Social Media

piątek, 19 lutego 2021

#154 "Sprośne listy" - Vi Keeland/Penelope Ward

      „Sprośne listy” to już kolejna na polskim rynku wydawniczym historia pióra duetu Vi Keeland i Penelope Ward, który w naszym kraju ma naprawdę sporą rzeszę fanów. Jeśli jesteście ciekawi, jak ta lutowa premiera wypadła na tle innych książek napisanych przez autorki, zapraszam do lektury mojej recenzji.




 


         Tytuł – „Sprośne listy"
          (oryg. Dirty letters)
    Autor – Vi Keeland/Penelope Ward
    Tłumaczenie - Tomasz F. Misiorek
        Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 344
        Wydanie pierwsze – 2021
        ISBN – 978-83-2836-691-6



Kiedy w drugiej klasie szkoły podstawowej, nauczycielka Luki zorganizowała w jej klasie wymianę listów z brytyjskimi uczniami, nasza bohaterka nie przypuszczała jak bardzo zmieni to jej życie. To właśnie wtedy poznała Griffina – chłopca, z którym przez kolejną dekadę pisała o wszystkim: marzeniach, dziecięcych a potem nastoletnich problemach, pierwszych miłościach. Stali się swoimi największymi i najlepszymi powiernikami. Pewnego dnia, kiedy Luka była nastolatką, w jej życiu wydarzyła się tragedia, której jedną z konsekwencji było zaprzestanie kontaktów z Griffinem. Poza tym, nasza bohaterka z towarzyskiej i uśmiechniętej dziewczyny, stała się cierpiącą na zaburzenia lękowe i agorafobię introwertyczką. Strach przed byciem uwięzionym i tłumy powodują ataki paniki, które mocno utrudniają jej życie zmuszając m.in. do robienia zakupów nocą, kiedy sklepy są praktycznie puste. Teraz, jako dwudziestokilkulatka mieszka na obrzeżach Vermont, a jedyny plus z bycia aspołecznym, wykorzystała, aby rozwinąć swoją pisarską pasję, dzięki czemu stała się autorką kilku bestsellerowych thrillerów, które wydała pod pseudonimem. Jedynymi przyjaciółmi Luki są sędziwy Chester Maxwell – pasjonat ptaków i psychiatra, który pomaga jej w przezwyciężaniu lęków oraz … udomowiona świnka Hortensja.


Kiedy nasza bohaterka, po ośmiu latach ciszy niespodziewanie otrzymuję list, a jego nadawcą jest Griffin, powiedzieć że Luka jest zaskoczona to mało. Zwłaszcza, że z zawartości korespondencji dowiaduje się, że jest DO BANI.


Rzuciłam okiem na adres zwrotny, szukając nazwiska nadawcy.

G. Quinn

O, serio? To niemożliwe.

Zmarszczyłam brew, patrząc na znaczek. List został nadany z Kalifornii, nie z Anglii, ale nie znałam innego Quinna niż Griffin. Charakter pisma też wyglądał dość znajomo. Jednak od ostatniej wymiany listów minęło już prawie osiem lat. Dlaczego miałby pisać teraz?

Zaciekawiona, rozerwałam kopertę i spojrzałam na koniec listu, by sprawdzić imię. Oczywiście, był od Griffina. Zaczęłam więc od początku.


Droga Luko,

czy lubisz szkocką? Pamiętam, że pisałaś, że nie lubisz smaku piwa. Nigdy jednak nie mieliśmy okazji by porozmawiać na temat naszych preferencji co do czegoś mocniejszego. Dlaczegóż tak, mogłabyś zapytać? Pozwól, że Ci przypomnę — ponieważ przestałaś odpowiadać na moje listy bite osiem lat temu. Chciałem, żebyś wiedziała, że wciąż jestem o to zły. Moja mama zwykła mawiać, że chowam urazy. A fakt jest faktem, że jesteś do bani. Tak właśnie, dobrze przeczytałaś. Chciałem to z siebie wyrzucić już dawno.

Nie odczytaj tego źle — nie mam na Twoim punkcie obsesji ani nic takiego. Nie siedzę w domu, przemyśliwując bez przerwy na Twój temat. W istocie mijały całe miesiące, a Ty nie zaprzątałaś mego umysłu. Czasem jednak, zupełnie bez przyczyny, przychodzą mi do głowy przypadkowe myśli. Na przykład widzę jakiegoś dzieciaka w wózku jedzącego lukrecję i pamięć o Tobie ożywa. Przy okazji — nigdy nie próbowałem jej ponownie w dorosłości, ale wciąż uważam, że smakuje jak podeszwa, więc może jednak to Ty nie masz gustu. Pewnie nie lubisz nawet szkockiej.

Tak czy owak, przekonany jestem, że ten list do Ciebie nie trafi. A jeśli nawet jakimś cudem trafi, to nie odpiszesz. Jednak, jeśli go czytasz, musisz mieć świadomość dwóch rzeczy:

  1. Macallan 1926 jest warta swojej ceny. Gładko wchodzi.

  2. Jesteś DO BANI.

    Do widzenia, ślepa Gienia.

    Griffin

 

                 Co u licha?  


Czy można wrócić do zerwanych kontaktów jak gdyby czas nigdy nie minął? W przypadku naszych bohaterów okazało się, że owszem. Luka, mimo strachu i niepewności, postanowiła odpisać Griffinowi i to okazało się punktem zwrotnym zarówno w jej jak również jego życiu. Ponowne odnowienie kontaktów uświadomiło naszym bohaterom, że ich relacja to coś więcej niż zwykła dziecięcia przyjaźń czy nastoletnie zauroczenie. Choć czas nie zmienił ich stosunku do siebie, to jednak zmienił ich życia. Pytanie brzmi jak bardzo? I dlaczego, kiedy Luka proponuję chłopakowi wymianę aktualnych zdjęć Griffin ją zbywa? Kiedy nasza bohaterka przypadkowo poznaję jego adres w Kalifornii (w której obecnie mieszka), mimo ogromnego strachu i swoich lęków decyduję się na kilkudniową podróż kamperem wraz ze swoim psychiatrą, aby samej przekonać się, dlaczego Griffin był tak zachowawczy. Jednak nic nie mogło jej przygotować na to, czego dowiaduję się na miejscu...



Uważam, że wykorzystując w książce motyw komunikacji tradycyjnymi listami autorki pokazały, jak cudowna jest ta forma kontaktu, a wyczekiwanie na mającą nadejść papeterię jest dużo lepsze niż na zwyczajny sms. Poza tym, książka porusza bardzo ważny problem zaburzeń lękowych z którymi zmaga się każdego dnia główna bohaterka. Dla zwykłego człowieka zakupy czy podróż samochodem jest czymś trywialnym nad czym nikt się nie zastanawia, natomiast dla Luki to wszystko wymaga niesamowitej odwagi i psychicznego przygotowania.


Fabuła książki to również, typowe dla autorek poczucie humoru, które nigdy nie zawodzi. Relacja głównych bohaterów została przedstawiona nie tylko z perspektywy samych pozytywnych stron, ale i obaw, jakie ze sobą niesie. Wiara i miłość w drugą osobę mogą być łatwe, ale przekonanie jej, by pokochała i uwierzyła w samą siebie to już „inna para kaloszy”. 


Piękna, zabawna, momentami wzruszająca, a co najważniejsze pouczająca. Taka jest ta historia.


                                Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz