W
tym tygodniu na polskim rynku wydawniczym pojawiła się kolejna książka
autorstwa mojego ulubionego pisarskiego duetu. Każdą pisaną przez siebie
historią Vi Keeland i Penelope Ward udowadniają dlaczego rzesza ich fanów
rośnie z każdym rokiem i to w tak szybkim tempie. Mam cichą nadzieje, że tą recenzją przekonam was, że „Playboy
za sterami” to idealny romans na zimowe wieczory.
(oryg.Playboy Pilot)
Autor – Vi Keeland/Penelope Ward
Tłumaczenie - Marta Czub
Wydawnictwo – EditioRed
Liczba stron – 280
Wydanie pierwsze – 2018
ISBN – 978-83-2833-992-7
Życie Kendall Sparks nigdy nie
wymagało od niej trudnych wyborów. Wychowywana w uprzywilejowanej, bogatej i żyjącej w dostatku rodzinie dziewczyna nie musiała martwić się praktycznie o nic. W
miarę upływu lat sytuacja się jednak zmieniła, a jeden zapis w opiewającym na
miliony dolarów funduszu powierniczym jej ekscentrycznego i nieco dziwnego
dziadka sprawił, że nasza bohaterka zmuszona została do podjęcia decyzji, od której będzie
zależała jej dalsza przyszłość. Albo przed swoimi dwudziestymi szóstymi
urodzinami urodzi syna (choć absolutnie nie czuję się gotowa na zostanie matką),
albo nici z wygodnego życia i pieniędzy do których, bądź co bądź Kendall
przywykła przez te wszystkie lata. Tak więc sami rozumiecie - dylematy, dylematy…, a czasu na podjęcie decyzji jest coraz mniej. I tak właśnie nasza bohaterka
znalazła się na lotnisku przeglądając folder podróżniczy, aby zdecydować do
jakiego miejsca na świecie polecieć, aby tam w spokoju przemyśleć co ostatecznie zrobi.
Lotnisko to drugi dom dla Cartera
Clynesa. Jako pilot linii International Airlines nasz bohater lata w
najpiękniejsze zakątki kuli ziemskiej. Carter to wolny duch, który ze swojej
pasji uczynił zawód. Biorąc pod uwagę, że nie jest z nikim związany na
stałe, może sobie pozwolić na pracę, która sprawia, że ciągle jest w podróży i
rzadko bywa w domu na dłużej niż kilka dni. To miał być kolejny zwyczajny
dzień, ale spotkanie pewnej intrygującej i zadziornej blondynki w lotniskowym barze kompletnie to zmieniło.
„-Teraz wszystko mi prześwituję!
- Mam tego bolesną świadomość. (…) Chryste, nie masz stanika?
- Nie mam.
W końcu podniósł wzrok.
- A mogę spytać, co robisz na lotnisku bez stanika?
Chrząknęłam i wyjaśniłam:
- Chciałam, żeby mi było wygodnie w samolocie. (…) Nie spodziewałam się, że obcy facet zaatakuje mnie wodą.”
Chwila rozmowy wystarczyła, aby
między naszą dwójką pojawiły się drobne (no dobra dość spore) iskry. Carter z
typowym dla siebie urokiem i pewnością siebie skierował uwagę Kendall na jeden
konkretny kierunek podróży – Rio w Brazylii. Dziewczyna nie wiedziała, że
mężczyzna jest pilotem, nie wiedziała też, że Carter nie wybrał brazylijskiego
miasta przypadkiem, ale o tym Kendall dowiedziała się dopiero, kiedy siedząc w
samolocie usłyszała głos kapitana, głos, który zdążyła zapamiętać - głos
Cartera.
Rio będzie dopiero pierwszy
przystankiem, a jednocześnie początkiem niezwykłej podroży w trakcie, której zarówno Kendall jak i
Carter znajdą odpowiedzi, których kompletnie się nie spodziewali. Bo na pewno, żadne
z nich nie spodziewało się, że zagorzały kawaler z luźnym podejściem do
związków i dziewczyna, która stanęła na życiowym zakręcie będą mieć tyle
wspólnego.
„Playboy za sterami” to kolejny
(wiem, to robi się już nudne…żartuję), przykład jak można napisać świetny
romans, nie powielając przy tym schematów z soczystymi i zabawnymi dialogami, dzięki którym z każdą kolejną stroną zakochujemy się w głównych bohaterach.
Nie wiem jak Vi Keeland oraz Penelope Ward to robią, ale ich książek i historii w nich zawartych po prostu nie da się nie kochać.
Wydawnictwu EditioRed!