Social Media

poniedziałek, 26 marca 2018

#35 "To, co widzę bez ciebie" - Peter Bognanni


      Zdaję się, że ostatnimi czasy mam nieodpartą potrzebę czytania książek w których tematem przewodnim jest radzenie sobie po śmierci osoby bliskiej głównemu bohaterowi. Jeszcze niedawno pisałam wam o „The Five Stages of Falling In Love” w cyklu czytając zagranicę, a dziś uraczę was recenzją marcowej premiery Wydawnictwa Bukowy Las, czyli książką „To, co widzę bez ciebie” Petera Bognanni’ego.


    


Tytuł – „To, co widzę bez ciebie"
(oryg.Things I'm Seeing Without You)
Autor – Peter Bognanni
Tłumaczenie – Magda Białoń-Chalecka
Wydawnictwo – Bukowy Las
Liczba stron – 296
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-8074-055-6


Główną bohaterką historii ukazanej w książce jest siedemnastoletnia Tess. Dziewczyna od kilku miesięcy koresponduję z Jonah, chłopakiem poznanym na pewnej studenckiej imprezie, na której oboje się znaleźli. Maile, sms-y, telefony – tak wygląda ich codzienność. Mimo tego, iż spotkali się tylko jeden raz na wspomnianej imprezie, to zorientowali się, że z bardzo swobodnie czują się ze sobą w ich korespondencyjnej relacji.

On się zakochał.
Ona się zakochała.

On popełnił samobójstwo.
Ona nie wiedziała dlaczego.


„Przez całe dwa dni nic nie przysyłał. (…) I nagle tablica Jonaha znów ożyła wpisami. Ale nie takimi, jakie pragnęłam zobaczyć. Początkowo nie mogłam uwierzyć, że są prawdziwe. To musiał być jakiś żart. (…) „Kochany Jonahu, nie wiedziałam, że twoja dusza tak cierpi”. „Nigdy tego nie zrozumiem. Nigdy”. „Wracaj, już za tobą tęsknie”.

Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam książki, które poruszają trudne tematy takie jak np. śmierć. Zwłaszcza kiedy do radzenia sobie z jej skutkami zmuszeni są młodzi ludzi.

Temat śmierci nie jest obcy Tess, zwłaszcza, że jej ojciec zajmuję się branżą funeralną na co dzień, prowadząc jedyny w swoim rodzaju dom pogrzebowy. Ale przecież, na co dzień umierają obcy dla Tess ludzie, a nie tacy, których kochała. Jak więc poradzić sobie z takim ciężarem?

Nasza główna bohaterka postanowiła, że zrobi to pomagając ojcu w prowadzeniu firmy, próbując jednocześnie naprawić ich relację.

Historia w „To, co widzę bez ciebie” jest dowodem na to, jak czasem jesteśmy zaślepieni uczuciami, aby dostrzec czyjeś cierpienie i depresję, jak nie zauważamy drobnych symptomów, dopóki nie jest za późno, jak czasem pomoc przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.


Mimo trudnej tematyki, książka mnie jednak nie wzruszyła. Były fragmenty, które mnie zasmuciły, ale nie wywołały one u mnie takich łez jakich się spodziewałam. Mimo to, myślę, że jeśli są tutaj jacyś fani „Gwiazd naszych wina” czy „Trzynastu powodów”, to ta książka na pewno przypadnie wam do gustu.



Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Bukowy Las!



piątek, 23 marca 2018

#34 "Egomaniac" - Vi Keeland


Piątek to taki pierwszy dzień weekendu, prawda? A więc zgodzicie się, że najlepszy sposób na jego rozpoczęcie to post z nową książkową recenzją, prawda? Tak właśnie myślałam. Autor – Vi Keeland. Tytuł – Egomaniac. Ocena – fantastyczna! Zapraszam na recenzję, wczorajszej premiery od Wydawnictwa Kobiecego. Postaram się być obiektywna, ale kiedy trzymasz w dłoni książkę, jednej z twoich ulubionych autorek - o obiektywizm może być trudno.


     


                    
Tytuł – „Egomaniac"
(oryg.Egomaniac)
Autor – Vi Keeland
Tłumaczenie – Sylwia Chojnacka
Wydawnictwo – Kobiece
Liczba stron – 392
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-6544-235-2


Zacznijmy od pierwszego wrażenia, czyli od tego co widzimy zanim otworzymy książkę – od okładki. Już? Napatrzyliście się? Jeszcze? No dobra. Macie dodatkowych kilka minut, bo ja sama jestem nią ZACHWYCONA! Dziękuję niebiosom, że Wydawnictwo Kobiece zostawiło oryginalną grafikę i tytuł. Alleluja.

A teraz przejdźmy do merytorycznej części recenzji.

Uruchomcie swoja wyobraźnię. Wyobraźcie sobie taką oto hipotetyczną sytuację. Wracacie z dwutygodniowych wakacji na Hawajach, w trakcie których w waszym biurze trwał remont. Jest już późno, ale chcecie sprawdzić postęp prac. To czego się nie spodziewacie, zaglądając do waszego gabinetu, to kobiety wskakującej na biurko i krzyczącej, że zadzwoni po policję, żeby po chwili zaatakować was przy pomocy chwytów wyniesionych z zajęć Krav Magi, jeśli natychmiast nie wyjdziecie.

Tak, tak  - powiedzieć, że powrót z wakacji był dla Drew Jaggera interesujący, to niedopowiedzenie roku.

Emerie Rose właśnie przeprowadziła się do Nowego Jorku. Właśnie wynajęła dla siebie gabinet, aby kontynuować swoją praktykę psychologa dla małżeństw. Właśnie została zaskoczona przez włamywacza.

„Czy ja wyglądam na idiotkę? Właśnie włamałeś się do mojego biura.
- Twojego? Chyba postradałaś zmysły. (...)
- Wynoś się!
- Czy bierzesz swoje lekarstwa?
- Lekarstwa? Chyba cię pogięło.
-Wiesz co? – Może jednak zadzwoń na policję. Jak przyjadą, to odwiozą cię do szpitala, z którego uciekłaś”.

On to prawnik od rozwodów, którego klientami są wyłącznie mężczyźni. Po bolesnym rozwodzie, nie planuję żadnego związku – NIGDY. Jego priorytetem jest syn, a zmorą życia była żona.

Ona to psycholog, pomagający parom mającym problemy w związkach. Przeprowadziła się z Oklahomy, aby być bliżej swojego przyjaciela, w którym od dawna się podkochuję.

Kiedy Emerie wynajęła gabinet na nowojorskim Manhattanie za naprawdę okazyjną cenę, myślała, że trafiła jej się okazja życia, której nie mogła przegapić. Nie wiedziała jednak, że została oszukana, bo gabinet miał już prawowitego właściciela i nie był nim wcale mężczyzna, któremu kobieta zapłaciła z góry cztery tysiące dolarów. Kiedy Drew zorientował się, że dzika lokatorka w jego gabinecie została oszukana zaproponował jej, że może zająć część jego przestrzeni biurowej, dopóki nie znajdzie nowego miejsca.

Jak myślicie, co może się wydarzyć kiedy prawnik od rozwodów i psycholog od naprawiania małżeństw będą pracować obok siebie? Wszystko!

„-Może spróbuj łykać tabletki z melatoniną.
- Próbowałam, ale to na mnie nie działa.
- A tabletki nasenne?
- Po nich jestem marudna przez następne dwadzieścia cztery godziny.
- To spróbuj prolaktyny.
- A co to jest?
- Hormon, który uwalnia się w  twoim organizmie, na przykład o orgazmie. Dzięki niemu robisz się senna. Próbowałaś się kiedyś masturbować przed snem?
Właśnie próbowałam przełknąć kanapkę i zadławiłam się.” 

Uwielbiam tą historię.
Powtarzam - UWIELBIAM TĄ HISTORIĘ.

Vi Keeland urodziła się z talentem do pisania pełnych świetnego poczucia humoru historii. „Egomaniac” to przykład jak zgrabnie połączyć zadziorny flirt, wzruszenie i rozbawienie w jednej książce.

Książkę charakteryzuję naprawdę świetny warsztat pisarski, a styl w jakim została nakreślona idealnie oddaję całą jej historię, która znajduję się wewnątrz. Czytając ją nie ma chwil w których czytelnik mógłby się nudzić. Główne postaci zostały doskonale wykreowane – Drew jako niepoprawny flirciarz i wspaniały ojciec, a Emerie jako pewna siebie pani psycholog z nutą romantyczki.

Kiedy już raz zakochacie się w twórczości Vi Keeland, będzie to miłość na całe życie. Gwarantuję wam. Jestem tego najlepszym przykładem.



Za możliwość recenzji i egzemplarze książek serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Kobiecemu!


sobota, 17 marca 2018

#33 "Oskarżyciel", "Niewinna" - Whitney G.


Rzadko się zdarza, że kończąc czytać jakąś książkę, zaczynam pisać jej recenzję jeszcze tego samego dnia. Czasem (często) lubię przez kilka dni zastanowić się nad moją oceną danej historii, żeby być pewnym swojej opinii i tego co o niej myślę. W przypadku dzisiejszej książki, a raczej powinnam powiedzieć książek, recenzję dostaniecie już dziś, bo w sumie nie muszę długo dywagować nad jej oceną. Zapraszam na kilka słów o „Oskarżycielu” i „Niewinnej” czyli 2 pierwszych częściach serii Domniemanie niewinności autorstwa Whitney G.



   
    
       Tytuł – „Oskarżyciel"
 (oryg.Reasonable Doubt)
  Autor – Whitney G.
  Tłumaczenie – Ryszard Oślizło
 Wydawnictwo – Kobiece
 Liczba stron – 128
 Wydanie pierwsze – 2018
 ISBN – 978-83-6544-259-8


  


      Tytuł – „Niewinna"
 (oryg.Reasonable Doubt 2)
  Autor – Whitney G.
 Tłumaczenie – Ryszard Oślizło
 Wydawnictwo – Kobiece
 Liczba stron – 120
 Wydanie pierwsze – 2018
 ISBN – 978-83-6544-263-5
                                                  

Jeśli zastanawiacie się czy tytuły książek, jak i całej serii są nawiązaniem do tego, o czym one są to … macie rację - akcja rozgrywa się w środowisku prawniczym. Na marginesie jednym z moich ulubionych, jeśli chodzi o tego typu literaturę.

Andrew Hamilton to prawnik i wspólnik w jednej z kancelarii w Karolinie Północnej. Nie interesują go żadne związki. W życiu kieruję się prostą zasadą – Jedna kolacja. Jedna noc. Żadnych powtórek. Od pół roku prowadzi dziwną relację z Alyssą - kobietą poznaną na internetowym portalu dla prawników. Kim są dla siebie? Znajomymi? Na pewno nie kochankami – skoro nigdy nie spotkali się w realnym życiu. Andrew chciałby to zmienić, odkąd planuję wcielić w życie plan, którego celem ma być zaciągnięcie Alyssy do łóżka. Ta jednak ciągle mu odmawia.
"-Co jeśli prawdziwym powodem, dla którego nie chcę się z tobą spotkać jest to, że jestem brzydka?
– Mam dobre przeczucie, że nie jesteś.
– A gdybym była?
– Pieprzyłbym cię przy zgaszonym świetle.
– Wolę przy zapalonym.
– Wtedy zmusiłbym cię, żebyś miała na głowie papierową torbę".
Aubrey jest studentką przedostatniego roku prawa, ale jej serce w wieku sześciu lat skradł balet, który także studiuję. Łączenie dwóch kierunków będzie od teraz jeszcze trudniejsze, odkąd będzie musiała pogodzić je także, ze stażem w renomowanej kancelarii prawniczej, na który właśnie została przyjęta. Ale to czego Aubrey się nie spodziewa to to, że zostanie prawą ręką aroganckiego dupka.

Jeśli węszycie podstęp w tej historii, czyli kolejny miłosny trójkąt to się … mylicie.

Bo Aubrey i Alyssę łączy, a jednocześnie dzieli więcej niż tylko pierwsza litera imienia.

Alyssa jest prawniczką z rocznym doświadczeniem. Ma 27 lat. Pracuję w kancelarii.

Aubrey studiuję prawo. Ma 22 lata. Nadal się uczy.

A co jeśli powiem wam, że Alyssa i Audrey to jedna i ta sama osoba? Jedna to osoba stworzona dla celów internetowej znajomości z Andrew, druga to prawdziwa dziewczyna w realnym życiu.

Andrew nie wie, że dziewczyna, która właśnie weszła do sali konferencyjnej na rozmowę w sprawie stażu, to jego internetowa Alyssa, Audrey nie wie, że mężczyzna z którym od pół roku wymienia się mejlami i telefonami, to ten, który właśnie zaraz przeprowadzi z nią rozmowę kwalifikującą ją na staż.

Co się wydarzy kiedy prawda wyjdzie na jaw? A musicie wiedzieć, że Andrew nienawidzi kłamców. Ale Aubrey wkrótce dowie się, że nie ona jedyna nie była w tej relacji szczera. Niedługo Audrey zorientuję się, że jeśli będzie chciała poznać Andrew lepiej, samo googlowanie jego nazwiska w internecie nie pomoże  bo … ono tam nie istnieje, ani tam ani na żadnej liście absolwentów prawa w całym kraju. Reszty tej intrygującej historii dowiedziecie się tylko, jeśli sięgniecie po serię Domniemanie niewinności.

Mała uwaga od strony technicznej - zarówno „Oskarżyciel” jak i „Niewinna” mają niewiele ponad 100 stron każda, więc nie było sensu rozbijać recenzji na dwa osobne posty. To chyba jeden z minusów książek – ich długość. Owszem plusem jest to, że czyta się je naprawdę szybko. Oryginały także zostały wydane w takiej formie, więc w pewnym sensie rozumiem, że w wypadku polskich wydań postąpiono podobnie. Domniemanie niewinności to trylogia, a więc czeka nas jeszcze premiera „Prawa miłości”. Moim zdaniem o wiele lepszym wyjściem, byłoby jednak wydanie wszystkich trzech części w formie jednej książki.

Co to samej treści to jest to swego rodzaju typowy romans biurowy, będący idealną lekturą na jeden wieczór. Książki są napisane prostym językiem, nie mamy tu zbyt wielu męczących opisów, co mnie akurat w tego typu literaturze bardzo odpowiada.

„Oskarżyciel” i "Niewinna” są dobre, ale jednak (moim skromnym zdaniem) nie przebiły „Turbulencji”, która wyszła jakiś czas temu w naszym raju spod pióra tej samej autorki.


Za możliwość recenzji i egzemplarze książek serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Kobiecemu!



BOOK TOUR - "November 9" Colleen Hoover

Kochani.

Pierwszy organizowany przez mnie Book Tour stał się faktem. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Otwartego otrzymałam w tym celu egzemplarz książki mojej ukochanej autorki Colleen Hoover. "November 9" to piękna historia i mam nadzieję, że Ci z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji jej poznać lub też poznali, pokochali i mieliby ochotę na wspaniałą zabawę wezmą udział w Book Tour.



Zapisy trwają do 21 marca, a wszystkie szczegóły znajdziecie w poście na FB, którego link znajduję się poniżej.

BOOK TOUR z "November 9"


środa, 14 marca 2018

#32 "Bez pożegnania" - Mia Sheridan


       Czas na recenzję książki jednej z moich ulubionych autorek. Mia Sheridan oczarowała mnie dobrych kilka lat temu historią Archer’a i Bree w „Bez słów”. Kolejnymi książkami udowadniała, że mój zachwyt nad jej twórczością nie był przypadkowy. „Bez pożegnania” była jedyną powieścią Mii, której nie miałam do tej pory okazji przeczytać. Jak wypadła na tle pozostałych książek autorki? Czy Mia nadal trzyma wysoki poziom w swoim pisarskim warsztacie? Zaraz sami się przekonacie.



        


 Tytuł – „Bez pożegnania"
(oryg.Preston's Honor)
Autor – Mia Sheridan
Tłumaczenie – Monika Wiśniewska
Wydawnictwo – Edipresse Książki
Liczba stron – 352
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-8117-309-4



„Bez pożegnania” to kolejna z serii A Sign of Love książka Mii Sheridan, której motywami przewodnimi są znaki zodiaku. W tym przypadku są to Bliźnięta.

Sam prolog książki jest intrygującym wstępem do całej historii. Lia Del Valle po sześciomiesięcznej nieobecności wraca w rodzinne strony. Jej wyjazd był nagły, a powrót jest niespodziewany. Lia wraca, aby odzyskać to pozostawiła - mężczyznę, którego kochała i ....

„Odkąd pamiętam, zawsze bez żadnego wysiłku zwalała mnie z nóg. I ta świadomość pozostawiała gorzki posmak w ustach, bo Lia wyjechała, a ja przez sześć pełnych udręki miesięcy próbowałem dowiedzieć się dokąd i czy jeszcze żyję.”

Mia zastosowała lubiany przeze mnie zabieg retrospekcji w których bohaterowie mają po kilkanaście lat. To na ich podstawie dowiadujemy się, że Lia to córka meksykańskiej imigrantki, która wraz z matką mieszkała w domu, będącym pozostałością po dawnym budynku gospodarczym. Dziewczyna może i była uboga, ale jednego jej nie brakowało – przyjaciół. Miała ich tylko dwóch, a może aż dwóch? Preston i Cole byli bliźniętami, ale jak to w przypadku bliźniąt bywa, różnili się charakterami. Pierwszy był opanowany i zrównoważony, drugi otwarty i pewny siebie. Bracia Sawyer mieszkali wraz z rodzicami na prowadzonej przez nich farmie.

Domyślacie się, że gdy w grę wchodzą uczucia, trzy osoby mogą stanowić już niezły tłok, prawda?

Zarówno Preston jak i Cole z czasem zaczęli dostrzegać, że łącząca ich z Lią przyjaźń zaczęła przekształcać się w coś więcej - w młodzieńcze uczucia, których żaden z braci nie był w stanie powstrzymać. Lia kochała obu, ale tylko przy jednym jej serce biło jak szalone.

Niestety pewnych decyzji, pewnych słów, pewnych obietnic nie dało się cofnąć. A nasi bohaterowie z czasem musieli ponieść ich ogromne konsekwencje.

Książka napisana jest z perspektywy zarówno Lii, jak i jednego z braci. Którego? Tego nie zdradzę, żeby nie psuć wam czytania.

Sama Mia Sheridan w swoich książkach lubi poruszać trudne tematy. W tym skupiła się na różnicach w statusie społecznym głównych bohaterów, zarówno jeśli chodzi o pochodzenie etniczne jak i posiadane pieniądze.

Książka jest naprawdę przyzwoita, aczkolwiek nie przebiła ona niektórych ze swoich poprzedników, a moich ulubieńców takich jak „Bez słów” czy „Bez winy”. Jeśli lubicie historie pisane przez Mię, na pewno czytanie „Bez pożegnania” będzie przyjemnym doświadczeniem, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że czegoś w tej historii brakowało, czegoś co skradłoby mi serce.   


 Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Edipresse Książki!



piątek, 9 marca 2018

Czytając zagranicę ("The Five Stages of Falling In Love" - Rachel Higginson)


Jak często zdarza Wam się uronić łzę w trakcie czytania książki? A jak często naprawdę mocno płaczecie czytając? Mieliście kiedyś do czynienia z książką, przy lekturze której dosłownie zanosiliście się od płaczu? Wiele z książek, które czytałam przynosiły wszystkie trzy lub każdy z osoba wyżej wymienionych efektów. Dziś w cyklu „Czytając zagranicę” przybliżę Wam książkę, którą przeczytałam jakieś dwa lata temu, a dosłownie kilka dni temu postanowiłam do niej wrócić i zaserwować sobie tzn. „ugly cry” przed snem. Czy jestem masochistką? Chyba tak. Poznajcie bliżej „The Five Stages of Falling In Love” autorstwa Rachel Higginson.






Liz Carlson miała wspaniałe życie - kochającego męża, czwórkę cudownych dzieci i piękny dom. Do jej drzwi zapukał jednak ktoś, a raczej coś co sprawiło, że świat naszej bohaterki legł w gruzach. 

DIAGNOZA. GUZ MÓZGU. SZPITAL. LECZENIE. ŚMIERĆ.

Liz została wdową.
Blake, Lucy, Abby i Jace stracili tatę.


Słyszeliście o pięciu etapach przechodzenia żałoby po śmierci bliskiej osoby? Ja dowiedziałam się o nich właśnie dzięki Rachel Higginson w trakcie czytania „The Five Stages of Falling In Love”.

ZAPRZECZENIE – Nie, to nie może być prawda. To na pewno jakaś pomyłka.
GNIEW – Za co to spotyka akurat mnie? Są na tym świecie gorsi ludzie, którzy na to zasłużyli.
TARGOWANIE – Jak będę się więcej modlił, to wyzdrowieję.
DEPRESJA – To wszystko nie ma najmniejszego sensu.
AKCEPTACJA – Teraz już nic nie zmienię, muszę się pogodzić z losem.

Liz przechodzi przez wszystkie fazy. Bo jak dalej żyć, kiedy miłości twojego życia, twojego najlepszego przyjaciela, ojca twoich dzieci nie ma już na świecie? Jak sobie poradzić? Skąd znaleźć siłę?

„To nie jest historia o zakochiwaniu się. To historia o uczeniu się jak żyć znowu, kiedy miłość opuszcza nasze życie”.
 
Kilka miesięcy po śmierci Grady’ego, sąsiadem Liz zostaje prawnik Ben Tyler. Z czasem Ben’a i Liz zaczyna łączyć nić przyjaźni, a on sam oferuję swoją pomoc przy pracach domowych tj. koszenie trawnika czy opieka nad dziećmi. Kiedy Ben zaczyna dawać naszej bohaterce sygnały, że chciałby czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni, Liz dopada przerażenie i strach.

Bo jak pozwolić swojemu sercu, aby poczuło coś więcej do kogoś innego, kiedy ono nadal cierpi i kocha, kogoś kogo nie ma już wśród żywych?

Ta książka złamie Wam serce już w pierwszym rozdziale, aby potem w kolejnych, poskładać je kawałek po kawałku. Bo może w życiu, niektórzy z nas tak jak Liz, mają szczęście doświadczyć więcej niż jednej prawdziwej miłości?





poniedziałek, 5 marca 2018

#31 "Papierowa księżniczka" - Erin Watt


       Na dobry początek tygodnia, przybywam do was z nową, i to w dodatku przedpremierową recenzją. Mimo, iż wydawniczy debiut „Papierowej księżniczki” autorstwa Erin Watt przewidziany jest dopiero na przyszły tydzień, a konkretnie na 14 marca, to książka już zdołała (przynajmniej z tego co ja widziałam) wywołać spore zamieszanie wśród recenzentów. Pora więc, abym i ja dołożyła swoje trzy grosze i opowiedziała wam co nieco o tej książkowej propozycji.


       


Tytuł – „Papierowa księżniczka"
(oryg.Paper Princess)
Autor – Erin Watt
Tłumaczenie – Maria Smulewska-Dziadosz
Wydawnictwo – Otwarte
Liczba stron – 400
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-7515-488-7


Ella Harper to córka mężczyzny, którego nigdy nie poznała i kobiety, która niedawno zmarła na raka. Jej życie to teraz ciągła walka o przetrwanie, ciągła ucieczka przed systemem opieki społecznej. Praca w nocnym klubie nie stanowi szczytu jej marzeń. Skończyć szkołę i pójść na studia – to są cele, do których dąży nasza główna bohaterka.

Skomplikowane już i tak życie Elli, wywraca się do góry nogami, kiedy wezwana do gabinetu dyrektora, staję twarzą w twarz z mężczyzną, który twierdzi, że jest jej prawnym opiekunem i na potwierdzenie tego ma odpowiednie dokumenty.

Ella ma dwa wyjścia, albo zbuntować się przeciwko zamieszkaniu z nowym opiekunem, co jednocześnie wiązałoby się z przyznaniem do podrobienia podpisu swojej zmarłej matki na podaniu do szkoły, albo zgodzić się na warunki jakie postawił jej Callum Royal.

Ella wybrała mniejsze zło – zamieszkanie z Callumem i jego rodziną.

"Wiem, że nie zastąpię ci rodziców, ale chcę, być znalazła we mnie takie samo oparcie, jakie byś w nich miała. Tak, straciłaś rodzinę, ale nie jesteś już sama, Ello."

Nasza główna bohaterka dowiaduję się, że nowy opiekun to najlepszy przyjaciel i wspólnik jej ojca, który niestety zginął w wypadku, a który to na chwilę przed śmiercią, z listu otrzymanego od matki Elli dowiedział się, że ma córkę. Callum postanowił, że ją odnajdzie i zaopiekuję się nią jak własnym dzieckiem.

Nasza główna bohaterka wraz ze swoim nowym opiekunem prawnym, zyskała także przyszywane rodzeństwo – a konkretnie aż pięciu braci, synów Calluma.

Jeśli chodzi o główny wątek romantyczny to możecie się domyślić, że będzie on miał miejsce między Ellą, a jednym z synów Calluma - Reedem.


Sama książka jest dość przewidywalna i mnie osobiście niczym nie zaskoczyła.

Jak już wspomniałam w jednym z ostatnich postów na FB w pierwszej chwili, mniej więcej w połowie książki pomyślałam, że Erin Watt zafascynowana twórczością Amo Jones stworzyła swoją wersję (kopię) "Srebrnego łabędzia". Ale szybko wyszłam z błędu, gdy po sprawdzeniu okazało się, że oryginalna "Papierowa księżniczka" miała swoją premierę dobry rok przed "Srebrnym łabędziem". Te dwie książki mają wiele podobieństw - dla mnie zbyt wiele. Nie należy zatem krytykować w tej kwestii „Papierowej księżniczki”, a „Srebrnego łabędzia”.

"Srebrnym łabędziem" zachwycało się dużo osób, a dla mnie był on naprawdę słaby. "Papierową księżniczkę" krytykowało sporę grono, a ja przyznaję, że nie była taka zła, jak myślałam, że będzie.

Porównując główne bohaterki w obu książkach, muszę przyznać, że o tyle o ile główną kobiecą postać w "Srebrnym łabędziu" uznałam za infantylną, głupią i wręcz irytującą, to Ella była naprawdę do zaakceptowania.

Podsumowując, myślę, że to jedna z tych książek, którą się albo kocha, albo nienawidzi. Ja oceniam ją neutralnie.

Za możliwość recenzji i egzemplarze książek serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Otwartemu!