeństwo i miłość zostały wystawione na najcięższą próbę.

Bo kiedy rodzice mają odmienne zdanie na temat leczenia dziecka - desperacja i decyzje jakie wtedy są podejmowane mogą, albo pomóc albo wręcz przeciwnie.

Ta książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Głęboka, poruszająca, wywołująca tak wiele skrajnych emocji. Mimo tego jak ostatecznie zakończyła się historia, do końca stałam po stronie głównego bohatera, czyli Roba. Popierałam jego decyzje i to czym się kierował przy ich podejmowaniu. Zdaję sobie sprawę, że kiedy wymaga tego sytuacja decyzje, mogą być oceniane różnie - jako impulsywne i nieracjonalne, czasem dobre, czasem złe - ale walcząc o szansę dla własnego dziecka, rodzic nie cofnie się przed niczym. Prawda?


                          Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                   Wydawnictwu Otwartemu!

sobota, 7 lipca 2018

#52 "Prawo miłości" - Whitney G.

Żegnanie się z bohaterami książkowych serii nigdy nie jest łatwe. W dzisiejszej recenzji przyjdzie nam powiedzieć „do widzenia” Aubrey i Andrew - czyli głównym postaciom cyklu Domniemanie niewinności autorstwa Whitney G. „Prawo miłości” to książka, która odpowiada na wszystkie nasze pytania, które namnożyły się w dwóch poprzednich tomach. Czy nasi bohaterowie dostali zakończenie na jakie zasługiwali? Przekonajmy się.


     


          Tytuł – „Prawo miłości"
         (oryg.Reasonable Doubt 3)
             Autor – Whitney G
       Tłumaczenie - Ryszard Oślizło
          Wydawnictwo – Kobiece
            Liczba stron – 288
          Wydanie pierwsze – 2018
         ISBN – 978-83-6607-404-0


Podobnie jak miało to miejsce w „Oskarżycielu” i „Niewinnej” tak i tu, nasi bohaterowie przyciągają się i odpychają niczym dwa magnesy. Andrew nadal nie potrafi podejść do łączącej go z Aubrey relacji w poważny, zaangażowany sposób, taki jakiego ona by oczekiwała. W wielu momentach miałam wrażenie, że nasza główna bohaterka sama sobie winna takiemu obrotowi sprawy, ponieważ dawała sobą pogrywać i traktować się niczym marionetkę, która miała służyć tylko jednemu. Ale do czasu. Bo każda kobieta ma swoje granice, a Andrew z każdym swoim kolejnym zachowaniem tę granicę u Aubrey przekraczał. Aż ta powiedziała dość.

"- Posłuchaj, Aubrey... 
- Pani Everhart - syknęłam, idąc do drzwi. - Dla ciebie pani Everhart, do cholery. Ale nie martw się, nie będziesz musiał tak do mnie mówić, bo więcej mnie nie zobaczysz."

Balet zawsze był prawdziwą pasją Aubrey i po tym, jak kolejny raz zawiodła się na Andrew postanowiła z dnia na dzień rzucić zarówno pracę w jego kancelarii, jak i jego samego. Przeprowadzka do Nowego Jorku miała być dla niej nowym początkiem – bez pracy za którą i tak nie przepadała oraz bez mężczyzny, który nie chciał od niej niczego poza fizyczną relacją.

Kiedy nasza bohaterka na wycieńczających treningach baletu walczy o rolę życia w nadchodzącym przedstawieniu, Andrew zaczyna dostrzegać, że czegoś w jego życiu zaczyna brakować, a próby powrotu do dawnego życia i seksu na jedną noc z kobietami poznanymi na portalu randkowym spełzają na niczym. Czyży nasz pewny siebie i wzbraniający się przed jakimikolwiek poważniejszymi deklaracjami i związkami Andrew wreszcie przejrzał na oczy?


No cóż  - przeznaczenie chyba postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce, bo nasz bohater zmuszony jest polecieć do Nowego Jorku, aby raz na zawsze zamknąć pewną sprawę z przeszłości, przez którą kiedyś stracił wszystko, co było dla niego najważniejsze. Czy pobyt w tym samym mieście w którym przebywa Aubrey coś zmieni?


O tyle, o ile poprzednie dwa tomy liczyły kolejno 128 i 120 stron, tak w „Prawie miłości” dostajemy ich prawie 300 co zdecydowanie stanowi zaletę książki. Sama historia raczej niczym mnie nie zaskoczyła. Czasem miałam jednak wrażenie, że autorka w dość chaotyczny dla mnie sposób rozwijała całą historię i trudno było mi się w tym wszystkim połapać. Dostaliśmy też odpowiedzi na nurtujące nas pytania dotyczące przeszłości Andrew i chyba powód dla którego, tak drastycznie wzbraniał się przed jakimikolwiek relacjami damsko-męskimi dość mocno go usprawiedliwia. Książka raczej nie należy do tych, do których będę wracała, co nie znaczy, że nie spędziłam z nią kilku fajnych godzin.


              Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                  Wydawnictwu Kobiecemu!


wtorek, 3 lipca 2018

#51 "Bossman" - Vi Keeland


Po lekturze i recenzji „Bang” musiałam dać nieco odetchnąć mojej psychice, dlatego ostatnie kilka dni spędziłam w doborowym towarzystwie bohaterów nowej książki Vi Keeland. Jest to jedna z moich ulubionych autorek, która w umiejętny i absolutnie fantastyczny sposób potrafi w jednej książce połączyć nietuzinkowy romans i genialne poczucie humoru. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, aby przeczytać jej książki to „Bossman” jest idealną lekturą, aby zacząć swoja przygodę z jej twórczością – zacząć i pokochać.



   


            Tytuł – „Bossman"
             (oryg.Bossman)
          Autor – Vi Keeland
     Tłumaczenie - Sylwia Chojnacka
         Wydawnictwo – Kobiece
           Liczba stron – 326
        Wydanie pierwsze – 2018
        ISBN – 978-83-6607-402-6



Uruchomcie swoją wyobraźnię. Wiem, że ją macie.

Jesteście na najnudniejszej randce świata. Tak nudnej, że musicie - ukrywając się w restauracyjnym korytarzu, wykonać „telefon ratunkowy” do swojej najlepszej przyjaciółki, która oczywiście nie odbiera. Jakby tego było mało, waszą prośbę o ratunek nagrywaną na pocztę głosową przyjaciółki, podsłuchuję ktoś stojący w waszym pobliżu. Jakby tego było mało, ten ktoś jest przystojny, pewny siebie, arogancki i najwyraźniej nie ma oporów przed mówieniem tego co myśli. Po krótkiej, ale jakże dosadnej wymianie zdań z „panem podsłuchiwaczem” wracacie do swojego stolika i modlicie się, aby ten randkowy koszmar jak najszybciej się skończył – do czasu, aż dostrzegacie, że „pan podsłuchiwacz” sam jest na randce i właśnie ze swoją partnerką i głupkowatym uśmieszkiem na twarzy zmierza do waszego stolika.

“Reese. To ty? 
Co do diabła? 
Eee…Tak. 
Łał. Kopę lat. – Poklepał się po  piersi. - To ja, Chase. - Zanim się zorientowałam, dupek (który najwyraźniej miał na imię Chase) wyciągnął się i złapał mnie w niedźwiedzim uścisku, po czym wyszeptał mi do ucha: - Graj ze mną. Sprawimy, że twój wieczór stanie się o wiele bardziej ekscytujący, skarbie."

I tak właśnie wasz możliwe, że najgorszy randkowy wieczór w życiu, zamienił się w świetną zabawę, kiedy razem z „panem podsłuchiwaczem” zaczynacie przed waszymi partnerami z którymi jedliście do tej pory kolację, udawać, że chodziliście razem do szkoły i opowiadać zmyślone historię dotyczące waszej relacji.

Resse nie wiedziała, że to nie będzie jej ostatnie spotkanie z Chasem. Po kilku, kolejnych, przypadkowych spotkaniach i niezobowiązujących rozmowach – od słowa do słowa Resse wyznaję, Chase’owi, że szuka pracy, a ten proponuję jej, że skontaktuję ją ze znajomą rekruterką.

I tak właśnie nasza bohaterka zaczyna pracę … w firmie Chase’a. A czy wspominałam już, że nasz bohater to specjalista od kosmetyków dla kobiet? Tak – nie przesłyszeliście się. Chase to geniusz i sam wymyśla produkty w swojej firmie. Seksowny, pewny siebie i inteligentny facet, który wynalazł bezbolesny wosk do depilacji? Tak - to właśnie Chase.

Resse to specjalistka od marketingu, i właśnie tym ma zajmować się w firmie Chase’a.

Domyślacie się oczywiście, że pomiędzy naszymi bohaterami od początku lecą iskry, prawda? No cóż.

On to szef, ona jest pracownikiem.
Ona już kiedyś sparzyła się romansując w pracy.
On zdecydowanie chcę z nią romansować.
Ona przez przykry incydent z dzieciństwa, ma problemy z poczuciem bezpieczeństwa.
On kiedyś komuś nie zapewnił bezpieczeństwa, co skończyło się tragedią.

Ale czy da się powstrzymać uczucia, które z każdą chwilą przybierają na sile? No właśnie.

Mam ważenie, że Vi Keeland to jedna z tych autorek, którym z ogromną łatwością przychodzi pisanie świetnych książek. Nie musi się wysilać z fabułą, a za każdym razem, jakimś cudem kradnie moje serce napisaną historią, wykreowanymi bohaterami i genialnymi dialogami. Gdy chcę się wzruszyć sięgam po Colleen Hoover, a gdy chcę śmiać się aż do bólu, chwytam po Vi Keeland (lub książki pisane przez nią w duecie z Penelope Ward). Proste.



                     Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Kobiecemu!