Social Media

sobota, 29 czerwca 2019

#102 "Save us" - Mona Kasten


W sobotnie popołudnie zapraszam na recenzję książki, która stanowi zwieńczenie trylogii Maxton Hall autorstwa Mony Kasten. Po „Save me” i „Save you” przyszedł czas na „Save us” w której pożegnamy się z Ruby, Jamesem i pozostałymi bohaterami serii. Czy nasza para dostanie swoje szczęśliwe zakończenie oraz jak potoczą się losy drugoplanowych postaci? O tym, co w wielkim finale zaplanowała dla swoich bohaterów i czytelników autorka przeczytacie już poniżej.



 


            Tytuł – „Save us
            (oryg.Save us)
           Autor – Mona Kasten
      Tłumaczenie - Ewa Spirydowicz
           Wydawnictwo – Jaguar
           Liczba stron – 351
         Wydanie pierwsze – 2019
         ISBN – 978-83-7686-793-9



Zakończenie poprzedniego tomu nie pozostawiło złudzeń, że nasi bohaterowie na swoje szczęśliwe zakończenie będą musieli jeszcze poczekać oraz niejedno przejść. Ruby zostaje zawieszona w prawach ucznia, a jej przyszłość i marzenia o studiowaniu w Oksfordzie stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Pytanie brzmi, kto wysłał do dyrektora szkoły zdjęcia sugerujące, że Ruby miała romans z nauczycielem? Zdjęcia, których autorem był … James.


Nie tylko parę naszych głównych bohaterów czekają w tym tomie problemy. O ciąży Lydii dowiaduję się jej ojciec i jak się domyślacie nie przyjmuję tego ze spokojem. Dziewczyna zostaje odesłana (choć to bardzo delikatnie powiedziane) do ciotki, aby przypadkiem ten według niego „brudny sekret” nie ujrzał światła dziennego. Uwierzcie mi, że w wielu momentach miałam ochotę dosłownie potrząsnąć Mortimerem Beaufortem - mężczyzną dla którego konwenanse, obrazek idealnej rodziny, podporządkowanie sobie wszystkiego i wszystkich, a  przede wszystkim traktowanie własnych dzieci jak pionków w grze stanowiło najważniejszy cel w życiu.  Ten człowiek nie cofnie się przed niczym, aby dopiąc swego.

W „Save us” ujęło mnie chyba najbardziej to, że związek Ruby i James’a nie był niczym przyspieszany i toczył się spokojnym rytmem. Nawet sam fizyczny aspekt został zniesiony na drugi plan, aby dać pierwszoplanową rolę tej bardziej emocjonalnej i duchowej stronie ich znajomości.

Mona Kasten dała też przemówić w tym tomie postaciom, które przewijają się w historii i na pewno spore grono czytelników było ciekawe, co tak naprawdę dzieje się ich głowach. Tak właśnie dostaliśmy rozdziały w których narrację prowadzą m.in. Graham czy Alistar.

"Mój dziadek zawsze pytał: 'Co zrobisz, gdy nadejdzie dzień, w którym stracisz wszytsko?'. Do tej pory nigdy się nad tym nie zastanawiałem, za każdym razem odpowiadałem pierwszymi lepszymi słowami, które akurat przyszły mi do głowy".

Już  poprzednich tomach moje serce skradła siostra Ruby - Ember, której w „Save us” autorka poświęciła sporo miejsca, a zwłaszcza jej nowo rozwijającej się znajomości z Wrenem.

Myślę, że takie zwieńczenie trylogii Maxton Hall jakie zaserwowała nam autorka w pełni mnie usatysfakcjonowało. Przede wszystkim utwierdziło w przekonaniu jak ważni w życiu są prawdziwi przyjaciele niezależnie od statusu materialnego. Paczka, która stanie za sobą murem, nie odrzuci i będzie przy tobie nawet w najgorszych chwilach. Taką lekcję można wyciągnąć z „Save us”.

P.S. Walczcie o marzenia jak James i Ruby.


Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
Wydawnictwu Jaguar!

sobota, 15 czerwca 2019

#101 "Romans po brytyjsku" - Penelope Ward/Vi Keeland


Kiedy na zewnątrz panują iście piekielne temperatury, ja postanowiłam jeszcze bardziej podgrzać atmosferę i zaserwować wam przedpremierową recenzję książki autorskiego duetu Ward/Keeland. Mam nadzieję, że zachęcę was tym samym do jeszcze intensywniejszego wyczekiwania na jej premierę, która już 19 czerwca.


   


      Tytuł – „Romans po brytyjsku"
     (oryg.Dear Bridget, I Want You)
    Autor – Penelope Ward/Vi Keeland
       Tłumaczenie - Marcin Machnik
         Wydawnictwo – EditioRed
           Liczba stron – 288
        Wydanie pierwsze – 2019
        ISBN – 978-83-2834-753-3




Główną bohaterką historii jest Bridget Valentine, która na co dzień pracuję w szpitalu jako pielęgniarka. Kobieta nigdy nie przypuszczała, że w wieku zaledwie trzydziestu jeden lat zostanie wdową, po tym jak w wypadku samochodowym zginął jej mąż. Dwa lata później, jako trzydziestotrzylatka Bridget skupia się na pracy, a przede wszystkim na wychowywaniu swojego ośmioletniego syna Brendana.


Kiedy próba wędkowania z synem kończy się dla Bridget wizytą na ostrym dyżurze nasza bohaterka nie spodziewa się, że jej przypadkiem zajmie się dość młody, naprawdę przystojny, zdecydowanie czarujący i obdarzony zabójczym brytyjskim akcentem lekarz. Wyjęcie z pośladka haczyka od wędki jest wystarczającą traumą dla naszej bohaterki. Ale kiedy ma to zrobić ktoś taki, jak doktor Simon Hogue, Bridget czuję się jeszcze większe upokorzenie.

Nasza bohaterka próbowała wyprzeć tamto zawstydzające doświadczenie z pamięci. Ale wiecie co? Najwyraźniej przeznaczenie miało dla niej zupełnie inne plany.

Mimo, iż sytuacja finansowa Bridget nie była zła, to dodatkowy zastrzyk gotówki dla niej jako matki samotniej wychowującej dziecko, jest zawsze dobrą opcją. Dlatego też nasza bohaterka postanowiła wynająć pokój, który przylegał do jej domu. Okazało się przy tym, że jej dobra przyjaciółka miała dla niej idealnego lokatora, który jak sama stwierdziła, jest dla niej jak brat.

Możecie się zatem domyślić w jakim szoku musiała być Bridget, kiedy któregoś dnia w dość zabawnej sytuacji (nie zdradzę wam jakiej) znalazł ją w jej własnej łazience nowy współlokator – nie kto inny, jak poznany kilka miesięcy wcześniej doktor Hogue.

„- Ile masz lat? 
- Niestosownie jest pytać kobietę o wiek, wiesz? 
Splotłem ramiona na torsie. 
- Jeśli dobrze pamiętam, ty spytałaś mnie o wiek trzydzieści sekund po moim wejściu do gabinetu parę miesięcy temu. 
- Taką mamy dobrą pamięć, co? 
- Owszem. Minęły trzy miesiące, a ja mógłbym rozpoznać twój zadek na policyjnym okazaniu.”

To, że Simon okazał się nowym lokatorem było szokiem zarówno dla Bridget, jak i dla samego mężczyzny.

Fakt, że stanowił uosobienie uroczego Brytyjczyka z poczuciem humoru i seksownym uśmiechem to jedno.
Fakt, że był młodszy od Bridget o cztery lata, stanowiło dla niej pewnego rodzaju tabu.
Fakt, że dogadywał się z Brendanem rozczulało naszą bohaterkę.
Fakty, fakty, fakty…

Ale najbardziej istotnym faktem okazało się to, że zarówno Simon jak i Bridget zaczęli dostrzegać, że ich relacja zaczyna przekraczać granicę zarezerwowaną tylko i wyłącznie dla współlokatorów.

Cóż mogę wam powiedzieć o tej książce. Jeśli znacie twórczość duetu autorskiego Ward/Kelland to z całą pewnością nie znajdziecie tu jakiejś nowej, szokującej fabuły, a raczej coś do czego już przyzwyczaiły nas obie panie w swoich książkach. Ale wiecie co? Ja kocham to, do czego nas przyczaiły. One w żadnej ze swoich książek nie „odkrywają kosmosu na nowo”, ale jest coś takiego w pisanych przez nie historiach, że człowiek się uzależnia.

Myślę, że tymi elementami, które tak świetnie spajają całą książkę występującymi także w „Romansie po brytyjsku” są genialne poczucie humoru ukryte w dialogach, niewątpliwa chemia między bohaterami oraz zgoła nietuzinkowe postaci.

Historia Bridget i Simona ma także istotny element, który na moje oko rzadko pojawia się w książkach. O ile różnica wieku między bohaterami występuję, to zazwyczaj pojawia się ona pod postacią relacji, kiedy to główny bohater jest starszy od głównej bohaterki. Tutaj autorki serwują nam zgoła odmienną sytuację, i to główna damska postać jest tą starszą. W tym przypadku to tylko, albo i aż cztery lata. Na początku dla naszej bohaterki były to, aż cztery lata.

"Romans po brytyjsku" jest idealną lekturą na letnie miesiące przy szklance zimnej lemioniady. 

            Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                   Wydawnictwu EditioRed!

środa, 5 czerwca 2019

#100 "Więcej niż pocałunek" - Helen Hoang


Nagroda Goodreads dla najlepszej książki roku 2018 w kategorii Romans

Jedna z 50 najbardziej wyjątkowych powieści roku 2018 według „Washington Post”

Top 100 książek Amazona w roku 2018

Jedna z najlepszych książek na lato według „Elle


Takie zachęcające hasła możemy przeczytać w sieci o dzisiejszej premierze od Wydawnictwa Muza. Byłam niezwykle ciekawa historii przedstawionej w „Więcej niż pocałunek”, zwłaszcza że stanowi ona literacki debiut amerykańskiej autorki Helen Hoang. Co myślę o książce, która w wyścigu o najlepszy romans 2018 roku pokonała taką „starą wyjadaczkę” jak Colleen Hoover? Przekonajcie się.



  


Tytuł – „Więcej niż pocałunek"
(oryg.The Kiss Quotient)
Autor – Helen Hoang
Tłumaczenie - Paweł Wolak
Wydawnictwo – Muza 
Liczba stron – 477
Wydanie pierwsze – 2019
ISBN – 978-83-2871-204-1




Stella Lane mogłaby być typową trzydziestoletnią kobietą. Mogłaby … ale nie jest. Jej największą pasją są liczby, matematyka, algorytmy. Swój ścisły umysł wykorzystuję na co dzień, pracując jako ceniona specjalistka od ekonometrii. Spełnienie zawodowych ambicji nie przekłada się jednak na jej życie uczuciowe. Przyczyna problemów w nawiązywaniu relacji z mężczyznami nie leży po stronie samej Stelli, a choroby z którą się zmaga – Asperger. Poza rodzicami, nikt nie wie o tym z czym na co dzień musi się zmagać kobieta. Stella stara się żyć normalnie i unikać sytuacji w których pojawiałyby się objawy choroby do których należą m.in. nadwrażliwość lub zbyt niska wrażliwość na niektóre bodźce, w szczególności temperaturę, hałas, zapachy;  silny stres gdy coś przebiega niezgodnie z planem lub schematem czy też problemy z komunikacją oraz odczuwaniem i rozumieniem emocji.

Nasza bohaterka podejmuję w końcu odważną decyzję - aby przełamać się i poprawić swoje kontakty damsko-męskie potrzebuję pomocy profesjonalisty – kogoś kto w "te klocki" bawi się na co dzień – faceta do towarzystwa. On nauczy ją jak fizycznie i psychicznie poprawić relację z płcią przeciwną, aby kiedy już pozna ona kogoś interesującego, nie czuła się nieprzygotowana i zestresowana.

I tak w życiu Stelli pojawia się Michael.

Mężczyzna, którego życie nie rozpieszczało, a kiedyś musiał zrezygnować z wielkich marzeń, aby pomóc rodzinie teraz w każdy piątek dorabia jako facet do towarzystwa. Gdy pojawia się na spotkaniu z nową klientką jest przygotowany na wszystko, ale nie na młodą, ładną i skromną kobietę. A pierwsza myśl jaka pojawia się w jego głowie po zobaczeniu Stelli to: dlaczego u diabła taka kobieta jak ona, chcę uprawiać seks z obcym facetem, skoro powinna mieć chłopaka albo męża.

I tak zaczyna się relacja, która dla Stelli - światem której zawsze rządziły liczby, staje się początkiem czegoś kompletnie niespodziewanego, czegoś co wymyka się matematyce.

„Więcej niż pocałunek” to historia, którą czyta się naprawdę szybko. Jeden dzień i byłam po lekturze książki. Zdecydowanym plusem historii jest fakt, że autorka zdecydowała się podjąć trudne wyzwanie, jakim było wykreowanie głównej bohaterki cierpiącej na zespół Aspergera. Czytelnik może naocznie przekonać się z jakimi trudnościami zmaga się chory.

Michael jako główna męska postać kupiła swoim urokiem osobistym, poświęceniem dla rodziny i niecodzienną jak na męskich bohaterów książek pasją – projektowaniem i szyciem ubrań.

I choć sama nie przyznałabym tej książce tytułu najlepszego romansu 2018 roku, za jaki uznana ona została przez czytelników portalu Goodreads, to jest w niej coś urokliwego, niezwykłego i oryginalnego.

P.S. Przyznam się wam, że jestem fanką oryginalnej okładki i tytułu.

                                        Za możliwość recenzji i egzemplarz książki serdecznie dziękuję 
                                                                        Wydawnictwu Muza!