Penelope Ward należy do grona tych autorek po historie której sięgam w ciemno, bez dłuższego zastanowienia. W przypadku książki „Dzień, w którym powrócił” miałam tą przyjemność, że przeczytałam ją w oryginale już w zeszłym roku przy okazji premiery w USA. Jaki był powrót do tej historii w polskim wydaniu? Piękny, wzruszający i na pewno niosący przesłanie. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów, zapraszam do lektury poniższej recenzji.
Główną bohaterką historii jest Raven Donatacci. Dziewczyna na okres kilku letnich miesięcy zostaje zatrudniona jako pokojówka w posiadłości Ruth i Gunthera Mastersonów, mieszkających w pięknym domu położonym w ekskluzywnym Palm Beach. Renata – mama naszej bohaterki pracuję już dla nich od dziesięciu lat jako gosposia. Pracodawcy kobiet są jak ogień i woda. Ruth to kobieta, która uważa się za lepszą od innych, traktująca wszystkich bez szacunku i oceniająca z wyższością - zwłaszcza Raven. Pan domu jest jej kompletnym przeciwieństwem – spokojny i opanowany, ceni zwłaszcza matkę naszej bohaterki – nie tylko jako pracownika, ale i człowieka.
Państwo Mastersonowie mają dwóch synów: dwudziestojednoletniego Gavina i kilka lat młodszego Weldona, którzy na co dzień mieszkają w Anglii, gdzie pierwszy właśnie skończył licencjat na Oxfordzie, a drugi uczęszcza do szkoły z internatem. Raz na jakiś czas chłopcy wracają na wakacje do domu i tak też dzieje się tego lata, kiedy Raven zaczęła pracę.
Już pierwsze spotkanie naszej bohaterki z synami państwa Masterson daję Raven obraz tego, że są oni tak samo różni pod względem charakteru jak ich rodzice. Gavin jest zabawny, wyluzowany i nie zmanierowany, mimo bogactwa w jakim się wychował. Weldon natomiast to typ opryskliwego, nieco aroganckiego, a na pewno stroniącego od wszelkiego rodzaju wysiłku chłopaka – wysiłku nawet tak trywialnego jakim jest umycie po sobie naczyń.
Mimo dzielącego Raven i Gavina statusu społecznego, środowiska w którym żyją, znajomych i zawartości konta bankowego od samego początku odczuwalna jest między nimi wzajemna fascynacja. Początkowe zaintrygowanie przechodzi przez fizyczne przyciąganie, a kończy się silnym uczuciem z którym żadne z nich nie może, a ostatecznie nie chcę walczyć. Mimo tego, że na jesieni Gavin planował wyjechać na studia prawnicze do Yale, to chciał kontynuować związek z Raven na który miał już plan w którym tak często, jak to tylko możliwe mieliby się wzajemnie odwiedzać. Zakochanie się w sobie było najbardziej nieprzewidywalną, ale jednocześnie najpiękniejsza rzeczą jaka przytrafiła się naszym bohaterom.
Niestety Ruth Masterson nie była kobietą, która pozwoliłaby synowi na związek z kimś poniżej jej oczekiwań, statusu społecznego i pochodzenia. Kiedy zwykły słowny sprzeciw na kontakty między Raven i Gavinem nie przyniósł zamierzonego skutku (przez co nasi bohaterowie musieli ukrywać swój związek), pani Masterson posunęła się do ostateczności, zmuszając Raven przy pomocy szantażu do zerwania z Gavinem, łamiąc tym samym serce ich obojga.
Minęło dziesięć lat - dekada w ciągu której tak wiele się zdarzyło i tak wiele zmieniło. Raven skończyła szkołę pielęgniarską, a od pół roku ponownie pracuję … w domu w którym kiedyś poznała miłość swojego życia. Teraz mieszka w nim jedynie Gunther Masterson – kiedyś w sile wieku, dziś chorujący na demencję człowiek, którym jako pielęgniarka opiekuję się Raven. Dziewczyna choć tak, może w pewien sposób odwdzięczyć się za dobroć, jaką okazał jej lata temu.
Nasza bohaterka nie przypuszcza jednak, że z niezapowiedzianą wizytą z Londynu w odwiedziny do ojca przyjedzie ten, któremu dekadę temu zmuszona była złamać serce, a który nie miał pojęcia, że Raven pracuję ponownie w jego rodzinnym domu.
— Proszę — powiedziałam.
W progu stała Genevieve i wypowiedziała słowa, po których cały ten dzień zmienił się diametralnie.
— Panie Masterson, pański syn, Gavin, właśnie przyjechał z Londynu. — Spojrzała na mnie z lękiem. — Nie spodziewaliśmy się go. Właśnie wszedł do domu i idzie tu, żeby się z panem spotkać.
Serce mi stanęło.
Co?
Gavin?
Gavin tu jest?
Nie.
Nie. Nie. Nie.
Genvieve wiedziała, co to oznacza. Pracowała tu w czasie, gdymiędzy mną a Gavinem wszystko się posypało.
— Przykro mi, Raven — dodała szeptem, tak żeby Pan M. nie
usłyszał.
Gdy wyszła i wróciła na dół, wpadłam w panikę. On miał być po drugiej stronie oceanu! Miał nas uprzedzać o swoich odwiedzinach.
Nie miałam nawet szansy się przygotować. Nim się obejrzałam, patrzyłam w przerażone oczy jedynego faceta, którego w życiu kochałam i którego nie widziałam od dekady. Nigdy bym nie przypuszczała, że akurat dziś, w taką zwykłą środę, on wróci.
Raven, mimo że ruszyła ze swoim życiem, to nigdy nikomu nie oddała swojego serca, bo ono zawsze należało do Gavina? Ale pytanie brzmi - co na to serce naszego bohatera, który jak się okaże jest obecnie … zaręczony?
Czy prawda o tym, dlaczego Raven zmuszona była złamać serce ukochanemu wyjdzie na jaw? I jak zareaguje na to mężczyzna?
Penelope Ward nigdy nie zawodzi. Mimo, iż jej książki są dość schematyczne, to na premierę każdej następnej czekam z wypiekami na twarzy, bo pióro autorki ma w sobie coś magicznego, dzięki czemu nie potrafię oderwać się od lektury pisanych przez nią historii.
„Dzień w którym powrócił” to przede wszystkim opowieść o tym, jak konwenanse, status społeczny, pochodzenie i zawartość portfela mogą mieć wpływ na związek dwojga ludzi wywodzących się z kompletnie różnych środowisk. Postać Raven mimo młodego wieku zaimponowała mi swoim charakterem, zwłaszcza poświęceniem na jakie się zdecydowała, a o którym dowiecie się wyłącznie jeśli sięgniecie po książkę. Osoba Gavina to przykład człowieka, który mimo środowiska w którym się wychowywał, był w stanie zachować ten młodzieńczy luz, spontaniczność i niezblazowanie pieniędzmi.
Warto zwrócić uwagę na jedną z postaci drugoplanowych, mam tu na myśli brata głównego bohatera – Weldona. Jest on żywym przykładem tego, że nigdy nie jest za późno na zmianę, a dzięki pomocy i wsparciu bliskiej osoby można dojrzeć i stać się lepszym człowiekiem.
Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję
Wydawnictwu EditioRed!